Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2022, 06:26   #3
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

There's something cold and blank
Behind her smile
She's standing on an overpass
In her miracle mile
Coma White
- Marilyn Manson


Aurora znieruchomiała rozjuszona. Pamiętała ten stan jeszcze z życia i pamięć podsuwała jej wspomnienia krwi szumiącej w uszach i serca bijącego w peirsi w rytm pompując adrenalinę. Teraz nie było nic z tego, ale gniew pozostał. Obnażyła kły i zastygła na moment. Rozejrzała się powoli. Wygładziła twarz. Przywołała nawet delikatny uśmieszek i odrobinę nonszalancji do pozy.
- A kimże jesteś, o-przynosząca-rady? I gdzie jesteśmy?
- Jestem Sandra. Dla przyjaciół Sandy. A rada, którą Ci dałam jest dość dobra. - Dziewczę opuściło palec i podeszło do szklanej kuli leżącej smętnie na podłodze.
- Osoba, która była tu przed Tobą, też próbowała sobie to usunąć... kilka sekund później była już garstką prochu na ziemi. A podejrzewam, że jako Tzimisce miała nieco więcej wprawy niż Ty... przepraszam, nie dosłyszałam Twojego imienia.
Wampirzyca zmarszczyła brwi i podrapała się w podbródek zastanawiając się chwilę.
- Aurora. Powiedz Sandy, dawno się obudziłaś? Nasi gospodarze dali o sobie znać? Bo o ile nie wiem jak z twojej perspektywy powinno to wyglądać, ale z mojej… zdecydowanie nie powinnam była się obudzić w takim miejscu.
- A w ogóle powinnaś była się obudzić? - Zainteresowała się dziewczyna.
- Bo Twój poprzednik twierdził, że zobaczył swój ostatni wschód słońca, a ja... hm. Hmm. Powiedzmy, że jeden z rytuałów, jakie odprawiłam, rozegrał się nie do końca po mojej myśli. Kilka osób przeminęło z wiatrem - powiedziała, łapiąc się w zakłopotaniu za głowę i błyskając ostrym jak brzytwa uśmiechem.
- A gospodarze... zakładasz, że jacyś są? Bo czytałam kiedyś o podobnych miejscach. Klatki Dusz, czy jakoś tak. Kontynuowały swoje działanie na długo po tym, jak ich twórcy się nimi znudzili. Tylko że nikt nie wspominał w tych zapiskach o nowych ciałach, a na wieczne tortury i cierpienie też się nie zapowiada. Także... chyba masz rację, Auroro. Ktoś pewnie nas tu sprowadził. Po “Ostatecznej Śmierci” - Sandy przerwała wywód w dramatycznie odpowiednim momencie, jakby oczekując efektu dźwiękowego żywcem wyjętego z jakiegoś dreszczowca.
- Podobnie myślałam… - odpowiedziała przechadzając się po pomieszczeniu. Oglądając je. Poznając i szukając dróg ucieczki. - Długo tutaj jesteś? - zapytała.
- Nie wiem, czy powinnam Ci mówić jak długo i co widziałam - zripostowała czarnowłosa tonem, który sugerował, że nie tyle chodzi jej o zatrzymanie tajemnicy dla siebie, co o utrzymanie stanu mentalnego rozmówczyni w mniejszej bądź większej normie. Zaraz jednak sama przełamała ciszę, najwyraźniej musząc się komuś wyżalić.
- Jestem tu od jakichś piętnastu minut. W międzyczasie zdążyłam zobaczyć faceta, który jednym ruchem popełnił samobójstwo, drugiego, który mógł mi się przywidzieć, bo zaraz zniknął i... Ciebie. Tylko, że przez pierwsze kilkadziesiąt sekund nie byłaś tak do końca sobą. - Skrzywiła się przy ostatnim słowie, a w jej grymasie widać było zażenowanie zakrapiane lękiem.
Wampirzyca zatrzymała się i spojrzała na rozmówczynię.
- Nie byłam do końca sobą? Co masz na myśli? - zapytała chwilowo ignorując historyjkę o znikającym facecie.
- Uhm. Ehm. Ta bombka, którą masz w żołądku jakby... eh. Oglądałaś kiedyś Aladyna? To było trochę jak dżin opuszczający lampę. Kula rąbnęła o ziemię tworząc mały krater, wydobył się dym, otoczył ją, a potem... potem byłaś Ty. - Desperacki uśmiech dziewoi zdradzał, że doskonale wie, jak absurdalnie brzmi jej relacja.
- Na pocieszenie powiem, że u mnie wyglądało to chyba podobnie.
- Iii… ten samobójca i znikający też tak się tu pojawili? - zapytała gładząc swoją własną kulę pod materiałem sukni.
- Tego nie wiem, ale tak przypuszczam. Może ten, który się rozwiał, był naszym gospodarzem? A chociaż nie widziałam, jak Tzimis się materializuje, to zdecydowanie miał własną “magiczną lampę”. - [/i] Chcąc dowieść prawdziwości wypowiadanych słów, szturchnęła pękniętą kulę czubkiem buta. Ta potoczyła się w stronę Aurory i płynnie wtoczyła się pod jej uniesioną na pięcie stopę.
- Mówiłaś, o rytuałach. Z którego klanu? Nie abym jakoś oceniała… w tej chwili i pomoc Baali bym przyjęła… tak czy siak sądzę, że przynajmniej póki sytuacja się jakoś nie wyjaśni powinnyśmy się trzymać razem.
- Wystarczy, że podam Ci nazwisko. Sangiovanni. Ale zgadzam się, współdziałanie to w tym momencie najlepsza opcja. A, no i nie wspomniałam jeszcze o jednej ważnej rzeczy. Wypadłaś... znaczy kula wypadła stamtąd. - Dziewczyna wycelowała smukły palec w górę, wskazując na pionowy szyb, którego wylot ginął gdzieś pośród pozbawionej gwiazd nocy.
Aurora rozejrzała się ponownie… rozważała chwilę wspięcie się po szybie na górę, ale zostawiła to jako opcję na później. Wznowiła powolny marsz rozglądając się po prostokątnym pomieszczeniu badając je spojrzeniem. Na razie ogólnie… na szybko. Pochodnie oświetlały ściany (że też nie mogli użyć elektrycznych świateł!) dając nieprzyjemne wampirom wrażenie. Aurora zauważyła też inne wyloty podobne do tych, którym rzekomo dotarła na miejsce. Niewielkie kratery i okazjonalne ślady stóp na piaszczystym podłożu pod otworami sugerowały, że przypuszczenia Sandry były trafne. Podążając przez biegnącą środkiem sali ścieżkę z kamienia, kobiety dotarły do drzwi. Choć może “wrota” byłoby lepszym określeniem. Bariera mierzyła około dwa i pół metra. Jej skrzydła wykonano z kamienia podobnego do piaskowca. Ich powierzchnię pokrywały dziesiątki linii składających się z niemożliwego do rozszyfrowania tekstu - niemożliwość ta wynikała głównie z faktu, że raz przestudiowane linijki zdawały się skręcać i sprężać, przyjmując zupełnie odmienne formy (a wraz z nimi znaczenie). Aurora przez chwile próbowała rozszyfrować runy na bramie, potem zrozumieć schemat. Nic to nie dało… szybko się poddała. Po obu stronach wrót stały osadzone na podwyższeniach paleniska, w których trzaskały płomienie.
 
Arvelus jest offline