Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2022, 18:57   #31
Bellatrix
 
Reputacja: 1 Bellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputacjęBellatrix ma wspaniałą reputację
Wieczór minął jej miło. Poznała nieco lepiej Sherwynn, która wydawała się być inteligentną i wesołą kobietą i cieszyła się, że ich drogi się skrzyżowały. Argaen i Mharcis trochę się ścięli, ale na szczęście nie było to nic poważnego, poza tym pewnie z czasem te relacje się dotrą. Jakby nie było, dzięki dzisiejszemu zwycięstwu nad goblinami tworzyli nieformalną drużynę, o której już się mówiło w miasteczku, a pewnie mówić się będzie jeszcze bardziej. Pamiętała, jak za czasów dziecięcych, chłonąc książki przygodowe jak gąbka wodę, chciała być częścią takiej drużyny. Chyba powoli te marzenia się spełniały. Nie piła dużo, choć wino lubiła i gdy dzwon ratusza wybił jedenaste uderzenie, pożegnała się z kompanami i ruszyła w drogę do domu.

Wślizgnęła się niepostrzeżenie głównymi drzwiami, a słysząc, jak matka z ojcem dyskutują dość głośno w salonie na jakiś gorący temat zdjęła buty i na paluszkach weszła na piętro. Zamknęła się w pokoju na klucz, rozebrała i legła do łóżka. Nawet nie zorientowała się, kiedy odpłynęła w sen.


Następnego dnia na spotkanie z towarzyszami szła o pustym żołądku, ale wiedziała, że zjedzone u Ameiko śniadanie potrzyma ją spokojnie do obiadu. Tym razem nie wybrała standardowej formy wyjścia z domu, gdyż słyszała krzątającego się na dole ojca (a na spotkanie go z samego rana nie miała najmniejszej ochoty), więc zrobiła to jak "za starych, dobrych czasów", gdy Vall przychodził do niej pod dom, czyli zeszła po żywopłocie. Elf rzucał wtedy małymi kamyczkami w okno jej sypialni, kiedy to mieli wybrać się na "niebezpieczne" zwiedzanie okolicy, oczywiście bez wiedzy jej rodziców. Zwykle wtedy dołączał jeszcze do nich Argaen i było naprawdę sympatycznie. Te wspomnienia sprawiały, że uśmiechała się do siebie, idąc uliczkami Sandpoint.

Mijani ludzie też się do niej uśmiechali. Na początku myślała, że to przez to, że sama promienieje, ale gdy zaczęli gratulować jej wczorajszej postawy w walce z goblinami, już wiedziała, że wieści obiegły miasteczko. Co jakiś czas mijała dzieciaki udające "obrońców katedry" a gdy ujrzała małą dziewczynkę z długim patykiem wyrzucającą z siebie z powagą słowa "Jestem Verna Scarnetti, obrończyni Sandpoint, a ty zaraz zginiesz, niecny goblinie!" do niewidzialnego wroga, aż się zaśmiała. Widząc to wszystko, była dumna z tego, jaką drogę obrała. Jej ród nie cieszył się w mieście dobrą opinią i cieszyła się, że powoli zaczęła u niektórych zmieniać to postrzeganie. Zaczęła pisać swoją historię własnymi czynami. Wiadomo, nie zmieni tego, co zrobili jej przodkowie, ale mogła wytyczyć nową drogę dla Scarnettich. W końcu ojciec nie będzie żył wiecznie. A ona nie zamierzała być kontrolowana jak jej brat Leon i iść jego ścieżką.


W karczmie zamówiła sobie smażony ryż z jajkiem sadzonym, do tego swoją ulubioną, zieloną herbatę Longjing, którą - jak mówiła jej kiedyś Ameiko - ludzie z jej stron nazywali Smoczą Studnią. Orzeźwiający, zielono-złoty napar był idealnym dodatkiem do głównej potrawy. Zajadając śniadanie, co jakiś czas "przemycała" kręcącej się pod stołem łasicy Valla ryż z fasolą.
- Wy też zauważyliście tę zmianę w zachowaniu ludzi z miasteczka? Idąc tutaj widziałam dziewczynkę, która mnie udawała, grożąc patykiem niewidzialnemu goblinowi. - Zaśmiała się. - Chyba zaczynamy być popularni.

Niedługo później atmosfera nieco siadła, gdy do budynku wkroczył ojciec Ameiko. Verna nigdy nie zaznała z jego strony żadnych przykrości (doskonale wiedziała, dlaczego), ale widziała wielokrotnie, jak ten furiat ganiał z kijem dzieci próbujące bawić się z jego córką. Verna obserwowała jego scysję z Ameiko spode łba i choć nie rozumiała słowa, domyślała się, że w rozmowie padają prawdziwe gromy. Kulminacją było rozbicie przez bardkę miski z zupą na głowie Lonjiku. Mężczyźni nigdy nie znosili dobrze takich upokorzeń, zwłaszcza zadanych publicznie, co ojciec Ameiko skwitował krótkim oświadczeniem wobec córki.

Tak bardzo mogła się z nią teraz utożsamić. Sama walczyła z ojcem od wielu lat. On zawsze chciał postawić na swoim, chcąc mówić jej, jak ma żyć, a ona robiła swoje. Chyba tylko dzięki matce nie wysłał jej gdzieś z dala od miasteczka, do jakiegoś przytułku dla problematycznych cór szlachciców, choć nawet jeśli by to zrobił, to by uciekła i wróciła do Sandpoint. Miała ochotę podbiec do Ameiko i ją przytulić, powiedzieć, że zawsze może na nią liczyć, ale kobieta szybko uciekła na zaplecze. A potem pojawił się człowiek wysłany przez szeryfa.

- Pójdziemy z tobą, tylko daj nam chwilę - powiedziała, ruszając za Argaenem i Vallem na zaplecze, gdyż panowie najwyraźniej również postanowili sprawdzić, jak trzyma się Ameiko. W ich towarzystwie wiedziała, że dadzą radę wesprzeć bardkę, nie było innej możliwości.
 

Ostatnio edytowane przez Bellatrix : 18-03-2022 o 19:02.
Bellatrix jest offline