Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2022, 08:09   #505
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Wolrad zadrżał gdy zdał sobie sprawę z czym przyjdzie mu walczyć… rozważał jeszcze możliwość ucieczki póki koń Waltera nie padł. Teraz, nawet gdyby był w stanie uciekać musiałby go zostawić.
- Musimy wejść do Umry aby z nim walczyć! Nie zapomniałeś jak to się robi, prawda?!

~ Nadzieja! ~ zawołał poprzez przestrzeń do swej alfy dzięki mocy Borsuka ~ Kołdun spętał Nihilacha. Zmierzymy się z nim w Umbrze. Jeśli nie wyjdę z tej walki… niech Pesna wymyśli heroiczną opowieść! ~ rzucił nonszalancko, ale głos mu drżał na kilku sylabach toteż Nadia łatwo wyczuła, że Wolrad nie był bezczelny dla bezczelności, ale aby dodać sobie odwagi.

- Borsuku… teraz jest moment gdy potrzeba mi twojego wsparcia… - wyszeptał w powietrze, wiedząc, że totem sfory zawsze słucha i z bojowym warknięciem przekroczył próg Umbry, aby wyjść na przeciw duchowi ostatniej entropii.

- Nie! - pierwszy odpowiedział głos Nadzieji - Czekaj na nas! Idziemy!

Borsuk patrzył na Wolrada. Nie musiał niczego mówić. Obydwaj wiedzieli, że nie zdąży.

W umbrze Nihilach miał około czterech metrów wzrostu. Był wielką kulą ciemności, z której w różnych kierunkach wystawały długie na osiem metrów macki. Te macki właśnie chwytały duchy drzew, a Wolrad widział jak umierają w męczarniach. Ich esencja wędrowała wprost do kuli.

Macki nie wychodziły w jakiś regularny sposób z “ciała”. Zamiast tego istot przetoczyła się raz mackami łapiąc nowe duchy, innym razem chwytając ziemi i używając ich jak nóg.Po chwili wszystkie macki wbijały się w ziemię. Bestialski duch przestał zabijać. Widział Wolrada. Widział też borsuka. Zmieniał się w wielkiego, umięśnionego i nieco obżartego… psa. Teraz nadal miał cztery metry ale w kłębie. Z pyska ściekała mu ślina, a wokół unosił się cień ośmiu macek wyrastających z pleców.

Wolard wszedł w Umbrę jako wilk. Wielki, ale nawet nie blisko tak wielki jak duch. Zjeżył się gotów do pierwszego uniku, ale przez pierwsze pół sekundy atak nie nastąpił. Przez to mrugnięcie okiem patrzyli na siebie wyczekując. Obwąchując się. Wyczuwając siłę przeciwnika.
- Kołdun zakuł cię w kajdany - rzucił czymś pomiędzy słowami a czystą myślą - Mogę je zerwać.
Był gotów. Cały czas gotów jakby walka miała się zacząć w ułamku sekundy.

Najpierw przyszło krótkie “uważaj”. Rozbrzmiało głosem borsuka w głowie Wolrada. Odskoczył, ale macki wystrzeliły z ogromną siłą z pleców tłustego psa.

Kawałki rozrzuconej ziemi uderzyły w bok wilka, a spora ich część posypała się na Borsuka. Ziemia między nimi zaczynała pękać oddzielając ich od siebie.

- Trzymaj się tam - Nadia przemawia w jego głowie. I choć Wolrad wiedział, że mówi w myślach, to niemal czuł jej sapanie. Biegła. Biegła co sił, żeby mu pomóc.
Wolrad rzucił się w bok, skacząc nad rozszerzającą się szczeliną nim nabrała ona rozmiarów zdolnych ich realnie oddzielić. Nie chciał zostać w tej walce sam.
- Ja nie poganiam! - rzucił poprzez przestrzeń do alfy znów nonszalancją i bezczelnością dodając sobie odwagi. Rozglądał się. Musiało coś być… jakaś przewaga którą mógłby wykorzystać. Walka z nichilachem nie była czymś co mógł wziąć zupełnie na siebie. Potrzebował jakiejś przewagi… duch entropii drwił z niego przyjmując szkaradną karykaturę wilkołaczej formy… albo to Kołdun drwił. Nie miało znaczenia

Z prędkością wiatru przebiegł obok… w przelocie dostrzegł małego żuczka. Ducha chowającego się pod liściem, drżącego ze strachu przed potworem przed którym nie mógł uciec.
- Ty! Pomóż mi! Tylko tak przeżyjemy! - warknął Wolrad w tył za siebie wkładając w słowa rozkaz. Nie lubił tego. Wolał negocjować z duchami niż je niewolić, ale nie było czasu teraz na negocjacje i przekonywania przerażonego bytu, że to mimo wszystko jego najlepsza szansa.

