Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2022, 10:48   #259
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 53 - 2525.XII.33 mkt; wieczór

Czas: 2525.XII.33 mkt; wieczór
Miejsce: 4,5 dni drogi od Leifsgard, dżungla, między ruinami a obozem
Warunki: na zewnątrz: jasno, odgłosy dżungli, mżawka, łag.wiatr, gorąco



Wszyscy



- No to powodzenia. Jak coś będzie nie tak to po prostu wracajcie i tyle. - powiedziała Koenig na pożegnanie. Blachy jej pancerza zgrzytnęły gdy się odwróciła w stronę odchodzących z dwójką Amazonek.

- Tak, uważajcie na siebie. Zwłaszcza ty braciszku. - Izabela objęła brata na pożegnanie jakby odchodził na nie wiadomo jak daleko i długo.

- W razie czego strzelajcie albo krzyczcie. To będziemy wiedzieć gdzie jesteście. - Rojo klepnął jeden ze swoich pistoletów wsadzonych za gruby pas jakby liczył się z jakimiś kłopotami w jakie mogą wpaść odchodzący.

- To chyba nie tak daleko. Bo one dość szybko wróciły. Jak się zgubicie to kierujcie się ku rzece. Potem idźcie z nurtem rzeki. To prędzej czy później dotrzecie do naszego obozu. - poradziła im Zoja która chyba do końca zastanawiała się czy iść czy nie. W końcu jednak zdecydowała się zostać. Poklepała Bertradna i Carstena na pożegnanie i aby życzyć im powodzenia.

W końcu poszli w piątkę. Dwójka Amazonek jako przewodniczki, impierialna szlachcianka, sylvański ochroniarz i bretoński kawaler. Jeszcze przez jakiś kawałek jak się odwracali to widzieli blask pochodni jakie prześwitywały pomiędzy pniami drzew i krzaków. Ale dość szybko czarna kurtyna nieskończonego, tropikalnego lasu oddzieliła ich całkowicie od tego podnoszącego na duchu wskaźnika cywilizacji. Szli w milczeniu i po ciemku. Łatwo było odnieść wrażenie, że są ostatnimi cywilizowanymi ludźmi w tej dzikiej, tropikalnej krainie. Noc jeszcze bardziej potęgowała uczucie obcości i zagubienia. Szli w milczeniu i po ciemku. Słychać było mlaskanie błota pod nogami, własne oddechy, szelest ubrania albo jakiś sprzączek, jakieś gałązki jakie ktoś odchylił albo kogoś zahaczyła gdy tak szli. Ale mimo to ich przewodniczki wydawały się być pewne dokąd idą bo szły miarowym, równym tempem. Zupełnie jakby szły w jakimś mieście przez park późnym wieczorem. Co chociaż ciemny to jednak wiadomo jak przez niego iść. Jawiły się jako skaczące plamy i punkty ich pleców czy malunków na skórze.

Panna von Schwarz chociaż z wyglądała jak szlachetna dama wyglądać powinna, zwłaszcza w tej długiej sukni i rapierem u boku co wydawała się wyrwana z jakiegoś szlachetnego dworku i rzucona przypadkiem w trzewia dżungli to jako towarzyszka podróży sprawdzała się całkiem nieźle. A rapier wydawała się mieć bardziej jako oznakę statusu niż broń jaką mogła używać. Chociaż roztaczała wokół siebie chłodną aurę dostojnych manier jaka tak skutecznie onieśmielała wiele osób przed zwracaniem się do niej. Teraz jak już po ciemku szli przez mokrą i obłapiającą mokre ubrania dżunglę też nie zwlekała i nie marudziłą dotrzymując kroku pozostałym. Zaś gdy jeszcze byli w oświetlonej pochodniami wyprawie skwitowała decyzję obu mężczyzn na swój dostojny sposób.

- Ależ to zaszczyt, że dwóch tak zacnych kawalerów będzie nam towarzyszyć i wspierać swoim mężnym ramieniem. - oznajmiła panna von Schwarz jeszcze przy oświetlonej pochodniami kolumnie gdy najpierw Carsten a potem Bertrand zdecydowali się towarzyszyć jej i Amazonkom w wyprawie po te kwiaty lotosu. Szlachcianka uprzejmie skinęła im obu głową chcąc z przyjemnym dla oka uśmiechem oddać im honor. A po pożegnaniu ruszyli za dwójką przewodniczek w mrok dość mokrej i chłodnej tego wieczoru dżungli. Szli po ciemku i w milczeniu. Ale raczej krócej niż dłużej. W pewnym momencie plecy Majo zatrzymały się i szeptała coś z idącą na czele Karą. W końcu cofnęła się i wzięła za rękę pozostałych aby ich po cichu przeprowadzić do wybranego miejsca. Schowali się za jakimś drzewem o tak masywnym pniu, że bez trudu zasłonił całą grupkę. Zaś wysoko wznoszące się korzenie stanowiły dodatkową zasłonę jaka promieniście rozchodziła się od pnia. Ale parę kroków od niego tworzyła skuteczny potykacz, zwłaszcza po ciemku jakby stworzony z myślą aby potykać i wywracać przechodzące tędy ofiary.

~ To tam. Czujecie zapach? To lotosy. Ale jeszcze jesteśmy dość daleko. Jak podejdziemy bliżej to czuć wyraźniej. Ale tam już może usypiać. ~ wyjaśniła szeptem tłumaczka królowej Aldery gdy już wszyscy schronili się za grubym pniem. Faktycznie stąd dało się wyczuć całkiem przyjemny i nowy zapach. Ładnie się odznaczał na tle mokrych i zgniłych woni jakie zwykle dominowały w dżungli. Jak jakiś aromat perfum szlachetnie urodzonej damy jaka tędy przechodziła niedawno i zapach miał się za chwilę ulotnić ale na tą chwilę jeszcze był wyczuwalny. Pomysł aby zorientować się co tak ładnie pachnie wydawał się całkiem naturalny. Wyglądało na to, że z tej odległości od źródła tego przyjemnego aromatu są dość bezpieczni ale to się mogło zmienić gdy podejdą bliżej.

Tam gdzie wskazywała czarnowłosa Amazonka widać było odblask wody. Pomimo tego, że byli na samym dnie zielonego oceanu to jakieś światło musiało się przedostawać aż tutaj bo jak tak chwilę stali i obserwowali to dało się dostrzec jakieś odblaski od tej wody. Na tej wodzie unosiło się coś co po ciemku i z tej odległości wydawało się jasnymi plamami. Wedle Majo to właśnie były owe lotosy. To były wodne rośliny więc unosiły się na wodzie. Wystarczyło tam wejść i je zebrać. No znaczy gdyby to były zwykłe kwiaty. Ale skoro to były te niezwykłe lotosy to trzeba było to zrobić szybko aby nie dać się im uśpić. Nagle jednak Kara zesztywniała. Odwróciła się do nich i wyciągnęła dłoń z włócznią przed siebie. Tak, było tam coś jeszcze.

W mroku nocnej dżungli widać było jakieś drobne punkciki bladego światła. Jak jakieś błędne ogniki albo świetliki. Poruszały się jednak leniwie w zgodnym kierunku. A to coś musiało być większe bo owocowało plamą czerni jaka przesłaniała widoczny granat dżungli i wody. Jakby jakiś podłużny cień jaki leniwie przepływał nad ziemią jak ryba w wodzie. Obserwowali to coś przez chwilę póki nie zniknęło im z oczu scalając się z czernią nocy.

~ Nie wiemy co to może być. Niewiele widać. To raczej żaden ptak ani gad. Tak tam lata przy tych lotosach. ~ szepnęła cicho Majo przyznając się do swojej niewiedzy w tym temacie.

~ Obawiam się, że to nic naturalnego na tym świecie. Być może z powodu Hexennacht. Bariera między światami już słabnie i coś się przedostało do naszego świata z innego. A może to nie ma nic wspólnego. I to coś po prostu tam jest albo akurat się przyplątało zwabione aurą lotosów. Ale to raczej nic z naszego świata. ~ Vivian odparła też szeptem a mówiła jakby pomimo ciemności mogła chociaż ogólnie coś powiedzieć na temat stworzenia jakie pływało tam dość nisko nad ziemią jak nażarta ryba w wodzie.

~ Nie tylko my i jaszczury interesujemy się lotosami. One potrafią zwabiać różne istoty. ~ odpowiedziała po chwili szeptanej narady z Karą. ~ Ale chcemy spróbować. Trzeba to coś przegonić albo pozbyć się tego. ~ mimo wszystko tłumaczka królowej wydawała się być zdeterminowana aby zdobyć te wyjątkowe kwiaty.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline