Northlook było przybytkiem najczęściej odwiedzanym przez różnego rodzaju najmitów i awanturników, nic więc dziwnego, że miało miano jednego z bardziej ciekawych pod względem krążących pośród jego ścian plotkami, ale też renomę nadwątloną częstymi burdami i aferami. Wciąż było to miejsce, gdzie wszelkiej maści podejrzane osobistości mogły czuć się względnie “u siebie”.
Jednakże nawet tutaj półdrow wzbudzał zainteresowanie gości, którzy zerkali na Anathema z ciekawością, nierzadko z wrogością.
Właścicielem był mężczyzna o wizerunku sugerującym liczne lata bądź to awanturniczego życia, jak często jego klienci, bądź liczne lata prób by było tu jednak względnie bezpiecznie. Zaletą jego “doświadczenia”, było to, iż nie obawiał się udzielać swoim gościom napitku, czy pokoju na zastaw, czy z odwleczoną w czasie płatnością, a nawet za obietnicę przysługi. Scramsax było mu na imię, a przynajmniej tak nań wołano.
Anathem zszedł po schodach. Był głodny, ale mimo wszystko najpierw zadbał o pokój i miejsce, gdzie mógł zostawić swój niewielki dobytek. Teraz trzeba było zamówić posiłek.
Nie był pewien, czy powinien zająć stolik i czekać na kelnerkę, skierował się więc prosto do kontuaru.
- Wezmę miskę potrawki, o której mówiłeś wcześniej. - Zagadnął karczmarza. - Powinienem tu zaczekać, czy ktoś przyniesie ją do stolika?
Karczmarz zmierzył Anathema od stóp po czubek głowy.
- Czekaj. - mężczyzna zawołał w stronę zaplecza, przekazując zamówienie. - Na zewnątrz mrok cały dzień, to i nie dziwota, że tacy jak ty wychodzą na powierzchnię. Dam ci dobrą radę. Nie wychylaj się spod tego kaptura.
Z “okienka” wyjechała miska z potrawką, karczmarz podał ją Anathemowi, ale cofnął tuż przed tym, kiedy półdrow miał unieść ręce, by ją odebrać.
- Macie czym zapłacić?
- Oczywiście. Ile? - Spodziewał się, że ze względu na swoje pochodzenie, karczmarz spróbuje go oszukać.
Anathem: wyczucie pobudek – tajny!
- Sześć rudych - odrzekł mu. Pomijając fakt, że Anathem nie znał jeszcze zbyt dobrze realiów panujących w miastach Doliny Lodowego Wichru, nie wydawała się być to wygórowana cena, a przynajmniej mężczyzna, który oczekiwał na zapłatę o dziwo nie wyglądał jakby chciał go oszukać. Półdrow bez szemrania zapłacił podaną cenę.
Do przybytku wszedł mężczyzna odziany tylko w koszulę i podszywaną futrem kamizelę. Część osób zwróciło na to uwagę kręcąc głową, lecz nieruchomiało pod jego spojrzeniem, wracając do swoich zajęć, głównie spożywania posiłków. Skierował się bez namysłu w kierunku schodów.
- Panie, mogę w czymś pomóc? - zapytał Scramsax, lecz został zignorowany.
Mężczyzna minął karczmarza, zaś Anathem obrócił się akurat, by odejść do stolika ze swoim posiłkiem, stając na drodze tego mężczyzny.
Półdrow spojrzał w oczy mężczyzny i momentalnie tego pożałował. Zimne, puste spojrzenie, zmroziło go niemal jak oddech białego smoka. Było w nim coś nienaturalnego, nawet dla istoty, która przez lata obcowała z mroczną magią Podmroku. Anathem, trzymając w jednej ręce miskę z potrawką, odruchowo sięgnął do zawieszonego na szyi symbolu swojej nowej bogini, szukając wsparcia i nie zawiódł się. Stało się coś dziwnego. Tak jakby, zyskał dodatkowy zmysł, zaczął postrzegać dodatkową, jakby duchową płaszczyznę otoczenia, a kiedy skupił się na dziwnym mężczyźnie…
Anathem: cudowny zmysł!
Smród nie do wyobrażenia uderzył w zmysły Anathema. Mieszał się w innych zmysłach, nieomal go odurzając, jakby chłonął owe plugawe zło całym sobą. Zimno uderzyło go falami, zapierając na ułamek sekundy dech. Anathem próbował odnaleźć się w tych doznaniach jak tonący w mroźnej wodzie. Nagłe otrzeźwienie przyszło nim ktokolwiek mógł zauważyć zmianę na obliczu pół-drowa. Trwało to ledwie mrugnięcie okiem, choć zdało się wiecznością. Wiecznością, której oblicze spoglądało z milczącym grobowym uśmiechem w jego stronę, jakby sama śmierć zajrzała do jego duszy. Wtedy to Anathem zyskał pewność - stojący przed nim mężczyzna był martwy. Martwy w duszy i na ciele. Nieumarły.
Nowe postrzeganie rzeczywistości lekko oszołomiło półelfa, ale okazało się być też niezwykle przydatne. Momentalnie zszedł z drogi stwora. W Menzoberranzan tylko potężne kapłanki trzymały na służbie tego typu potwory. Gdyby nie dodatkowe zmysły, Anathem nie rozpoznałby nieumarłego. Wolał nie narażać się jego panu. Spokojnie ruszył do stolika, unikając konfrontacji.