Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2022, 03:44   #117
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Spineli z walkmanem na uszach wybierał, przycinał i upiększał już całkiem ładny, gotowy zestaw kwiatów. Jutro od rana miało być wystawienie Mary i jej ojca, a po południu pogrzeb. Nieboszczka wyglądała jakby spała. Z Tommy McBridge było trochę sztucznie, bo jak to u wisielców bywa, choć kolor z twarzy odszedł i przemalowana skóra, to obrzęk trochę został. Ojciec dobrą robotę odwalił, że jego pośmiertny grymas z wywalonym językiem i wytrzeszcz oczu został generalnie już tylko w pamięci tych, którzy go w takim stanie widzieli.

Muzyka grała, praca płynęła w rękach, deszcz za oknem padał. Nagle światło w pracowni, gdzie układał kwiaty zamigotało raz, potem drugi, a potem zgasło.

Bart wyjął zapalniczkę i odpalił, by pójść do panela elektrycznego sprawdzić bezpiecznik. Wywalane korki przez duży pobór mocy przez chłodnie, które podpięte były niepotrzebnie na wspólnych neutralach, jak to kiedy dziadkowi tłumaczył elektryk, przy włączaniu obu kompresorów w tym samym momencie powodowało przeciążenie obwodu i wyłączenie prądu w sieci obu linii do chłodni, pod które jakaś złota rączka wpięli światło w pracowni „bo taniej i szybciej”. Chłodnie natomiast miały benzynowy generator, więc kiedy była dłuższa awaria prądu, trzeba było iść za budynek i odpalić spalinowy silnik.

Nim doszedł do celu,światło włączało się i zgasło, włączyło i zgasło. A co więcej, jego walkman robił dokładnie to samo. Muzyka zatrzymywała się na chwilę, a potem znów zaczynała grać. Zatrzymywała się i grała. W rytm mrugających żarówek.

Spineli stanął jak wryty i oczami przewracał w lewo i prawo.
- Co jest kurwa? - rzucił dla animuszu.

- Bart - cichy szept w uchu, w słuchawkach walkmana był czymś, czego nie spodziewał się nawet odrobinę. - Baaaaart…. - dziewczęcy głosik.

Spineli zerwał słuchawki i rzucił nimi o ziemie biegnąc do drzwi.

Chwycił klamkę, która nawet nie drgnęła.

- Baaaart - szept nadal rozbrzmiewał mu w uchu.

Coś spadło na podłogę. Jedenz bukietów, który położył przy ciele Mary.

- Bart. On to znów robi. Znowu….

Spineli wzniósł oczy do sufitu jakby szukał wyjaśnienia lub chciał coś zrozumieć.

- Odstawię towar. - szepnął. - Ten indiański…

Potrząsnął głową.

- Mam wizje i halo! - zaśmiał się nerwowo sam już nie wiedząc, czy to dobrze czy źle i czy nie warto dać się ponieść jak widać zakwaszonemu towarowi.

Patrzył przyklejony plecami do drzwi na stół Mary, na zrzucone kwiaty. W świetle mrugających świateł czuł się trochę jak na psychodelicznej imprezie a pojawiająca się i znikająca muzyka z leżących na ziemi słuchawek utwierdzała go w przekonaniu, że zacina mu się mózg przez narkotyki.

Światła zamigotały jeszcze kilka razy. W migającym oświetleniu Bart ujrzał dziwny cień przesuwający się po ścianie.

- Wezwałeś mnie… masz dar…. masz dar… rysunek… dałeś mi siłę….

Szeptał głos przy jego uchu.

- On znów zabija…. znów…. pełen… złości i …. żądzy….

Bart jeszcze raz nacisnął na klamkę zamkniętych na głucho drzwi.

-Ja? - powtórzył z niedowierzaniem szarpiąc za klamkę. - Ale kto zabija?! - na wpół krzyknął, na wpół jęknął.

- On zabija … znów … - szept był mało konkretny.

Dźwięk telefonu na ścianie zaterkotał hałaśliwie. Światło przestało migotać, klamka dała się nacisnąć, szept ucichł.

Spineli zamknął drzwi z drugiej strony. Ani myślał odbierać połączenie zza światów. Zrobił kilka kroków w kierunku schodów, lecz szybko obrócił się. Zapomniał zamknąć drzwi na klucz. Szybko oddychał. Jakby przebiegł milę. Chwycił stojące obok krzesło i jeszcze na wszelki wypadek zaparł oparcie o klamkę. Potem pobiegł górę. Zamknął drzwi do piwnicy na starą zasuwkę, która była tam odkąd sięgał pamięcią. Zamocowana u góry drzwi przez ojca jego. dziadka. Oficjalnie miała chronić dzieci, aby nie spadły ze schodów. Nieoficjalnie, aby maluchy z rodu Spinelich nie schodziły do pracowni, kiedy leżeli tam klienci zakładu.

„Masz moc…” ten głosik utkwił mu w głowie. Rył głęboko przecinając inne myśli, jak pazur szczotki skrobiącej lód na szybie samochodu.

Babcia zasnęła w fotelu a w telewizorze leciała reklama Marlboro z kowbojem. Nacisnął na wajchę i mebel rozłożył się w wygodne do spania miejsce dla seniorki. Przykrył ją kocem a na stoliku postawił szklankę wody.
Potem upewnił się, że dom jest zamknięty na cztery spusty.

Długo leżał w łóżku przewracając się z boku na bok. Myśli powracały jak spieniona morska fala. Zalewały obrazem wspomnienia migoczących żarówek w pracowni, zacinanej muzyki… Cień na ścianie pełzał po białych kaflach ceramiki!
Nie mógł zamykać oczu! Ten obraz wracał. I to wrażenie, że jest obserwowanym odkąd… No właśnie… odkąd? Nie… odkąd odpierdolił mural Mary!

Cienie na ścianach i suficie wydłużały się jak ręce. A to tylko wzory na firanach i gałęzie starego drzewa oświetlonego księżycem? Nagle niedomknięta szafa stała się miejscem kryjącym skłębiony mrok żywej ciemności…

Nie wytrzymał. Sięgnął do szuflady siadając na skraju posłania, lecz szybko podwinął nogi. Wcale nie byłoby taki pewny mimo całych szesnastu lat doświadczenia, czy nie miał racji w wieku pięciu lat, co do mieszkającej pod łóżkiem istoty…

Drżącą dłonią odpalił zapalniczkę i zajarzył końcówkę szklanej fifki ubitej Złotem Acapulco. To nie towar wchodził mu na psyche. To nie zakwaszona faza chemicznie rasowanego zioła. Nie miał w rodzinie przypadków schizofrenii. Zaciągnął się głęboko obliczył jak płuca nasączają się ciepłym lepem marihuany. Długo trzymał gęsty dym aż zapulsowały skronie tętnem zwalniającego rytmu serca. Z ulgą wypuścił chmurę, którą zakończył grubym, rozrastającym się kółeczkiem przez które puścił na szczęście mniejsze.

Nie wierzył w duchy. Do dzisiaj. Jakże mógłby wcześniej w nie wierzyć. Jego rodzina nie wierzyła w takie motywy, ale nie dlatego, że katolicyzm jakieś pieczęci nie nie do złamania założył w ich poglądach. To chyba z racji wykonywanego zawodu. Chciał myślami wracać do dziadka oprawiającego ze skóry upolowaną tuszę tłumaczącego mu, że ciało człowieka po śmierci to tylko puste mięso i kości opuszczone przez ducha, który żyje w innym wymiarze. Na zawsze. A ciała grzebiemy dla rodziny tylko. Czy wąż rozczula się nad zrzuconą skórą? Motyl nad kokonem larwy?

Jednak wspomnienia z przeszłości jak zasłonę zrywał obraz skradającego się cienia i wilczej maski. Morderca. Morderca wrócił. Kto wrócił? Ten, który zabił przed laty. Syn Macruma? Czy coś jeszcze starszego? Góry pełne były legend i mitów. Kiedyś mieszkali w nich poganie. Pogórze wokół Twin Oaks, ich święte miejsca, zryte tunelami w głąb ziemi, obrócone w kopalnie. Tylko ze względu na zyski z wydobycia wbrew woli Indian poza granicami rezerwatów.

Opadł ciężko w poduszkę kopcąc zioło.
A jeżeli naprawdę to on przywołał Mary? Bo to musiał być przecież duch Mary… A jeśli to dlatego, że nie dokończył obrazu? Powinien uzupełnić mural? Czy wtedy Mary nie będzie zawieszona między światami? Czy nada jej jeszcze więcej mocy? Czy mogła mu zrobić krzywdę? Chyba, chyba, chyba raczej nie. Przecież ostrzegała go…

Najgorsze było to, że zostawił Mary i Tommiego w pracowni, zamiast wjechać stołami do chłodni… Na jutrzejsze wystawienie po całej nocy w temperaturze pokojowej, mimo wpompowanie chemii, i całym dniu wystawienia, przed złożeniem do ziemi, na ostatnie wspomnienie zamykania wieka trumny… mogą wyglądać źle… ojciec na pewno to zauważy… kurwa… co robić? Bał się zejść na dół. Pierwszy raz w życiu odczuwał strach przed zmarłymi w piwnicy…

Niechętnie wyszedł z pokoju. Babcia chrapała, a w z ekranu facet w fartuchu prezentował najnowszy automatyczny otwieracz do konserw, który był nowy i uproszony w promocyjnej cenie za jedyne…
Podszedł do termostatu i przełączył ogrzewanie na ochładzanie i po chwili kondenser na oknem zaburczał pracując śmigłem i toczył freon w powietrze wentylacyjnych szybów.
Potem pozamykał kratki na pierwszym i drugim piętrze, aby ciśnienie zimnego powietrza szukając ujęcia dmuchało najwięcej w piwnicy.

Ciekawe kto mu teraz uwierzy? Westchnął. Cicha Woda wierzyła w duchy. I Singelton też. Przecież o kontakt z duszami podejrzewali babkę Marcuma… Czy jakoś tak… Żakował teraz, że zbył ich teorie nie słuchając nawet dokładnie co uważał za niedorzeczności…

Poczłapał na górę zostawiajac na każdym poziomie domu jakieś zapalone światło. Ułożył się na kanapie obok babci okryty w wełniany koc w czerwono czarną kratę. Przełączał kanały aż w końcu zatrzymał na jakimś starym westernie z Waynem. Nim zasnął doznał olśnienia, że w internecie biurowego komputera może na yahoo! poszperać o tych wszystkich maskach… wilkach, seryjnych demonach…mocy… farb… a może mu już ta myśl się przyśniła?
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 26-03-2022 o 03:55.
Campo Viejo jest offline