Oberika nieco oszołomił rozwój wydarzeń w spalonej dzielnicy. To, że udało się znaleźć męża, czy może byłego męża, powinien myśleć, niedoszłej ofiary, było jeszcze dziwniejsze. Zawsze o duchach myślał jako o opowieściach z zamierzchłych czasów, istotach, które zagubiły się między światami. Nie bardzo potrafił odmówić prośbie karczmarza, zwłaszcza popartej złotem dla kapłanki, która przebywała w miasteczku obok. Nieco go zdziwił ślad stopy, jakby ktoś podążał za drużyną. Tylko kto?
Droga do Bryn Shander minęła spokojnie. Chociaż z lekkim niepokojem spoglądał na chmury, które od jakiegoś czasu straszyły, ale nie sypały śniegiem. Natomiast spotkanie z Topaz było miłą odmianą, żywa jak łasica, której wszędzie pełno, a jednak przekazała informacje, które miała, dość szybko i treściwie.
-Może dlatego się tam znalazł, bo był wygodny i pod ręką? Nie raz się zdarza, że niewinni cierpią lub są oskarżani. Chociaż nie słyszałem o niewinnych drowach. O ile to drow. – Rzucił jako komentarz Branowi. -Pójdę z tobą do świątyni. – Zadeklarował się Oberik.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |