|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-02-2022, 23:14 | #161 |
Reputacja: 1 | - Jest tam kto? - Rozległ się nagle głos z magicznego kamienia Paladyna. A więc Kaia się w końcu odezwała! |
28-02-2022, 18:36 | #162 |
Reputacja: 1 |
|
10-03-2022, 11:24 | #163 |
Administrator Reputacja: 1 | Noc w zniszczonym mieście minęła spokojnie. Pożary już dawno ugaszono, większością rannych się zajęto, agresorzy odlecieli w nieznane… Śniadanie trzeba było sobie zrobić samemu. Wyspana Niramour uśmiechnęła się do wszystkich, po czym zaczęła kręcić po karczemnej kuchni… niewyspana Mirelinda od razu zabrała się za piwo, robiąc chyba tak zwaną "kontrę", odnośnie wczorajszego wieczoru, i wypitego w dużej ilości alkoholu. Gabriel spał niezbyt dobrze, bowiem noc umilały mu nie gorące piersi cycatej zaklinaczki, a koszmary, w których główne role odgrywały królowa demonów i pozbawiona serca (w dosłownym sensie tego określenia) Deidre. Dołączył jednak nie do Mirelindy, by wzmocnić się małym piwem, a do Niramour uznając, że lepiej zacząć dzień z pełnym żołądkiem, niż na głodniaka.. Krasnolud i tygrys powstali, spali bowiem kawałek od karczmy. Bharrig wolał spędzić noc na ulicy miasta, wiedząc, że każda karczma to siedlisko zła. Posiliwszy się naprędce racjami żywnościowymi i nakarmiwszy Geriego, Druid wpadł do karczmy i rzekł: - Zabierajmy się czym prędzej - rzekł Bharrig z powagą wyrysowaną na twarzy. - Potrzebujemy skontaktować się z Ambermantle. O sprawie Agamemnona nie wspominając. - Skończymy śniadanie i możemy ruszać - powiedział Gabriel, który wolałby jak najszybciej opuścić to miasto. Endymion dołączył tę noc w poczet tych których nie przespał. Stał na czatach. Nie sądził by nastąpił drugi atak, ale… nie chciał spać. Nie wierzył by to co zobaczyłby w snach było znośne. Przy śniadaniu pomagał jak mógł, a gotował w końcu dobrze. Niebieskowłosa zrobiła jajecznicę z cebulką, a Endymion prosty gulasz z odrobiną grzybów które udało mu się znaleźć. Danie nie śniadaniowe, ale to nie tak, że ktoś zamierzał wybrzydzać w tych warunkach. Wkrótce wszyscy zasiedli do posiłku… Skacowana Mirelinda tylko dziubała jedzenie, a jej szkielet przesiadywał kilka metrów od całego towarzystwa, chyba by swoją obecnością im nie przeszkadzać w śniadaniu. - Jeśli mogę spytać… wy chyba wiecie co tu się wczoraj w mieście działo? A przynajmniej takie mam wrażenie… - Powiedziała w końcu Niramour. - Nie do końca - zaprzeczył paladyn - wiemy jedynie skąd się wzięli. Demony dojrzewały sobie w słojach w wielkiej jaskini w górach. Prawdopodobnie sukkubica hodowała je od dawna. Nie wiemy niestety jak się tam znalazły, jak dawno, ani jakie są ich cele. - Nie wiemy, kto je hodował i w jakim celu - dodał Gabriel. - Może ten mag od grobowca? Agawix Czarny? - Nic mi to nazwisko nie mówi… ale taka armia może uczynić wiele szkód… - Zasmuciła się niebieskowłosa, i przestała jeść. A cycata Mirelinda nastawiła uszu, przysłuchując się zaciekawiona. - Widzieliśmy wszyscy, co potrafią. - Gabriel skinął głową. - Ale na razie nie wiemy, jak ich powstrzymać. Trochę nas za mało, jak na taką liczną zgraję. - Nie liczy się ilość, tylko jakość - Powiedziała Zaklinaczka, i zaśmiała się perliście, aż jej się zatrząsł obfity biust. - Czasem można połączyć jedno i drugie - odparł Gabriel, na moment zahaczając wzrokiem o ów biust. - Ale te demony takie słabe nie są, niestety - dodał. - Mieliśmy jak najszybciej ruszać do Scornubel, prawda? Może tam się czegoś dowiemy. Zasugerował Kargar, który wcześniej jadł śniadanie w ciszy. Miał dużo do przemyślenia, a nie umiał myśleć szybko. - Cieszę się że udało ci się odpocząć, dałaś z siebie wczoraj wszystko by pomóc tym ludziom - uśmiechnął się do niebieskowłosej uzdrowicielki aby podnieść ją na duchu. W odpowiedzi, otrzymał spojrzenie błękitnych oczu, i skromny uśmiech Niramour. - Skończymy śniadanie i możemy ruszać - powiedział Gabriel. - Ta jajecznica nie jest aż taka zła - powiedział do zaklinaczki, której to i tak jakoś chyba nie przekonało. - Echem… - Mruknęła ta jedynie. - Opadniesz z sił... i kto będzie ciskać w demony kulami ognia? - zażartował. - Masz ochotę na coś innego? - Nie trzeba - Odparła cycata, przelotnie się uśmiechając. Endymion jadł szybko, nie rozmawiając. Z każdą chwilą która zbliżała go do wskrzeszenia Agamemnona tylko się bardziej stresował. Czy nie należało by wskrzesić najpierw Amzy? Czy tak właśnie nie powinien się zachować paladyn? Ale gdyby ją już teraz wskrzesił musiałby ją gdzieś odesłać… bo teraz było już zbyt gorąco i zbyt łatwo by znowu zginęła od rykoszetu. Nawet gdyby sukkubica nie wzięła jej na celownik, jak zrobiła to z Deidre. - Będziecie te demony ścigać? Zwalczać je? - Powiedziała Niramour. - Tak, ale nie od razu - odparł Gabriel. - Najpierw musimy poznać ich słabe strony - wyjaśnił - inaczej zmiotą nas z powierzchni ziemi nawet tego nie zauważając. - Aha… - Mruknęła niebieskowłosa, i jakoś tak spojrzała na Kargara. - W pewnym sensie doprowadziliśmy do uwolnienia tej hordy, więc chyba wypadałoby znaleźć sposób by ją powstrzymać. - odparł Kargar z cieniem uśmiechu na twarzy i odwzajemnił spojrzenie. - A idzie na tym zarobić? - Spytała nagle Mirelinda. - Jak na razie nie narzekamy - przyznał Gabriel. - Chociaż, prawdę mówiąc, to nie demony rzuciły nam garść srebra i złota. Na słowa Kargara Niramour zrobiła się nieco blada, i spojrzała po całym towarzystwie. - Ale jak… że co?? - Powiedziała drżącym tonem. - Nie przesadzaj, Kargarze - powiedział Gabriel. - Mieliśmy sprawdzić pogłoski głoszące, iż smoczyca Shorliail opuściła swe leże - zwrócił się do Niramour. - A gdy badaliśmy grobowiec maga, to z portalu wylazła ta ich królowa i uwolniła wszystkie demony. Ona, a nie my. Milczący do tej pory Druid odezwał się do Mirelindy: - Zaiste, jeśli szukasz złota, to ta wyprawa może ci się opłacić - brodacz pokiwał głową, a wyraz zaaferowania nie schodził z jego twarzy. - W leżu Shorlail, w jej skarbcu, zapewne znajdzie się jeszcze góra złota dla ciebie. Geri przeciągnął się i miauknął. Wielki kot, zdaje się, odgadywał zamiary Bharriga, bowiem niespokojnie łaził w tę i drugą stronę, spoglądając na członków drużyny. - Wybór jest twój - rzekł Druid. - Tymczasem jednak musimy się spieszyć. Kiedy my tu deliberujemy, armia demonów pali i zabija wszystko na swojej drodze. Nie zwlekajmy! - W zasadzie możemy ruszać - powiedział Gabriel, odsuwając od siebie pusty talerz. - Ale warto by jeszcze odwiedzić kapłanów i dowiedzieć się, czy mają jakieś nowe informacje. Może już wiedzą, co im ukradziono. Wstał, dając dobry przykład. - To moglibyśmy się z wami wybrać na tą wyprawę! - Powiedziała cycata Zaklinaczka, a stojący nieopodal szkielet kiwnął potakująco głową. Niramour z kolei, jakoś tak wpatrywała się w Kargara… Kargar przełknął ślinę: - Będziemy zaszczyceni jak nas wesprzesz. Z twoją mocą leczenia te plugawe demony nie mają z nami szans. Gabriel przez moment spoglądał na Mirelindę, potem przeniósł wzrok na jej towarzysza i ponownie wrócił spojrzeniem do zaklinaczki. - Każda pomoc będzie mile widziana - powiedział. - Szczególnie taka - dodał, uśmiechając się do dziewczyny. - Zdecydowanie - przytaknął niemrawo wciąż zamyślony Endymion - Pomoc jest nie tyle “mile widziana” co potrzebna - dodał stając obok Gabriela. Czas było ruszać. |
13-03-2022, 16:14 | #164 |
Reputacja: 1 | Droga z karczmy do świątyni nie była daleka… w mieście zaś panowała spora cisza. Wiele budynków było nadpalonych, wiele uszkodzonych. Na ulicach leżały i poprzykrywane ciała, które powoli zbierano wozami. Ludzie i nie-ludzie, często w bandażach, kręcili się tu i tam, szukając rodzin i znajomych, odgruzowując swoje domostwa, opłakując zabitych… brakowało typowych odgłosów miasta, brakowało jego gwaru. Unosił się zapach śmierci. Niramour miała łzy w oczach. W samej świątyni, w jej wnętrzu, wciąż przebywało wiele osób potrzebujących pomocy. Cały parter przybytku, jego korytarze, były wypełnione rannymi na prowizorycznych posłaniach, którzy spędzili tu noc… niebieskowłosa od razu rzuciła się by nieść dalszą pomoc. - Musisz oszczędzać siły, przed nami długa wyprawa - Kargar odezwał się z troską w głosie do uzdrowicielki, która bardziej przypominała mu anioła niż człowieka. - Muszę im pomóc, oni cierpią… - Powiedziała niebieskowłosa przejętym tonem. -Każdemu nie możesz pomóc… - westchnął wojownik po czym został aby upewnić się, że niebieskowłosa znowu nie doprowadzi się do zupełnej utraty sił.ł. W końcu gdzieś między mieszczanami, śmiałkowie wypatrzyli i znanego im z poprzedniego dnia Kapłana-którego-imienia-nie-znali. Kręcił się on wśród rannych wraz z paroma akolitami. Wszyscy zaś zrobili od razu nietęgie miny na widok szkieletu towarzyszącego Mirelindzie. Druid podszedł do kapłana i wypalił od razu, nie bawiąc się w ceregiele: - Zatem? Cóż postanowiliście? - Uch… ale z czym?? Wybacz, ale mam dużo na głowie… - Czy wiecie już, co demony ukradły z waszego skarbca? - Gabriel przeszedł do tematu, który bardziej go interesował. - Wisior zawierał w sobie kilka łez anioła - Odparł cichym, smętnym tonem Kapłan - Nie wiem po co to im, ale to chyba nie wróży nic dobrego… - Zatem nie wiecie niczego o tej pladze demonów? - dopytywał Bharrig. - By odesłać ich tam, skąd przyszli? - Ich nie idzie odesłać? To nie są przyzwane stwory Krasnalu, które można potraktować "Rozproszeniem magii" i znikają, i po sprawie. Są tu, na naszym planie, i tyle. Są tak samo żywe i tu obecne jak ty czy ja. Żadne takie zaklęcie, ani choćby… "odpędzanie" im nic nie zrobią - Wzruszył ramionami helmita. - Czy wiecie o kimś, kto ma podobne przedmioty, jak ten wisior? - spytał Gabriel. - Nie bardzo rozumiem pytanie - Odparł Kapłan. - Wisior zawierający łzy anioła to chyba dość rzadki przedmiot, prawda? - zaczął tłumaczyć Wieszcz. - Czy on ma jakieś specjalne właściwości? Czy jakaś świątynia może się pochwalić podobną rzeczą? - Ma pewne swoje moce, głównie lecznicze… ale ja sam nie wiem jakie dokładnie, starsi kapłani mi nie wytłumaczyli. Inne świątynie? Nie wiem, chyba nie - Powiedział Kapłan. Bharrig na słowa kapłana wzruszył ramionami. - Zbierajmy się - rzekł wreszcie. - Nic tu po nas. Pora wracać do Scornubel. Paladyn kiwnął głową. - Chodźmy - powiedział krótko. - Szukamy jakiś koni na drogę, czy jak? - Powiedziała cycata. - Przydałby się jakiś transport, ale nie wiem, czy znajdziemy cokolwiek przydatnego - odparł Gabriel. Po chwili sobie jednak przypomniał o stajni, skąd ostatnio brali rumaki na wyprawę, i nawet dwóch pomagierów ze sobą. - Stajnia, z której poprzednio pożyczyliśmy konie, mogła zostać zniszczona - dodał. - No ale możemy to sprawdzić... - Musimy dołączyć do reszty - Kargar zwróćił uwagę Niramour która rzuciła się do pomocy rannych tak jak można się było spodziewać. - No ale… - Skromnie zaprotestowała niebieskowłosa, po uleczeniu trzech tuzinów mieszczan(!). Wciąż ich jednak jeszcze sporo było… choć leczyli ich akolici i znany śmiałkom Kapłan. - Tym najciężej rannym, którym groziła śmierć już przecież pomogliśmy - Kargar westchnął ale po chwili próbował przemówić niebieskowłosej do rozsądku. Objął ją ramieniem i spojrzał w oczy. -Resztą zajmą się kapłani. My musimy znaleźć sposób na powstrzymanie tej demonicznej hordy, jeśli nie to zginą pewnie jeszcze tysiące niewinnych. - No ale… ale… - W błękitnych oczkach Niramour zamigotały łzy. Do tego przygryzła usteczka, i jakby była o chwilę od płaczu… pokiwała jednak w końcu potakująco głową - Dobrze. Masz rację… - Szepnęła. -Dziękuje. W takim razie ruszajmy do pozostałych. Trzeba działać, zanim demony zajmą kolejne miasto. - Wojownik tak jak obejmował ramieniem Niramour, objął ją w pasie, po czym ruszył do wyjścia… ale ona nie ruszyła się z miejsca, zupełnie jakby jej nogi na to nie pozwalały. Kargar musiał ją więc tak trochę "wyprowadzić" ze świątyni. - Jeśli chcesz mogę cię ponieść - spytał się z uśmiechem na twarzy. - Nieeee no, nie trzeba… - Niramour lekko poczerwieniała. ~ Po kilku chwilach okazało się, iż pół stajni jeszcze stało, a w środku były… 4 rumaki. Lepsze to, niż nic? Nigdzie jednak nie było właściciela, ani znajomych śmiałkom stajennych chłopaków. - Nie potrzebuję konia, mogę poruszać się pod postacią żywiołaka - rzekł Bharrig. - Geri pójdzie z resztą drużyny, a ja będę na przedzie, jak zawsze. - Chyba trzeba będzie zostawić informację w świątyni i pożyczyć te parę koników - powiedział Gabriel. - Później odeślemy. - A co ma do tego świątynia? - Zaklinaczka uniosła brewkę. - To najpewniejsza w okolicy instytucja - odparł Gabriel. - Nie chciałbym zostać koniokradem - dodał - a jak tam zostawimy wiadomość, że pożyczamy konie, to z pewnością ta informacja dotrze do właścicieli stajni. A ich szukanie zajmie więcej czasu, niż spacer do świątyni - wyjaśnił. - Skoro już taaak bardzo chcesz komuś zostawiać wiadomość, równie dobrze można ją przybić tu do drzwi - Mrugnęła do niego Mirelinda z uśmieszkiem. - Że też o tym nie pomyślałem... - odpowiedział z uśmiechem. Krasnolud tymczasem zmienił swoją postać ponownie w wielkiego żywiołaka powietrza. - Geri, za drużyną - rzekł Bharrig, a tygrys podszedł bliżej, gotowy do podróży. Czekając, aż jego towarzysze ruszą z miasta, Druid wzniósł się w powietrze i zaczął rozglądać się wokół, czy przypadkiem z wielkiej chmary demonów nie zostały jakieś grupki, które mogłyby im zagrozić. Paladyn był milczący. Czekał na drużynę by podjęła wszystkie decyzje, by ogarnęła szczegóły kiedy on… czuł jak mu serce coraz mocniej wali. Powoli, narastającym rytmem. Zbliżał się do wskrzeszenia przyjaciela. Pokiereszowanego i okaleczonego emocjonalnie jak on sam. Z którym przez lata prowadzili się jak głuchy ślepego i dodawali sobie sił… im bliżej byli tego momentu… tym bardziej ciążył mu kokon który niósł na plecach. - Jeżeli przeżyję… to Ty też wrócisz… - wyszeptał obietnicę zbyt cichą by ktokolwiek z żywych mógł usłyszeć. Gabriel, który postąpił zgodnie z radą Mirelindy, po przyczepieniu kartki osiodłał jednego z wierzchowców. - A ty którego wybierasz? - zwrócił się do zaklinaczki. - Koń to koń… - Mirelinda wzruszyła ramionami - Wezmę tego siwka… - Myślę, że po tym co tu zrobiliśmy nikt nie będzie miał nam za złe wzięcia tych koni, zawsze możemy zostawić trochę złota… - mruknął Kargar zbliżając do największego ogiera który miałby szansy unieść go w pełnej zbroi. - Pojedziesz ze mną? - spytal się Niramour, widząc że koni jest za mało by każdy mógł jechać osobno. Niebieskowłosa wyraźnie na maciupką chwilkę była zaskoczona, uśmiechnięta, i zmieszana, dokładnie w takiej kolejności… zaczesała kosmyk włosów za ucho. - Dobrze - Powiedziała trochę cichym tonem. - Pomóc ci? - Gabriel zwrócił się do zaklinaczki. Odpowiedzi jednak nie otrzymał, poza jedną uniesioną brewką cycatej, która wsiadła na konia bez większych problemów. Po chwili usadowił się i za nią szkielet, kładąc swoje łapy na biodrach Mirelindy… i uśmiechnął prowokacyjnie do Wieszcza. Niramour również wsiadła, choć ona usadowiła się przed Kargarem, i to nieco bokiem, tak naprawdę typowo po kobiecemu na koniu. Endymion również wsiadł na swojego wierzchowca, Gabriel na swojego, i można było opuszczać miasto… - Będę przed wami! - zawołał Bharrig, który poleciał przodem. - Może uda mi się znaleźć po drodze kult Silvanusa w Rozciągniętym Lesie!
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
20-03-2022, 13:50 | #165 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Między jednym, a drugim miastem. Gościniec... Grupka awanturników opuściła w końcu Hluthvar, udając się na powrót do Scornubel. Droga była jednak daleka, będą znowu ze dwa dni w podróży… towarzyszyła im nowo poznana uzdrowicielka Niramour, oraz Zaklinaczka Mirelinda, wraz ze swoim szkieletem-wojownikiem. Ledwie kilometr poza Hluthvar, dokonano jednak postoju, i pochowano w prostej, małej mogile Amzę, oraz Deidre. Niramour nawet się za obie wylewnie pomodliła. Podróż była w sumie… nudna. Jak już wiele razy, spokojna jazda gościńcem, kilometr za kilometrem, godzina za godziną. Zniszczone miasto zostawili za sobą, armię demonów, krzywdy wyrządzone, wszystko oddalało się z każdą chwilą, lecz nie poszło w zapomnienie. Niramour usnęła. Tak po prostu, w trakcie jazdy na koniu, siedząc sobie boczkiem przed Kargarem. W pewnym momencie, jej niebieskowłosa główka przechyliła się w bok, i spoczęła w okolicach barku wojownika… który przytrzymywał ją jedną ręką w pasie, inaczej mogłaby spaść z konia. Jej włosy pachniały niczym morska bryza. Mirelindzie nie podobała się panująca w trakcie jazdy cisza, paplała więc na całego, głównie o sobie, i tym czego dokonała. Jak to kiedyś zamieniła oddział wnerwiającej jej straży w prosiaki, jak wytłukła całe stado Goblinów “Kulami ognistymi”, jak uwiodła księcia w Damarze, a potem uciekła z worem klejnotów… o swoim nietypowym towarzyszu nie chciała rozmawiać. Wyjawiła jedynie, iż zwał się Harland i był wcześniej wojownikiem w jej drużynie. “Zginęło mu się”, odratowała go w ten nietypowy sposób, a teraz w sumie oni również szukają możliwości, by go całkiem ożywić. Harland się nie odzywał… bo nie umiał. Jedynie od czasu do czasu, wykonywał jakieś gesty. Głównie jednak wkurzał Gabriela, posyłając mu durne uśmieszki, gdy siedząc za Mirelindą, to ją trzymał w trakcie jazdy za brzuszek, to za bioderka, a czasem i złapał za wielkie cyce, co Zaklinaczka zbywała sporadycznymi klapsami, nic sobie z tego więcej nie robiąc. Zupełnie… jakby była do tego przyzwyczajona? *** Z każdym kolejnym kilometrem Endymion miał coraz bardziej mieszane uczucia. Z jednej strony, zbliżali się do miejsca pochówku Agamemnona, z drugiej… do ruin pamiętnego zajazdu. Tam poznał Zorę, tam wyrwał ją z łap okropnych kreatur, i tam również, stracił swojego przyjaciela. Spędzili cały dzień w drodze. Resztki spalonych budynków stały w ciszy. Dziwne, ale w tym miejscu nie śpiewały żadne ptaszki, nie brzęczały owady. Panowała dziwna, przytłaczająca cisza… Zupełnie, jakby natura unikała miejsca śmierci. Jakby… Mogiła Agamemnona była rozkopana. I pusta. Podobnie jak od rodziny Amzy. Bharrig się uważnie przyglądał. Coś wykopało zwłoki. Ślady w wykopanych miejscach były gładziutkie, i proste, a więc używano łopaty? Ktoś lub coś ciągnęło ciała w kierunku gościńca, a potem się owy ślad urwał, ginąc wśród licznych odcisków kopyt, i… kół wozu. A te chyba prowadziły w kierunku "Rozciągniętego Lasu". Paladyn głośno zaryczał. Z wściekłości, z bólu, z rozpaczy. Aż Niramour przymknęła oczy, a własne uszy przysłoniła dłońmi. Powoli jednak już zapadał wieczór, a do samego lasu był jeszcze szmat drogi. Będzie z kolejne pół dnia, nim do niego dotrą konno. I nikt nie wiedział co dalej. Zostało 5 dni. *** Komentarze za chwilę...
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD Ostatnio edytowane przez Buka : 24-03-2022 o 08:51. |
09-04-2022, 18:00 | #166 |
Administrator Reputacja: 1 | Endymion od lat nie znał takiego szału i nienawiści jakie teraz się w nim gotowały. Wyrzekł się ich całe życie temu i był dumny, że zostawił je wtedy za sobą. A teraz one wróciły… I samo wyobrażenie by dać im ujście zdawało się dawać plugawą satysfakcję. Tę samą którą czuł gdy zabijał niewinnych, której wciąż nie potrafił sobie wybaczyć. Oczami wyobraźni i gniewu widział jak gołymi rękoma urywa kończyny, jak własnymi kłami rozszarpuje gardła… siebie przekręcającego miecz w ranie w celu żadnym innym niż ukarać tych co go skrzywdzili… myśli… wiele wiele myśli niegodnych paladyna. Wiedział też dobrze, że jeśli Shelyn spogląda na niego teraz, to czuje ona pogardę lub smutek, ale nie dbał o to. Wiedział, że jeśli Regathiel go widzi to może i on rozumie, ale zdecydowanie potępiłby metody gdyby zostały w praktyce zastosowane. Niech żre łajno. Okrzyk nienawiści który posłał on w drogę za śladami zdawał się mieć dogonić złoczyńców. Dać im znać. Ostrzec. “Idę po was” niósł przesłanie. Jak coraz częściej w ostatnich czasach… obnażone kły sprawiały, że wyglądał bardziej jak ork niż paladyn. Bardziej jak Shura niż Endymion. - Bez wątpienia ktoś ukradł zwłoki - powiedział Gabriel. - Do zmroku możemy podążać śladami, a potem... Bharrigu - spojrzał na druida - czy możesz przywołać jakieś stworzenie, które mogłoby iść po śladach wozu? - Zdaje się, że sami bogowie są przeciwko nam – rzekł Bharrig. - Cóż… Pozostało nam tylko wytropić tych, którzy zbeszcześcili miejsce spoczynku zmarłych i poddać ich sprawiedliwości. - Sam z Gerim jestem w stanie wytropić tych drabów… Ruszajmy! - Po czym Druid zaczął kroczyć ścieżką, szukając kolejnych śladów. - Spokojnie, on tak zareagował bo spodziewał się tutaj znaleźć swojego towarzysza gryfa Agamemmona, I go wskrzesić. Był do niego bardzo przywiązany. - Kargar wytłumaczył Niramour spłoszonej okrzykiem grozy Endymiona i uspokajająco położył dłoń na ramieniu niebieskowlosej. Musiał przyznać, że zapach jej włosów podczas podróży mu się spodobał. Jednak czy pasowali do siebie? Przecież prawie całe życie był najemnym zbirem, gdyby wiedziała ilu ludzi zabił...nie wszyscy sobie tak zupełnie na to zasłużyli. Ale jego towarzysze przystąpili już do działania co wyrwało go z rozmyślań. - No to wytropimy i rozprawimy się z tym czymś co rozwaliło tę groby. Może jakieś ghule to były? - Stwierdził spoglądając na wyrywającego się do przodu druida. - Nie, konie i wóz - odparł Druid. - Hmm… Wszakże możliwe to, że może natkniemy się tam na naszych starych znajomych. Wyrzekłszy to, Bharrig rzucił na siebie zaklęcie podwyższające jego percepcję. - Tak czy inaczej nasze drogi zawiodą nas do Lasu. Nie gadajmy, chodźmy czym prędzej. - Jedziemy - warknął Endymion wsiadając na konia gdy odzyskał resztki zimnej krwi które się w nim kotłowały. ~ Pojechali więc dalej… i po godzinie czasu, sytuacja się nie zmieniła. Ślady na gościńcu przed nimi, tak ze trzech koni, i wozu, i tyle. A właścicieli owych śladów nigdzie nie było widać. Za to zaczynało się już ściemniać, a do lasu nadal był jeszcze kawał drogi. - Jestem trochę zmęczona, i głodna… - Szepnęła Niramour do Kargara, znowu opierając swoją głowę w okolicach jego barku - No i tyłek mnie boli… - Dodała po chwili cichutko, i zachichotała. - Nie wiem, czy pościg nocą to najlepszy pomysł - powiedział Gabriel. - Może jednak lepiej poczekać do rana i ruszyć dalej, szybciej? - Mógłbym tropić jeszcze przez czas jakiś, a wy rozbijecie obóz - zaproponował Druid, wiedząc, że w swojej formie żywiołaka był znacznie szybszy od pozostałych w drużynie. Sam chciał doprowadzić sprawę z gryfem do końca jak najszybciej, bowiem kończył im się czas. - To zostańcie - odpowiedział paladyn z nutą agresji w głosie - Ja z Bharrigiem widzimy w ciemnościach. Jeśli nie wrócimy do rana to najpewniej zostawimy wam jakieś znaki na wszelkich rozwidleniach, albo gdy z drogi będziemy schodzić. Jakby ich nie było to czekajcie na pierwszym rozwidleniu. Tam was znajdziemy. Bharrig. Leć przodem - polecił towarzyszowi i sam ruszył - Jakby cię zmęczenie łapało powiedz słowo. Mam na to odpowiednie błogosławieństwa. - Niramour? Mirelindo? - Gabriel spojrzał na towarzyszki podróży. - Rozbijamy obóz? - To rozbijmy obóz - Kargar spojrzał nieco sceptycznie na orczego paladyna, który wskrzeszenie gryfiego towarzysza przedkładał ponad wszystko inne. - Ja nie widzę w ciemności więc zostanę tutaj z Niramour i pozostałymi -spojrzał czule na niebieskowłosą, która oparła głowę o jego bark i pogładził jej włosy. - Znajdziemy jakieś ładne miejsce i się zatrzymamy - przytaknął Gabriel - a rankiem ruszymy za wami. Tylko nie zapomnijcie o ewentualnych znakach - dodał. Geri ostatecznie został w obozie. Druid stwierdził, że nie było sensu zabierać tygrysa w - no właśnie, nie wiedzieli w zasadzie, dokąd idą. Tygrys mógł więc bez problemu strzec reszty drużyny. Krasnolud był pewien, że w przypadku niebezpieczeństwa, on i ork byli w stanie wrócić na czas. Towarzystwo postanowiło więc rozłożyć obóz i nocować, a Bharrig-żywiołak i Endymion ruszyli dalej, za kimkolwiek, kto śmiał naruszać spokój pochowanych… Ostatnio edytowane przez Kerm : 09-04-2022 o 22:32. |
09-04-2022, 20:42 | #167 |
Reputacja: 1 | - Mogę za pomocą magii zrobić coś do jedzenia, jeśli chcecie. Potrzebne jednak talerze… - Powiedziała Niramour do reszty, po przyciupnięciu na pobliskim pieńku, spoglądała jednak ukradkiem na Kargara. |
09-04-2022, 22:31 | #168 |
Administrator Reputacja: 1 | Gabriel ruszył za Mirelindą, bez skrępowania wpatrując się tyłek zaklinaczki. Ciekaw był, czy fioletowa suknia kryje takie skarby, jak to sugeruje ruch bioder kobiety. Ale ciekawość, a raczej jej zaspokojenie, musiało cierpliwie poczekać. - Tu chyba będzie dobrze - powiedział, gdy znaleźli się kawałek od miejsca, gdzie mieli spędzić noc. Od Niramour i Kargara dzieliło ich nie tylko kilkanaście metrów, ale i pas sporych zarośli. Rozłożył na trawie derkę, na której usiadła sobie boczkiem z lekko podwiniętymi nogami Mirelinda, i wpatrywała się w Gabriela. Ten odpowiedział poważnym spojrzeniem. - Muszę obejrzeć miejsce... bolące... - powiedział. Chociaż nigdy nie miał oporów przed pozbawianiem kobiet różnych fragmentów odzieży, to tym razem wolał zachowaćnieco ostrożności. Zdecydowanie nie zostać nagle zamieniony w żabę czy innego chomika. Zaklinaczka przelotnie się uśmiechnęła, po czym okręciła, i położyła na brzuszku. Musiała jednak częściowo leżeć na własnych łokciach, z powodu swych wielkich cycuszków… czekała co dalej. Gabriel przyklęknął na jedno kolano, po czym podniósł tył sukni Mirelindy, by móc obejrzeć "spustoszenia",jakich dokonały długie godziny konnej jazdy. Nic tam jednak nie było, żadnych siniaków, ani zaczerwienionych miejsc… ale duży, kształtny tyłeczek, z jedynie cienkim paseczkiem - jako bielizną - przez jego środek, owszem, był ciekawy… - Uuuuuu... - wyrwało się z ust Gabriela. Miał nadzieję, że w jego głosie można się będzie doszukać się nieco niepokoju, którego zdecydowanie nie odczuwał. Wieszcz nabrał odrobinę maści, a potem zaczął masować pośladki zaklinaczki. - Powiedz, jeśli pominę jakieś wrażliwe miejsce - powiedział. - Mhm… - Mruknęła Mirelinda, pozwalając sobie spokojnie masować tyłek. Brzmiało to całkiem nieźle, więc Gabriel kontynuował całkiem przyjemną działalność. - Trochę przeszkadza... - powiedział, po raz kolejny zahaczając palcami o udający bieliznę pasek materiału. - I co teraz? - Zaklinaczka nieco zerknęła przez ramię na Gabriela z uśmieszkiem na ustach. - Teraz by trzeba to - delikatnie chwycił palcami 'przeszkadzający' skrawek materiału - ściągnąć. Ale musiałabyś nieco unieść tyłeczek. - Miało być smarowanie tyłka, a nie… - Mirelinda parsknęła, po czym owym tyłkiem poruszyła, tak biodrami, w prawo i lewo. Gabriel tych słów nie skomentował. Gest można było różnie zinterpretować, ale wieszcz uznał go za zachętę do dalszych działań i obietnicę pomocy... z czego skwapliwie skorzystał, ściągając majteczki z krągłego i kuszącego tyłka zaklinaczki. Odłożył je na derką, po czym wznowił masaż, obejmując jego zakresem nie tylko pośladki, ale i uda 'pacjentki'. - Interesujące… - Szepnęła Mirelinda, i po kilku dłuższych chwilach minimalnie rozchyliła nóżki. "Interesujące", pomyślał Gabriel. Kontynuował masaż, wykorzystując równocześnie fakt, iż dostępne się stały nowe, ciekawe rejony ciała zaklinaczki. Do "tylnej" dziurki się nie dobierał, przynajmniej bezpośrednio, ale miał nadzieję, że (przechodzący niekiedy w pieszczotę) masaż w odpowiednich miejscach sprawi, że panna jeszcze bardziej bardziej rozchyli nogi. - Nawet ci to wychodzi… - Powiedziała cicho Zaklinaczka, i zachichotała. Na moment naprężyła pośladki, a później rozluźniła, i znowu zachichotała - Bardzo miły masaż - Dodała. - Dziękuję... - odparł, po czym delikatnie przesunął palcem, od góry, aż dołu, wzdłuż rowka rozdzielającego pośladki. Potem położył dłonie na udach Mirelindy. przez moment masował, by po chwili delikatnym naciskiem zasugerować, by dziewczyna jeszcze bardziej rozchyliła nogi. I wkrótce okazało się, że dziewczyna nabrała ochoty nie tylko na masaż... Mirelinda i Gabriel wrócili po dłuuuuższej chwili. I oboje wyglądali na całkiem zadowolonych. |
10-04-2022, 12:12 | #169 |
Reputacja: 1 | Paladyn i Druid pozostawili za sobą resztę towarzyszy, po czym udali się gościńcem w kierunku "Rozciągniętego Lasu", goniąc nikczemników, którzy ośmielili się dokonać takiego niestosownego czynu… Chwilowo to było jednak jedynie podążanie za ich śladami. Nigdzie bowiem nie było ani nikogo widać, ani słychać. Za to się już ściemniało, a i koń Endymiona zaczynał już dosyć głośno sapać. - Daj spokój, dasz radę… - odezwał się ork nieprzyjemnie do konia i położył dłoń na jego karku, nie siląc się na żadną inkantację, a błogosławieństwo przepłynęło przez ciało wierzchowca przeganiając wszelkie zmęczenie. Po czym wbił wzrok w drogę i ślady… zajmując myśli i zachowując resztki zdrowia psychicznego wyobrażając sobie mord którego zmierzał się dopuścić… - Jeśli potrzeba, poniosę ciebie, a ty użycz mi błogosławieństwa - rzekł Druid. Bharrig przeczuwał, że pościg może przedłużyć się znacznie. Miał także wyjątkowo złe przeczucia co do tego, co może czekać na samym jego końcu. Kto bowiem mógł zadać sobie trud, rozgrzebać kurhan i zabrać ze sobą zwłoki gryfa? Niewątpliwie, na samym końcu - imaginował - spotkają magów albo innych mistrzów rzemiosła, którzy na częściach ciała gryfa mogliby skorzystać. Tak czy inaczej, szykowała się trudna walka. ~ Dwie godziny później(czyli około 21), dwaj towarzysze zauważyli w końcu coś przed sobą na gościńcu. Wolno jadący, czterokołowy wóz, i dwóch konnych przy nim. Zarówno na wozie, jak i konni, mieli latarnie, którymi oświetlali sobie drogę w ciemności… Druid szepnął do orczego towarzysza: - Ja wlecę przed wóz i przestraszę konie, ty zaś uderzaj od tyłu. Przyprowadźmy ich do sprawiedliwości! - Sprawdź… - zaczął paladyn bardzo powoli i mrocznie, powstrzymując na razie kotłującą się w nim agresję, która tylko czekała by znaleźć ujście - Czy to nasz cel. Jeśli tak… to biada im. - Kiedy zawołam, przyjedź - rzekł jeszcze krasnolud pod postacią żywiołaka powietrza. Bharrig-żywiołak uniósł się w górę. On sam nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, poza dźwiękiem wirującego wichru. Zamierzał sprawdzić w istocie, czy byli to złodzieje ciała gryfa. Po tym, kiedy uleciał w górę, pomknął naprzód, próbując wyłapać w ciemnościach jak najwięcej szczegółów. Dwóch facetów na koniach, młoda babka na wozie… cała trójka miała dziwne gęby, jak ulał pasujące do nikczemników, wóz zaś miał na pace "coś" dosyć dużego, przykrytego płachtami. Bharrig nie czekał: podleciał cichcem do wozu i spróbował zerwać płachtę. Bądź co bądź, szukali winowajców, ale z drugiej strony, nie chciał się wypuszczać na ludzi, którzy mogli sie okazać niewinni. Musiał być pewny… i po chwili był. Pod płachtą leżało ciało Gryfa, i pojedyncze kawałki humanoidów, zapewne resztki rodziny Amzy. Bharrig-żywiołak powietrza, nie był jednak tak całkiem cichy, ukradkowy, czy tam i niezauważalny… być może przez podmuch wiatru, którym po części sam był, albo po prostu przez jakieś przeczucie, lub zmysły babki na wozie, został w końcu zauważony. - Jasna cholera!! Co to jest!! - Wydarła się powożąca pojazdem, spoglądając w tył, na owego, 6-metrowego żywiołaka, po czym smagnęła batem konia pociągowego. - Aaaaaa!! - Wrzasnęli obaj faceci na koniach, po czym… wystrzelili na nich do przodu, kompletnie olewając własną towarzyszkę wraz z wozem, zostawiając na pastwę losu. Bharrig nie dbał w tym momencie o doprowadzenie drabów na szubienicę - sprawę ogarnie się potem. Najważniejsze było ciało gryfa, po które skwapliwie sięgnął swoimi wielkimi, wirującymi i utkanymi z wiatru łapskami. - Hieny cmentarne, porywacze zwłok! - zagrzmiał Bharrig. - Jak śmiecie zakłócać spoczynek umarłym! Druid zamierzał najpierw zabezpieczyć ciało gryfa, które wszak było najważniejsze. Kiedy tylko zdoła je unieść, zamierzał przylecieć z nim do Endymiona. Czas na łowy na tych, co bezczeszczą zwłoki, przyjdzie później. Bharrig uniósł gryfa z jadącego wozu, zatrzymał się i ostatecznie ułożył jego ciało na ziemi. Upewnił się, że Endymion jest w stanie go obronić. Zaraz potem ruszył z powrotem w stronę wozu i kobiety, zamierzając ją złapać. Endymion wyobrażał sobie tę chwilę na wiele różnych sposobów w ciągu ostatnich kilku godzin. Głównie były to różne sposoby cięcia niegodziwców o demonicznych wyrazach twarzy na plasterki. Raz szybko i efektownie, innym razem powoli i boleśnie. Ale teraz… teraz nie potrafił. Agamemnon wyglądał okropnie. Gdzieś tam z tyłu głowy wiedział, że tak to będzie… spuchnięty. Odbarwiony. Pióra i futro wypadało z niego garściami odsłaniając stare blizny. Z dzioba i rozciętego gardła wypływała krwawa piana. I ten zapach… i muchy. Teraz, kiedy klęczał przed swoim przyjacielem nie potrafił pozbyć się odrazy do jego stanu. W tym czasie Bharrig-żywiołak powietrza, poleciał za uciekinierką na wozie… i ładnych parę chwil zajęło mu jej dogonienie. Babka pędziła bowiem ile się dało, nie zważając na mrok na gościńcu, jedynie słabo rozświetlany latarnią szaleńczo kołyszącą się na wozie. Przemieniony Druid w końcu do niej dotarł, i próbował złapać swoją dużą łapą, ale za pierwszym razem się nie udało… a kobita to aż się na niego łopatą wśród tej szaleńczej ucieczki zamachnęła. - Potwór!! - Wrzeszczała. A nie była to byle łopata, jeden jej brzeg był porządnie zaostrzony, co w sumie czyniło z narzędzia coś jakby glewię? Dwaj jej towarzysze już uciekli daleko w mrok, i nie było po nich(przynajmniej chwilowo) śladu… a Bharrig-żywiołak w końcu ją złapał, unosząc z wozu, który również pojechał hen daleko, ciągnięty wciąż przez szaleńczo biegnącego konia. - Aaaaaaaaaa!! - Wydzierała się pochwycona przez "potwora" kobieta. - Ty! - krzyknął Bharrig, nie kryjąc oburzenia i gniewu w głosie. - Jak śmiesz zakłócać spokój zmarłymi! Jak śmiesz zbezcześcić zwłoki stworzenia, którego nawet nie znasz! Wielki żywiołak zatrząsł kobietą i w międzyczasie uniósł się w powietrze. Samotna latarnia zatknięta na wozie oddalała się w zastraszającym pędzie, kiedy żywiołak-Druid i trzymana przez niego kobieta lecieli coraz dalej i dalej. Po pierwszym zaś zaskoczeniu, i chwili milczenia… kobieta również się wydarła: - Trup w mogile bez znaku! Bez niczego, pośrodku niczego! Skąd mieliśmy wiedzieć, że czyjś?! - Co zamierzaliście z nim zrobić? - zagrzmiał Bharrig, który zmienił chwyt w taki sposób, że kobieta zawisła na jednej własnej ręce. Zanim odpowiedziała, spojrzała w dół, i jakby warknęła niezadowolona… - Oddajemy takiemu jednemu, on dobrze płaci za różne trupy - Powiedziała w końcu. - Na co mu te trupy i gdzie jest? - dopytywał Bharrig. Kobieta jednak milczała. - Czy tak nisko cenisz swoje życie? - rzekł ciągle oburzony zbezczeszczeniem zwłok gryfa Bharrig. Poluźnił swój uścisk nieco, oczekując reakcji kobiety. Na chwilę się wystraszyła, ale zaraz się znowu opanowała. - Jak nie ty teraz, to on mnie zabije później, co za różnica? - Powiedziała z kwaśną miną. - Powiedz mi, co to za jeden, gdzie jest i na co są te trupy, a ujdziesz z życiem. Ja i moi towarzysze pomścimy to, co nasze. Po co ktoś wykopuje trupy? - zapytał Bharrig, nie potrafiąc wyobrazić sobie niczego dobrego, co mogłoby wyniknąć z kopania zwłok, szczególnie zaś zwłok gryfa. - I tak ci nie wierzę… - Mruknęła kobieta - …nazywa się Raven, jest zawsze ubrany na czarno. Ma wieżę pod Scornubel, na północy. Nie wiem co z nimi robi, my mu je przywozimy, on płaci, i je zabiera… - Świetnie - rzekł Bharrig. - Tak się składa, że wybieramy się do Scornubel. Zaprowadzisz nas do jego wieży. Bharrig uważał, że znacznie lepsze będzie wyeliminować źródło niż ledwie ubijać przyczyny, stąd - kobieta, czy tego chciała czy nie - szła z nimi do Scornubel. Bharrig-żywiołak zleciał z wysokości prosto do Endymiona, który zdawał się być zajęty swoim martwym towarzyszem. Pokrótce streścił orkowi rewelacje, o których opowiedziała mu wcześniej kobieta - porywaniu trupów i mężczyźnie imieniem Raven na północ od Scornubel. Potem odezwał się w te słowa do Paladyna: - Trzeba związać tę poćpiegę i zabrać Agamemnona w bezpieczne miejsce. Czas już odczynić bezsensowną śmierć twojego towarzysza. Ja poniosę Agamemnona, ty zaś bacz na hienę cmentarną. Wróćmy do naszych towarzyszy i zacznijmy, co potrzeba. - Związać to se możesz swoje jaja, jak jakieś masz. Nigdzie z wami nie idę, pieprz się - Burknęła do Bharriga kobieta. Endymion słuchał nieco bezwiednie i biernie rozmowy i protestów. Znaczenie słów dochodziło do niego z opóźnieniem. Trochę jakby emocjonalnie był obok tej sytuacji, a nie w niej. - Grabież grobów jest poważnym przestępstwem w tych okolicach. Jak we wszystkich innych prawdziwie cywilizowanych. W Baldurs Gate grozi za to kilka miesięcy lochu lub ciężkich robót. Zapatrzanie nekromanty w ciała czyni sytuację tylko gorszą - powiedział tonem beznamiętnym i jakby oderwanym od kontekstu - Nikt cię już nie pyta o zdanie. Idziesz z nami, albo będziesz za nami ciągnięta. Popatrz na to w ten sposób… kiedy będziemy zajęci nekromantą może uda ci się wymknąć. Damska hiena cmentarna obrzuciła Endymiona ponurym spojrzeniem… - Ale nie dam się związać - Burknęła - Nie i chuj. A kim wy w ogóle do cholery jesteście? - Kimś, kto nie lubi, jak wykopuje się zwłoki jego towarzyszy - rzekł Bharrig-żywiołak oschle. Druid przekazał Paladynowi kobietę, a sam zajął się gryfem. - Ruszajmy - rzekł Bharrig do swojego druha. - Czeka nas wiele pracy. - Jeżeli spróbujesz uciec nie będziemy już tacy uprzejmi - ostrzegł Endymion wstając z kolan - a nie prześcigniesz wiatru - wskazał gestem głowy żywiołaka, po czym spojrzał za wozem który zdążył już odjechać - Bharrig. Przyprowadzisz wóz? - zapytał towarzysza. - Wóz i konia - Bharrig kiwnął wielkim łbem. I odleciał po nie bez dalszego komentarza.
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
19-04-2022, 17:21 | #170 |
Administrator Reputacja: 1 | Po 4 bitych godzinach, wrócił w końcu Bharrig-żywiołak i Endymion… ze zdobycznym wozem, ciągniętym przez zdobycznego konia, oraz z jakąś kobietą, siedzącą na owym wozie obok Paladyna ze skwaszoną miną. W tym czasie, reszta "oczekujących" towarzyszy przy ognisku, zdążyła już zjeść kolację, wyczarowaną przez magię Niramour. A jadło było proste, lecz syte. Nie to co pamiętna uczta w klasztorze w górach, jednak była… jajecznica, bułki, parówki, i nawet jabłka (te ostatnie głównie dla koni, z dobroci serca niebieskowłosej). Był jednak mały problem z naczyniami, ale jakoś sobie radzono. - Jakiegoż to gościa sprowadzacie? - spytał Gabriel. Z lekka ironią w głosie, bo widać było, iż "gość' najchętniej znajdowałby się wiele mil stąd. - Udało się odnaleźć trupa Agamemnona? - dodał Kargar, wstając i wychodząc paladynowi i druidowi naprzeciw. - Ta tutaj to jedna z szajki, która wykopywała trupy - rzekł Bharrig. Po czym wyłożył swoim kompanom pokrótce historię pościgu, pojmania i odzyskania zwłok gryfa, a także powrotu - jego i Endymiona. - Nie wróży niczego dobrego, trzeba sprawdzić później, kim jest ów nekromanta skupujący zwłoki. Po chwili pauzy dodał: - Pilnujcie tą bestię w ludzkiej skórze, która wykopuje zmarłych - rzekł Bharrig. - Potrzeba nam jednak przywrócić Agamemnona do życia. Endymionie, czy masz potrzebne składniki? - zapytał, mając na myśli oczywiście diament. - Myślicie, że ona nam jakiegoś numeru nie odwali? - Kargar spytał się paladyna, przyglądając się sceptycznie złodziejce zwłok. - Jakoś się przed tym zabezpieczymy - powiedział Gabriel. - Z pewnością sam znasz kilka skutecznych sposobów. - Spojrzał na druida i paladyna. - Przeszukaliście ją? - spytał. - Nie - odpowiedział paladyn przeszukując przenośną torbę w poszukiwaniu diamentu pośród stosów złota i klejnotów które zapakował do niej jeszcze w kompleksie, tak dawno temu - Jak chcesz Gabrielu to droga wolna. Jest! - zakrzyknął wyciągając szlachetny kamień i wręczył go druidowi z niecierpliwością wymalowaną na twarzy. - Oczywiście, jeśli tylko damy jej szansę - rzekł Bharrig. - Kargarze, Gabrielu, pilnujcie ją szczególnie na czas tego zaklęcia. Sam wziął diament w wielgachną łapę żywiołaka. Wojownik wyciągnął miecz i podszedł do łotrzycy, łypiąc na nią okiem. - Żadnych sztuczek, mam cię na oku. Wyjmij też wszystko co masz w ubraniu. - I może jeszcze mam zatańczyć? - Mruknęła kobieta. - Pomożesz nam, Mirelindo? - spytał Gabriel. - Zapewne trzeba będzie ją dokładnie przeszukać. BARDZO - podkreślił - dokładnie. - Już idę… - Powiedziała Zaklinaczka, a nieznajoma zrobiła srającą minę. W międzyczasie wyciągnęła z kieszeni jakiś klucz i rzuciła na ziemię, mały składany kozik, i jakieś malutkie zawiniątko. - To są orzechy - Powiedziała. Przy pasie zaś miała sakiewkę, której jednak nie tknęła. - Połóż pas na ziemię - polecił Gabriel. - Potem ręce na bok... i rozstaw nogi - dodał, przypomniawszy sobie, jak to na jego oczach straż miejska we Wrotach aresztowała jakiegoś łobuza. W odpowiedzi zaś otrzymał wyprostowany, środkowy palec. - O tym nie pomyślałem... Ale dziękuję za podpowiedź. - Uśmiechnął się lekko, a potem spoważniał. - A teraz przestań się zachowywać jak głupia - powiedział. - Albo przeszuka cię Mirelinda - skinął głową w stronę zaklinaczki - albo my to zrobimy - spojrzał na Kargara i szkieleta - a wtedy może to nie być takie delikatne. Po paru chwilach, kobietę zmacała po całym ciele Mirelinda, nawet w intymnych miejscach… znalazł się ukryty w bucie sztylet. A w sakiewce kilka miedziaków, i dwa srebrniki. Zaklinaczka sztylet zabrała, ale sakiewkę wkurzonej kobiecie oddała… - A teraz tu siadaj, i siedź - Powiedziała cycata nawet miłym tonem, wskazując miejsce. "Hiena cmentarna" usiadła więc, i siedziała naburmuszona, pilnowana przez szkielet. ~ Druid, nie ufając temu, co mogła zrobić kobieta, wziął ciało Agamemnona jeszcze dobre paręnaście kroków dalej od obozowiska, po czym rozejrzał się wokół, nasłuchując. Prawda byli w środku głuszy, ale ostrożności nigdy nie za wiele. - Osłaniaj mnie - rzekł do paladyna. Po czym wyciągnął diament przed siebie i zaczął intonować pieśń w nieznanym języku, drugą zaś kreśląc w powietrzu magiczne symbole, których zarysy pozostawały jeszcze przez krótką chwilę w powietrzu. W miarę wykrzykiwania kolejnych formuł, diament rozbłysnął wewnętrznym światłem. Z każdą mijającą sekundą, druid zmieniał znak i kreśloną formułę, a światło w diamencie stawało się coraz bardziej jasne i wyraźne, po paru chwilach oświetlając okolicę wokół niczym pochodnia. Wreszcie, zanim miała wybić minuta, Bharrig warknął coś w swoim narzeczu i rozwarł wielką łapę, a powietrze wokół napełniło się elektrycznymi wyładowaniami. Diament rozprysnął się na małe kawałeczki, zaś znajdująca się w nim kula światła pomknęła do martwego ciała gryfa. Otoczone stalowoszarą poświatą, ciało gryfa natychmiast zaczęło się zmieniać: zgnilizna odwróciła cykl, stając się zwykłym ciałem, zaś brudne i zroszone krwią pióra nabrały dawnego połysku. W gasnącym świetle zaklęcia i blaknącej poświacie otaczającej gryfa, widać było, jak gryf - co prawda wychudły i wymizerowany poprzednim stanem - wracał do życia, biorąc w płuca pierwsze tchnienie od czasu swojej śmierci. Endymion chyba nie oddychał przez cały ten proces. Jego przyjaciel wracał. Którego śmierć była chyba pierwszą tragedią z całego cyklu które ich spotkały od kiedy wyruszyli na tę wyprawę. Miecz zgrzytnął gdy wypadając z ręki zarył w kamień. Tarcza gruchnęła głucho lądując krok dalej na trawie. Paladyn padł na kolana przed zdezorientowanym i wciąż słabym przyjacielem i objął go w potężnej szyi wplatając dłonie pod jego pióra. Endymion chciał coś powiedzieć. Przywitać kompana wśród żywych ale już teraz ledwie się trzymał i wiedział, że jeśli wyda z siebie jakikolwiek dźwięk… to będzie to płacz. Zwykły, niemęski, niegodny płacz nieprzystający paladynowi, ale wreszcie zdarzyło się coś dobrego… wreszcie coś się udało. Do wzruszonego zajściem Paladyna, nie dotarło, jak Niramour rozmawia cichym głosikiem z Gabrielem… a ten przekazuje jej dwa kamienie szlachetne. Nie dotarło i do Endymiona, gdy Kargar w nie pieprznął swoim młotem bojowym(broń zapasowa), robiąc z nich proszek… Czyjaś delikatna dłoń pojawiła się na ramieniu klęczącego Paladyna. Spojrzał w twarz uśmiechniętej Niramour. - Jest piękny… choć cierpi. Pomogę mu - Powiedziała niebieskowłosa, przenosząc spojrzenie na Gryfa. Posypała go jakimś proszkiem, i wypowiedziała wiele słów, wykonując i wiele gestów. Agamemnon odzyskał nieco więcej "barw życia", nie był już taki blady, i jakby miał więcej wigoru… a po chwili Niramour powtórzyła proces. Gryf był już praktycznie jak dawniej, był w pełni sił i wigoru, był jak dawniej!! Wstał, spojrzał na Niramour, po czym skinął jej głową. Następnie zaś spojrzał na Endymiona, i "radośnie" zaskrzeczał. - Na brakujące skrzydło chwilowo nic nie poradzę - Powiedziała cichym tonem uśmiechnięta błękitnooka. - Popasajmy nieco i jedźmy dalej do Scornubel - rzekł druid, powróciwszy już do swojej krasnoludzkiej formy i gładząc swoją brodę. - Została nam jeszcze cala armia demonów do pokonania. - Rankiem ruszymy dalej - odpowiedział Gabriel. - Trochę odpoczynku przyda się każdeu z nas. - Dobrze że się udało. A teraz do Scornubel - skomentował Kargar, będący pod wrażeniem magii którą właśnie widział. Choć zastanawiał się, czemu tyle czasu i wysiłku poświęcili na wskrzeszenie gryfa kiedy po drodze stracili Deirde. Endymion kiwnął głową Ninamour w podziękowaniu, ale nie wydał z siebie dźwięku. Wciąż nie był do końca pozbierany. Uścisnął gryfa jeszcze raz, jeszcze mocniej, otarł twarz. - Nigdy więcej mi tego nie rób! - ryknął w niepoważnej złości odzyskując stabilność w humorze, a Agamemnon spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym uderzył go wierzchem łapy w bark w oburzeniu i ryknął na niego. - W porządku, w porządku… tym razem ci daruję. |