Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2022, 16:14   #164
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Droga z karczmy do świątyni nie była daleka… w mieście zaś panowała spora cisza. Wiele budynków było nadpalonych, wiele uszkodzonych. Na ulicach leżały i poprzykrywane ciała, które powoli zbierano wozami. Ludzie i nie-ludzie, często w bandażach, kręcili się tu i tam, szukając rodzin i znajomych, odgruzowując swoje domostwa, opłakując zabitych… brakowało typowych odgłosów miasta, brakowało jego gwaru. Unosił się zapach śmierci. Niramour miała łzy w oczach.

W samej świątyni, w jej wnętrzu, wciąż przebywało wiele osób potrzebujących pomocy. Cały parter przybytku, jego korytarze, były wypełnione rannymi na prowizorycznych posłaniach, którzy spędzili tu noc… niebieskowłosa od razu rzuciła się by nieść dalszą pomoc.

- Musisz oszczędzać siły, przed nami długa wyprawa - Kargar odezwał się z troską w głosie do uzdrowicielki, która bardziej przypominała mu anioła niż człowieka.
- Muszę im pomóc, oni cierpią… - Powiedziała niebieskowłosa przejętym tonem.
-Każdemu nie możesz pomóc… - westchnął wojownik po czym został aby upewnić się, że niebieskowłosa znowu nie doprowadzi się do zupełnej utraty sił.ł.

W końcu gdzieś między mieszczanami, śmiałkowie wypatrzyli i znanego im z poprzedniego dnia Kapłana-którego-imienia-nie-znali. Kręcił się on wśród rannych wraz z paroma akolitami. Wszyscy zaś zrobili od razu nietęgie miny na widok szkieletu towarzyszącego Mirelindzie.

Druid podszedł do kapłana i wypalił od razu, nie bawiąc się w ceregiele:
- Zatem? Cóż postanowiliście?
- Uch… ale z czym?? Wybacz, ale mam dużo na głowie…
- Czy wiecie już, co demony ukradły z waszego skarbca? - Gabriel przeszedł do tematu, który bardziej go interesował.
- Wisior zawierał w sobie kilka łez anioła - Odparł cichym, smętnym tonem Kapłan - Nie wiem po co to im, ale to chyba nie wróży nic dobrego…
- Zatem nie wiecie niczego o tej pladze demonów? - dopytywał Bharrig. - By odesłać ich tam, skąd przyszli?
- Ich nie idzie odesłać? To nie są przyzwane stwory Krasnalu, które można potraktować "Rozproszeniem magii" i znikają, i po sprawie. Są tu, na naszym planie, i tyle. Są tak samo żywe i tu obecne jak ty czy ja. Żadne takie zaklęcie, ani choćby… "odpędzanie" im nic nie zrobią - Wzruszył ramionami helmita.
- Czy wiecie o kimś, kto ma podobne przedmioty, jak ten wisior? - spytał Gabriel.
- Nie bardzo rozumiem pytanie - Odparł Kapłan.
- Wisior zawierający łzy anioła to chyba dość rzadki przedmiot, prawda? - zaczął tłumaczyć Wieszcz. - Czy on ma jakieś specjalne właściwości? Czy jakaś świątynia może się pochwalić podobną rzeczą?
- Ma pewne swoje moce, głównie lecznicze… ale ja sam nie wiem jakie dokładnie, starsi kapłani mi nie wytłumaczyli. Inne świątynie? Nie wiem, chyba nie - Powiedział Kapłan.

Bharrig na słowa kapłana wzruszył ramionami.
- Zbierajmy się - rzekł wreszcie. - Nic tu po nas. Pora wracać do Scornubel.

Paladyn kiwnął głową.
- Chodźmy - powiedział krótko.
- Szukamy jakiś koni na drogę, czy jak? - Powiedziała cycata.
- Przydałby się jakiś transport, ale nie wiem, czy znajdziemy cokolwiek przydatnego - odparł Gabriel. Po chwili sobie jednak przypomniał o stajni, skąd ostatnio brali rumaki na wyprawę, i nawet dwóch pomagierów ze sobą.
- Stajnia, z której poprzednio pożyczyliśmy konie, mogła zostać zniszczona - dodał. - No ale możemy to sprawdzić...

- Musimy dołączyć do reszty - Kargar zwróćił uwagę Niramour która rzuciła się do pomocy rannych tak jak można się było spodziewać.
- No ale… - Skromnie zaprotestowała niebieskowłosa, po uleczeniu trzech tuzinów mieszczan(!). Wciąż ich jednak jeszcze sporo było… choć leczyli ich akolici i znany śmiałkom Kapłan.

- Tym najciężej rannym, którym groziła śmierć już przecież pomogliśmy - Kargar westchnął ale po chwili próbował przemówić niebieskowłosej do rozsądku. Objął ją ramieniem i spojrzał w oczy.
-Resztą zajmą się kapłani. My musimy znaleźć sposób na powstrzymanie tej demonicznej hordy, jeśli nie to zginą pewnie jeszcze tysiące niewinnych.
- No ale… ale… - W błękitnych oczkach Niramour zamigotały łzy. Do tego przygryzła usteczka, i jakby była o chwilę od płaczu… pokiwała jednak w końcu potakująco głową - Dobrze. Masz rację… - Szepnęła.
-Dziękuje. W takim razie ruszajmy do pozostałych. Trzeba działać, zanim demony zajmą kolejne miasto. - Wojownik tak jak obejmował ramieniem Niramour, objął ją w pasie, po czym ruszył do wyjścia… ale ona nie ruszyła się z miejsca, zupełnie jakby jej nogi na to nie pozwalały. Kargar musiał ją więc tak trochę "wyprowadzić" ze świątyni.
- Jeśli chcesz mogę cię ponieść - spytał się z uśmiechem na twarzy.
- Nieeee no, nie trzeba… - Niramour lekko poczerwieniała.

~

Po kilku chwilach okazało się, iż pół stajni jeszcze stało, a w środku były… 4 rumaki. Lepsze to, niż nic? Nigdzie jednak nie było właściciela, ani znajomych śmiałkom stajennych chłopaków.

- Nie potrzebuję konia, mogę poruszać się pod postacią żywiołaka - rzekł Bharrig. - Geri pójdzie z resztą drużyny, a ja będę na przedzie, jak zawsze.
- Chyba trzeba będzie zostawić informację w świątyni i pożyczyć te parę koników - powiedział Gabriel. - Później odeślemy.
- A co ma do tego świątynia? - Zaklinaczka uniosła brewkę.
- To najpewniejsza w okolicy instytucja - odparł Gabriel. - Nie chciałbym zostać koniokradem - dodał - a jak tam zostawimy wiadomość, że pożyczamy konie, to z pewnością ta informacja dotrze do właścicieli stajni. A ich szukanie zajmie więcej czasu, niż spacer do świątyni - wyjaśnił.
- Skoro już taaak bardzo chcesz komuś zostawiać wiadomość, równie dobrze można ją przybić tu do drzwi - Mrugnęła do niego Mirelinda z uśmieszkiem.
- Że też o tym nie pomyślałem... - odpowiedział z uśmiechem.

Krasnolud tymczasem zmienił swoją postać ponownie w wielkiego żywiołaka powietrza.
- Geri, za drużyną - rzekł Bharrig, a tygrys podszedł bliżej, gotowy do podróży.

Czekając, aż jego towarzysze ruszą z miasta, Druid wzniósł się w powietrze i zaczął rozglądać się wokół, czy przypadkiem z wielkiej chmary demonów nie zostały jakieś grupki, które mogłyby im zagrozić.

Paladyn był milczący. Czekał na drużynę by podjęła wszystkie decyzje, by ogarnęła szczegóły kiedy on… czuł jak mu serce coraz mocniej wali. Powoli, narastającym rytmem. Zbliżał się do wskrzeszenia przyjaciela. Pokiereszowanego i okaleczonego emocjonalnie jak on sam. Z którym przez lata prowadzili się jak głuchy ślepego i dodawali sobie sił… im bliżej byli tego momentu… tym bardziej ciążył mu kokon który niósł na plecach.
- Jeżeli przeżyję… to Ty też wrócisz… - wyszeptał obietnicę zbyt cichą by ktokolwiek z żywych mógł usłyszeć.

Gabriel, który postąpił zgodnie z radą Mirelindy, po przyczepieniu kartki osiodłał jednego z wierzchowców.
- A ty którego wybierasz? - zwrócił się do zaklinaczki.
- Koń to koń… - Mirelinda wzruszyła ramionami - Wezmę tego siwka…

- Myślę, że po tym co tu zrobiliśmy nikt nie będzie miał nam za złe wzięcia tych koni, zawsze możemy zostawić trochę złota… - mruknął Kargar zbliżając do największego ogiera który miałby szansy unieść go w pełnej zbroi.
- Pojedziesz ze mną? - spytal się Niramour, widząc że koni jest za mało by każdy mógł jechać osobno.
Niebieskowłosa wyraźnie na maciupką chwilkę była zaskoczona, uśmiechnięta, i zmieszana, dokładnie w takiej kolejności… zaczesała kosmyk włosów za ucho.
- Dobrze - Powiedziała trochę cichym tonem.

- Pomóc ci? - Gabriel zwrócił się do zaklinaczki. Odpowiedzi jednak nie otrzymał, poza jedną uniesioną brewką cycatej, która wsiadła na konia bez większych problemów. Po chwili usadowił się i za nią szkielet, kładąc swoje łapy na biodrach Mirelindy… i uśmiechnął prowokacyjnie do Wieszcza.

Niramour również wsiadła, choć ona usadowiła się przed Kargarem, i to nieco bokiem, tak naprawdę typowo po kobiecemu na koniu.

Endymion również wsiadł na swojego wierzchowca, Gabriel na swojego, i można było opuszczać miasto…

- Będę przed wami! - zawołał Bharrig, który poleciał przodem. - Może uda mi się znaleźć po drodze kult Silvanusa w Rozciągniętym Lesie!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline