Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2022, 22:20   #519
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru
Czas: 2519.02.31; Angestag (7/8); zmierzch
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz półmrok, pada średni śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Wszyscy



Obława wciąż trwała. Bez ustanku. Myśliwi wciąż szukali zbiegów i ich wspólników. W mieście i poza nim. W zamieszkałych kamienicach i pustych ruderach. W miejscach gdzie dominowało towarzystwo z półświatka i rezydencjach tych sławnych i bogatych. Na niskim, zachodnim brzegu Salt w nowym mieście i na wysokim, wschodnim. I chociaż od ucieczki z miejskich lochów minęło już kilka dni to nic nie wskazywało na osłabienie poszukiwań. Wręcz przeciwnie. Codziennie pojawiały się plotki kogo znów zaciągnięto na przesłuchania do ratusza. A tych najbardziej podejrzanych czy krnąbrnych lub co wpadli za co innego do kazamat. W ten czy inny sposób obława dotknęła całe miasto i jej mieszkańców. Nie omijała też kultystów którzy spowodowali tą lawinę poszukiwań i przeszukiwań. Więc gdy się spotkali pierwszy raz od tygodnia razem to można było odetchnąć z ulgą, że prawie są w komplecie. A nawet doszły im nowe twarze. Jednak mało kto miał nastrój na świętowanie gdy napięcie spowodowane oddechem pościgu na karku dawał się we znaki każdemu. Nawet miejsce spotkania o tym świadczyło. Było nowe. Pierwszy raz nie spotykali się na “Adele”. Tylko w podziemnej kryjówce w południowej części miasta. Łasica ją znała i tam przeprowadzili się przedwczoraj z tej piwnicy jaką znał Egon.

- To nie są trzewia ziemi o jakich myślałam. Tu nie będziemy bezpieczni. Musimy znaleźć coś innego. - powiedziała w Backertag Merga gdy jako ostatnia przeszła trasę z portu do nowej kryjówki. I rozejrzała się po tej piwnicy. Ale zostali tam bo na tamtą chwilę i tak nikt za bardzo nie miał pomysłu na inną kryjówkę. A na ulicach wciąż szalały patrole i punty kontrolne straży. Aż przedwczoraj przyszła Łasica. W przebraniu. Nieźle się przebrała. Z okien wyglądała na jakąś starą jędze i żebraczkę jaka chodzi po pustych domach aby znaleźć coś do jedzenia. I ani Silny, ani Egon co ją znali najlepiej z pozostałych nie poznali jej. Silny mruczał cicho do kolegi zastanawiając się czy lepiej nie otwierać czy otworzyć i zlikwidować starą wiedźmę. Bo ta już weszła na podwórko i szła bo widocznej ścieżce jaką zrobili wcześniej gdy tu się instalowali. Dopiero jak zakapturzona, garbata postać zastukała do drzwi umówionym sygnałem to można było przypuszczać, że to ktoś ze zboru. Ale łysy myślał, że to pewnie zatukany w łachmany Strupas. Jak otworzył drzwi stara weszła mamrocząc coś do środka prosząc o łaskę i jałmużnę. Dopiero jak zamknął drzwi i postać zdjęłą kaptur i jakieś zwoje na głowie ukazała się zaskakująco młoda i roześmiana, kobieca twarz Łasicy.

- Przyniosłam wam żarcie. Starszy z Karlikiem przygotowali. I coś do rozrywki. - powiedziała wskazując kciukiem na sanki jakie do tej pory ciągnęłą za sobą. Wyglądały jak coś na znalezione graty i pasowały do przebrania starej żebraczki. Tam jak wyszli to znaleźli prowiant. Coś co można było wrzucić na ruszt, do pieca, nawet butelki z winem. Dobrze. Bo tak na chybcika opuszczali kryjówkę Normy, że właściwie wczorajszy dzień był dość biedny i głodny. A i dłużył się i nudził niemiłosiernie. Dopiero Łasica przywiozła coś dla pociechy ciała i ducha. To pierwsze było na sankach a to drugie to były zurzyta talia kart oraz kości. Aby zapewnić jakąś rozrywkę grupce uciekinierów. Ale włamywaczka miała i mniej dobre wieści.

- Macie szczęście, że ja was nie szukam. Widać dym z komina. I te ślady przed drzwiami. Sprawdziłabym ten dom w pierwszej kolejności jakbym was szukała. No ale musiałabym być na tej ulicy i was szukać. - oznajmiła im dwa dni temu gdy weszła do środka aby się ogrzać przy piecu. Trudno było uniknąć dymu w zimie gdy się grzało w piecu albo pozostawionych śladów które dopiero porządny opad śniegu mógł przykryć. Przy okazji łotrzyca przywitała się z kobietami jakie tam były. Z Lilą i Gretchen zdawała się być na koleżeńskiej i ciepłej stopie bo się pośmiały, uściskały i poflirtowały ze sobą. Jednak Merdze łotrzyca okazywała respekt podobnie jak Starszemu. Tam oznajmiła im wszystkim, że port też sprawdzali. Przeszli także przez tą kamienicę gdzie było mieszkanie Normy dzisiaj rano. Więc gdyby tam zostali to by wpadli w kocioł. Ale i statki sprawdzali. Także “Adele” nie uniknęła kontroli. Dlatego Starszy odwołał spotkanie na statku i ci co nie towarzyszyli Merdze mieli znaleźć nową kryjówkę. Właściwie jako, że Pirora była świeżakiem w mieście a i Versana nie była w ten materii ekspertem to spadło to głównie na Vasilija, Strupasa i Łasicę właśnie.

Łasica znalazła kryjówkę wczoraj. Jakieś piwnice pod jakimiś ruinami w południowym rejonie miasta. I tam się wczoraj przenieśli. Też na raty i z pomocą maskującego wygląd kostura Mergi. I z tego miejsca wiedźma wydawała się być zadowolona. Za to wczoraj wszystkim uciekinierom oraz Łasicy większość dnia zeszło na porządkowaniu tych lochów. Chociaż w połowie dnia włamywaczka odeszła aby zdać relację Karlikowi. A później grubas znów im dowiózł szamę. Tylko przez Vasilija. W samą porę bo ta porcja z sanek Łasicy już się właściwie skończyła. Wczoraj wieczorem odwiedził ich sam Starszy i jak obejrzał nową kryjókę, zdecydował, że kolejny zbór będzie tutaj. Trudno było ryzykować w obecnych warunkach wycieczkę na “Adele”. Jeszcze tylko trzeba było powiadomić pozostałych ale tym już mieli się zająć Vasilij i Łasica. I widocznie im się udało bo dzisiaj na raty przyszli w końcu wszyscy. Brakowało tylko Kurta ale on czuwał na “Adele”. Można było wreszcie odetchnąć z ulgą, zdjąć maski i poczuć się jak w rodzinie. Ale to rodzinne spotkanie było w trudnych czasach. Gdy się tak spotkali przy wspólnym stole słychać było tylko niezbyt wesołą litanię jak komu dopiekli łowcy jacy ich szukali.

- “Kogut” jest spalony. Zapłacili żebrakom aby mieli go na oku. Chyba oprócz tego go ktoś obserwuje z sąsiedniego budynku. Ale na szczęście jeden z tych żebraków to mój znajomek to z nim pogadałęm. Ale jako kryjówka dla nas to raczej jest spalony. - zaczął Strupas w drobnej przerwie między chaustami łapczywego jedzenia. Jedzenie chociaż było całkiem dobre. Okazało się, że Lila i Gretchen całkiem nieźle radzą sobie w kuchni gdzie spędziły dzisiaj większość dnia to i teraz było widać. Chociaż jedzenie mogło podziałać na plus no i widok dwóch młodych, uprzejmych dziewcząt. Obie wydawały się być oszołomione i przytłoczone tym wszystkim a i większość kultystów była dla nich mało znana a one im.

- Spalony jak nic. U mnie też byli. Doszli po papierach. Wyparłem się wszystkiego. Powiedziałem, że ktoś się musiał włamać korzystając z tego, że remont był i może ktoś z robotników nie zamknął drzwi czy co. Na razie mnie puścili. Ale nie wiem czy to koniec. - Karlik wyglądał jakby nie spał po nocach. Ten jowialny i żywiołowy zazwyczaj grubas jaki zarządzał całym, logistycznym zapleczem zboru wydawał się być wymęczony i przybity. Widocznie prześliznął się pomiędzy trybami przesłuchania łowców ale wciąż nie było pewne czy go jednak nie capnął. Zwłaszcza jakby chcieli mieć jakąkolwiek zdobycz.

- A ja słyszałem, że w “Śledziku” też byli. Chyba wiedzą, że jesteś gladiatorem. Szukają “Egona Lwią Grzywę”. Wiedzą, że jesteś duży i kudłaty. Mają całkiem dobry rysopis. Przetrzepują wszystkich związanych z walkami u Theo. Jego też. Lepiej się tam nie pokazuj. - Vasilij dorzucił kolejną wiadomość tym razem skierowaną do Egona. Przy okazji wyjaśnił los Vogela. Skitrali go w kryjówce bo na zewnątrz nie miał większych szans na ucieczkę albo skitranie się. Na piechotę nie bardzo mógł liczyć, że w tym śniegu jaki zalegał po lasach ujdzie psom i konnym. Wioski już były ostrzeżone a on sam jako mięśniak łatwo wpadał w oko. Po śladach na śniegu mogło pójść nawet dziecko. Każdy który omijał drogi i wioski był z miejsca podejrzany. Port był zamknięty i na wszelki wypadek kapitanat wydał kategoryczny zakaz wypływania wszelkich statków. A łodzie rybackie i inne miały być kontrolowane przed i po wypłynięciu. Więc i droga wodna była mocno strzeżona.

- U mnie też byli. Przedwczoraj sprawdzali sklep i magazyn. A wczoraj całą ulicę i także moją kamienicę. Na szczęście nie mam u siebie nic obciążającego. - rzuciła markotnie Versana szczerząc na koniec swoje drobne, białe ząbki.

- W “Mewie” to samo. Szukają kobiety z ferajny. Oszustki, złodziejki i włamywaczki. Na szczęście rudej. To jeszcze do mnie nie doszli. Wszystkie tawerny w porcie sprawdzają. Myślą, że ktoś z ferajny był w to zamieszany. Jakaś kobieta. - Łasica dorzuciła swoje trzy grosze uzupełniając ten obraz z perspektywy półświatka. Na szczęście zamachała granatowym kosmykiem włosów który był całkiem inny niż ognistoruda peruka jaką używała jako Katia a jaką spaliłą jeszcze podczas pierwszej nocy w “Kogucie”. Chociaż wcale nie czuła się bezpiecznie. Bo chociaż zadbała o zmianę wyglądu gdy podszywała się po niezbyt mądrą kucharkę w miejskich lochach to już profil złodziejskich specjalności jakich szukali łowcy niebezpiecznie się pokrywał z jej własnym. Nie była pewna czy ktoś w końcu nie zacznie o nią pytać, szukać albo nie zastuka do drzwi.

- U mnie też byli. Pytali czy nie zszywałem kogoś rannego ostatnio. Na szczęście nie wyglądam groźnie. Nie mam rogów ani mięśni. To tylko pogadaliśmy trochę i poszli. Dobrze, że nie zeszli do piwnicy! Coś trzeba zrobić z Gustawem! Jak go u mnie znajdą to kaplica dla mnie i dla niego. A każde porządne przeszukanie musi znaleźć zamknięte drzwi w piwnicy. - Sebastian też się gryzł skoro miał taki trefny towar u siebie który bez mrugnięcia okiem mógł go wysłać do kazamatów. Do tej pory po prostu chyba nikt u niego nie szukał czegoś podejrzanego to ten Gustaw był sobie u niego w piwnicy i tyle. Teraz jednak nawet rutynowa kontrola jaka zdecydowałaby się przeszukać jego kamienicę mogła go znaleźć. I to strasznie gryzło młodzika.

- Spokojnie synu, zorganizujemy przerzut Gustawa tutaj. - uspokoił go zamaskowany lider zboru. Jaki też miał silne zmartwienie gdy tak słuchał i to pewnie nie od dzisiaj i próbował jakoś nawigować swoim stadkiem po tych nagle wzburzonych wodach.

Pirorę też nie ominęła ta obława. Wracała właśnie w Bezahltag jeszcze przed południem od Inka. Już zdążyła się rozstać z Silke i Saną. Zwłaszcza ta druga była skrajnie podekscytowana i przeżywałą wizytę w prawdziwym salonie tatuażu jako romantyczną przygodę rodem z powieści. Wydawało się, że łyknęła bakcyka jeszcze w rezydencji van Zee gdy Pirora przyszła z Silke i szulerka zademonstrowała jej kilka swoich tatuaży. Przy okazji też i Kamili dla której dziewczyna z półświatka wydawała się kimś tajemniczym i egzotycznym. Nawet pytała ją czy nie zgodziłaby się na zrobienie sobie portretu. Jednak to nie ciemnoskóra szlachcianka była tam gwoździem programu tylko tatuaż dla Sany. Ta zaś bez skrupułów zgodziła się przebrać za służącą Pirory. Tu się przydała Margo jaka użyczyłą jej takich ubrań aby nie wyglądało, że dwie szlachcianki odwiedzają salon tatuażu. Silke zaś po opuszczeniu rezydencji przejęła rolę przewodniczki. I tak dotarły we trzy do salonu Inka. Pirora też byłą tutaj pierwszy raz i mogła chłonąć niecodzienną atmosferę i klimat tego miejsca. Różne dziwne malunki, glify, znaki na papierze, skórze i pergaminach. Motto i slogany w różnych językach, nawet fragmenty popularnych psalmów jakie niektórzy sobie tatuowali jako oznakę swojej wiary. Ink rzeczywiście musiał być świetnym artystą także jako malarz. Tyle, że dziurkował swoje obrazy na żywej skórze. Panna Moabit była zachwycona tym miejscem i gdyby nie problem ze zdecydowaniem się co by chciała sobie wytatuować i gdzie to pewnie z miejsca by siadła do dziarania. Ogrom dzieł tatutażysty w jego salonie jakoś niekoniecznie pomagał zawiezić wybór. Wręcz przeciwnie. Można tam było cały dzień spędzić na oglądaniu tych dzieł sztuki. Sana pytała więc swoje towarzyszki o radę zaś sam gospodarz pozwalał im podziwiać i oglądać możliwe, że dzięki swojej znajomości z Silke z jaką przywitał się całkiem ciepło.

A gdy Pirora już się z nimi pożegnałą wpadła w sidła straży ledwo wróciła do “Żagli”. Przyszło po nią trzech strażników z halabardami. Na szczęście nie po to aby ją aresztować tylko wysłano ich aby sprowadzili rysowniczkę portretów do ratusza. I tam spędziła sporo czasu gdy poproszono ją aby sporządziła portret tej pary nikczemników jakich przecież widziała podczas swojej wizyty. Czyli rudowłosej kucharki i barczystego brodacza jacy znikli po ucieczce. I podziękowano jej za wcześniejsze portrety. Dzięki temu można było teraz powielić wizerunki zbiegów i rozplakatować po całym mieście i poza nim.

Przy okazji stała się świadkiem wielu scen przesłuchań i poruszenia jakie panowało w ratuszu. Niczym w kopniętym gnieździe szerszeni. Trafiła na czekającego na przesłuchanie mężczyznę który wydawał się jakimś bardem czy kimś takim. I zagadał do niej z nonszalancją i swobodą jakby chodziło o jakieś głupstwo a nie poważne oskarżenie przedstawiając się jako Hugo Wspaniały co jak obiecywał słyszał od każdej kobiety która miałą zaszczyt i przyjemność poznać go bliżej. Nie poznała za to nazwiska rycerza z jakim prawie zderzyła się w drzwiach gdy już wychodziła z ratusza. Rzucił krótko i z irytacją aby raczyła się odsunąć i w tej swojej pełnej zbroi wszedł z impetem do środka. Pachniał dworem i mrozem jakby dłuższy czas spędził na zewnątrz. Dojrzała tylko złotego orła na czarnym tle jakiego miał umocowanego do pancerza.

Drugi raz uderzyło ją to wczoraj wieczorem. Jak spotkała się z Dirkiem Lange i jego czerwonymi legionistami. - Witam amatorkę pikantnych przygód i mocnych wrażeń oraz pięknych kobiet w brzydkim i brudnym błocie. - powitał ją na statku. Bo w końcu na jednym z nich legioniści zorganizowali wieczorną zabawę.

- Sama? Bez swojego haremu? Szkoda. Miałem cichą nadzieję, że zorganizujemy nieco większe zawody. A tak no niestety tylko dwie pary żądnych karlików ślicznotek z kompletnym
brakiem poszanowania zasad moralności za to pełnych wyuzdanych żądz udało nam się zebrać na dzisiejszy wieczór. - powiedział chyba troszkę zawiedziony, że nie będzie większej ilości zawodniczek. Potem jednak i tak bawili się świetnie. Były kobiety, wino, śmiech i śmiech. Czwórka dziewcząt tarzała się w błocie na dnie ładowni ku radości swojej i rozentuzjazmowanej widowni złożonej prawie wyłącznie z legionistów. A w nagrodę za swoje wysiłki i trudy zostały obsypane złotem. A tego było sporo bo Dirk obiecał, że ci co zrzucą się najwięcej będą mieli przyjemność towarzyszyć zawodniczkom w kąpieli. Potem te zabawy i tak przeciągnęły się do późnej nocy zmieniając się w pełnowymiarową orgię. Co dziś wieczór Pirora jeszcze to mogła odczuć.

Ale wczoraj przy wieczornych rozmowach wyszło, że legionistów też zmobilizowano do poszukowań zbiegów. A, że nagroda za ich głowy była spora to i byli gorliwi w tych poszukiwaniach. Obsadzali część portu, sprawdzali ładownie statków, magazyny no i przechodniów na punktach kontrolnych. Niestety przez te parę dni nic nie wpadło w ich sieci za to wymroziło ich nieźle. Lang i tak uważał, że wykpili się tanim kosztem bo udało mu się wynegocjować port a nie przeszukiwanie miasta czy za miastem.

Jak wyglądają przeszukiwanie terenów za miastem to parę dni temu miał okazję przekonać się Joachim gdy dołączył do orszaku panny van Hansen. Wtedy w Backertag grad w końcu przestał padać i blondynka z radością skrzyknęła swoje sługi i zbrojnych aby ruszyć na szlak. Młody magister pierwszy raz miał okazję wydzieć ją w czymś innym niż zdobna suknia. Okazało się, że w pełnej zbroi Froya wciąż wygląda świetnie i czuje się tak samo. Musiała być też zawodowym kawalerzystą bo jazda konna wydawała się jej czymś naturalnym. Była też urodzonym wodzem bo dało się zauważyć, że ma charyzmę i posłuch u swoich ludzi którzy wykonują jej polecenia bez szemrania.

Wycieczka była konna. Froya chyba do głowy nie brała sobie innego środka transportu a stawiała na szybkość. Używali też ogarów a szlachcianka kazała zabrać dwa jastrzębie. Tak na wszelki wypadek. Wyjechali z miasta w tereny dla Joachima całkiem obce. Zwłaszcza jak zjechali z dróg i spuścili psy. Przeszukiwali las i okolice rzeki. Froya uważała, że zbiegowie mogli kierować się albo drogami albo zamarznietą rzeką. Drogi były patrolowane więc ona postawiła na rzekę. Jechali wzdłuż niej lub w jej pobliżu. Nie byli też jedynymi szukającymi. W oddali a czasem z bliska mijali inne grupy. Zbronych, najemników, łowców głów, naweg grupy wieśniaków usbrojonych w widły i siekiery. Wszyscy liczyli na zarobek i chcieli dopaść i zabić parszywych odmieńców i ich zdradzieckich wspólników.

W pewnym momencie natrafili na trójkę goblińskich, willczych jeźdźców. To był chyba ten moment na jaki czeała panna van Hansen. Rozkazała ich ścigać a gdy konni i ogary opadli goblińskich zbiegów ich liderka przejęła inicjatywę i osobiście zasiekła dwa z goblinów. Trzeciego opadły,z rzuciły z siodła i rozszarpały na krwawy ochłap ogary jeszcze zanim ich właścicielka zdąrzyła wejść do akcji.

- Cienizna. I to nie ich szukamy. To nie było godne wyzwanie. - rzekła nonszalancko z pogardą spoglądając na parujące z rozprutych ran truchła goblinów i ich wilków. Niemniej w jakiejś mierze zaspokoiło to jej instynkt łowiecki. Odjechali już naprawdę daleko od miasta nim panna van Hansen zdecydowała się wracać do zamku. Przyjechali właściwie już za późno bo po zmroku i jak bramy już były zamknięte. Ale widząc i słysząc herby van Hansenów straże jak tylko wezwali jakiegoś starszego nie odważyli się trzymać tak zacnych mężów pod bramą. Zwłaszcza jak wracali z pościgu za zbiegami.

Co do polowania na syrenę to Froya nie obiecywała Joachimowi niczego. Dała wyraźnie do zrozumienia, że na miano polowania w jej oczach zasługuje polowanie z siodła. Jak na kogoś o jej pozycji wypadało. Wyjątek była gotowa czynić dla odyńców i innej zwierzyny jaką polowało się na stojąco. Jak stała z rohatyną wbitą w ziemie czekając na szarżującego na nią odyńca to tak, to było coś co budziło w niej emocje i ekscytacje. W przeciwieństwie do polowania z łuku czy kuszy, nie wspominając o broni palnej jaką miała w wyraźnej pogardzie. Ceniła wyzwania jakie wymagały sprawności i odwagi no i wydawały jej się interesujące. Na jakieś niebezpieczne bestie. Syrena chyba do nich w jej oczach nie należała. No i raczej nie zanosiło się aby polowało się na nią z siodła. Niemniej stworzenie było dość rzadkie i może dlatego szlachcianka nie powiedziała ostatecznie “nie” tylko coś, że jeszcze o tym pomyśli.

A, że przeszukiwania dotyczą także tych najwyższych warstw społecznych to magister miał okazję przekonać się wczoraj. Bo Herr van Hansen, jak na prawego obywatela wypadało, oczywiście wyraził zgodę na przeszukanie swojej posiadłości gdy przybyli łowcy prowadzeni przez jakiegoś oficera. Ten oficer był w pełnej zbroi i sprawiał solidne wrażenie. Na pancerzu dało się dostrzec tarczę herbową złotego orła na czarnym tle. Oficer był grzeczny ale stanowczy. On i stary szlachcic zwracali się do siebie z szacunkiem należym ludziom na odpowiednim poziomie. Zaś nawet strażnicy tego rycerza zachowywali się znacznie grzeczniej niż ich koledzy na ulicy podczas kontroli na ulicach czy przeszukiwania karczm i tawern. To bogate i dostojne miejsce zdawało się ich onieśmielać. Zapewne też splendor jakim cieszyli się van Hansenowie miał tu też coś do powiedzenia. Rycerz został na górze i w przeszukiwaniu kuchni, pomieszczeń dla służby czy budynków gospodarczych nie towarzyszył. Za to gospodarz oprowadził go po swoich komnatach aby wysłannik ratusza miał okazję sam sprawdzić, że szlachetnie urodzeni niczego ani nikogo tu nie ukrywają. Zaszli nawet do pokoju gościnnego w jakim rezydował młody magister chociaż rycerz tylko wszedł do środka i rozejrzał się po nim. Nie było widać żadnych rogatych kobiet ani innych zbiegów to dość szybko wyszedł. Natknął się też na pannę van Hansen i chociaż skłonił jej się grzecznie gdy ojciec mu ją przedstawił to nie wydawał się być nią zainteresowany. W końcu też nie miała rogów ani nie była niebieska ani nijak nie wpisywała się w rysopis zbiegów. Za to Froya ten zbrojny rycerz wydawał się wpaść w oko. Obserwowała jego plecy jak odchodził wraz z jej ojcem korytarzem.

Tak, szukano na każdym kroku. Nigdzie nie można było czuć się tak do końca bezpiecznym. Nawet tutaj, w tej nowej kryjówce też jeszcze nie było wiadomo czy zostaną tu na dłużej czy znów się gdzieś przeniosą. Jak wiedziała Priora nawet szlachcianki z kółka poetyckiego zmieniły plany i przełożyły kulig na przyszły tydzień aby nie wchodzić w paradę poszukiwaniom. Bo nie dość, że te trwały także za miastem to mogli tam się kryć ci piekielni zbiegowie a i ci co ich szukali też by pewnie nie byli zbyt szczęśliwi na taką wycieczkę. Obława przy okazji wyłapywała różnych delikwentów od złodziejaszków po przemytników jacy mieli pecha trafić na straż w złym miejscu i momencie. Którzy nie potrafili się z czegoś wytłumaczyć albo podpadli pyskowaniem, próbami ucieczki i stawianiem oporu. Wszyscy trafiali do wieży w ratuszu i na przesłuchania. Albo z braku miejsca do kazamat. Rozjuszona władza mogła teraz prawie każdego zawlec na przesłuchanie. A mało kto odważyl się protestować. W końcu chodziło o niebezpiecznych odmieńców, może nawet tych plugawych kultystów i heretyków. No i o rogatą wiedźmę jaką miano spalić na stosie już za parę dni na dorocznym festynie na cześć przyjścia wiosny. Każdy kto by protestował stawałby się kandydatem na wspólnika takich plugawców a mało kto chciał tak ryzykować.

- Moje dzieci, musimy to przeczekać. Nie wyhylać się i przeczekać. Głowy do góry, przetrwamy to polowanie i wyjdziemy z niego silniejsi niż wcześniej. No sami zobaczcie, że rośniemy w siłę. I dalej będziemy rośli. Udało nam się coś co uważano do tej pory za niemożliwe. Wyrwać kogoś z miejskich lochów! Wszyscy mówili, że to niemożliwe. Całe miasto wiedziało, że z lochu nie da się uciec. A teraz całe miasto zobaczyło, że jednak się da! I zrobiliśmy z nich durniów. Dlatego tak szaleją. Nie możemy dać się złapać. Obecnie nawet przypadkowa kontrola jest dla nas niebezpieczna. Ale tu jesteśmy bezpieczni. Na dole jest zejście do kanałów. Vasilij już opracowuje drogę ewakuacyjną kanałami gdyby nam się tutaj powinęła noga. - Starszy wstał aby zwrócić na siebie uwagę pozostałych. I starał się wskazać na te jaśniejsze strony sytuacji. Co prawda jeszcze przed akcją uwolnienia wyroczni wszyscy liczyli się, z reakcją sił rządowych. Ale jednak teraz gdy przez to przechodzili wszyscy wydawali się być nią przytłoczeni i zastraszeni.

A mieli nowe twarze w zborze. Para odmienionych dziewczyn, Lilly jaka cichcem przybyłą na saniach Strupasa z jaskini odmieńców i Gretchen jaką samowolnie uwolniła Łasica z trzewi bloku specjalnego. Do tego Norma ze swoimi dwoma toporami jaka ostatnio regularnie towarzyszyła Merdze jako jej ochroniarz i gwardzistka. Co niejako dokoptowało ją do zboru tak samo jak obie mutantki. No i sama Merga. Tajemnicza wyrocznia o błękitnej skórze i potężnych rogach. I tych niesamowicie złotych oczach od jakich stawały włosy na karku gdy się na kogoś skierowały.

- Wasz mistrz dobrze mówi. - Merga zasiadała po jego prawicy tak trochę jak jego doradca a trochę jak ktoś więcej. Tak do końca nie było właściwie wiadomo jaki jest jej status poza tym, że bardzo ważny. Wydawała się być naznaczona wolą mrocznych bogów chociaż wiekie oko na zwieńczeniu jej magicznego kostura zdradzało, że ona sama jest zwolenniczką Pana Przemian. Na razie jednak jakoś nie obnosiła się z tym za bardzo i wydawała się wszystkim kultystom bardzo życzliwa jak jakaś starsza siostra, matka czy wiedząca.

- Dziś oni mają przewagę. Dziś to ich miasto. Dziś oni rządzą i dytkują warunki. A my musimy się ukrywać i przemykać pomiędzy dziurami systemu. Ale to się zmieni. Sytuacja się w końcu odwróći. To my będziemy tu rządzić. My będziemy tu władcami. Lordami i panami. A oni będą korzyć się przed nami i zabiegać o naszą łasę i względy. To my będziemy dzielić i rządzić. Rozdawać stanowiska i tytuły. Dotacje. Prowadzić armie i flotę. Tak, to miasto będzie należeć do nas. Tak jest to przepowiedziane. Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj jeszcze musimy się ukrywać i przeczekać tą burzę wywołaną moim uwolnieniem. - Merga zwracała się do wszystkich zebranych. Też wstała. Ale jak mówiła chociaż na moment zatrzymała się tym niesamowice złotym spojrzeniem na oczach każdego z kultystów. Mówiła dostojnie i z przekonaniem jak prawdziwy kapłan, dostojnik albo generał. To wlewało otuchę w serca i dawało nadzieję, że jakoś się wykaraskają.

- Skoro zaś jesteśmy to dzisiaj wszyscy razem to jest wreszcie okazja abym mogła wam podziękować za wasz trud w dotarciu do mnie i wydostaniu mnie stamtąd. Zwłaszcza chciałam podziękować Starszemu. Który cały czas mnie wspierał w najczarniejszych dniach mojej niewoli. - powiedziała zaczynając nowy temat i położyła dłoń na ramieniu zamaskowanego lidera zboru. Obdarzyłą go ciepłym spojrzeniem i uśmiechem. On skinął swoją zamaskowaną głową.

- Tak samo jak pozostali jestem tu tylko po to aby służyć woli naszych patronów i ich planów. - skłonił się lekko aby okazać skromność i szacunek ale to podziękowanie musiało sprawic mu przyjemność.

- No i Łasicy. Która jako Katia pierwsza dotarła do mnie osobiście. I dała mi nową siłę i nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. - spojrzała na siedzącą przy stole włamywaczkę a ta aż pokraśniała z zadowolenia.

- To też zasługa Versany. Bo we dwie urobiłyśmy gogusia aby załatwił mi tą robotę. - łotrzyca okazała lojalność czarnowłosej kamratce i wskazała na nią słowem i gestem. Też wydawała się wniebowzięta, że Merga okazała jej pamięć i wdzięczność przy wszystkich.

- I tobie Egonie. Łasica zdołała mi przekazać kim naprawdę jesteś. To wierz mi, za każdym razem jak cię widziałam lub słyszałam twój głos to bardzo podnosiło mnie to na duchu. - rogata wiedźma spojrzała na drugiego z kultystów jakiemu udało się przeniknąć do obsługi miejskich lochów.

- I wam bracia i siostry co tamtej zimnej nocy ryzykowaliście dla mnie życie aby mnie uwolnić. - popatrzyła z sympatią na Silnego, Joachima i Aarona jacy też brali udział w akcji odbicia wyroczni albo ucieczce później. I w większości spędzili noc w “Kogucie” chociaż wtedy wyrocznią zajmował się głównie Sebastian i nie było z nią wtedy okazji aby zbyt wiele rozmawiać.

- Obiecuję wam tego nie zapomnieć. I odpowiednio nagrodzić. Jak mogłabym to zrobić? Nowa broń? Złoto? Przedmiot? Wiedza? Niewolnik? Nie mogę oczywiście wszystkiego ale trochę mogę a chciałabym wam jakoś wynagrodzić wasz trud. Zwłaszcza wam Łasico i Egonie. - powiedziała z zagadkowym, oszczędnym uśmiechem ale brzmiało jakby naprawdę miała jakieś nietuzinkowe możliwości w tej materii. - Bo o ile wiem ze Starszym w tej kwestii już doszliśmy do porozumienia. - powiedziała odwracając się do zamaskowanego lidera zboru. Ten potwierdził jej słowa skinieniem swojej maski.

- Tak. Jest nas więcej w tym mieście. Ale to nasza komórka zorganizowała to uwolnienie Mergi. Więc wyrocznia wywyższy nas a nie pozostałych. Wkrótce moj drogie dzieci zrobi nas się więcej. - mimo maski dało się słyszeć, że mistrz się uśmiecha. Chociaż detale zachował dla siebie to brzmiało jakby w mieście byli też inni zwolennicy mrocznych potęg i Merga obiecała mu, że jakoś wkrótce zespolą z nimi siły. A on stanie na ich czele. A wraz z nim ci co dziś siedzą z nim i z nią przy tym stole.

- Skontaktowanie się z nimi będzie wymagało pewnego czasu i wysiłku. Ale teraz jak będę odzyskiwać pełnię swoich mocy jestem pewna sukcesu w tej kwestii. - błękitnoskóra wyrocznia z rogami złapała za kielich, wzniosła go do góry i pozostali też się roześmiali dając upust swojej uldze i radości. I ta obiecana przez Starszego uczta wreszcie się mogła zacząć. Była wreszcie okazja aby zapomnieć o tych szykanach i łowach jakie czyhały na nich na zewnątrz i dać upust podczas świętowania zwycięstwa. Porozmawiać z kimś kogo się nie widziało od ostatniego spotkania, jeszcze na “Adele” i przed akcją. Albo z kimś kogo się spotykało po raz pierwszy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline