Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2022, 16:16   #521
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Agnestag; wieczór; zbór


Wszyscy



- Podżegać przeciwko wykonawcom woli Imperatora i Sigmara? Gra o wysoką stawkę. Nie byłoby źle gdyby tłum ich zlinczował czy co. Nawet jakby świadkowie nie chcieli się do nich zgłaszać, że coś czy kogoś widzieli. No ale nie wiem jak mielibyśmy to osiągnąć. Przecież to oni stoją na czele pościgu i szukają podłych, obrzydliwych odmieńców wypaczonych plugastwem to jaki praworządny obywatel by się temu stawiał? Toż to jakże zaszczytny cel. - Karlik odezwał się kwaśnym tonem. Sam pomysł widoczni mu się spodobał jednak trudno było mu sobie wyobrazić jak by to można zrealzować w praktyce. Wyczekująco popatrzył chwilę na Egona czy ma jakiś dokładniejszy zamiar w tej materii.

- Może. Ciekawy pomysł. To by się mogło nam przydać. Chociaż tak jak mówi Karlik, trzeba by to z głową zrealizować. - Starszy wznowił swój spacer wzdłuż stołu. Przystanął na chwilę gdy obracał w głowie te pomysły podsunięte przez brodatego wojownika.

- Z listami gończymi to tak sobie. Oni w ratuszu mają jakiś powielacz. Mogą ulotki, obwieszczenia albo listy gończe drukować masowo. Wystarczy im jeden na wzór. Jak im Pirora zrobiła taki wzór to teraz go wieszają po całym mieście. My nie mamy takiego powielacza. Trzeba by każdy list rysować ręcznie. A ręcznie to widać, że to ręcznie rysowane a nie odbitka. Widać będzie które są z ratuszowego powielacza a które nie. - Vasilij odezwał się w sprawie listów gończych. Mówił nieco niepewnym tonem ale wydawało się, że uważa za łatwe do zidentyfikowania co pochodzi bezpośrednio z ratusza a co nie.

- No tak, być może moje drogie dzieci. Ale sam pomysł by podesłać pościgowi fałszywe tropy albo jakoś zdyskredytować te psy gończe nie jest zły. - Starszy przytaknął ale spojrzał po swoim stadku aby zachęcić ich do podobnej inicjatywy jaką wykazał się Egon.

- Czy duży problem taką rzecz zmajstrować, taką maszynę do powielania? - dopytywał Egon. - Wszakże nie wzięli tego znikąd. Trzeba by ukraść rzecz albo kupić - Egon nie wiedział, skąd coś takiego dostać. Jedyne, co przychodziło mu do głowy, to konstrukcje krasnoludów, którzy czasem podobne machiny tworzyli.

- Jak mamy podżegać? Ja bym to widział tak, żebyśmy zaczęli od rozpuszczania plotek, że łowcy porywają i mordują bogu ducha winnych ludzi. I że nie szukają dokładnie, ale znajdują dowody tak, jak im się podoba. Acz i moglibyśmy pójść o krok dalej: rozpuszczać plotki, że ten i tamten jest podejrzany o bycie zaprzańcem i kacerzem. Inaczej mówiąc, musielibyśmy zacząć wrabiać ludzi.

- Wystawcie sobie no, jakby to wyglądało. Werbujemy jakieś dzieciaki do rozpuszczania plot w Warkoczach albo w Trzech Gwoździach, że słyszało się, jak to paru ciurów spod inkwizytorskiego skrzydła wypuściło się na zwykłych mieszczan i porwali ich do kazamatów, aby z nich krew upuszczać.

- W międzyczasie wrabiamy zwykłych mieszczan - rajców miejskich albo bogatych kupców - w to, że są kultystami. Jeden z nas da cynk do właściwych osób, że tamten jest powiązany z kultem. Uprzednio zaś trzeba będzie do ich komórki jakie rekwizyty pozostawić, że w istocie winni sprawy są. Prawda to, że trudno by było samymi plotkami podjudzać ludzi, ale jeśli zobaczą, że inkwizytory same się na ludzi wypuszczają niby psi wygłodniali? Jeśli byśmy mogli tak to zamagować, to kupcy sami się zbiorą przeciwko nim i ich pozabijają. Rzecz łatwiejsza do zrobienia, przecież domy albo kamienice nie są strzeżone. Prosta robota dla Łasicy albo Strupasa.

- Nie wiem też, czy warto by nie skontaktować się z Czarnym i jaki pakt z nim zawiązać, żeby wszystkie ciury, co przeciwko niemu w mieście stawały można by się w taki sposób w mieście pozbyć. Stary dureń podskoczy pewnie z radości, jak mu się pomysł przedstawi, żeby konkurencji takim sposobem się pozbyć. Zdaje mi się jednak, że taki alians to ryzykowna gra, bo Czarny równie dobrze będzie mógł spiskować przeciwko nam, aby wkupić się w kiesę rajców miejskich i samych łowców czarownic.

- Jest też trzecia sprawa, co o niej chciałem gadać. Jak to jest z Norsmenami? Czy jeśli dowiedzą się, że Merga została uwolniona, to czy skłonni byliby przysłać posiłki? Co prawda z miasta nie chcemy uciekać, ale nic nam nie broni szukać sojuszników także poza nim.

Joachim zamyślił się się słuchając tych wszystkich pomysłów. W zamyśleniu zaczął obracać w dłoni swój amulet. Możliwość zaszkodzenia tym inkwizytorskim draniom ożywiła go.
- Ciekawe rozwiązania, tylko musimy je dopracować. Możemy skierować łowców poza miasta, rozpuszczają informacje że widziano tam mutantów. Natomiast pomysł sdyskredytowania ich i wrobienia kilku mieszczan podoba mi się jeszcze bardziej - mógłbym zorganizować pewne zakazane teksty do podrzucenia naszym ofiarom - wyszczerzył się czarodziej.

- A jak chcecie to zrobić? - zapytał Karlik patrząc na nich obu. - Jak weźmiemy jakichś chłopaczków aby rzucili plotę tam czy tu i nic więcej to w najpomyślniejszym dla nas wariancie władze zaproszą ich na rozmowy do ratusza i przetrzepią chatę, może sklep jeśli ktoś ma czy coś innego. I jak nic nie znajdą to możliwe, że na tym się skończy. W najgorszym wariancie nikt nie kupi błazenady jakichś szczeniaków. Albo nawet wezmie takiego szczawika na spytki i wyciśnie co tylko wie a to może doprowadzić ich do nas. - logistyk zboru przedstawił jak jego zdaniem ocenia taki projekt wstępnie zarysowany przez Egona. Widocznie uważał, że to może być ryzykowne a nawet obosieczne zagranie.

- A podrzucić też trzeba z rozmysłem. Dopasować coś do kogoś. Bo inaczej to wyglądać będzie na podrzucone właśnie. Że ktoś chce kogoś wrobić. - dodał jakby uważał, że taki ogólny zamiar trzeba by skroić pod konkretną osobę.

- Może. Ale jak bardzo będą chcieli pokazać, że coś robią to liczy się ilość a nie jakość. Przecież jakoś muszą ten plac wypełnić stosami. - Silny wzruszył swoimi potężnymi barami dając znać, że jemu osobiście to wszystko jedno w tej sprawie.

- A taka maszyna to i droga i rzadka. Jedną mają w ratuszu. I szczerze mówiąc nie słyszałem aby ktoś miał drugą w mieście. Nawet nie wiem gdzie o to takie coś pytać. To chyba na zamówienie składają takie maszyny i się długo czeka. W naszym mieście na pewno nikt takich nie robi. Nie słyszałem w każdym razie. To trzeba by spróbować w Saltburgu albo za morzem, w Marienburgu lub Erengradzie. - Vasilij poczuł się do odpowiedzi na temat rzadkich towarów jakie często przemycał. Akurat ani razu nie przemycał powielacza to mówił dość niepewnie. Jedyne czego zdawał się być pewny to to, że to rzadki towar, w skali ich miasta wręcz unikalny.

- Czarny nie jest durniem. Sama się o tym przekonałam. Poza tym trzyma krótko większość albo cały półświatek za pysk po tej stronie rzeki. Nie będzie tracił czasu na jakieś głupoty. Jak mamy do niego iść to z jakimś konrketem. Musimy mu zaproponować interes. Taki na jakim on też zyska. Coś więcej niż zrobienie nam dobrze bo inaczej nas spławi z miejsca. On lubi różne dziwne bestie. Tego dwugłowego psa co mam to właśnie od niego. - wtrąciła się Versana która wcześniej miała do czynienia z hersztem całego półświatka i coś mogła o nim powiedzieć więcej tym którzy go nie spotkali osobiście.

- Czarny nie ma konkurencji na swoją skalę. Wszystkie pomniejsze bandy podlegają pod niego. Tylko Grau jest nad nim i zarządza całym miastem. A taki Vasilij czy inny mały szef jakiejś szajki to nie ma do niego startu. - Łasica uzupełniła słowa koleżanki na temat księcia podziemia.

- Ale można coś spróbować. Ta obława wszystkim szkodzi na interesach. Tylko trudno mi uwierzyć, że ktoś się postawi bo zaraz będzie, że zaprzaniec i kultysta. - Karlik zgodził się, że obława uwiera nie tylko kultystów jednak była w tak szczytnym celu i prowadzona przez władze świeckie i duchowe, że miała ogromny autorytet i poparcie wśród obywateli. A nawet jak ktoś na to klął pod nosem to były małe szanse, że chciałby uchodzić za zwolennika zbiegłych odmieńców i ich szajki. A tym groziło opowiedzenie się przeciwko obławie.

- Ja moimi braćmi się zajmę w swoim czasie. Na tą chwilę jednak będziemy musieli się obejść bez nich. - odparła krótko Merga skoro padło pytanie o jej krajan z północy.

- Jeśli chcielibyśmy grać nastrojami gawiedzi i podburzyć ich przeciwko inkwizytorom, trzeba by wplątać się w sprawy ratusza. Pewnie Pirora tu więcej powie, ale tak, jak powiedzieliście, trzeba by dobrze takie sprawy dopasować. Ale na pewno dobrym pomysłem będzie uwikłanie w sprawę kogo znacznego: grafa na przykład albo pośledniejszego szlachcica, bowiem takie persony mają zazwyczaj środki, żeby się przed inkwizycją bronić i łatwo się w kazamaty zamknąć nie dają. Naszą robotą, by przetrwać ten pościg, jest zmarnotrawić siły łowców czarownic jak najbardziej. Uwikłanie w sprawę magnatów Neues Emskrank jawi mi się jako najbardziej odpowiednie. Trzeba by rozesłać wici w postaci Pirory i sprawdzić, któż na to by się nadawał. Albo kogokolwiek z nas, Versanę na przykład, kto rozeznanie ma.

Egon pogładził brodę w zamyśleniu.

- Kto wie - dodał jeszcze. - Do pomyślenia byłoby wszakże, żeby założyć na boku osobną gałąź albo sektę jaką, w której łowić się dzieciaki będzie tylko po to, by zdekonspirować ją i na żer łowcom dać, aby zyskać na czasie.

- To zakładaj. - odparł Karlik dość obojętnym tonem jakby nie miał przekonania co do zasadności takiego pomysłu ale nie zabraniał angażować się w niego koledze jeśli czuł taką potrzebę.

