Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2022, 20:14   #113
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Ana spisała numer telefonu będąc w swoim pokoju i póki co ukryła list w kieszeni. Zbiegła na dół paroma susami i choć była niemal pewna, że to jej rodzice, wyjrzała przez wizjer, nim otworzyła im drzwi.
- Co… Co wy…? Na parapetówce byliście? - zapytała zdziwiona widać niemrawego ojca i matkę, która chyba ledwo przytargała go do domu.

- Nie - powiedziała mama. - Załatwił się tak w pubie u Berckleya. Tom, na szczęście, zadzwonił do mnie, nim sytuacja wymknęła się spod kontroli.

- Ja waszzszz kochammmm, wszyszkie, wasz kocham - bełkotał półprzytomnie David, który nie pił zbyt często. Prawie wcale, a już na pewno nie na umór.

- Zatargajmy go do salonu na dole. Musi wypić coś ciepłego i nie wiem, może chwilę się przespać.

- Szyszko nasza wina… szyszko - David potoczył wokół nieprzytomnym wzrokiem.

Ana przytakująco kiwnęła głową. Zamknęła za nimi drzwi na zamek i pomogła zanieść ojca na kanapę. Przypominając sobie rzygających na imprezie u Leona nastolatków, przyniosła z kuchni średnią, plastikową miskę i położyła tymczasowo na ławie, siadając obok ojca.
- Co ty tatko mówisz? - zapytała jakby niewinnie i czekała, aż matka sobie pójdzie - Może nie tylko picie ale coś ciepłego do jedzenia, choć trochę? Chyba lepiej się trawi jak ma z czym? - zwróciła się już do matki. Miała przeczucie, że być może uda jej się czegoś dowiedzieć. Każdy bełkot mógłby być przydatny.

- Szszkarby, szo szę stało…. Szemu ? - pijacki bełkot był pełen emocji. Strachu. Niepewności. Żalu. Ciężko było stwierdzić. - Jeszteszce takie dobłłeee… kocham wasz …. - tatko czknął potężnie.

- Ja też cię kocham tatku, masz miseczkę przytul - powiedziała Ana poklepując ojca po ramieniu i podała mu przyniesione przed chwilą naczynie - Co jest waszą winą? I czyją winą? - zaczęła pytać głaszcząc ojca po barku.

- Niszszz szóreszko, nisz …. wszyszko będzie dopsze…. będże ….

Wstrząsnęła nim fala wymiotów. Zawartość jego żołądka chlusnęła do przezornie podstawionej miski.

- Wiem, że będzie, musi, nie? - nastolatka westchnęła w zamyśleniu - Ale Carol jakaś zdenerwowana, chyba przez Hale’a, co?

- Caarol, to szyszko szkompliku…je … nie moszna… nie moszna tak….

Ojciec zamachał zdenerwowany rękami.

- Nie powiecie, że to Hale? Ona mi mówiła, że powie wszystko jak ty nie powiesz - Ana zagrała blefem, mając nadzieję, że matka szybko nie wróci. I że nie słyszy - Nie chcesz żeby mama wiedziała… no wiesz… że wy…? - pozostawiła słowa w niedopowiedzeniu z nadzieją, że ojciec coś w końcu sypnie.

- Dawno temu … dawno … - zachlipał. - Pszed …. no wieszszz .. tym… mor… morderstwem…. pszed wszyszkim ….

- A czemu po już nie? - dopytała snując przypuszczenia, ale niestety, wiele nie rozumiała z bełkotu ojca.

- Wolała… jego… mosze to i dopsze… lepsze… bo ty jestesz na szwiecie - zmętniały wzrok ojca pojaśniał na chwilę. - Fiszgerald jeszt w poszondku w szumie… w posządku… nie maił… nisz wszpólnego z …. tym wszyszkim … co szrobił Hale….

Wzrok ojca uciekł gdzieś w tył i mężczyzna zaczął … zasypiać.

- Więc to nie wasza wina. Nie jesteś niczemu winien, tato. - Ana uśmiechnęła się, choć nie była pewna, czy tata jeszcze to widział. Zabrała miskę z wymiocinami z jego objęć, aby gdzieś jej nie wywalił i ucałowała w czoło. Będzie musiała pamiętać, aby wstać rano i dać tacie kopertę, którą znalazła w skrzynce. Niech lepiej sam zadecyduje, choć ona wolałaby, że jednak powiedział prawdę. Wydawało jej się, że ojciec nie jest niczemu winien, a przynajmniej tak to wszystko rozumiała.

- Wilk! - była w połowie drogi do drzwi wyjściowych gdy ojciec wydarł się na całe gardło - On wrósził! Wiszałem go! A pszeszesz Hale…. reszta…. nie …. - opadł na sofę, na której go ułożyła z matką.

Anastasia podskoczyła przestraszona, gdy ojciec wydarł się niespodziewanie. Zrobiła wielkie oczy i spojrzała przez ramię na staruszka. Zawał. Przecież wiedziała już to, choć wilk wciąż był dla niej niepewny. Serio to Billy? Na pewno? Anastasia upewniła się, że drzwi są zamknięte. Najchętniej jeszcze by zabiła okna dechami. Wróciła do taty aby sprawdzić, czy w końcu śpi czy dalej coś będzie majaczył.

- Jak z nim? - matka zjawiła się z kawą. - Biedny. To, co się teraz dzieje w miasteczku, to jakiś koszmar. A, z tego co wiem, przeżywał już coś podobnego, gdy był mniej więcej w twoim wieku. Siostrę jego szkolnej sympatii zabił zazdrosny brat jej chłopaka czy coś takiego. Twój ojciec mocno to przeżył. Zawsze był z niego wrażliwy i dobry człowiek, który za bardzo niekiedy przejmuje się innymi.

- Tak, słyszałam coś o tym… Całe miasto prawie huczy i powtarza “wilk wrócił” - Ana zamyśliła się przyglądając się twarzy swojego taty - Myślę, że do rana będzie jak… prawie nowy - uśmiechnęła się dziewczyna i przeniosła wzrok na matkę - A ty jak się trzymasz?

- Martwię się, ale liczę na to, że policja szybko złapie winowajcę. Wiesz, że teraz spora grupa ludzi przeszukuje góry. Miejscowi mówią, że to ktoś przyjezdny. Zaatakował jakiegoś chłopaka i dziewczynę. Chłopak uciekał i chciał się schować w mieszkaniu Mac'Bridgów i dlatego zginęła mała Mary. A potem ten młody Singelton znalazł turystę, który skrył się w lesie, poranionego i morderca zemścił się na jego mamie i siostrze. To ma nawet sens. Niektórzy mówią, że to kolega tych turystów, albo ktoś, kto przyjechał z daleka. Może ukrywa się pomiędzy dziennikarzami, w końcu dobrych trzydziestka jest teraz w Twin Oaks i nikogo z nich nie znamy.

Mama skończyła swoją tyradę po czym spojrzała na Davida. Ana pomyślała, że może i ma rację. Dziewczyna chyba niepotrzebnie dołożyła do tego swoje zagmatwane teorie.

- Niech śpi. Kawę zrobię mu później. Tę wypiję sama. Chcesz też coś do picia? No i najważniejsze, jak się udał ten wypad wczoraj. ten twój kolega, Bart, tak? Ludzie różnie o nim mówią. Najważniejsze jednak, Ann, jak ty go widzisz?

Nastolatka wzruszyła ramionami.
- Jest w porządku - odpowiedziała szczerze bez większych emocji - Wydaje mi się, że bycie codziennie przy martwych ciałach jakoś na niego wpływa i po prostu stara się nie zwariować, dlatego radzi sobie z tym na swój sposób. Poza tym myślę, że to dobra osoba. Na imprezie był pomocny i spokojny. Pewnie byście go polubili, zwykły chłopak - uśmiechnęła się lekko do mamy.

Właściwie, do tej pory nie myślała o Barcie jakoś wiele. Zbyt dużo czasu poświęcała na to, co działo się w miasteczku. Zaczynała już myśleć, że tą skrywaną przez ojca i resztę tajemnicą było po prostu doprowadzenie do śmierci Billa, ewentualnie do wypadku. Ale raczej to on zabił Lucy i Sama, choć mogło wydawać się to głupie, bo czemu zabił by własnego brata… “Ech, no i znowu o tym myślę”, skarciła się Ana. Nie wiedziała dlaczego zagadka ta tak namieszała jej w głowie, jakby stawała się jej obsesją. “Może to ci turyści obudzili zło?”, nie zorientowała się, kiedy znowu wzruszyła ramionami.

- Dobrze, kotku, nie naciskam - matka uśmiechnęła się wiedząc o mocnym introwertyzmie córki. - Odpocznij sobie, ja zajmę się twoim ojczulkiem. Daj to - spojrzała z niesmakiem na miskę. - Ale pamiętaj. Jakbyś chciała porozmawiać, o czymkolwiek porozmawiać, to jestem zawsze dla ciebie. Dobrze?

- Ym - mruknęła i kiwnęła głową na znak, że wie i rozumie. Po tym znowu się uśmiechnęła lekko - Wstanę wcześnie rano, niech tata nigdzie nie idzie, bo muszę mu coś pilnie przekazać. Do siódmej rano. Kocham was bardzo - Ana wstała i ucałowała zaślinionego ojca w czółko, a następnie mamę w policzek. Nie była pewna czy jest coś, o czym chciałaby z nią porozmawiać… ale może…

Nim Ana wyszła z salonu, przystanęła w zamyśleniu.

- Mówił ci kiedyś ojciec, co się stało, wtedy? Gdy zamordowano Lucy Bredock i Sama Macruma… Wydaje mi się, że… Że dzisiejszy morderca to wie. I szantażuje tate. I że jeśli nie powie on prawdy, to coś się nam stanie… - wyrzuciła wreszcie, a na końcu lekko załamał jej się głos.

- Niewiele o tym mówił. Miał traumę i do dwudziestego któregoś roku życia bardzo to wszystko źle przechodził. Przepracował to jednak ze specjalistami.

- Rozumiem - odpowiedziała Ana ze smutkiem - A ty, lubisz Hale’a? Naszego szeryfa.

- Nie cierpię - odpowiedziała po chwili zastanowienia, jakby oceniała, czy ma być szczera z małoletnią córką. W końcu, najwyraźniej, uznała, że potraktuje ja jak partnerkę w rozmowie, a nie smarkulę. - Wiem, że jego żona nie ma z nim lekko. Czasami dziwię się, jak ktoś taki, jak on, dostał posadę szeryfa.

- Hm - Ana mruknęła na początku, jakby pomału przyswajała informacje - Tata chyba też go dobrze nie wspomina, z czasów szkolnych - rzuciła mimochodem.

- No, to prawda - mama podeszła do stołu w salonie i postawiła kawę. - Z tego co udało mi się z niego wyciągnąć, to twój tata był raczej takim chłopakiem, co inni mu dokuczali. Bo czytał i lubił się uczyć. A Hale był w bandzie takich osiłków, co innych, słabszych, traktowali jak materiał do wykorzystywania. Taki sportowiec i osiłek jednocześnie. Miał chyba ojca - tyrana i odgrywał się na innych.

- Słyszałam coś takiego. Wydaje się dziwny - odpowiedziała - No nic mamo, to dobranoc. Na pewno zostanie ojciec na kanapie, czy może zabrać go do łóżka?

- Ja go przypilnuję, skarbie. Lepiej, żeby nie wiedział, że widziałaś go w takim stanie, dobrze. Odpocznij sobie. Musisz odespać, bo wczoraj chyba wróciłam bardzo późno. Nie powiem. Trochę się martwiłam.

Ana uśmiechnęła się pocieszająco
- Przepraszam. I dobranoc - posłała mamie całusa i czmychnęła na górę do swojego pokoju.

W głowie kłębiło jej się od myśli. Obudzili zło? Przecież to głupie! Obudzić zło to można w horrorach, a nie w realnym życiu. To musi być coś bardziej logicznego, jednakże… Oko! Daryll pokazał jej przecież rysunek oka, a ona go zabrała ze sobą i nawet miała przy sobie. Gdyby tylko potrafiła znaleźć w jakichś książkach, czym jest to oko, mogłaby się skupić wtedy na kategorii zagrożenia. Macrumowie byli naprawdę dziwni i każdy w mieście o tym mówił. W dodatku Singelton wspomniał, że babcia Billa to jakaś dziwna kobiecina w łachmanach, ma domek ze zdjęciami wnuka i to oko. Ten znak na pewno pomógłby jej zrozumieć sens wszystkiego, co dzieje się w Twin Oaks. Szkoda, że było już zbyt późno, aby udać się do biblioteki.

Anastasia musiała się poważnie zastanowić. Przede wszystkim ustawiła budzik na siódmą rano, aby móc dać tacie list. Miała złe przeczucie, że jeśli to ukryje, a tatko nie zdecyduje się udać na wyznaczone miejsce, to stanie się coś złego. Wolała chociaż dać mu wybór, a i tak nie wierzyła w jego winę. Mama mówiła, że Hale wydaje jej się nienormalny, więc pewnie i wtedy taki był. Podkochiwał się w Lucy, to i wziął tego Billa zwyczajnie zabił, zagroził świadkom, że jak powiedzą to po nich i dali się zastraszyć.

- Rany, jeśli tatko widział aż trzy morderstwa… Biedny - Ana posmutniała. Na samą myśl o tym zakręciło jej się w brzuchu, a w gardle narosła bolesna gula. Szczerze było jej szkoda i taty, i pani Fitzgerald. Pewnie przez to ich miłość się skończyła, przez tragedię. Ale dzięki temu też poznał mamę i teraz są szczęśliwi, może tak miało być.

Nastolatka stwierdziła, że skoro nie ma wielu możliwości dowiedzenia się, czym jest tajemnicze “oko” z rysunku, to chociaż spróbuje przeszukać biblioteczkę ojca. Miał tam wiele książek, może są jakieś na temat symboli. Tata musiał dysponować rozległą i różnoraką wiedzą. Tak jakby, wiedział wszystkiego po trochu, to pomagało w dziennikarstwie. Wątpiła, aby znalazła odpowiednią książkę czy chociażby wzmiankę, ale wolała poszukać i mieć czyste sumienie, niż zaniechać sprawę. A jutro rano pójdzie do biblioteki, może nawet z Bartem i Daryllem, byłoby szybciej szukać.

Ana nie wiedziała ile czasu zajmie jej przejrzenie biblioteczki taty. W końcu nie będzie zaglądać w każdą książkę, a jedynie odpowiednie tytuły, o ile znajdzie jakiekolwiek. Jeśli nie, to pozostanie jej nauka i odrabianie lekcji, a potem około dwudziestej drugiej, po prostu położy się spać.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline