Kiedy
Eravien wspomniał o Cormyrze, Malvolia westchnęła, patrząc na położoną daleko od paleniska, delikatnie oblodzoną okiennicę.
— Zaiste, niewiele jest miejsc dorównujących pięknem cormyrskim wybrzeżom i lazurowej tafli Jeziora Smoków...
Po krótkim namyśle jednak dodała.
— W sumie jedno. Sembiańskie plaże i widok na Morze Spadających Gwiazd.
Na pytanie
Mavrosa odparła.
— Pierwszy. Ale kto wie? Jeśli mi się spodoba, to może skuszę się kolejny raz? — zakończyła z łobuzerskim uśmiechem, mając na myśli tylko sobie wiadome rzeczy.
Wychodząc z „Odpoczynku Pielgrzyma”, łotrzyca w odpowiedzi na nienawistne spojrzenie posłała jeszcze wyimaginowanego całusa upokorzonemu przez nią mężczyźnie, kończąc salwą szyderczego śmiechu. Następnie zatrzasnęła za sobą drzwi karczmy.
Na mrozie dobry humor temperamentnej dziewczyny z wolna zanikał, a zazwyczaj żywo pracujący język wyraźnie tracił na żywotności. Szła więc we względnej ciszy, mocniej dociskając do siebie poły odzienia. Wiedziała, że zanim posiadłość Cassalanterów otworzy swe podwoje, w najlepsze trwać będzie jarmark. Nie miała jednak zbytniej ochoty na pokazy sztukmistrzów, kosztowanie orientalnych dań i trunków czy nabycie luksusowych dóbr. Starała skupić się na czekającej ją pracy, nie dając kąsającemu mrozowi.
— Jak dla kogo Eravienie, zimno tu jak w Canii — wycedziła łotrzyca, odnosząc się do słów kapłana. — Tak jakby Mefistofeles postanowił drugi raz zdobyć Waterdeep.
Kiedy trafili w pobliże samotnej dziewuszki chroniącej się bezradnie przed mrozem, Malvolia dowiedziała się o jej istnieniu dopiero od zatroskanych kompanów. Dla niej tacy ludzie byli niewidzialni. Nie wyrażała również najmniejszego zainteresowania ich losem. Kaprysem bogów tak już świat wyglądał i ona nie zamierzała w najmniejszym stopniu ingerować w ten stan rzeczy. Bardziej niż bezdomna i jej niedola zajmował ją własny dyskomfort powodowany niską temperaturą.
— Ach, tak. Przydałaby jej się pomoc — jedynie pusto zadeklarowała, nie rwąc się do żadnego działania i zaledwie asystując dla pozoru.
Nie zamierzała się wyłamywać dzieląc prywatną opinią, ani tym bardziej zawartością trzosa z byle kim.