Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2022, 17:12   #524
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 88 - 2519.02.32; fst (8/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); ranek
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz półmrok, pada średni śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Wszyscy



Wczorajszy zbór był wyjątkowy. Pierwszy raz wszyscy kultyści mieli okazję się spotkać po zorganizowanej ucieczce z lochu oraz tak licznym gronie. Była i uwolniona Merga oraz Gretchen która jednak przy niej wyglądała dość blado. Myszka nie miała takiego splendoru jak rogata wyroczni i nie otaczała jej aura władzy i majestatu. Wydawała się zwykłą, nieco zahukaną dziewczyną. Do tego Lily która w zeszłym tygodniu czmychnęła z jaskini odmieńców na sanie Karlika prowadzone przez Strupasa i zrobiła psikusa wszystkim docierając do miasta. Gdzie jeszcze zgubiła się i udało ją się odnaleźć dopiero na drugi czy trzeci dzień. Ona z kolei wydawała się być zachwycona wspaniałymi rogami Mergi a poza tym miała żywe i wesołe usposobienie. No i była też Norma to Axe. Póki trwała narada to nie odzywała się zbyt wiele. Jednak gdy ta się skończyła to norsmeńskim zwyczajem nie oszczędzała swojego gardła i żołądka podczas mniej oficjalnej części spotkania.

Koniec końców późnym wieczorem zaczęła się biesiada na całego. Co kto miał powiedzieć na naradzie na jakiej podejmowano kluczowe decyzje co do dalszych kierunków dziań zboru to powiedział. Potem jeszcze była okazja na tradycyjne, indywidualne rozmowy ze Starszym. Ale mistrz skończył z Lilly i Gretchen jakie były teraz nowicjuszkami w ich coraz większej grupie to można było zasiąść do stołów z czystym sumieniem.

- I tak nas spalą i powieszą! Ale to jutro! A dziś ucztujemy! - Łasica wzniosła buńczuczny okrzyk wznosząc swój toast. I to niejako zainicjowało tą wieczorną ucztę. Nie była aż tak huczna pod względem ilości dań bo i sama kryjówka pod ruinami wieży czy zamku była przejęta dopiero wczoraj. To nie zdążono tu zbyt wiele ściągnąć zapasów a i warunki bytowe też nie były najlepsze. Pirorytetem było jednak bezpieczeństwo. Każdy chyba myślał, że jak będą to miejsce użytkować dłużej to jakoś się tu posprząta i ogarnie. Na razie warunki były dość improwizowane.

Pierwsza pożegnała się z towarzystwem Merga. Rogata wyrocznia wstałą, podziękowała jeszcze raz za ratunek i gościnę. Po czym udała się na spoczynek tłumacząc się zmęczeniem. Czuła się lepiej niż parę dni temu ale jednak dłuższy wysiłek wciąż był jej nie na rękę. Niedługo potem Starszy życzył pozostałym udanej zabawy i też się zabrał razem z Karlikiem. Który wciąż wydawał się nieco markotny i chyba obaj chcieli ze sobą pogadać. W głównej sali pozostali więc ci młodsi i bardziej szeregowi członkowie zboru. Więc jak wesoło krzyknęła Łasica skoro rodzice sobie poszli to można było korzystać z wolności. No i sama chętnie zaczęła już korzystać z tej wolności dając przykład jak potrafi się bawić i integrować z bliźnimi zwolenniczka Węża. W końcu jednak jak to na ucztach bywa, towarzystwo zaczęło się rwać na mniejsze grupki i podgrupki i znikać z sali głównej na korzyść tej sypialnej. Tam była bowiem wspólna sypialnia ale z racji krótkiego czasu na przygotowania zamiast łóżek były tylko sienniki i materace przywiezione dzisiaj przez sane Karlika razem z zapasami jakie posłużyły do przygotowania uczty. No a rano budzili się na raty tam gdzie kogo i z kim zastał sen. I dla odmiany po kolei zjawiali się w sali kuchennej próbując znaleźć coś do picia i jedzenia wśród tego co zostało z wczoraj. Pod ziemią nie było wiadomo co jest na powierzchni to do końca nie było pewne co tam się dzieje i jak dzisiaj miasto wygląda.

Przy wspólnym stole zastali Karlika. Nie dołączył wczoraj do zabawy i nie było dokładnie wiadomo jak spędził noc. Później schodzili się pozostali. Strupas nie miał ani wczoraj ani dzisiaj ochoty na zawieranie bliższych znajomości z kimkolwiek. I inni raczej garbatemu śmierdzielowi odwzajemniali się tym samym. Raczej interesowało go aby napchać czym się da swój bebech. Z Normą był ten kłopot, że bez Mergi albo Kurta powstawała bariera językowa trudna do przeskoczenia. A uniwersalny migowy nie zawsze wystarczał. Okazało się jednak, że Lilly nieco mówi po kislevsku a nawet zna niektóre słowa z norsmeńskiego to stanowiła taki pomost między toporniczką z północy a pozostałymi kultystami. Wojowniczka przejawiała najwięcej zainteresowania z tymi z którymi coś ją łączyło wcześniej więc Egonem, Kornasem i Vasilijem. Nią za to żywo interesowała się Łasica. I tak z pośrednictwem Kopytka oraz migowego biesiadowali sobie i próbowali dowiedzieć się czegoś o sobie nawzajem. Lila zaś zdawała się być zaciekawiona dwójką najlepiej ubranych w tym towarzystwie czyli Joachimem i Pirorą. Pytała jego czy jest szlachcicem a ją czy jest księżniczką. Wydawała się być zafascynowana tematem księżniczek mieszkających w miastach w nieco naiwny sposób. A ładnie i kolorowo ubrana Pirora, do tego młoda i ładna wydawała się spełniać warunki bycia księżniczką w jej oczach. No i zdawała się też lubić Łasicę która była pierwszą osobą jaka w zeszły Festag poświeciła jej czas, uśmiech i uwagę. No i w pełni się z nią zintegrowała. Właśnie Łasica na wszelki wypadek ostrzegła kolegę i koleżankę, że Lily skrywa w majtkach spore błogosławieństwo jej patrona i te różowe kopytka to nie jest jej jedyna odmiana. Tak na wypadek gdyby ktoś się przed tym wzdragał. Gretchen zaś wydawała się czuć nieco zagubiona w tych licznych i obcych jej twarzach. Chociaż Łasica dbała o nią jak o młodszą siostrę. Myszka zasługiwała na swój przydomek i chętnie uciekała do roli kelnerki donoszącej na stół co potrzeba i chyba obawiała się wyjść z jakąkolwiek inicjatywą, prośbą czy chociaż odezwać się do kogoś. No a rano po kolei znów zjawiali się przy tym samym, długim stole przy jakim się rozstali wczoraj wieczorem czy raczej w nocy. Tu pod ziemią to i tak było dość abstrakcyjnymi terminami. Albo świeciły się świece i lampy i było jasno albo nie to było wtedy ciemno.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Egon



Egon był zbiegiem. Takim samym jak Wyrocznia albo Silny. Byli najbardziej rozpoznawalni ze wszystkich zbiegów jak nie ze względu na mutacje to rozmiary. To już chyba Gretchen było łatwiej się prześlizgnąć bo łatwo ją było wziąć za kolejną, bezimienną dziewczynę. Póki ktoś jej nie zajrzał pod koszulę to niczym się nie różniła od innych dziewczyn. Ale dla gladiatora pokazywanie się teraz na powierzchni było bardzo niebezpieczne. Jednak rano Starszy poprosił go aby pomógł przenieść Gustawa od Sebastiana tutaj. Ponieważ ulice miasta odpadały jako droga przemieszczania się zostawały kanały.

- No to chodźcie ze mną. - Vasilij poprowadził ich w dół kryjówki. Gdzie na niższych piętrach była śmierdząca dziura jaka prowadziła do jeszcze bardziej śmierdzących kanałów. Mieli iść we trójkę, razem z Silnym. Młody cyrulik miał pójść górą bo pewnie szybciej by mu poszło niż błądzenie kanałami. I przygotować co potrzeba. A dokładniej nową dawkę usypiacza. Bo usypiał swojego pacjenta z tych samych powodów dla jakich w kazamatach usypiano Mergę. Byli zbyt niebezpieczni gdy pozostawali w pełni sił. Chociaż każde na inny sposób.

Nawigacja pod ziemią nie była taka prosta. Zwłaszcza jak się szło pierwszy raz w dany rejon a trzeba było trafić w konkretne miejsce. Więc jak zeszli w te kanały po śniadaniu to chodzili po nich całkiem długo.