Duch chrząszcza zdawał się przerażony. Jego opór nie trwał sekundy. Nad wilczą sylwetką rozbłysła para chitynowych skrzydeł, które go osłoniły.

Tymczasem Borsuk zaczął szarpać Nihilacha.

Tłusty pies złapał ducha za kark zębami i cisnął między rozerwane duchy martwych drzew.

A zaraz po tym cisnął kolejny raz ogromnymi mackami w ziemię. Tym razem wybiły się po przeciwległych stronach. Cała wataha usłyszała jęknięcie Borsuka.

Wolrad poczuł jak macka wystrzeliła z ziemi i przejechła mu po boku. Zobaczył na moment jak materializuje się tam pancerz żuka i jak nagle pokrywa go głeboka rysa.

- Dajcie nam chwilę! Grajcie na czas! - w głosie Nadii było słychać panikę.

Wolrad poczuł się… silny. Żuczek dał mu przewagę której potrzebował. Wraz z Borsukiem odwracającym uwagę teraz było ich trzech na jednego, a już drugi raz dostał bezpośrednio od nichilacha i wciąż stał!

Skręcił z nowym zastrzykiem odwagi. Pierwszy raz w tej walce gniew przewyższył w nim strach i instynkt samozachowawaczy. Warknął z mocą jaką tylko wilkołak potrafi wyrwać z gardła i rzucił się do ataku. W trzech nieludzko długich i szybkich skokach już nurkował do jego gardzieli, unikając potężnych kłów zaciskających się tuż ponad nim z obrzydliwym mlaśnięciem. Kły i pazury zagłębiły się w gardzieli, barku i jednej z macek ducha entropii, wzniosły go w górę i pół sekundy potem ziemia zadrżała gdy się z nią spotkał w bardzo brutalny sposób. Nichilach rozpadł się. Rozwiał i z powrotem zmaterializował dwa kroki obok mierząc Wolrada spojrzeniem… spojrzeniem tak ciężkim, że zatrzymał go w pół kroku. Spojrzeniem które kazało mu się… poddać. Dać zatłuc, bo przecież nic i tak nie miało sensu. Przytrzymało to wilkołaka całe trzy sekundy nim z warknięciem szału nie wyrwał się i doskoczył znów szarpiąc, rwąc, odganiając się siebie macki pazurami i kłami.

Ogromny i tłusty pies rzucił się do gardła wielkiego wilka. Starli się ponownie, choć Nihilach używał kłów na pokaz. Tak naprawdę ciosy szły z jego macek i trafiały wszystko wokół. Jednak Wolrd nie przejmował się ciosami. Sam z wielką furią wyprowadzał kolejne ataki. Jednak pazury zdawały się ślizgać po na wpół materialnym ciele bestii. Było coś w Nihilachu co nie pozwalało go zranić. Gdyby tylko udało się to jakoś zneutralizować…

Wolrad odskoczył jednym susem dwa metry w tył, aby objąć wzrokiem całego nichilacha. Nie zatrzymał się ani na moment. Wciąż pędził jak wiatr ale gdy zmrużył oczy, gdu skupił się na czym trzeba dostrzegł plugawe migotanie, układające się w coś na kształt skorupy kryjącej ducha. Warknął unikając kolejnego uderzenia macki i wrócił do ofensywy zostawiając to na później. Nadja ze sforą już nadchodziła. Wtedy coś się z tym zrobi jak będzie trzeba.

W umbrze pojawił się Walter. Nadal kurczowo trzymał się swojej ludzkiej formy, choć wyglądał specyficznie. W dłoniach dzierżył swój młot, który teraz zdawał się świecić jaśniejącym światłem. Wybił się z całych sił i przeskoczył nad powstającą przepaścią. Przeskoczył i uderzył młotem w skałę na której od kilku chwil szarpał się ogromny pies z wielkim wilkiem.

Nihilach zdawał się zaskoczony trafieniem. Odbił się od unoszącej się w powietrzu skały i… rozmył.

Wolrad ryknął ze złością.
- Uciekł… materialna… - bardziej wykrztusił niż wypowiedział słowa do których jego krtań teraz nie bardzo się nadawała i dowarczał w jego naturalniejszym języku, licząc, że Walter albo domyśli się co mówił, albo jednak wciąż pamięta swoje korzenia i zrozumie mowę wilków… Po czym zawył i zatrzymał się w pół kroku, już prawie przeskakując na drugą stronę. To mogła być pułapka. Mógł już czekać tam brat-zdrajca na przykład. Zmusił się aby się zatrzymać i najpierw spojrzał poprzez zasłonę na drugą stronę.
 
Arvelus jest offline