Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2022, 21:42   #4
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
He'd start his whole life anew
And what he'd left behind he hadn't valued
Half as much as some things
He never knew

Wall of Voodoo - Call of the West

- Wow. Zupełnie jakbym była na planie StarGate - szepnęła zafascynowana widokiem Sandy, natychmiast pozbawiając widok majestatu. Podeszła do bariery. A raczej próbowała podejść, bo w połowie drogi z pokrytej kurzem kamiennej płyty wysunął się piedestał. Zaskoczona dziewczyna odskoczyła do tyłu, straciła równowagę i runęła ciężko na cztery litery. Po wylądowaniu, w nosie mając dobre maniery, wyrzuciła z siebie nieskładny zlepek przekleństw w nieznanym Aurorze języku.
- Żyjesz? - zapytała stając obok i wyciągnęła do niej rękę, kątem oka oglądając już piedestał. Szukając o co może chodzić. Może czytelnych napisów, albo wgłębień?
- Zależy kogo spytasz. Wiesz, wampiryzm i te sprawy - odparła Sandra, szybko odzyskując dobry nastrój. Ujęła dłoń koleżanki, po czym wstała.
- Dzięki - dodała i także zaczęła uważnie badać zagadkowy blok. Najwyraźniej jej tok rozumowania obrał podobne tory do tego Aurory, bo natychmiast zabrała się za opukiwanie piedestału i wtykanie palców tam, gdzie nie trzeba. Kiedy odgarnęła kurz z górnej powierzchni kamiennej konstrukcji, rozległo się kliknięcie. Z środka wysunęło się ... naczynie? Wyglądało na misę. Na jej dnie, mimo grubej warstwy kurzu, dało się dostrzec czerwone odbarwienia.
Aurora rozmasowała kąciki oczu.
- To co? - zapytała z bólem i frustracją - Ciupaga, która upuszcza sobie krwi?
- Ciupaga? -
Powtórzyła Sandy tonem osoby, której słowo wypowiedziane przez nowo poznaną wampirzycę kojarzy się jedynie z przedmiotem o ostrych krawędziach.
- To jakaś wyliczanka? - Dodała, łowiąc za dodatkowymi informacjami.
Aurora zamrugała i uśmiechnęła się
- No tak… różne miejsca, różne nazwy. Uniwersalnej to będzie “Kamień-Papier-Nożyce”.
- Mmm, w takim razie ok -
zgodziła się bez większego zastanowienia Sandra. Bez większego zastanowienia również przegrała dwa razy pod rząd. Oponentka ruszała się na tyle ślamazarnie, że Aurora mogła w zasadzie przewidzieć gest koleżanki nim ta nawet rozluźniłą pięść. Ale Sandy nie była jakoś szczególnie przejęta porażką. Cienka linia cierpkiego uśmiechu zdradzała, że dziewczyna nigdy nie miała szczęścia w tego typu grach i zdążyła się już z tym pogodzić. Westchnęła, pokręciła głową, a następnie rozpięła mankiet.
- Ech. Ale jakby się zastanowić, to raczej mam trochę szczęścia - zanim dokończyła myśl, przejechała czymś ostrym po wewnętrznej stronie nadgarstka.
- Przed wybuchem wypiłam sytą kolację - skwitowała, gdy do misy zaczęły wpadać pierwsze krople jej krwi.
- Tsk… - strzeliła Aurora śliną między zębami - Musimy w takim razie kiedyś umówić się na pokera.
- Zakładam, że chcesz sprawdzić, czy ktoś może pociągnąć rękę tak paskudną, żeby sama z siebie stanęła w płomieniach -
podsumowała Sandy.
Po tym jak naczynie wypełniło się do odpowiedniego poziomu, jego ścianki pokryły symbole podobne do tych widocznych na drzwiach - tyle tylko, że rezonujące jaskrawą czerwienią. Poza nimi, efektów specjalnych było jak na lekarstwo. Czarka zakręciła się z wolna wokół własnej osi i zniknęła na powrót wewnątrz kamiennego bloku. Wrota zgrzytnęły i zaczęły się otwierać. Przed nieumarłymi ukazało się przejście wiodące w ciemność.
- Uhm. Będę szła zaraz za tobą - wymruczała Sangiovanni.

Aurora kiwnęła głową i postąpiła pierwszy krok przez wrota. Z początku szła ostrożnie. Zakładając najgorszy scenariusz spodziewała się zasadzki lub ataku. Chwilę potem ruszyła pewniej przed siebie, bo pułapki jako takiej nie było. Nikt też nie czaił się z zaostrzonymi szponami za pobliskim rogiem. Choć... z każdym krokiem ciemność zdawała się gęstsza, a przestrzeń wokół kobiet mniej... stabilna? Bardziej chybotliwa? Jakby cały korytarz grał na nosie zasadom fizyki, a wyznaczające jego ściany były na bakier z podstawowymi założeniami geometrii. Gdy Aurora obróciła się za siebie, przejścia prowadzącego do początkowej komnaty dawno już nie było. Dziewczyny wymieniły spojrzenia, bez słowa dochodząc do wspólnego wniosku, że pozostało im jedynie brnąć przed siebie.

Były jednak co do tego w błędzie. Wraz z kolejnym krokiem, białowłosa poczuła, że parkiet nie tyle osuwa jej się spod nóg, co po prostu wyparowuje. Zaczęła spadać. Ale czy dało się spadać w bok? Bądź ku górze? Bo właśnie tak się czuła. Jakby siła imitująca grawitację targnęła nią w powietrze. Ale strachu nie było. Z jakiegoś powodu wiedziała, że nic jej nie grozi. Mimo wszędobylskiego mroku, była w stanie dostrzec obok siebie sylwetkę Sandy - także owładniętą nieważkością. A potem nastąpił błysk światła i - zgubiwszy po drodze niemal cały wygenerowany pęd - kobiety wylądowały. Każda w osobnym krześle. Meble były w kolorze ciemnego brązu i posiadały karmazynowe obicia. Cechowała je obstrupaciałość i chybotliwość - zdawać by się mogło, że lada chwila rozlecą się na kawałki. Dwa siedziska ulokowano pośrodku okrągłego pomieszczenia. Jakieś pięć metrów dalej, bezpośrednio przy ścianie, znajdowało się wysokie na trzy metry podwyższenie. Cylindryczne i otoczone ozdobnymi barierkami, przywodziło na myśl operowe balkony. Na nim również znajdowało się krzesło. Też już zajęte.


Okupujący je mężczyzna opierał się łokciami o miniaturową balustradę. Głowę wspomagał dłońmi. Masywna sylwetka sugerowała, że bariera mogłaby potencjalnie załamać się pod jego pełnym ciężarem, ale zdawał się tym zupełnie nieprzejęty. Miał bladą cerę, płomienną grzywę oraz oczy, których nietypowość - choć niezaprzeczalna - na tę chwilę umykała Aurorze. Bębnił topornymi paluchami w wykończenie balkonu i zdawał się śmiertelnie znudzony. Ale kiedy krzesło pod Sandrą paskudnie zgrzytnęło, natychmiast się ożywił, poświęcając wampirzycom pełnię swojej uwagi.
- A. Oto i są. Moje nowe podopieczne. - Wstał i okazał uśmiech. W skutek czego Aurorę cofnęło, a Sandy prawie straciła równowagę. Jego zęby były nieproporcjonalnie duże, a uśmiech zajmował połowę twarzy. Każdy z kłów przywoływał na myśl uzębienie rekina, a ich szara konsystencja sugerowała, że szkliwo gdzieś po drodze zmieniło się w granit.


Aurora zmusiła się, aby rozluźnić palce zaciśnięte na oparciu mebla. Czuła, że drewniana konstrukcja pękła pod uściskiem jej prawej dłoni. Wzięła głębszy, jakże pusty wdech nosem, uspokajając się. Przywracając sobie zimną krew…. i szukając już ruchem samych oczu dróg wyjścia, czy chociażby jakiejś broni. Ale nie oczekiwała wiele. Uśmiechnęła się z odrobiną nonszalancji. Myślała chwilę nim odpowiedziała.
- Podopieczne? - powtórzyła słowo z pytaniem - Załóżmy… wtedy podopiecznymi KOGO by to nasz czyniło? - zapytała przyjmując ton kokietki, ciągnąc postać za język.
Mężczyzna przez chwilę przyglądał się białogłowej. Jego uśmiech odrobinę zmalał - teraz był zaledwie kamiennym zygzakiem pomiędzy szarymi wargami. Nie zniknął jednak całkowicie, a w połączeniu z surowym spojrzeniem zdradzał Aurorze coś istotnego. Miała do czynienia z typem o nastawieniu równie nieprzystępnym co pragmatycznym, nie z tępym mięśniakiem, którego bez wysiłku można owinąć sobie wokół palca. Jednym płynnym ruchem przeskoczył przez barierkę. Coś trzasnęło i wylądował bosymi stopami na ziemi. Trzymał w dłoni odłamany kawałek drewna, który sprawdziłby się jako improwizowany kołek.
- Jestem Aglar - zdradził, po czym usiadł po turecku na podłożu.
- Złodziej. Łotr. Najemnik, rezun i despota. Pierwszy Tyran Hyrkonii - wyliczył, opierając plecy o kamienny filar. Spojrzał beznamiętnie na trzymany w dłoni fragment balustrady.
- A wy jesteście wampirami - skwitował, unosząc głowę i ukazując kolejną promienną ekspresję typową dla morskich drapieżników.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 23-06-2023 o 09:52.
Highlander jest offline