- Ty w ogóle wiesz gdzie jesteśmy? I dokąd idziemy? - mięśniak zapytał przemytnika gdy szedł za nim z lampą w garści. Widać było całkiem dobrze na kilka kroków dookoła i coś tam widać na kilkanaście dalszych. W tak ograniczonej przestrzeni trudno było o złapanie jakiejś dłuższej perspektywy jak choćby patrząc w głąb ulicy. A to utrudniało orientację.

- Mniej więcej. Mówił, że odwali śnieg i otworzy właz. To powinno być widać światło z góry. Już pewnie środek dnia. - Cichy odparł niezbyt pewnym siebie głosem. Bo chociaż dość dobrze orientował się gdzie aktualnie są to nie tak łatwo mu było skierować się dokładnie pod ulicę przy jakiej mieszkał cyrulik. Gdyby się udało to wyszliby blisko jego kamienicy. Byli już nieźle przemoczeni, ubrudzeni gdy dostrzegli jakiś snop światła w oddali. Wabił ich jak płomień świecy ćmy. Gdy podeszli bliżej okazało się, że faktycznie jest to jakiś otworzony właz. Nad nim widać było jakiś jasny dym czy opar. Ale musiał już być dzień. Albo jeszcze.

- Poczekajcie tu, rozejrzę się. - powiedział Vasilij i wszedł po stopniach wmurowanych w cembrowinę kanału. Wystawił głowę na powierzchnię i rozglądał się chwilę. Po czym wyszedł na powierzchnię na chwilę znikając obu towarzyszom z oczu.

- Dobra, chodźcie. Jesteśmy gdzie trzeba. - zawołał ich słowem i gestem. Więc wyszli obaj na powierzcnię. Okazało się, że są na jakiejś zaśnieżonej ulicy nad jaką unosi się mgła. W świetle dnia zobaczyli się nawzajem. Byli mokrzy i brudni jakby właśnie wyszli z kanałów. I pewnie tak samo śmierdzieli. Ale w tej chwiwli to nie było takie istotne. Vasilij poprowadził ich w kierunku jednego z domów. Tam zastukał w tylne drzwi i już za nimi czekał Sebastian.

- Dobrze, że jesteście! Nie mogę sobie z nim poradzić! Za późno wróciłem, obudził się na dobre. Nie chce pić ziółek a bez tego nie mogę go uśpić. O! Słyszycie!? To on. Trzeba coś z nim zrobić zanim ktoś się tym zainteresuje! Tylko przeszukania straży mi tu jeszcze brakowało! - cyrulik przywitał ich zdenerwowany. Okazało się, że z minęło prawie pół dnia odkąd się rozstali późnym rankiem w kryjówce. I od tego czasu Gustaw szaleje w swojej komórce. Cherlawy medyk nie mógł nad nim zapanować. A tu jeszcze trzeba było jakoś przenieść ogromnego i krnąbrnego odmieńca do kanałów a potem z powrotem do kryjówki w ruinach.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; Pensjonat Frau Holtz
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: pokój wychowawczy, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Pirora



- Wstawaj śpioszku. - obudził ją delikatny kobiecy głos i takież usta. Łasica jak chciała potrafiła być bardzo koleżeńska, czuła, delikatna i troskliwa. Jak kogoś polubiła. Tak było i dzisiaj z rana. Chociaż pod ziemią “rano” było tak samo abstrakcyjnym pojęciem jak “wieczór”. Nie było widać nieba ani świata zewnętrznego. Trudno więc było mierzyć czas. Ale jak się okazało było już rano. I chociaż dla Pirory była to trzecia z rzędu noc podczas której się nie oszczędzała to i tak trzeba było wstawać. Miały jechać do świątyni Mananna na poranną mszę. A dokładniej to Łasica miała tam zostawić Pirorę a sama pojechać do loszku aby tam wszystko przygotować no a przede wszystkim rozpalić i ogrzać. Bo jak nikt się nie włamał od zeszłego tygodnia to powinno stać zimne, ciemne i puste. Po drodze jednak miały okazję pogadać gdy zostały we dwie w dorożce.

- No miałam miałam, było to bardzo ciekawe doświadczenie. Trochę jestem ciekawa jakie było by gdybym była mężczyzną. - Pirora odpowiedziała poprawiając swoje ubranie w dorożce.

- Lila jest od nas. Od naszego patrona. Miałaś z nią wczoraj przyjemność? Ma jego znamię. I dar. Nie tylko kopytka. - zaśmiała się ciekawa wrażenia jakie różowowłosa mutantka zrobiła na kamratce. Ona sama chętnie się wczoraj integrowała nie tylko z Lilly. Jak już narada i uczta się skończyły i był czas i okazja na bardziej cielesne i dosadne przyjemności. Pod wieloma względami Lilly odpowiadała Łasicy i chętnie się z nią zabawiała. Chociaż dostrzegała też jej pewne felery.

- Ona nigdy nie była w żadnym mieście. Chyba nawet żadnego nie widziała z bliska. I chyba myśli, że tu mieszkają same księżniczki. Znaczy młode, ładnie ubrane, atrakcyjne kobiety jakie można zaciągnąć do łóżka. Tłumaczyłam jej, że to nie tak ale momentami miałam wrażenie, że jest strasznie naiwna. Ale chociaż załapała na tyle, żeby nie pokazywać swoich kopytek i reszty bo trafi na stos. - zwierzyła się blondynce ze swoich obserwacji pod względem młodej uciekinierki z jaskini odmieńców. Mimo wszystko była gotowa jej pomóc wdrożyć się w miejskie życie i wziąć pod swoje skrzydła.

- Mówisz że moja osoba tylko utwierdziła ja w tych wyobrażeniach? Nie mogę się doczekać aż będę mieć swoje własne kąty i tajne przejście w kanałach. - Pirora przeciągnęła się otrzepując się z ostatnich chwil niewyspania.

Co do Gretchen zwanej często przez nią Myszką to żal jej było. Dlatego zlitowała się nad nią i samowolnie ją uwolniła podczas nocnej akcji w lochach. Żal jej było tego co dziewczyna musiała przejść w tych lochach z tymi sadystycznymi strażnikami. Do tej pory bała się wszystkich i wszystkiego. Zachowywała się jakby tylko czekała na kolejne polecenia. Była dziewczyną ze wsi jaka gdy odkryła, swoją przemianę ukrywała to jakiś czas. Ale w końcu opuściła rodzimą wieś i sama ruszyła pierwszy raz w życiu w obce strony. W końcu dotarła tutaj. Ale pechowo ledwo tu dotarła zgarnęli ją łowcy czarownic w jednej z karczm czego Łasica była przypadkowym świadkiem. Jej mutacja była jeszcze mniej widoczna niż u Lilly. Bo póki miała na sobie chociaż koszulę to tych dodatkowych ust nie było widać.

- Obie chwilowo są w mieście czy Strupas będzie je odprowadzał poza do reszty mutantów? - blondynka zapytała Łasicy z ciekawości.

- Na razie zostają z nami. Obie lepiej aby się nie pokazywały na powierzchni. Spore ryzyko. Zwłaszcza w bramie jakby je dokładniej sprawdzali. No i Lilly to nie chce chyba wracać. Najchętniej to by zwiedziła miasto. Poznała się z owymi księżniczkami co mają tu mieszkać. No i wiesz, nie po to zwiewała z tej dziury odmieńców aby zaraz tam wracać jak jeszcze nic nie widziała. A Myszka no ona właściwie nawet nie bardzo ma gdzie wracać. Przyjechała tutaj aby uciec i ukryć się w tłumie, jakoś ułożyć sobie życie. A teraz jest zbiegiem tak samo jak Merga albo Egon. To raczej też chyba zostanie z nami. Zresztą Starszy tak mówił. - koleżanka podzieliła się ze szlachcianką tym co wiedziała o obu dziewczynach i planach wobec nich.

I tak się pożegnały gdy Pirora wysiadła przed główną świątynią w mieście. A Łasica pojechała dalej w odludne rejony miasta do opuszczonego pensjonatu. Na mszy było tłoczno i uroczyście jak zawsze. Panna van Dyke mogła sobie pozwolić na siedzenie w najlepszym miejscu jakim do tej pory miała okazję bo w samej pierwszej ławce. I tak zwykle zasługiwała na miejsce w pierwszych rzędach ale nie aż tak blisko ołtarza. A wszystko za sprawą panny Moabit. Która też tam siedziała dzięki temu, że była gościem państwa van Zee. A gdy zobaczyła Pirorę przywołała ją gestem i zapraszającym uśmiechem obok siebie.

Po mszy nastąpiła zwyczajowa okazja na towarzyskie pogaduchy i wymianę plotek. Pirora spotkała Herr Kellera i znajome koleżanki z kółka poetyckiego a i państwo von Mannlieb które się z nią grzecznie przywitało. Przy okazji panna van Hansen pomogła podjąć damskiemu towarzystwu decyzję w sprawie kuligu. O ile pogoda się nie załamie to jutro z noclegiem w ich domku myśliwskim. A rankiem już w Dniu Równonocy powrót do miasta na festyn właśnie. Jako, że żadna z pań i panien nie zaoponowała a nawet im jakby ulżyło, że ktoś podjął decyzję to zapanowała powszechna zgoda i aplauz dla tej decyzji.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Joachim



Po tym jak młody magister opuścił podziemia skryte pod jakimiś ruinami okazało się, że jest już dzień. Nowy dzień a odgłos dzwonów niosących się przez miasto oznajmiał, że jest Festag, dzień oddawania czci dobrym bogom przez prawych obywateli. Nowy dzień był jednak śnieżny. Z ponurego nieba padał gęsty, biały puch. Jak w końcu dotarł do rezydencji van Hansenów to niewiele już brakowało do południa. Jak się odświeżył, przebrał i doprowadził do porządku to już właściwie było południe. Gęsty puch przestał padać a w zamian nad miastem zawisła mgła. Niezbyt gęsta ale skutecznie przesłaniajaca widok nieba. W sprawie wyprawy na syrenę musiał raczej umówić się z wszystkimi uczestnikami jeszcze raz. Egon i Silny byli na w pół uwięzieni w swojej kryjówce pod ruinami wieży. Więc przynajmniej było wiadomo gdzie ich szukać ale już pokazanie się na mieście było dla nich bardzo niebezpieczne. Nije, owa bardka z jaką rozmawiał wcześniej to rozmawiał o wypłynięciu w ciągu paru dni a te parę dni właśnie mijało. Musiał ją jakoś odnaleźć i się znów umówić na wycieczkę. Z tymże ona wspominała, że nie przepada za pływaniem łodzią i wolała lądową trasę. Zaś rybak jaki miał łódź no w Festag pewnie też nie pływał na połów. I musiałby się z nim znów umówić jakby mieli płynąć łodzią.

W porównaniu do innych, bardziej poszukiwanych kultystów to cieszył się względną swobodą. Jak na razie jego podobizny nie wisiały rozwieszone po mieście tak jak Egona czy Mergi. Jednak nawet w dzień święty ich poszukiwania trwały. Zanim dotarł do rezydencji musiał przejść przez całe miasto bo kryjówka była w południowych rejonach miasta a rezydencje bogaczy w północnej. To z kilka razy albo był zatrzymywany i sprawdzany przez patrole strażników albo musiał przejść przez ich punkty kontrolne. Sprawdzali czy nie ma się przy sobie zakazanych przedmiotów no i czy nie jest się zbiegiem. Nie było pewne czy taka choćby Lily z jej kopytkami nie wpadłaby przy takim sprawdzaniu. Wystarczyło aby strażnik zadarł jej spódnicę lub zdziwiło go jakie nietypowe ślady na śniegu zostawia i już mogło dojść do wpadki. On akurat nie miał ani kopyt ani rogów ani żadnych zakazanych przedmiotów ani nie pasował rysopisem do żadnego ze zbiegów. No to takie kontrole były dla niego raczej niedogodnością na jakiej tracił czas i nerwy ale nie powinny mu one zagrażać. Niemniej zanim wrócił do rezydencji to właśnie zrobiło się prawie południe. A jak się naszykował to akurat była pora obiadowa i miał okazję znów zjeść z rodziną gospodarzy. Przy okazji także z państwem von Richter. Czarnowłosą Madeleine miał okazję spotkać już wcześniej gdy była z wizytą u swojej przyjaciółki Froyi ale pana von Richter, Thomasa, spotkał po raz pierwszy. Okazał się być czarnowłosym mężczyzną w sile wieku o wesołym i bezpośrednim usposobieniu. Wydawał się być duszą towarzystwa i wszyscy go chyba lubili. Nawet zwykle opanowana panna van Hansen wydawała się być pod jego jowialnym urokiem bo się uśmiechała do niego i z jego żartobliwych docinków. Wyglądało na to, że państwo von Richter są dobrymi znajomymi państwa van Hansen pomimo różnicy pokoleń. Małżeństwo gości wydawało się być raczej w wieku córki gospodarzy nich ich samych. Wszyscy jednak ciepło i życzliwie się do siebie odnosili.

- Trochę na wariata ten kulig. Ale nie mam ochoty dłużej czekać. Ci bandyci albo się zaszyli gdzieś w mieście albo dawno z niego uciekli. Nic nie szkodzi jak się wyrwiemy z miasta na jeden dzień. Mam nadzieję, że uda się wszystko przygotować. Nawet nie wiem do końca ile osób będzie. Rano rozmawiałam z dziewczynami no i one chyba same do końca nie wiedziały kto ma być i kogo chcą zabrać. Na wariata ten kulig. Ale jak pogoda nie będzie taka jak dzisiaj to pojedziemy choćby nie wiem co. - Froya wydawała się być poważnie zaangażowana w organizację jutrzejszego kuligu. I chyba martwiła się czy wypadnie jak należy. Bo zwykle spotkania o tej skali i prestiżu przygotowywało się dłużej i staranniej niż z dnia na dzień jak to teraz wyszło. Mimo to okazywała determinację aby zrealizować swój zamiar.

- Nie przejmuj się moje dziecko. Na pewno wszystko będzie jak należy. Przecież to nie będzie pierwsza taka zabawa w naszym domku myśliwskim. Służba już została postawiona w stan gotowości i już tam wszystko zwożą i przygotowują. Wczoraj tam pojechały dodatkowe łóżka, materace i pościel oraz zaczęto piec i gotować co trzeba. Więc nie bój się, van Hansenowie staną na wysokości zadania. Jak zawsze. - powiedział uspokajająco ojciec kładąc swoją dłoń na drobniejszej dłoni swojej córki w opiekuńczym geście.

- Dziękuję papo. - blondynka uniosła i ucałowała dłoń ojca jak na dobrą córkę przystało. Ale chyba to wsparcie okazane przez rodzica bardzo jej pomagało. - Wam załatwiłam najlepsze miejsca. W moim apartamencie. No i z Kamilą. Aby zgrzytu nie było, że van Hansenowie traktują gorzej pannę van Zee jak ją zapraszają do siebie. - córka uśmiechnęła się do czarnowłosych gości oznajmiając im, że nie zapomniała o nich. Bo zapowiadało się, że będzie trochę tłoczno w tym domku myśliwskim i trzeba będzie jakoś się dzielić pokojami między sobą. Ale też pamiętała o innej córce znamienitego rodu jaką też zaprosiła ale nie chciała aby to stało się przyczyną jakiejś zwady. Rodzice zaaprobowali taki pomysł więc widocznie uważali, że takie potraktowanie jutrzejszych gości nie przyniesie nikomu ujmy na honorze.

- Oh nami się nie przejmuj Froyo. Zresztą nasz domek myśliwski jest niedaleko to zawsze możemy nocować u siebie. Chętnie też przyjmiemy jakichś gości gdyby była taka potrzeba. - Thomas odwzajemnił uśmiech podobnie jak jego żona. Ale był gotów wesprzeć to przedsięwzięcie zaprzyjaźnionej rodziny. Przez chwilę się przekomarzali, że van Hansenowie nie upadli jeszcze tak nisko aby ich trzeba było dokarmiać i ogólnie panowały całkiem dobre nastroje. Madaleine zaś dodała, że Kamila wcale nie jest taka obrażalska jakby się mogło wydawać. I jej zdaniem to raczej złe języki pospólstwa imaginowały sobie konflikt między dwiema najpiękniejszymi pannami na wydaniu w tym mieście.

- A ty Joachimie? Masz jakieś pilne sprawy na jutro? Czy może wolałbyś do nas dołączyć? Miejsce w saniach albo w domku się jeszcze znajdzie. - zapytała go Froya bo chociaż nie był szlachcicem to jednak gościem owszem. Więc zaproponowała mu udział w ten jutrzejszej sannie jaka się szykowała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline