Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2022, 18:17   #201
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Witamy na pokładzie pociągu Wpierdolino relacji Essex - Interior.

Przez intensywną ulewę pory deszczowej Amerigo przedarły się wzmocnione fale radiowe i dotarły do odbiorników lancy Workmenów których wysłano do eksploracji dżungli.
Kiedy najtęższy mech w lancy, Lumberjack, odwrócił się w kierunku z którego przyszli, gdzie wykarczowali sobie przejście, przez ściany deszczu zauważył potężną humanoidalną sylwetkę ledwie mieszczącą się miedzy drzewami. Ta wniosła ręce i uderzyła pięścią w otwartą dłoń.

- Proszę przygotować bilety do kontroli.

Grupie najemników w przerobionych industrial mechach daleko było do śmiechu czy wybuchu zażenowania na ten suchar. Charakterystyczny kokpit stylizowany na czaszkę zwiastował że Konduktor nie będzie pobłażliwy dla gapowiczów.

***

http://www.youtube.com/watch?v=vUQIGeOp1bg

Lecąc nad amerigańską dżunglą można było zawsze liczyć na podkład muzyczny przygotowany przez Manula. Julian Jackson w rytmach rock’n’rolla czytał notki zostawiane przez podwładnych.

Czy raczej kamratów.

Jakoś tak wyszło że stał się przywódcą Minutemanów. True Minutemanów? A może Błędnych Minutemanów? Nazewnicze pierdoły. Do niego raportowano co się działo, z czym potrzebna była pomoc. Jego proszono o podjęcie decyzji. Widział jakie zaufanie pokładali w nim ludzie którzy przybyli do Camp Blackmore. I przyjął to brzemię bo równie bardzo co wróg zewnętrzny zagrażało im słabe morale i brak wyraźnego kierunku działania.
Na szczęście mógł liczyć na radę dwóch doświadczonych przez życie ludzi, którym kompletnie ufał - swojego ojca oraz Hermita. Pojawienie się dodatkowych osób - obsługi Leoparda i Moose’a oraz Hermita i Bishopa podniosły morale. Dodatkowe ręce do pracy. Sytuacja natomiast całkiem się poprawiła kiedy do pracy można było zaprzęgnąć dwa IndustrialMechy. Powerman i LoaderKing były dobrze przystosowane do pracy w ciężkich warunkach - ich konstrukcja pozwalała idealnie wpasować się w ograniczoną przestrzeń, przenosić ciężkie ładunki a także wykonywać prace przeznaczone dla niektórych machin budowlanych. Dodatkowy sprzęt załatwiony za pośrednictwem Archerów pozwolił na spełnienie wszystkich podstawowych potrzeb, a nawet więcej dzięki przywróconemu zasilaniu zdezelowanego okrętu.
Ludzi wciąż było za mało lecz już było dostatecznie dużo by obóz z etapu “egzystowania” mógł wejść w “powolne parcie naprzód”. Jackson dał wyraźnie do zrozumienia że najpierw muszą zabezpieczyć sobie warunki bytowe by móc potem przejść do dobrania się do dup skurwysynów, którzy to wszystko wywołali..
I tak wrócili do swoich korzeni - do budowlanki kiedy z użyciem maszyn kroczących wyburzali, przenosili i konstruowali. Jeżeli była taka możliwość nawet battlemechy wyposażone z chwytaki brały udział w tych działaniach. Powalone drzewa pocięte na kawałki były dobrym materiałem budowlanym. Gliniasta gleba dawała się formować w prowizoryczne ściany, ogrodzenia i uszczelnienia. Dodatkowe zadaszenia okrywano siatkami maskującymi i liśćmi. Powoli przestrzeń użytkowa obozowiska się powiększała, choć wciąż problematyczne było zapewnienie latadłom osłoniętego obozowiska. Były to jednak teraz problemy z którymi mogli się mieżyć. Podobnie jak mając teraz wsparcie męża Rooikat mogli bardziej zagłębić się w tajemnice skrywane przez uziemiony statek kosmiczny. Zwolnieni z oporządzania obozu surivalowcy mogli ruszyć w dżunglę zbierać jedzenie i polować. Tak samo technicy, którzy mogli pomóc w naprawianiu pancerzy. No i piloci mogli regularnie dokonywać zwiadów.

Podczas monitorowania punktów zbornych jedno z cywilnych latadeł przez amerigańską ulewę zdołało dostrzec przedzierającą się przez dżungle lancę workmechów. Byli oddaleni od obozowiska lecz kto wie dokąd by zdołali dotrzeć przedzierając się coraz głębiej przez zielone piekło? Podjęto decyzję o eliminacji ich. Wszelkie ślady dżungla pochłonie w ciągu paru dni.

Do wykonania tego zadania ruszył sam Manul i zabrał do pomocy “nowych”. Akker i Mały zasiadali za sterami średnich mechów, które mogły poruszać się w dżungli dużo sprawniej niż kolosalny Atlas, na wypadek gdyby któryś z Workmenów zdołał uciec. Leopard miał ich zrzucić gdzieś na ścieżce już wytyczonej przez Workmechy i korzystając z ulewy oraz słabych sensorów wroga mieli po prostu zajść go od tyłu.
Podczas lotu jednak Manul nie myślał o zbliżającej się konfrontacji a na tablecie czytał “raporty” zostawione w lokalnej sieci ustanowionej w obozie. Miał tam na bieżąco uzupełniane pliki ze spisem zapasów (pierwsze polowania i zbieractwo pozwoliło spowolić konsumpcję prowiantu), krótkie podsumowania wykonanych prac (co jest do wykonania i co zostało wykonane) oraz stan poszczególnych maszyn. Trudne warunki sprzyjały kreatywności gdy już miało się pod ręką narzędzia - na przykład Powerman z konarem wyrwanego drzewa nieźle sprawdził się do rycia rowów i formowania wałów.
Podsumowując to wszystko puszczał muzykę z systemu nagłośnienia. Na szczęście na osobistym laptopie wciąż miał sporą audiotekę z której korzystał wieczorami by cała załoga obozu mogła się choć trochę odprężyć.

- Cel w zasięgu wzroku. Przygotujcie się do zrzutu. - zameldował pilot.

***

Patron był pierwszym któremu sprawdzono bilet za pomocą kilku wystrzałów lasera. Znikł w efektownej eksplozji - najwyraźniej w swojej skrytce musiał przenosić coś łatwopalnego.. Lumberjack i Demolisher ruszyli do szarży ze wsparciem ogniowym Salvagemecha. Tak naprawdę jednak niewiele mogli zrobić. I choć Minutemani oszczędzali amunicję strzelając tylko z broni energetycznej to lekkie pancerze workmenów darły się jak papier pod tym ostrzałem. Odpowiedź lekkich laserów i autodziałek była nieporównywalnie słabsza. Do stojącego na przedzie Astlasa dokuśtykał tylko Lumberjack.

- Może weźmiemy któregoś żywcem?! - zaproponowała Akker.

- Pain train has no brakes! - krzyknął w radio Jackson, kiedy jego Atlas postąpił krok naprzód i z szerokiego zamachu wyprowadził tytaniczny cios.

Ręka szturmowego mecha praktycznie wbiła się w “Drwala” przebijając pancerz, rwąc strukturę, przy okazji dewastując kokpit i rozsmarowując pilota po jego wnętrzu. Martwa skorupa workmecha stanęła w ogniu. No tak. Mechy na paliwo stałe.
Manul niedbałym ruchem strzepnął w ręki pokonanego przeciwnika. Zapanowała cisza - nie licząc deszczu bębniącego o szyby kokpitów i syki zalewanych przez wodę płonącego paliwa.

- Pozbierajmy co z nich zostało i wracajmy do domu. - rzekł Jackson spokojnie.

 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 20-03-2022 o 11:30.
Stalowy jest offline