Sobotnie przedpołudnie na ulicach Arkham
James zgodził się przypilnować Jackie, czym wywołał u mnie wrażenie ogromnej ulgi. Bóg jeden wiedział jakich problemów mogliśmy sobie przysporzyć przy przepadku tak cennego dzieła - tym bardziej, że w mieście ktoś cały czas czekał na jego dostarczenie. Sama świadomość istnienia tajemniczego zleceniodawcy sprawiła, że maszerując chodnikiem wzdłuż ulicy prowadzącej do przychodni mimowolnie rozglądałem się wokół siebie w poszukiwaniu podejrzanych indywiduum.
Według słów Jackie przywieziona przez Goodmana księga była kopią jednego z mniej znanych dzieł Homera. Nie uważałem się co prawda za wybitnego znawcę literatury, ale na Homerze znałem się jako tako, więc skoro ja nie słyszałem nigdy o tym Setigramie to mogłem spokojnie założyć, że większość innych przedstawicieli klasy średniej też nie miała pojęcia o jego istnieniu. To zaś oznaczało, że to dzięki musiało być prawdziwie bezcenne, a tymczasem ktoś wysłał je poprzez czarnoskórego domokrążcę! Niesamowita wręcz beztroska nadawcy z trudem mieściła mi się w głowie.
Od tego intensywnego myślenia w pewnym momencie srogo rozbolała mnie głowa i dałbym na dodatek prawą rękę za możliwości zapalenia fajki, którą przez swe roztargnienie zostawiłem wraz z tytoniem w domu.
Wpadłem do przychodni przywołując do siebie siostrę Mildred. W innych okolicznościach z lubością utonąłbym w jej wielkich poważnych oczach, ale w tej chwili nawet nie pomyślałem o flircie!
- Jaki jest stan mojego pacjenta, panno Ratched? - zapytałem siląc się na pozorną obojętność - Czy zdradzał oznaki wybudzenia? Jeśli tak, poproszę o podanie mu dodatkowej dawki środka nasennego. Musi wypoczywać, to krytycznie ważne dla jego zdrowia.