09-03-2022, 19:17
|
#257 |
Markiz de Szatie | Marsz w ostępach tropiku ponowie odcisnął piętno na kondycji Carstena. Choć był już nieco zaprawiony i niestrudzenie wędrował po raz kolejny po rozmiękłym błocie, w deszczu i nieustannym zagrożeniu to dotychczasowa wyprawa dokładała kolejny ciężar na barki. Ochroniarz nie miał czasu, by się zregenerować. Poszukiwanie śladów elfów, przeprawa przez nawiedzone bagna, czujna obserwacja piramid, wreszcie zwiad w kolejne ruiny nakładały się na siebie w ostatnich dniach kumulując zmęczenie. Szedł bez słowa, słuchając jedynie pogadanek niektórych towarzyszy. Zwłaszcza kobiety miały skłonność, by zabijać czas rozmową. Jemu mimo ich gadaniny, nadal upływał zbyt wolno, a nocleg w obozowym namiocie zdawał się być wytęsknionym marzeniem, jak pokój w najlepszym przybytku.
Tak naprawdę uświadomił sobie, iż chwile wytchnienia miał w wiosce królowej Aldery, gdzie nikt nie zlecał mu kolejnej misji i dawał czas na solidny, niezmącony wypoczynek.
Teraz kiedy obóz był tak blisko, znowuż nieprzewidziane okoliczności spłynęły na nich jak opary mgły. Sprawa musiała być poważna, a kwiaty warte ryzyka i kolejnego opóźnienia. Na początku przysłuchiwał się tylko Majo, nie mając zamiaru uczestniczyć w nocnym zbieraniu unikalnego kwiecia. Jednakże po namyśle stwierdził, że jest trochę więcej winien Amazonkom, niż podziękowania za zdobycie owoców ptasznika. Mógł tym razem się wykazać i pomóc sojuszniczemu plemieniu. Postanowił słuchać dzikusek i ich zaleceń przy tym śmiałym przedsięwzięciu, wierząc że okazana pomoc może jeszcze bardziej zjednoczyć w bliskiej i jak się wydawało nieuchronnej konfrontacji z Jaszczurami. Do tego śmiałość panny Schwarz prowokowała, aby dyskretnie przyjrzeć się jak ta dama poradzi sobie w nietypowych okolicznościach. - Te kwiaty jak słyszę mogą powodować omdlenie i inne niemiłe przypadłości… - Carsten rzekł te słowa zdało się beznamiętnie. - Przyda się tobie pani towarzystwo i męskie ramię, gdybyś zasłabła… zachwycona i odurzona pięknem lotosu… - nie wiadomo czy w kolejnym zdaniu była zawarta tylko żartobliwa troska, czy szczera chęć ochrony tak znamienna dla jego profesji.
Zaopatrzony w lśniący sztylet i nos osłonięty chustą przed nadmiernym wdychaniem wydzielanego przez rośliny aromatu ruszył niezgrabnie śladem Amazonek. Wkrótce cień jego rosłej sylwetki został całkowicie wchłonięty przez nocny bezmiar dżungli…
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 09-03-2022 o 22:09.
|
| |