- Ja niestety nie bywam na salonach to nie miałam okzaji poznać śmietanki towarzyskiej miasta tak jakbym chciała. Trudno mi powiedzieć kto by mógł się nadawać na ofiarę takiej mistyfikacji. Nieco lepiej poznałam damy jakie przychodzą do Kamili na spotkania poetyckie ale też nie na tyle abym mogła sobie ich odwiedzać bez zaproszenia. A coś nie kwapią się z zaproszeniami. - Versana skrzywiła się nieco ale przyznała, że jej pozycja społeczna i towarzyska nie jest na tyle mocna aby sobie mogła powiedzieć coś o różnych członkach śmietanki towarzyskiej tego miasta.

- A podrzucenie czegoś jakiemuś ważniakowi to im grubsza ryba tym trudniejsze. Zwłaszcza, że poza kwaterami prywatnymi do jakich jest trudny dostęp to o wiele łatwiej byłoby im się wyplątać. Powiedzą, że to ktoś zostawił, podłożył,zgubił albo to ktoś ze służby, zwłaszcza jakby ktoś nowy się trafił. - Łasica skrzywiła się nieco ale, że miała spore doświadczenie w sztuce oszustwa, przebierania się za kogoś innego oraz włamywaniu to nie uważała takiego podrzucenia za łatwe zadanie.


- No tak. Im ktoś znaczniejszy, działa charytatywnie, daje na tacę i ogólnie jest porządnym człowiekiem tym trudniej uwierzyć, że był zamieszany w jakąś ucieczkę z lochów. Jak ktoś ma już zszarganą opinię albo jest nijaki to łatwiej mu dorobić gębę. - przyznał Vasilij kiwając głową. Uważał, że ta pozycja społeczna i reputacja to jednak mocno rzutują na postrzeganie pod względem podejrzeń o różne niecne czyny.

- Zatem ustalone - rzekł Egon, dla którego cała rozmowa sięgnęła końca. - Wiemy przynajmniej, gdzie zacząć szukać.

- Z tym, że ludzie wpływowi mają też więcej wrogów. Może jakiś chciwy kupiec albo lichwiarz? Spotkałem pewnego kupca rybnego który nie jest lubiany. Takiego nie będzie zbyt wielu bronić - zastanawiał się Joachim.
- Zacznijmy od kogoś takiego a jak już raz czy dwa kogoś oskarżą to pewnie będzie coraz łatwiej…
- Natomiast w ciągu najbliższych dni planuje spróbować znowu dopaść tę owianą tajemnicą syrenę. Silny, pomożesz mi jak ostatnio? - młody czarodziej przeniósł spojrzenie na osiłka.

- Podżeganie gawiedzi przeciwko lichwiarzom zdaje się być chyba najrozsądniejsze - zdecydował Egon. - I najprostsze. Jeśli potrzeba będzie, to przecież wielu nałga za darmo, byle tylko długu się pozbyć. Cóż… W takim razie od nich zacznijmy.

- A cóż to za sprawa z tą syreną? - zapytał Joachima.

- Nie wspominałem już o tym?… - zdziwił się astrolog.
- No tak, pewnie byłeś zajęty innymi kwestiami. W każdym razie prawdopodobnie jest taka istota w naszych wodach przybrzeżnych i odpowiada za zniknięcia marynarzy. Badałem sprawę wraz z Silnym i pewnym wynajętym rybakiem i natknąłem się na magiczny śpiew na Wrakowisku. Nasza łódź prawie się rozbiła. Teraz planuje kolejną wyprawę.

- Syreny i magia, tfu! - Egon machnął ręką. - Magowie dobrzy do tego. Jeśli chcesz jednak, to mogę też się do tego przyłączyć… Choć prawda prawdą, ręce mam związane, szukają mnie. I zapewne będą szukać aż do końca, dopóki sprawa nie przycichnie.

- Ustalone zatem, że w dzień następny próbujemy tą sprawę z lichwiarzami? - zapytał Egon. - Ani chybi przecież, to dobra okazja. Łasica i Strupas zbiorą plotki. A w międzyczasie ja i Cichy wypuścimy się znowu do kanałów, rozejrzymy się.

- Lichwiarze powiadacie. - mężczyzna z zamaskowaną twarzą zadumał się nad tą propozycją. Pozostali czekali co powie i zdecyduje. - No cóż moje dzieci. Możemy spróbować od lichwiarzy. Jednakże miejcie baczenie, że pościg szuka nas. Szukają zbiegów których mają bardzo dobry rysopis. Oraz tym co im pomogli. Będą nas szukać do skutku. Aż znajdą nas. Albo nasze ciała. - powiedział w końcu Starszy przesuwając się spojrzeniem zwłaszcza po tych którzy byli najbardziej poszukiwani przez siły obławy.

- Ja się zastanawiałem czy jakoś nie można by im dobrać się do mieszków. Łowcom. Bez karlików to trudno coś zdziałać więcej niż żebranie. Oni mają łatwiej bo są na prawie. W każdej chwili mogą sobie wystawić list żelazny czy co i żyć na czyjść koszt. Ale za wszystko i tak pewnie w końcu płaci ratusz. - odezwał się Karlik jaki dłużsżą chwlę się nie odzywał przysłuchując się dyskusji. Wciąż wydawał się być w dość kiepskim humorze.

- No tak, to nie są zwykli najemnicy albo straż miejska. Pewnie mają część zasobów ze swojego zakonu. A część z ratusza. - lider zboru spojrzał na niego z zainteresowaniem i pokiwał głową na ten nowy trop.

- Tak, jeszcze kościelne karliki mogą mieć, o tym nie pomyślałem. Ale teraz to raczej im ratusz zwiększy dotacje a nie obetnie jak zrobiliśmy z nich durniów. Trochę szkoda bo co mogą mieć na koszt miasta to mogą ale ci wszyscy informatorzy, nagrody i takie tam to za ładne oczy to mało kto by się skusił. Na wszystko trzeba mieć kasę. No ale teraz to pewnie im zwiększą a nie obetną fundusze. - Karlik przyznał, że chociaż wewnętrznie obracał ten pomysł w głowie to chyba sam go uznał za marny do zrealizowania.

- Jak wieści przyjdą, że gawiedź kołem łamią albo że zwykłych ludzi mordują, to grosze im obetną - wzruszył ramionami Egon. - A cóż, ten list żelazny można podrobić? Jak to wygląda?

Egon podrapał się po kudłatym łbie, nie do końca wiedząc, jak Karlik zamierzałby się zabierać za to odcięcie mamony od łowców czarownic.

- Skończ te mrzonki Egon. Oni są od tego aby przesłuchiwać i kołem łamać. Heretyk nie ma przyjaciół wśród bogobojnych ludzi. Nikt się za nami nie wstawi. A słudzy dobrych bogów i imperatora robią dobrą robotę. I nikt nawet nie piśnie czegoś innego. Jak łowcy po kogoś przyszli to widocznie mieli swoje powody. - Karlik pokręcił swoją byczą głową i mruknął zrezygnowanym tonem. Widocznie wątpił aby ktoś był na tyle szalony aby stanąć okoniem łowcom czarownic gdy ci prowadzili śledztwo i krucjatę przeciwko Chaosowi i zbiegłym zaprzancom oraz ich pomocnikom.

- A list żelazny pewnie by dało się podrobić gdyby jakiś mieć na wzór. Tylko to małe miasto na taki numer. Władze wystawiają go swoim ludziom. "Proszę udzielić wszelkiej pomocy temu i temu". I tak dalej. Można więc zarekwirować wóz, zająć kwaterę i takie tam. Potem taki właściciel wysyła kwit do ratusza i tam się z nim rozliczają. Dlatego szybko by się sprawa wydała. Pierwsze takie zgłoszenie w ratuszu od kogoś kogo nie mają na swojej liście plac i już wiadomo, że ktoś im się podszywa pod ich ludzi. - Starszy z kolei wyjaśnił jak widzi sprawę z listem żelaznym.

- Z tym odwracaniem uwagi łowców to obawiam się moje dziecy, że nie da się tego załatwić po łepkach. Albo trzeba będzie się w coś zaangażować i postarać aby wyszło przekonywująco no albo nie będzie to wyglądać zbyt przekonywująco no i łowców też nie zajmie. A jakieś błahostki mogą przesłać na zwykłą straż miejską. - lider zboru rzucił zamyślonym tonem i zabębnił palcami po stole jakby to miało mu pomóc w znalezieniu odpowiedniego rozwiązania.

- W takim razie, co z artefaktami? - Egon zapytał Mergę. - Pewnie to magia albo jeszcze jakieś inne gusła. Co, jeśli artefakty są na tyle potężne, żeby mogły nam pomóc w tej walce? W jaki sposób mielibyśmy zacząć ich szukać?

- Ciężka to misja. Z miasta nie chcemy uciekać. Pozabijać też ich nie możemy, bo ściągną posiłki. Może… Gdyby ktoś z nas zrobił jakąś dywersję i ściągnął całą ich uwagę na siebie, wtedy.

Ostatecznie, wzruszył ramionami.

- Nie widzę innego sposobu na pozbycie się ich od nas niż sprowadzenie ich uwagi na kogoś albo na coś innego. Ot, wziąć paru karków jak ja i Silny i sprzedać ich inkwizytorom, żeby odpuścili.

- Oni nie zajmują się zwykłymi bandytami. Spójrz na Vogela. Póki siedział jako kryminalny to nic łowców nie obchodził. Dopiero jak padł zarzut, że to kacerz i heretyk to się pofatygowali sprawdzić osobiście. - Starszy pokręcił głową w masce aby dać znać, że takie płytkie działania nie uważa aby odniosły długotrwały skutek w odwróceniu uwagi łowców.

- Myślę, że kryminalne sprawy, jakieś oszustwa to nadal będą się tym zajmować ci ze straży miejskiej. Nawet jakbyśmy podrzucili komuś jakieś dowody, takie co to można je sprokurować i podrzucić byle jak i szybko to pewnie łowcy by to szybko przejrzeli. Połapaliby się, że ktoś tu kogoś próbuje wrobić albo się pozbyć. Taki delikwent po prostu nic by o nas nie wiedział, nic o ucieczce ponadto co już całe miasto wie. To nie mógłby nic powiedzieć łowcom nawet gdyby chciał. A z tego co o nich słysząłem to jak mają odpowiednio dużo czasu i swobody to potrafią każdego zmusić do rozmowy i mówienia prawdy. - lider zboru widocznie całkiem poważnie tratkował sprawę bo się tym martwił. Dało się to wyczuć nawet pomimo maski.

- Natomiast atak na nich czy nieudolne wrobienie kogoś będzie wskazywać, że wciąż tu jesteśmy i działamy. A nie, że mimo wszystko jakoś uciekliśmy już z miasta. A skoro jesteśmy to jest sens przetrząsać miasto głębiej i dokładniej. Potrzasać aż coś ciekawego się wytrzęsie. Wystawiać nagrody aż zgłosi się ktoś z czymś interesującym. Możliwe, że potrwa to do wiosny jak port się otworzy i zrobi się ruch w mieście. Na razie zima im sprzyja bo miasto i tak jest mocno izolowane od reszty świata.

- Z tymi trupami by mogło się udać. Ale nie sądzę abyśmy znaleźli drugą, niebieskoskórą, rogatą kobietę ze złotymi oczami. A nie wiadomo czy bez niej to wstrzymaliby poszukiwania. Nawet jeśli daliby się nabrać. - odezwała się milcząca od dłuższego czasu włamywaczka wskazując na wyrocznię jaka mocno wyróżniała się wyglądem nawet w tym zaufanym gronie. Ciała dwóch mięśniaków mogły być łatwiejsze do zorganizowania ale nie było wiadomo czy bez ciała głównej heretyczki łowcy odpuszczą.

- I trudno by było teraz znaleźć kogoś kto by skakał do łowców. Ich teraz wspiera całe miasto. Skakać do nich to jawnie opowiedzieć się przeciwko całemu miastu. To by się raczej nikomu nie alkulowało. - Vasilij pokręcił głową na znak, że jego zdaniem trudno będzie znaleźć teraz kogoś kto by dał się namówić na jakąś akcje przeciwko władzy.

- Artefakty dopiero trzeba będzie odnaleźć.Wątpie aby to była sprawa na parę dni. Aby to uczynić trzeba będzie zapewne przeszukać okolice. Tak czy inaczej teraz to pieśń przyszłości póki jest zima i trwa obława. I spraw mi proszę Egonie przyjemność i nie nazywaj mojej wiedzy i mocy “gusłami”. To dla mnie obraźliwe i pogardliwe określenie. Zważ, że dzięki tym “gusłom” nasza trójka przeszła w środku dnia, przez całe miasto pomimo, że jesteśmy najbardziej poszukiwanymi osobami w mieście. Być może będę mogła coś podziałać w tym zakresie ale to też potrzebuję na to czasu. Podobnie jak na twój topór. Chciałabym ci wynagrodzić pomoc za udział w mojej ucieczce. Ale musiałabym go mieć do dyspozycji na parę dni. - Merga odezwała się na końcu. Niby od początku roku była w mieście ale zamknięta w lochu i poddana brutalnemu przesłuchaniu. Więc miasto było jej obce. Nie wypowiadała się więc w jego sprawach. Dopiero jak o coś ją zapytano bezpośrednio albo sprawa dotyczyła misji dla jakiej opuściła mroźną, północną krainę.

- Cóż, w takim razie pozostaje nam czekać i nie dać się pościgowi - rzekł Egon.

Co do kwestii “guseł”, poniechał. Sam sądził, że magia była zbyt niebezpieczna, żeby ją kontrolować, niezależnie od tego, czy służyła ich sprawie, czy nie. Nie raz nasłuchał się opowieści, jak wiele takich, co myśleli, że przechtrzą wszystkich umysł skręciło na gusłach, które zdawały się bardziej kapryśne, niż natura kobiet. Jeśli Merga chciała parać się takimi sprawami, jej rzecz, nie zamierzał kwestionować jej autorytetu.

Sam był zniechęcony obrotem spraw i decyzjami, jakie zapadły. Zdawało się, że cokolwiek nie zrobią, było złym pomysłem. Pozostawało chyba tylko czekać na to, że inkwizytorzy dają spokój.

- Spreparowanie trupów i podrzucenie ich w odpowiednie miejsce nie jest takie trudne - rzekł Egon. - Sebastian, Strupas i może Merga mogliby użyczyć nam swoich umiejętności, choć jasne dla mnie jest, że mutacja i rogi musiałyby być prawdziwe, żeby tamci uwierzyli.

Skubał brodę zapamiętale.

- Skóra to jedna sprawa, ale rogi trzeba by koniecznie dobrze spreparować. Najważniejsza rzecz. Inaczej… Cóż, zostaje nam siedzenie w piwnicy i czekanie, aż tamci odpuszczą. Zdaje mi się jednak, że wywołanie ognia albo eksplozji w środku miasta z podrzuconymi zwłokami mogłoby odciążyć ich od nas przynajmniej przez jakiś czas. Jeśli udałoby nam się podrzucić doskonale spreparowane zwłoki Mergi, to może i na zawsze.

- Topór mogę ci użyczyć na parę dni - zgodził się. - Mam jeszcze inną broń, którą mogę wykorzystać w walce przeciw tym łyczkom - odparł Egon, myśląc oczywiście o gudendagu.

- Myślę, że jakiś pożar czy co to byłby łatwiejszy do sprkurowania niż zrobienie podróbki naszej czcigodnej wyroczni. - Sebastian pokręcił głową na znak, że wątpi w swoje możliwości gdyby miał spreparować jakieś ciało aż tak aby wyglądało jak ciało Mergi. Potem chwilę to tłumaczył aby zaznaczyć, że taki przelotny widok, z daleka, przez przypadkowych przechodniów to jedno. A jakby ciało trafiło do jakiegoś medyka czy kogoś takiego na stół i ten mógłby je swobodnie badać to całkiem co innego. Generalnie to im bliżej tej pierwszej opcji tym mógł się tego podjąć to w tym drugim wypadku był prawie pewien, że oszustwo wyszłoby na jaw. Zwłaszcza, że Hetzwig i reszta łowców podczas śledztwa mieli aż nadto okazji aby sobie obejrzeć Mergę z bliska.

- No chyba, żeby to było bezgłowe ciało. Najwięcej kłopotów to byłoby z głową. Poza głową no to może jakoś by się udało zdobyć ciało o podobnym wyglądzie i je jakoś podbarwić. - dorzucił na koniec jakby w ostatniej chwili przyszedł mu jakiś pomysł.

- Tak, ciekawy pomysł z tym bezgłowym ciałem, tylko czy wtedy łowcy uwierzą że to ciało Mergi? Chyba, żeby chcieli uwierzyć by ogłosić sukces, ale nie wiem czy tak łatwo odstąpią, to zawzięte dranie - zastanawiał się Joachim.
 
Obca jest offline  
Stary 25-03-2022, 16:17   #522
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Agnestag; wieczór; zbór
Pirora


W prywatnych rozmowach opowiedziała Łasicy jak przebiegła orgia z legionistami i zapasy w błocie. Jak zabawa tak się wyrwała spod kontroli że teraz szlachcianka faktycznie musi teraz używać specyfiku od elfiej znachorki. Przedstawiła też w części ze Starszym, że ma nowego rekruta. Jej ochroniarz sam do niej przyszedł, wprawdzie malarce marzyło się by on i Irina przyszli do niej razem ale może lepiej by to James kusił swoją lubą.

- Zapasy w błocie?! Oojeejj! Szkoda, że mnie nie było! - zajęczała zazdrośnie i trochę smętnie niebieskowłosa włamywaczka jak tylko Pirora jej powiedziała z kim i jak spędziła ostatni wieczór i noc. Ale cieszyła się szczęściem koleżanki i kochani wesoło przeżywając jej przygody jakie jej opowiadała. Sama od wspólnej nocy spędzonej w “Mewie” nie miała jeszcze okazji zaszaleć a wciąż odczuwała potrzebę odbicia sobie ostatnich długich, nudnych i bardzo męczących tygodni jakie spędziła we wrogiej twierdzy. Dlatego cieszyła ją i dzisiejsza wspólna uczta i jutrzejsze spotkanie w ich prywatnym loszku. Koniecznie prosiła aby jak już Pirora przeniesie się do siebie to aby urządziła taki loszek u siebie. I miała co do tego wszystkiego bardzo nieprzyzwoite plany.

- Nie martw się pewnie zorganizujemy jakąś powtórkę. - Pirora powiedziała do Łasicy. - Jak się zgłosisz jako zawodniczka jestem pewna że uda ci się wygrać dla mnie trochę złota.

- Jako twoja zawodniczka? Miałabym się tarzać w jakimś brudnym błocie z innymi biednymi i dziewczynami których trudna sytuacja materialna zmusiła do takiego upodlenia się dla satysfakcji jakichś bogaczy i mężczyzn? I może jeszcze potem brać udział w jakiejś wyuzdanej orgii do białego rana co? - Łasica złapała się za biodra jak jakaś panienka z dobrego domu która usłyszała absurdalną i niestosowną propozycję na jaką absolutnie nie może się zgodzić.

- No pewnie, że bym się zgodziła! - roześmiała się serdecznie i objęła mocno swoją błękintokriwstą siostrę w wierze. - No teraz to tak no sama widzisz co się dzieje. Trochę mnie to zajmowało. Ale jakby była okazja to ja bardzo chętnie na takie zabawy. Błoto, dziewczyny i orgie no jak ja mogłabym odmówić takiej rozkosznie niemoralnej propozycji? Możemy coś zorganizować. - powiedziała jakby była gotowa na powtórkę takiej niezłej zabawy jaką ostatnio Pirora przeżywała z legionistami i dziewczynami jakie zorganizowali na statku.

- I mówisz, że już tak oficjalnie jesteś w pełni kobietą? - delikatnie położyła dłoń na brzuchu Pirory głaszcząc go jakby gratulwała jej macierzyństwa. - No to się strasznie cieszę! Szkoda, że mnie przy tym nie było. I trzymam kciuki aby te elfie ziele zadziałało jak trzeba. - roześmiała się życzliwie jak starsza siostra słuchająca o przygodach młodszej.

- Proszę cię Nadia ja zawsze byłam kobietą teraz po prostu muszę spróbować to odwrócić bo wbrew wszystkiemu jak masz jak udowodnić że jesteś “Cnotliwa” to to się przydaje w więcej niż jednej sytuacji. - Pirora skolei pogłaskała Nadię po główce jakby to teraz ona pouczała mala dziewczynkę.

- Oj no wiem, wiem, rany mamo, jestem już duża. - Łasica podjęła tą grę, dała się przytulić i uderzyła w ton małej dziewczynki której mama powtarza cos co ta uważa, że już wie.

- No i ja tam zawsze cię uważałam za bardzo interesującą kobietę tylko, że jak masz takiego a nie innego starego no i pozycję no to musisz odgrywać to czy tamto. Dobrze, że tak prywatnie i towarzysko nie jest z ciebie jakaś pusta decha tylko fajna kamratka. - cmoknęła ją w policzek jakby w podziękowaniu za to, że jest taka jaka jest i ma zrozumienie dla takiego a nie innego zachowania Averlandki. *




- James tak? Ten twój ochroniarz. Tak, pamiętam, wspominałaś o nim wcześniej. - zamaskowany lider zboru pokiwał swoją maską gdy Pirora powiedziała mu o kim myśli. Nie był chyba za bardzo zaskoczony i pokiwał głową. Pochodził trochę swoim zwyczajem gdy o tym rozmawiali ale wstępnie wyraził zgodę. Skoro Pirora była pewna swojego ochroniarz i wcześniej służył on jako obsługa podobnej organizacji w jej rodzinnych stronach to gotów był go zaakceptować. Właściwie Irinę też, z tych samych powodów.

- Owszem, on przyszedł do mnie już teraz, pewnie za jakiś czas i Irina się tez zdecyduje. Osobiście mnie to bardzo ułatwi życie. Jeśli chodzi o to o czym rozmawialiśmy ostatnio spotkałam ostatnio kogoś kto może być łatwy do skuszenia, popracuję nad nią do końca zimy podobnie jak nad van Zee ale jak wspomniałam wole to zrobić powoli i ostrożnie. - Malarka jeszcze nawiązała jeszcze apropo tematu wciągania wyższych sfer do kultu.

- Tak, jakbyś miała pracowników na jakich i ty i my możemy liczyć to powinno nam to wszystko bardzo ułatwić sprawę. Podobnie jak Kornas co doszedł do nas razem z Versaną no i jak widzisz przydaje nam się to. Łasica mi wspominała o Burgund, właściwie już kiedyś planowała ją zwerbować no ale się rozeszło po kościach. Jednak z tego co o niej słyszałem to taka sprytna lisica może być nam całkiem przydatna. - pokiwał głową jakby chciał już domknąć ten wątek i raczej był przychylny rozszerzeniu zboru o te osoby z bezpośredniego otoczenia jednej i drugiej kultystki.

- A z tymi nowymi osobami bardziej z twoich sfer no to oczywiście to dobry pomysł i kierunek. To są już osoby jakoś związane jak nie ze szczytami władzy to z wyższymi sferami i zwykle mają większe możliwości i zasoby niż jakiś zwykły kuchcik czy kelnerka. I masz rację, nie ma co się spieszyć. Myślmy długofalowo. Jedna źle zwerbowana osoba może wsypać wszystkich o jakich będzie wiedzieć. Dlatego jak mówiłem ci wcześniej raczej bym widział ciebie jako szefową nowej komórki. Zwłaszcza, że zdaje się macie ze sobą wiele wspólnego i w naturalny sposób często przebywacie ze sobą. A cóż to za osoba? - lider zboru pokiwał głową dając znać, że nie zmienił zdania co do utworzenia nowej, niezależnej komórki kultystów z Pirorą jako liderem. I ucieszył się, że blondynka zaczęła coś działać w tym kierunku.

- Sana Moabit, normalnie mieszka poza miastem, jej ojcem jest właścicielem tartaku, teraz spędza czas u van Zee jako gość. Wydaje mi się że bardzo chciałaby zerwać się ze smyczy rodziców i byłaby pewnie bardziej podatna na to co może jej zaoferować Pan Rozkoszy. - Pirora pobieżnie powiedziała o kogo chodzi.

- O. Ciekawe, ciekawe. Brzmi obiecująco. Każda nowa osoba dodawać ci będzie więcej możliwości przy następnych. Ciekawość, żądza, chciwość, lenistwo, próżność to wszystko jest domeną twojego patrona. Więc jeśli dostrzeżesz takie cechy u kogoś warto komuś takiemu przyjrzeć się bliżej. Działaj dalej, bez pośpiechu. Jak mówisz, że tu jest to pewnie do końca zimy byś mogła mieć do niej swobodny dostęp. Ale też nie marnuj czasu i wysiłku, nie rób sobie próżnych nadziei jeśli jakiś orzec miałby zbyt twardą skorupkę. Lepiej się dobrać do tego co daje się dobrać. Wydaje mi się, że możesz liczyć na pomoc Łasicy w tej materii. Została już zwolniona z tej pracy w kazamatach to powinna mieć więcej czasu. A co dwie oceny to nie jedna. - lider pokiwał znowu głową wyrażając swoją zachętę i aprobatę dla planu zwerbowania panny Moabit. Jak i w ogóle wydawał się zadwolony, że Pirora zaczęła coś działać w tym kierunku.

- Masz racje, choć za wcześnie mówić czy Sana będzie w pewnym momencie na pewno zawita w naszym gronie zawsze dobrze mieć osobę która winna ci jest przysluge lub dwie. - Pirora przytaknęła starszemu kończąc część rozmowy o nowych rekrutach i nowych kandydatach od jej strony.

- A powiedz mi moje dziecko co myślisz o Froyi van Hansen? Bo pewnie słyszałaś co proponował Joachim. A oprócz niego ty pewnie miałaś z nią najwięcej do czynienia. No i obracasz się w podobnym towarzystwie. - zagaił ją o opinię na temat innej blond szlachcianki o jakiej przy wspólnej dyskusji i kolacji wspomniał młody magister.

- Jest na pewno inna niż reszta szlachcianek. Gdyby nie była z rodziny van Hanssen wydaje mi się że mogłaby być pośmiewiskiem miasta z uwagi na jej zainteresowania. Na pewno byłaby nie ocenionym assetem dla nas jednak zastanawiam się czy mamy na pewno czym jej zaimponować i zaoferować by chciałaby do nas dołączyć. Słyszałam o jej wyprawie na trolla, być może zapewnienie jej wyzwania z którym trudno byłoby sobie poradzić. Gdyby Egon nie byłby teraz uwiązany ukrywaniem się to powiedziałabym że jest on dobrą osobą która powinna spróbować dać Froyi tego czego ona potrzebuje. - Pirora powiedziała swoja opinie na temat panny van Hanssen.

- No tak, ktoś o jej pozycji dawałby nam niesamowite możliwości. Przecież to osoba ze świecznika. Wszyscy ją znają i coś o niej słyszeli. No gdyby do nas dołączyła. - lider zboru szedł obok swojej córki korytarzem jaki prowadził od sali jadalnej połączonej z kuchnią do głębszych pomieszczeń. Zza pleców dobiegał ich blask lamp i gwar głosów pozostałych gdy on znów prowadził rozmowy z każdym ze swoich dzieci. Tu jednak było więcej miejsca niż w ładowni starej krypy to było więcej miejsca na zachowanie prywatności.

- Tak, Joachim też zdaje się żywić przekonanie, że może ona odczywać zew Krwawego Boga. To zamiłowanie do walki i polowań może to potwierdzać. Chociaż z drugiej strony z tego co mi realcjonowała Łasica to panna van Hansen potrafi się tak prywatnie całkiem interesująco bawić. No ciekawe. Nie zawsze wiemy kto jest naszym patronem, czasem jesteśmy na rozdrożu i wahamy się którą drogą podążyć. - mistrz zadumał się nad możliwościami jakie dawała enigmatyczna szlachcianka która uchodziła za jedną z najlepszych partii do zamążpójścia w mieście i okolicy.

- Wyzwanie mówisz. Tak, wyzwanie i ekscytacja. Gorączka polowania. No takie coś by ją interesowało twoim zdaniem. - chyba chciał się podrapać po policzku bo zrobił taki ruch ręką ale dłoń trafiłą na maskę więc palce ją poskrobały i tak zamarły.

- Rozmawiałem też z Normą o niej. Ona uważa Froyę za jarla. Czyli wodza. I wojowniczkę. No i rozmawiają ze sobą po norsmeńsku. - powiedział jakby mu się przypomniało coś jeszcze w sprawie panny van Hansen.

- Och Norma?... Być może we dwoje Norma i Egon mogli by przybliżyć lub jeszcze bardziej rozbudzić “krwawe” zainteresowania Froyi. Ja oczywiście mogę ją obserwować na salonach i się z nią zaprzyjaźnić by dawać im informacje. - Pirora zapewniła Starszego.

- Być może. Chociaż jak zwróciłaś uwagę Egonowi może być trudno uzyskać dostęp do panny z dobrego domu. A teraz jak jest poszukiwanym zbiegiem to już w ogóle. Jak już to jakoś przez ciebie lub przez Normę. Odniosłem wrażenie, że one dwie chyba się nieźle dogadują. - mistrz zboru szedł spacerowym tempem po korytarzu z dłońmi skrzyżowanymi na plecach gdy tak rozmawiali o możliwości zwerbowania bogatej i nietuzinkowej szlachcianki. Jednak ją i Egona dzieliła społeczna przepaść co znacznie utrudniało jakiekolwiek kontakty między nimi nawet wcześniej.

- Może jeszcze przez Joachima. W końcu mieszka u nich póki co. Chociaż z tego co wiem też planuje się przenieść do własnego domu. - Starszy zastanawiał się na głos. Po czym zadumał się jak by można zorganizować takie spotkanie i atrakcje aby ukazać członków zboru w atrakcyjnym dla panny van Hansen świetle. Sprawa nie wydawała się taka prosta ale też nie niemożliwa do zrobienia skoro kilkoro kultystów miało jakiś tam dostęp do szlachcianki.

- Będziemy musieli nad tym pomyśleć. Taka Froya w naszych szeregach to byłaby cenna zdobycz i sojusznik. O ile by okazała chęć wstąpić w nasze szeregi. Jednak jak ci móiłem, nie ma co się głowić jeśli orzech okaże się zbyt twardy. Można spróbować z następnym. Chociaż przyznam, że to co od was o niej słyszałem brzmi całkiem obiecująco. - westchnął widząc, że chociaż trop wydawał się interesujący to niekoniecznie do zrealizowania tak od ręki.

- A co u ciebie moje dziecko? Jak ci się wiedzie w tych interesujących czasach? Potrzebujesz jakiejś pomocy w jakiejś sprawie? - zagaił wracając do tematu samej rozmówczyni z jaką przechadzał się po pustym korytarzu.

- Na razie mnie nie dotyka aktualne zamieszanie w mieście, i też nikt nie przeszukuje mi pokoju w tawernie. - Malarka powiedziała swojemu opiekunowi. - Na razie mój czas i energię przeznaczam na te parę rzeczy związanych z kamienicą i umocnieniu swojej pozycji w mieście. Zdobyciu dodatkowych funduszy chwilowo dzieje się to powoli ale też można powiedzieć że mam pewne postępy. Mój mały harem się ostatnio powiększył ale na wiosnę cześć zabawek wyjedzie z miasta. Nie są to sprawy które wymagają jakiejś pomocy od strony moich braci i sióstr. Później owszem będę potrzebowała pomocy z przeniesieniem moich narzędzi tortur i zrobieniu tego zejścia do kanałów.

- Nie przeszukiwano jeszcze karczmy w jakiej mieszkasz? Może nie doszli tam. Ale jak masz coś kompromitującego to lepiej się tego pozbądź albo ukryj gdzieś poza nią. Byłoby dziwne gdyby nadal zostawili “Żagle” w spokoju jak przeszukują wszystkie inne. Może zabrakło im ludzi aby przeszukać wszystkie na raz. - pomimo maski dało się wyczuć zdziwienie przewodniczącego zboru gdy dowiedział się o braku przeszukań w lokalu w jakim mieszkała Pirora.

- No ale cieszy mnie, że poza tym tak dobrze ci się powodzi. No nie jesteś stąd ale zapewniam cię, że port działa przez większą część roku i po prostu trafiłaś na jedyną porę roku co jest zamknięty. Stąd tak duża stagnacja. Przez resztę roku rotacja statków i załóg jest spora. I codziennie jakiś statek wypływa albo przypływa. Nam też mogłoby dawać to pewne możliwości. Nawet jeśli tylko patrzeć po wybrzeżu Morza Szponów. W końcu Merga i Norma pochodzą z północy. Jeszcze zobaczymy czy to będzie miało w przyszłości jakieś znaczenie. - mężczyzna z maską na twarzy przyjął dość zamyślony ton jakby sam się nad tym zastanawiał. I bezruch w porcie a co za tym idzie i w mieście, traktował jako sezonową abominację na zimę a nie stan jaki panował przez większość sezonu.

- A z tymi przenosinami czy zrobieniem przejścia to się nie przejmuj, Nie zostawimy cię samą. Jak słyszałaś chłopcy zgodzili ci się pomóc z tym przejściem, gdyby chodziło o jakieś maskowanie tego przejścia zapewne Vasilij lub Łasica mogliby przyłożyć do tego rękę to ich rejon zainteresowań. - pokiwał głową i rzekł uspokajająco do swojej podopiecznej.

- Wszystkie propagandy mam pochowane, no i tylko czekam aż to minie, na razie jak już sprawdza jedno miejsce nie sprawdzają go drugi raz. Choć to może się zmienić później. Chwilowo poinstruowałam moje dziewczyny i dziewczyny Pani Kapitan by uważały na swoje zachowanie i by w razie problemów biegły do mnie lub Jamesa. - malarka powiedziała że jeszcze nie miała ‘Przyjemności” bycia skontrolowana przez łowców czarownic.

- Mogą sprawdzać więcej niż raz moje dziecko. Jeśli coś im się wyda podejrzane albo dostaną jakiś donos. Albo dla zasady. Myślę, że sprawdzą tą ulicę na jakiej mieszkasz prędzej czy później. Nie zdziw się jak Bursztynową też będą sprawdzać. No ale jak nie masz tam nic niestosownego co mogłoby cię wplątać w kłopoty to raczej zwykła niedogodność niż zagrożenie. Jak burza co może złapać na ulicy. - powiedział Starszy i poklepał Pirorę po ramieniu. Zapytał czy jeszcze by miała jakąś sprawę do omówienia więc chyba był gotów kończyć tą rozmowę skoro nie pojawiały się nowe wątki.
 
Obca jest offline  
Stary 26-03-2022, 10:24   #523
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Angestag; wieczór; zbór


Rozmowa Joachima z Wyrocznią

- Cieszę, że czujesz się lepiej Pani i że mamy twoje wsparcie. Myślę, że jak łaska Pana Przemian i pozostałych naszych Patronów będzie dalej nam sprzyjać to nie mamy się czego obawiać. - czarodziej skinął głową z szacunkiem.

- Mój mistrz z Altdorfu, który pokazał mi prawdziwą ścieżkę, zaczął też nauczyć mnie podstaw demonologii, ale nie mieliśmy zbyt wiele czasu. Zastanawiam się czy nie mógłbym nauczyć się czegoś od ciebie?

- Ambitne zadanie. - wyrocznia o niesamowicie złotych oczach uśmiechnęła się delikatnym uśmiechem. Dzisiaj wieczorem faktycznie wyglądała o wiele lepiej niż parę dni temu na świeżo po wyrwaniu jej z lochów. Poruszała się jednak wciąż dość oszczędnie ale trudno było zgadnąć czy taki miała sposób bycia czy to wciąż jakieś konsekwencje brutalnego śledztwa i uwięzienia.

- Nie jest to niemożliwe. Aczkolwiek to trudna i kręta ścieżka. Młodość i ambicja często same podkładają swoim adeptom kłody pod nogi. Nie wiem ile znam opowieści o tym jak przyzwany Niezrodzony pożarł, zabił czy okaleczył albo zwyczajnie opętał tego kto go przyzwał. To bardzo niebezpieczna sztuka. Nawet w porónaniu do bardziej stonowanych rodzajów magii jakich nauczają południowcy w Altdorfie. - pokiwała głową jakby nie pierwszy raz przeprowadzała taką rozmowę. Milczała chwilę po czym odezwała się ponownie.

- O ile mnie pamięć nie myli to zajmujesz się astrologią. A jakieś podstawy w tej zakazanej sztuce o jaką pytasz znasz? - zapytała jakby chciała się zorientować jaki stopień wiedzy w tym temacie ma jej potencjalny uczeń.

- Tak, studiuje astrologię i astromancję, jako adept Kolegium Niebios. Próbuje czytać znaki przekazywane nam za pośrednictwem układów gwiazd, choć wierzę że jakby połączyć to z mocami Pana Przemian, który potrafi tkać losy śmiertelników, mógłbym uzyskiwać jeszcze lepsze rezultaty - stwierdził z nutą dumy Joachim.

- Co do sztuk demonologicznych, to mój mistrz nauczył mnie podstaw splatania Dhar, ale nie opanowałem jeszcze żadnego ze specjalistycznych zaklęć w tej dziedzinie. Zacząłem też studia nad językiem demonów, ale nauka z tekstu nie idzie mi tak szybko jak bym chciał - podsumował szczerze swój stan wiedzy.

- Rozumiem. - Merga pokiwała swoją rogatą głową i trawiła przez chwilę słowa swojego rozmówcy. - No cóż, więc czeka nas wiele pracy. Ale wierzę, że temu podołamy. Musimy zachować dużo samodyscypliny i zadbać o spokojne miejsce spotkań i pracy. To wymaga regularnego treningu a nie jakieś luźne wymiany uprzejmości co jakiś czas. Więc musiałbyś sobie zorganizować i czas i miejsce na takie nauki. Dyskretne. Gdzie nie będzie wścibskich oczu i uszu do oglądania pentagramów, krwawych kielichów, wyprutych wnętrzności i mowy w dzikim języku. - powiedziała jakby udzielała mu pierwszych instrukcji. A wyglądało jakby trzeba było pomyśleć o czymś takim jak pełnoprawna pracownia dla maga albo alchemika no i pretekst który by tłumaczył światu regularne znikania Joachima w jakimś właśnie celu.

- Hmm… tak, jak wspomniałem jestem w trakcie transakcji kupna domu na obrzeżach miasta, tam planuje mieć pracownię. Chyba jedyny problem to taka organizacja w nim twoich wizyt żeby nie ściągać uwagi… musiałabyś używać przebrania - odparł młody czarodziej.

- Tak. To możliwe. Albo ty musiałbyś przychodzić tutaj. - zgodziła się wyrocznia po chwili zastanowienia. W końcu machnęła dłonią. - No nic. Jest jeszcze czas aby się nad tym zastanowić. Na razie lepiej nie wchodzić kosie pod ostrze. - powiedziała uśmiechając się nieco bo przy tej skali poszukiwań każde wyjście na powierzchnie groziło zdemaskowaniem jej.

Joachim zmarszczył na chwilę brwi, zastanawiając się czy faktycznie będzie miał okazję studiować razem z Norsemeńską mistyczką.
- Dziękuje, oczywiście mamy jeszcze czas. Czy jest jeszcze coś o czym chciałabyś ze mną porozmawiać?

- Nie raczej nie. Jakby ci się udało zdobyć jakiś fragment tej syreny, no nie wiem, jakąś łuskę, kroplę krwi czy cokolwiek takiego to przynieś ją do mnie. Może mi to coś powiedzieć. No ale nie zabijajcie się o takie coś, jak się nie uda to nie. A teraz już cię nie zatrzymuję. Udanej zabawy ci życzę. - odpowiedziała błękitnoskóra kobieta z długimi rogami z lekkim, przyjaznym uśmiechem. Atmosfera w sali głównej robiła się coraz mniej oficjalna i bardziej przypominała już zabawę.

- Dziękuje, ja również życzę miłej zabawy - odparł Joachim, zastanawiając się na ile norsemeńska mutantka będzie chciała brać udział w tej zabawie.



************************************************** ************************

Rozmowa Joachima z Pirorą

- Jak ci się wiedzie? Dziękuje za zapopoznanie mnie z tą śpiewaczką, daj też znać jeśli ja mógłbym cię w czymś pomóc. Jak słyszałaś na głównym zebraniu, myślę że powinniśmy zastanowić się nad rekrutacją kolejnych osób do Kultu, a obracamy się w dużej mierze w podobnych kręgach… co o tym myślisz?

- Cóż od mojej strony mam dwoje zaufanych nowych rekrutów w postaci mojej służki i ochroniarza, jeśli chodzi o ‘damy’ i ‘dżentelmenów’ z wyższych sfer to wolę bardziej obserwować nowych kandydatów. Nie znam ich jeszcze tak dobrze. - Blondynka powiedziała astrologowi. - Van Hansen rzeczywiście najlepiej rokuje z osób wysoko postawionych ale uważam że mamy za mało do zaoferowania jej.

- Tak, ja też pracuję nad moimi sługami pod tym względem… a co Froyi, to krótko ją znamy, ale wydaje mi się nie pasować do świata grzecznych dam. Jako czarodziej i uczony chyba nie imponuje jej zbytnio, myślę że twój patron lub Pan Krwi byliby dla niej bardziej pociągający, Stary chyba zgodził się ze mną w tej kwestii. Myślę, że możemy jeszcze nad nią pracować. - następnie zrobił pauzę, jakby się zawahał.

- Myślisz, że miałoby sens, żebym brał udział w niektórych z tych spotkań jakie organizujesz? Podoba mi się sieć kontaktów którą organizujesz - stwierdził czarodziej.

- Chwilowo ja jeszcze nic nie organizuje. Chyba że mowisz o tych orgiach w wyselekcjonowanym gronie. - Pirora zaśmiałą się do Joachima. - Kiedy się urządzę to wtedy owszem będę organizować spotkania i będziesz zaproszony. Do tego czasu masz większe szanse by się dostać jako gość Froiyi na kuligu. nie wiem powiedz że oferujesz swoje usługi jako astrologa jako formę rozrywki dla panien z dobrych domow. Moge ci poopowiadać wczesniej trochę o każdej z nich i co u nich teraz się dzieje.

Joachim starał się nie wyglądać na speszonego słowami o orgiach.
-Wiesz jestem uczonym, więc żadne doświadczenie nie jest mi straszne. Te twoje, jak to określasz… eee, orgie, budzą moją ciekawość…naukową ciekawość oczywiście. Mówimy przecież o wydarzeniach organizowanych przez wyznawców Pana Rozkoszy - Chrząknął i wyprostował się, przybierając bardziej dostojną pozę.
- A pomysł żeby kusić miejscową szlachtę astrologią przyszedł mi już wcześniej do głowy, na razie zainteresowałem tym tematem Lady van Hansen. Chociaż na pewno informacje na temat tych panien które mogłabyś mi dostarczyć byłyby bardzo pomocne.

- Nasłuchuj kiedy mamy ten kulig i spróbuj się dostac przez znajomość z van Hanssen. - Powiedziała malarka usmiechając się patrząc na ‘zmieszanie’ astronoma i jego wymówki apropo ‘nauki’ - Co do innych spotkań będziesz musiał wyglądać zaproszenia.

- To dobry plan. Jak rozumiem oboje jesteśmy poza podejrzeniem w związku z ucieczką z więzienia więc możemy działać swobodnie. Mamy czas by zasiać ziarno - młody czarodziej skinął głową z lekkim uśmiechem. Ciekawiło go na jakie spotkania zaprosi go Pirora. Chociaż nie było to chyba do końca właściwe że intrygowało go co się dzieje na tych jej orgiach, czyż nie powinien być ponad takie rzeczy?


*********************************************


Bo spotkaniu Joachim stwierdził że sprawy ukłądają się całkiem pomyślnie. Cieszyła go perspektywa nauki z Margą, choć na razie były to pieśń przyszłości. Miał zamiar zgodnie z sugestią Pirory załatwić sobie zaproszenie na ten kulig szlachciców, by rozszerzać swoje znajomości w tym gronie.

No i mógł teraz wrócić do sprawy syreny - jak pogoda pozwoli planował podobną wyprawę łodzią jak ostatnio, z Silnym, kimś z jego ludzi, rybakiem i swoimo chroniarzem Gustavem. Tylko tym razem weźmie jeszcze śpiewaczkę, znajomą Pirory, żeby wywabić syrenę z Wrakowiska. Na poprawę pogody liczył również w kontekście możliwości obserwacji gwiazd.

 
Lord Melkor jest offline  
Stary 26-03-2022, 17:12   #524
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 88 - 2519.02.32; fst (8/8); przedpołudnie

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); ranek
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, gwar rozmów; na zewnątrz półmrok, pada średni śnieg, d.si.wiatr, siarczysty mróz (-25)



Wszyscy



Wczorajszy zbór był wyjątkowy. Pierwszy raz wszyscy kultyści mieli okazję się spotkać po zorganizowanej ucieczce z lochu oraz tak licznym gronie. Była i uwolniona Merga oraz Gretchen która jednak przy niej wyglądała dość blado. Myszka nie miała takiego splendoru jak rogata wyroczni i nie otaczała jej aura władzy i majestatu. Wydawała się zwykłą, nieco zahukaną dziewczyną. Do tego Lily która w zeszłym tygodniu czmychnęła z jaskini odmieńców na sanie Karlika prowadzone przez Strupasa i zrobiła psikusa wszystkim docierając do miasta. Gdzie jeszcze zgubiła się i udało ją się odnaleźć dopiero na drugi czy trzeci dzień. Ona z kolei wydawała się być zachwycona wspaniałymi rogami Mergi a poza tym miała żywe i wesołe usposobienie. No i była też Norma to Axe. Póki trwała narada to nie odzywała się zbyt wiele. Jednak gdy ta się skończyła to norsmeńskim zwyczajem nie oszczędzała swojego gardła i żołądka podczas mniej oficjalnej części spotkania.

Koniec końców późnym wieczorem zaczęła się biesiada na całego. Co kto miał powiedzieć na naradzie na jakiej podejmowano kluczowe decyzje co do dalszych kierunków dziań zboru to powiedział. Potem jeszcze była okazja na tradycyjne, indywidualne rozmowy ze Starszym. Ale mistrz skończył z Lilly i Gretchen jakie były teraz nowicjuszkami w ich coraz większej grupie to można było zasiąść do stołów z czystym sumieniem.

- I tak nas spalą i powieszą! Ale to jutro! A dziś ucztujemy! - Łasica wzniosła buńczuczny okrzyk wznosząc swój toast. I to niejako zainicjowało tą wieczorną ucztę. Nie była aż tak huczna pod względem ilości dań bo i sama kryjówka pod ruinami wieży czy zamku była przejęta dopiero wczoraj. To nie zdążono tu zbyt wiele ściągnąć zapasów a i warunki bytowe też nie były najlepsze. Pirorytetem było jednak bezpieczeństwo. Każdy chyba myślał, że jak będą to miejsce użytkować dłużej to jakoś się tu posprząta i ogarnie. Na razie warunki były dość improwizowane.

Pierwsza pożegnała się z towarzystwem Merga. Rogata wyrocznia wstałą, podziękowała jeszcze raz za ratunek i gościnę. Po czym udała się na spoczynek tłumacząc się zmęczeniem. Czuła się lepiej niż parę dni temu ale jednak dłuższy wysiłek wciąż był jej nie na rękę. Niedługo potem Starszy życzył pozostałym udanej zabawy i też się zabrał razem z Karlikiem. Który wciąż wydawał się nieco markotny i chyba obaj chcieli ze sobą pogadać. W głównej sali pozostali więc ci młodsi i bardziej szeregowi członkowie zboru. Więc jak wesoło krzyknęła Łasica skoro rodzice sobie poszli to można było korzystać z wolności. No i sama chętnie zaczęła już korzystać z tej wolności dając przykład jak potrafi się bawić i integrować z bliźnimi zwolenniczka Węża. W końcu jednak jak to na ucztach bywa, towarzystwo zaczęło się rwać na mniejsze grupki i podgrupki i znikać z sali głównej na korzyść tej sypialnej. Tam była bowiem wspólna sypialnia ale z racji krótkiego czasu na przygotowania zamiast łóżek były tylko sienniki i materace przywiezione dzisiaj przez sane Karlika razem z zapasami jakie posłużyły do przygotowania uczty. No a rano budzili się na raty tam gdzie kogo i z kim zastał sen. I dla odmiany po kolei zjawiali się w sali kuchennej próbując znaleźć coś do picia i jedzenia wśród tego co zostało z wczoraj. Pod ziemią nie było wiadomo co jest na powierzchni to do końca nie było pewne co tam się dzieje i jak dzisiaj miasto wygląda.

Przy wspólnym stole zastali Karlika. Nie dołączył wczoraj do zabawy i nie było dokładnie wiadomo jak spędził noc. Później schodzili się pozostali. Strupas nie miał ani wczoraj ani dzisiaj ochoty na zawieranie bliższych znajomości z kimkolwiek. I inni raczej garbatemu śmierdzielowi odwzajemniali się tym samym. Raczej interesowało go aby napchać czym się da swój bebech. Z Normą był ten kłopot, że bez Mergi albo Kurta powstawała bariera językowa trudna do przeskoczenia. A uniwersalny migowy nie zawsze wystarczał. Okazało się jednak, że Lilly nieco mówi po kislevsku a nawet zna niektóre słowa z norsmeńskiego to stanowiła taki pomost między toporniczką z północy a pozostałymi kultystami. Wojowniczka przejawiała najwięcej zainteresowania z tymi z którymi coś ją łączyło wcześniej więc Egonem, Kornasem i Vasilijem. Nią za to żywo interesowała się Łasica. I tak z pośrednictwem Kopytka oraz migowego biesiadowali sobie i próbowali dowiedzieć się czegoś o sobie nawzajem. Lila zaś zdawała się być zaciekawiona dwójką najlepiej ubranych w tym towarzystwie czyli Joachimem i Pirorą. Pytała jego czy jest szlachcicem a ją czy jest księżniczką. Wydawała się być zafascynowana tematem księżniczek mieszkających w miastach w nieco naiwny sposób. A ładnie i kolorowo ubrana Pirora, do tego młoda i ładna wydawała się spełniać warunki bycia księżniczką w jej oczach. No i zdawała się też lubić Łasicę która była pierwszą osobą jaka w zeszły Festag poświeciła jej czas, uśmiech i uwagę. No i w pełni się z nią zintegrowała. Właśnie Łasica na wszelki wypadek ostrzegła kolegę i koleżankę, że Lily skrywa w majtkach spore błogosławieństwo jej patrona i te różowe kopytka to nie jest jej jedyna odmiana. Tak na wypadek gdyby ktoś się przed tym wzdragał. Gretchen zaś wydawała się czuć nieco zagubiona w tych licznych i obcych jej twarzach. Chociaż Łasica dbała o nią jak o młodszą siostrę. Myszka zasługiwała na swój przydomek i chętnie uciekała do roli kelnerki donoszącej na stół co potrzeba i chyba obawiała się wyjść z jakąkolwiek inicjatywą, prośbą czy chociaż odezwać się do kogoś. No a rano po kolei znów zjawiali się przy tym samym, długim stole przy jakim się rozstali wczoraj wieczorem czy raczej w nocy. Tu pod ziemią to i tak było dość abstrakcyjnymi terminami. Albo świeciły się świece i lampy i było jasno albo nie to było wtedy ciemno.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; ulica kwiatowa; kryjówka Sebastiana
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Egon



Egon był zbiegiem. Takim samym jak Wyrocznia albo Silny. Byli najbardziej rozpoznawalni ze wszystkich zbiegów jak nie ze względu na mutacje to rozmiary. To już chyba Gretchen było łatwiej się prześlizgnąć bo łatwo ją było wziąć za kolejną, bezimienną dziewczynę. Póki ktoś jej nie zajrzał pod koszulę to niczym się nie różniła od innych dziewczyn. Ale dla gladiatora pokazywanie się teraz na powierzchni było bardzo niebezpieczne. Jednak rano Starszy poprosił go aby pomógł przenieść Gustawa od Sebastiana tutaj. Ponieważ ulice miasta odpadały jako droga przemieszczania się zostawały kanały.

- No to chodźcie ze mną. - Vasilij poprowadził ich w dół kryjówki. Gdzie na niższych piętrach była śmierdząca dziura jaka prowadziła do jeszcze bardziej śmierdzących kanałów. Mieli iść we trójkę, razem z Silnym. Młody cyrulik miał pójść górą bo pewnie szybciej by mu poszło niż błądzenie kanałami. I przygotować co potrzeba. A dokładniej nową dawkę usypiacza. Bo usypiał swojego pacjenta z tych samych powodów dla jakich w kazamatach usypiano Mergę. Byli zbyt niebezpieczni gdy pozostawali w pełni sił. Chociaż każde na inny sposób.

Nawigacja pod ziemią nie była taka prosta. Zwłaszcza jak się szło pierwszy raz w dany rejon a trzeba było trafić w konkretne miejsce. Więc jak zeszli w te kanały po śniadaniu to chodzili po nich całkiem długo.

- Ty w ogóle wiesz gdzie jesteśmy? I dokąd idziemy? - mięśniak zapytał przemytnika gdy szedł za nim z lampą w garści. Widać było całkiem dobrze na kilka kroków dookoła i coś tam widać na kilkanaście dalszych. W tak ograniczonej przestrzeni trudno było o złapanie jakiejś dłuższej perspektywy jak choćby patrząc w głąb ulicy. A to utrudniało orientację.

- Mniej więcej. Mówił, że odwali śnieg i otworzy właz. To powinno być widać światło z góry. Już pewnie środek dnia. - Cichy odparł niezbyt pewnym siebie głosem. Bo chociaż dość dobrze orientował się gdzie aktualnie są to nie tak łatwo mu było skierować się dokładnie pod ulicę przy jakiej mieszkał cyrulik. Gdyby się udało to wyszliby blisko jego kamienicy. Byli już nieźle przemoczeni, ubrudzeni gdy dostrzegli jakiś snop światła w oddali. Wabił ich jak płomień świecy ćmy. Gdy podeszli bliżej okazało się, że faktycznie jest to jakiś otworzony właz. Nad nim widać było jakiś jasny dym czy opar. Ale musiał już być dzień. Albo jeszcze.

- Poczekajcie tu, rozejrzę się. - powiedział Vasilij i wszedł po stopniach wmurowanych w cembrowinę kanału. Wystawił głowę na powierzchnię i rozglądał się chwilę. Po czym wyszedł na powierzchnię na chwilę znikając obu towarzyszom z oczu.

- Dobra, chodźcie. Jesteśmy gdzie trzeba. - zawołał ich słowem i gestem. Więc wyszli obaj na powierzcnię. Okazało się, że są na jakiejś zaśnieżonej ulicy nad jaką unosi się mgła. W świetle dnia zobaczyli się nawzajem. Byli mokrzy i brudni jakby właśnie wyszli z kanałów. I pewnie tak samo śmierdzieli. Ale w tej chwiwli to nie było takie istotne. Vasilij poprowadził ich w kierunku jednego z domów. Tam zastukał w tylne drzwi i już za nimi czekał Sebastian.

- Dobrze, że jesteście! Nie mogę sobie z nim poradzić! Za późno wróciłem, obudził się na dobre. Nie chce pić ziółek a bez tego nie mogę go uśpić. O! Słyszycie!? To on. Trzeba coś z nim zrobić zanim ktoś się tym zainteresuje! Tylko przeszukania straży mi tu jeszcze brakowało! - cyrulik przywitał ich zdenerwowany. Okazało się, że z minęło prawie pół dnia odkąd się rozstali późnym rankiem w kryjówce. I od tego czasu Gustaw szaleje w swojej komórce. Cherlawy medyk nie mógł nad nim zapanować. A tu jeszcze trzeba było jakoś przenieść ogromnego i krnąbrnego odmieńca do kanałów a potem z powrotem do kryjówki w ruinach.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Zachodnia; Pensjonat Frau Holtz
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: pokój wychowawczy, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Pirora



- Wstawaj śpioszku. - obudził ją delikatny kobiecy głos i takież usta. Łasica jak chciała potrafiła być bardzo koleżeńska, czuła, delikatna i troskliwa. Jak kogoś polubiła. Tak było i dzisiaj z rana. Chociaż pod ziemią “rano” było tak samo abstrakcyjnym pojęciem jak “wieczór”. Nie było widać nieba ani świata zewnętrznego. Trudno więc było mierzyć czas. Ale jak się okazało było już rano. I chociaż dla Pirory była to trzecia z rzędu noc podczas której się nie oszczędzała to i tak trzeba było wstawać. Miały jechać do świątyni Mananna na poranną mszę. A dokładniej to Łasica miała tam zostawić Pirorę a sama pojechać do loszku aby tam wszystko przygotować no a przede wszystkim rozpalić i ogrzać. Bo jak nikt się nie włamał od zeszłego tygodnia to powinno stać zimne, ciemne i puste. Po drodze jednak miały okazję pogadać gdy zostały we dwie w dorożce.

- No miałam miałam, było to bardzo ciekawe doświadczenie. Trochę jestem ciekawa jakie było by gdybym była mężczyzną. - Pirora odpowiedziała poprawiając swoje ubranie w dorożce.

- Lila jest od nas. Od naszego patrona. Miałaś z nią wczoraj przyjemność? Ma jego znamię. I dar. Nie tylko kopytka. - zaśmiała się ciekawa wrażenia jakie różowowłosa mutantka zrobiła na kamratce. Ona sama chętnie się wczoraj integrowała nie tylko z Lilly. Jak już narada i uczta się skończyły i był czas i okazja na bardziej cielesne i dosadne przyjemności. Pod wieloma względami Lilly odpowiadała Łasicy i chętnie się z nią zabawiała. Chociaż dostrzegała też jej pewne felery.

- Ona nigdy nie była w żadnym mieście. Chyba nawet żadnego nie widziała z bliska. I chyba myśli, że tu mieszkają same księżniczki. Znaczy młode, ładnie ubrane, atrakcyjne kobiety jakie można zaciągnąć do łóżka. Tłumaczyłam jej, że to nie tak ale momentami miałam wrażenie, że jest strasznie naiwna. Ale chociaż załapała na tyle, żeby nie pokazywać swoich kopytek i reszty bo trafi na stos. - zwierzyła się blondynce ze swoich obserwacji pod względem młodej uciekinierki z jaskini odmieńców. Mimo wszystko była gotowa jej pomóc wdrożyć się w miejskie życie i wziąć pod swoje skrzydła.

- Mówisz że moja osoba tylko utwierdziła ja w tych wyobrażeniach? Nie mogę się doczekać aż będę mieć swoje własne kąty i tajne przejście w kanałach. - Pirora przeciągnęła się otrzepując się z ostatnich chwil niewyspania.

Co do Gretchen zwanej często przez nią Myszką to żal jej było. Dlatego zlitowała się nad nią i samowolnie ją uwolniła podczas nocnej akcji w lochach. Żal jej było tego co dziewczyna musiała przejść w tych lochach z tymi sadystycznymi strażnikami. Do tej pory bała się wszystkich i wszystkiego. Zachowywała się jakby tylko czekała na kolejne polecenia. Była dziewczyną ze wsi jaka gdy odkryła, swoją przemianę ukrywała to jakiś czas. Ale w końcu opuściła rodzimą wieś i sama ruszyła pierwszy raz w życiu w obce strony. W końcu dotarła tutaj. Ale pechowo ledwo tu dotarła zgarnęli ją łowcy czarownic w jednej z karczm czego Łasica była przypadkowym świadkiem. Jej mutacja była jeszcze mniej widoczna niż u Lilly. Bo póki miała na sobie chociaż koszulę to tych dodatkowych ust nie było widać.

- Obie chwilowo są w mieście czy Strupas będzie je odprowadzał poza do reszty mutantów? - blondynka zapytała Łasicy z ciekawości.

- Na razie zostają z nami. Obie lepiej aby się nie pokazywały na powierzchni. Spore ryzyko. Zwłaszcza w bramie jakby je dokładniej sprawdzali. No i Lilly to nie chce chyba wracać. Najchętniej to by zwiedziła miasto. Poznała się z owymi księżniczkami co mają tu mieszkać. No i wiesz, nie po to zwiewała z tej dziury odmieńców aby zaraz tam wracać jak jeszcze nic nie widziała. A Myszka no ona właściwie nawet nie bardzo ma gdzie wracać. Przyjechała tutaj aby uciec i ukryć się w tłumie, jakoś ułożyć sobie życie. A teraz jest zbiegiem tak samo jak Merga albo Egon. To raczej też chyba zostanie z nami. Zresztą Starszy tak mówił. - koleżanka podzieliła się ze szlachcianką tym co wiedziała o obu dziewczynach i planach wobec nich.

I tak się pożegnały gdy Pirora wysiadła przed główną świątynią w mieście. A Łasica pojechała dalej w odludne rejony miasta do opuszczonego pensjonatu. Na mszy było tłoczno i uroczyście jak zawsze. Panna van Dyke mogła sobie pozwolić na siedzenie w najlepszym miejscu jakim do tej pory miała okazję bo w samej pierwszej ławce. I tak zwykle zasługiwała na miejsce w pierwszych rzędach ale nie aż tak blisko ołtarza. A wszystko za sprawą panny Moabit. Która też tam siedziała dzięki temu, że była gościem państwa van Zee. A gdy zobaczyła Pirorę przywołała ją gestem i zapraszającym uśmiechem obok siebie.

Po mszy nastąpiła zwyczajowa okazja na towarzyskie pogaduchy i wymianę plotek. Pirora spotkała Herr Kellera i znajome koleżanki z kółka poetyckiego a i państwo von Mannlieb które się z nią grzecznie przywitało. Przy okazji panna van Hansen pomogła podjąć damskiemu towarzystwu decyzję w sprawie kuligu. O ile pogoda się nie załamie to jutro z noclegiem w ich domku myśliwskim. A rankiem już w Dniu Równonocy powrót do miasta na festyn właśnie. Jako, że żadna z pań i panien nie zaoponowała a nawet im jakby ulżyło, że ktoś podjął decyzję to zapanowała powszechna zgoda i aplauz dla tej decyzji.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Północna; ul. Złota; rezydencja van Hansenów
Czas: 2519.02.32; Festag (8/8); południe
Warunki: jadalnia, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mgła, sła.wiatr, bardzo zimno (-10)



Joachim



Po tym jak młody magister opuścił podziemia skryte pod jakimiś ruinami okazało się, że jest już dzień. Nowy dzień a odgłos dzwonów niosących się przez miasto oznajmiał, że jest Festag, dzień oddawania czci dobrym bogom przez prawych obywateli. Nowy dzień był jednak śnieżny. Z ponurego nieba padał gęsty, biały puch. Jak w końcu dotarł do rezydencji van Hansenów to niewiele już brakowało do południa. Jak się odświeżył, przebrał i doprowadził do porządku to już właściwie było południe. Gęsty puch przestał padać a w zamian nad miastem zawisła mgła. Niezbyt gęsta ale skutecznie przesłaniajaca widok nieba. W sprawie wyprawy na syrenę musiał raczej umówić się z wszystkimi uczestnikami jeszcze raz. Egon i Silny byli na w pół uwięzieni w swojej kryjówce pod ruinami wieży. Więc przynajmniej było wiadomo gdzie ich szukać ale już pokazanie się na mieście było dla nich bardzo niebezpieczne. Nije, owa bardka z jaką rozmawiał wcześniej to rozmawiał o wypłynięciu w ciągu paru dni a te parę dni właśnie mijało. Musiał ją jakoś odnaleźć i się znów umówić na wycieczkę. Z tymże ona wspominała, że nie przepada za pływaniem łodzią i wolała lądową trasę. Zaś rybak jaki miał łódź no w Festag pewnie też nie pływał na połów. I musiałby się z nim znów umówić jakby mieli płynąć łodzią.

W porównaniu do innych, bardziej poszukiwanych kultystów to cieszył się względną swobodą. Jak na razie jego podobizny nie wisiały rozwieszone po mieście tak jak Egona czy Mergi. Jednak nawet w dzień święty ich poszukiwania trwały. Zanim dotarł do rezydencji musiał przejść przez całe miasto bo kryjówka była w południowych rejonach miasta a rezydencje bogaczy w północnej. To z kilka razy albo był zatrzymywany i sprawdzany przez patrole strażników albo musiał przejść przez ich punkty kontrolne. Sprawdzali czy nie ma się przy sobie zakazanych przedmiotów no i czy nie jest się zbiegiem. Nie było pewne czy taka choćby Lily z jej kopytkami nie wpadłaby przy takim sprawdzaniu. Wystarczyło aby strażnik zadarł jej spódnicę lub zdziwiło go jakie nietypowe ślady na śniegu zostawia i już mogło dojść do wpadki. On akurat nie miał ani kopyt ani rogów ani żadnych zakazanych przedmiotów ani nie pasował rysopisem do żadnego ze zbiegów. No to takie kontrole były dla niego raczej niedogodnością na jakiej tracił czas i nerwy ale nie powinny mu one zagrażać. Niemniej zanim wrócił do rezydencji to właśnie zrobiło się prawie południe. A jak się naszykował to akurat była pora obiadowa i miał okazję znów zjeść z rodziną gospodarzy. Przy okazji także z państwem von Richter. Czarnowłosą Madeleine miał okazję spotkać już wcześniej gdy była z wizytą u swojej przyjaciółki Froyi ale pana von Richter, Thomasa, spotkał po raz pierwszy. Okazał się być czarnowłosym mężczyzną w sile wieku o wesołym i bezpośrednim usposobieniu. Wydawał się być duszą towarzystwa i wszyscy go chyba lubili. Nawet zwykle opanowana panna van Hansen wydawała się być pod jego jowialnym urokiem bo się uśmiechała do niego i z jego żartobliwych docinków. Wyglądało na to, że państwo von Richter są dobrymi znajomymi państwa van Hansen pomimo różnicy pokoleń. Małżeństwo gości wydawało się być raczej w wieku córki gospodarzy nich ich samych. Wszyscy jednak ciepło i życzliwie się do siebie odnosili.

- Trochę na wariata ten kulig. Ale nie mam ochoty dłużej czekać. Ci bandyci albo się zaszyli gdzieś w mieście albo dawno z niego uciekli. Nic nie szkodzi jak się wyrwiemy z miasta na jeden dzień. Mam nadzieję, że uda się wszystko przygotować. Nawet nie wiem do końca ile osób będzie. Rano rozmawiałam z dziewczynami no i one chyba same do końca nie wiedziały kto ma być i kogo chcą zabrać. Na wariata ten kulig. Ale jak pogoda nie będzie taka jak dzisiaj to pojedziemy choćby nie wiem co. - Froya wydawała się być poważnie zaangażowana w organizację jutrzejszego kuligu. I chyba martwiła się czy wypadnie jak należy. Bo zwykle spotkania o tej skali i prestiżu przygotowywało się dłużej i staranniej niż z dnia na dzień jak to teraz wyszło. Mimo to okazywała determinację aby zrealizować swój zamiar.

- Nie przejmuj się moje dziecko. Na pewno wszystko będzie jak należy. Przecież to nie będzie pierwsza taka zabawa w naszym domku myśliwskim. Służba już została postawiona w stan gotowości i już tam wszystko zwożą i przygotowują. Wczoraj tam pojechały dodatkowe łóżka, materace i pościel oraz zaczęto piec i gotować co trzeba. Więc nie bój się, van Hansenowie staną na wysokości zadania. Jak zawsze. - powiedział uspokajająco ojciec kładąc swoją dłoń na drobniejszej dłoni swojej córki w opiekuńczym geście.

- Dziękuję papo. - blondynka uniosła i ucałowała dłoń ojca jak na dobrą córkę przystało. Ale chyba to wsparcie okazane przez rodzica bardzo jej pomagało. - Wam załatwiłam najlepsze miejsca. W moim apartamencie. No i z Kamilą. Aby zgrzytu nie było, że van Hansenowie traktują gorzej pannę van Zee jak ją zapraszają do siebie. - córka uśmiechnęła się do czarnowłosych gości oznajmiając im, że nie zapomniała o nich. Bo zapowiadało się, że będzie trochę tłoczno w tym domku myśliwskim i trzeba będzie jakoś się dzielić pokojami między sobą. Ale też pamiętała o innej córce znamienitego rodu jaką też zaprosiła ale nie chciała aby to stało się przyczyną jakiejś zwady. Rodzice zaaprobowali taki pomysł więc widocznie uważali, że takie potraktowanie jutrzejszych gości nie przyniesie nikomu ujmy na honorze.

- Oh nami się nie przejmuj Froyo. Zresztą nasz domek myśliwski jest niedaleko to zawsze możemy nocować u siebie. Chętnie też przyjmiemy jakichś gości gdyby była taka potrzeba. - Thomas odwzajemnił uśmiech podobnie jak jego żona. Ale był gotów wesprzeć to przedsięwzięcie zaprzyjaźnionej rodziny. Przez chwilę się przekomarzali, że van Hansenowie nie upadli jeszcze tak nisko aby ich trzeba było dokarmiać i ogólnie panowały całkiem dobre nastroje. Madaleine zaś dodała, że Kamila wcale nie jest taka obrażalska jakby się mogło wydawać. I jej zdaniem to raczej złe języki pospólstwa imaginowały sobie konflikt między dwiema najpiękniejszymi pannami na wydaniu w tym mieście.

- A ty Joachimie? Masz jakieś pilne sprawy na jutro? Czy może wolałbyś do nas dołączyć? Miejsce w saniach albo w domku się jeszcze znajdzie. - zapytała go Froya bo chociaż nie był szlachcicem to jednak gościem owszem. Więc zaproponowała mu udział w ten jutrzejszej sannie jaka się szykowała.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 31-03-2022, 06:21   #525
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Angestag; południe; ratusz miejski

Pirora szła korytarzem ratusza kierując się do drzwi, pozdrowiła skinieniem głowy Sandrę. Trochę była rozkojarzona z uwagi na cale zamieszanie. Musiała jeszcze udać się tutaj z prawnikiem chociaż to całe zamieszanie było jej na rękę.
Z jej rozmyślań wyrwał jej nagły kształt złotego orła na czarnym tle. Malarka staneła w polkroku przed tym obiektem a chwile poźniej okazało się drugim człowiekiem odzianym w zbroje. Pirora obrzuciła go znurzonym spojrzeniem i czekała aż ten jej ustąpi.

Wyczuła po jego minie i spojrzeniu, że nie spodziewał się za drzwiami znaleźć takiej zawalidrogi. Bo wydawał się zaskoczony. Jednak na moment. Szybko cofnął się od drzwi i gestem ją zaprosił aby przeszła dalej. Wydawało jej się, że chyba mu się spieszy. Ruchy miał dziarskie i sprężyste. A w nozdrza uderzył ją zapach mrozu jakby wracał z dłuższego pobytu na zewnątrz. Był odziany w zbroję a u pasa miał miecz. Nie znała się za bardzo ani na zbrojach ani na broni jednak potrafiła rozpoznać, że to już jest jakiś rycerz albo zawodowy oficer bo biedaka nie byłoby stać na taką ładną i pełną zbroję.

- Dziękuję… - Powiedziała uprzejmie i dystyngowane mijając go obrzucając go ciekawszym spojrzeniem kiedy ten ustąpił jej miejsca. Spróbowała go zapamiętać.

- Proszę. - skinął jej uprzejmie jak wypadało rycerzowi zachować się wobec damy ale widocznie nie dla niej tu przybył bo jak tylko go minęła on wkroczył w zwolnioną przestrzeń drzwi i ruszył tam skąd ona przybyła. Za nim w holu czekało kilku zbrojnych. Chociaż ci już wyglądali raczej na mniej ważnych żołnierzy. Ostrogi przy butach świadczyły jednak, że pewnie są kawalerzystami. Jeden z nich rozmawiał z Sandrą czy raczej skończył bo coś mu pokazała na kierunek a on tam poszedł. Zaś ona znów dźwigała jakieś księgi które musiała poprawić nim wznowiła swój marsz korytarzem.
Pirora wykorzystała okację i szybko znalazła się koło Sandry pomagając jej z księgami by te nie wysunęły się jej z rąk.
- Pozwól, że ci pomogę. - Powiedziała. - Sandro kim był ten człowiek w zbroi jeśli możesz mi powiedzieć.

- Dziękuję. - odparła odwdzięczając się nieco roztargnionym uśmiechem. - A on? To Ramiro Zhirov. Dowódca naszych dragonów. Szukają tych bandytów co zbiegli z kazamat. Za miastem. Właśnie wrócili no i porucznik poszedł pewnie zdać raport. - odpowiedziała pracownica ratusza wskazując na przemian na te drzwi za którymi zniknął oficer i na tych kilku kawalerzystów co czekali w holu. Wyglądali na zmarzniętych a jedna to chyba była kobieta.
- Raczej po ich minach nie świadczy by ich wypad był udany. Raport będzie krótki chyba że go będac łajać. - Powiedziala ni to do siebie ni do Sandry.

Pisarka objęła swoje księgi przytulając je do siebie i popatrzyła na grupkę kawalerzystów jakby starając się porównać ich wygląd z oceną znajomej. W końcu wzruszyła ramionami i miną dała znać, że trudno jej to ocenić.

- A tobie jak poszło? Bo cię chyba na to robienie portretów wezwali co? - zagaiła skoro już się spotkały i miały chwilę porozmawiać.

- Tak, patrz - Pirora pokazała szybkie szkice poszukiwanych które były w gorszej jakości. - No zrobiłam co mogłam ale trochę trudno rysować z pamięci twarze osób które się widziało tylko dwa razy w życiu. Jakby mi jeszcze podstawili kogoś kto pracował z nimi dłużej i by mi ich opisał z pamięci pewnie byłoby lepiej. - Pirora starała się ukryć największe charakterystyczne cechy obojga kultystów i zmieszać ich z jakimiś cechami innych strażników i pracownic kuchni. Nikt nie może jej winić że portret trochę się różni ale fakt nie mogła przesadzić.

- Aha. No ja ich nie widziałam to nie wiem. - powiedziała pisarka patrząc na przedstawione portrety. Oglądała je chwilę i pewną fascynacją wypisaną na twarzy. - Ten to widać, że zakapior. Wolałabym go nie spotkać. Na pewno jest straszny. Dziwne, że go przyjęli. - powiedziała w końcu na portret brodatego strażnika jakim w oryginale był Egon. - A ona też? No popatrz. A ta to wygląda jak taka zwykła dziewczyna. No kto by pomyślał? - portret Katii czyli Łasicy zrobił na niej dokładne odwrotne wrażenie. Zdziwiła się chyba, że ktoś tak zwyczajnie wyglądający może być zamieszany w taką aferę.

- No ale zrobiłaś te portrety to teraz je powielimy i rozwieśmy na mieście. Mam nadzieję, że ich złapią. To straszne, że gdzieś mogą chodzić po ulicach albo wyskoczyć nagle z jakiejś ciemnej dziury i zrobić coś złego. - westchnęła młoda urzędniczka i myśl, że może spotkać na ulicy tak groźnych przestępców chyba była jej strasznie niemiła.
- Oczywiście nie wiem co się dzieje w ich głowach ale chyba osobiście bym by była już w połowie Imperium gdybym była na ich miejscu. - Dopowiedziała malarka znując tym plotki że pewnie ta dwójka już dawno uciekła z miasta.
- A w ogóle co u ciebie? Zostajesz z nami w mieście czy wyjeżdżasz jak przyjdzie wiosna? - zagaiła jakby dla zmiany tematu na jakiś lżejszy i przyjemniejszy.
- No jak tylko w ratuszu zrobi się trochę spokojniej idziemy z prawnikiem dopełniać formalności apropo mojej kamienicy. Tak więc nie wypłynę pierwszym statkiem jak tylko przestanie padać śnieg, choć trudno powiedzieć czy zostanę na stałe czy tylko na parę miesięcy. Na pewno będę się chciała nacieszyć nową posiadlością.

- No tak. Bo to ty kupiłaś tą kamienicę po tym samobójcy? Tą z różnymi piętrami? - Sandra zmrużyła oczy jakby chciała sobie przypomnieć czy dobrze kojarzy o jaką nieruchomość chodzi. Widząc potwierdzenie uśmiechnęła się.

- No jak kupiłaś dom to chyba trochę z nami jeszcze zostaniesz. I dobrze. Bo jak widzisz no roboty u nas sporo. Zwłaszcza tej papierkowej. Jestem cała zawalona! A ostatnio przez tą ucieczkę to w ogóle makabra. Nie wiem czemu nie zatrudnią kogoś do pomocy chociaż na czas tej afery. Powiem ci, że jak jesteś “młoda, rzetelna i ambitna” to niekoniecznie są zalety w tej robocie. Tylko mi dokładają i dokładają tej roboty. - westchnęła jakby chciała się zwierzyć ze swojego przepracowania.

- Powinnaś wyjść gdzieś do karczmy na piwo żeby się od tego całego bałaganu odpocząć. O ile nie masz samych przyjaciół w straży co właśnie są poza miastem, może dobrze odnowić z nimi kontakt. - Malarka zasugerowała jej jak może się odstresować dziewczyna. Zaprosiłaby ją do “Żagli” niestety jej terminarz towarzyski był ostatnio całkowicie zapełniony.

- Oj bardzo bym chciała ale teraz nie mogę. Tyle mamy roboty! Nawet nie wiesz ile papierków robią te poszukiwania. Wszystkim trzeba coś podpisać, wystawić, pokwitować… Skaranie boskie. Mam nadzieję, że po festynie się to jakoś uspokoi. Dobrze, że sam festyn mamy zamknięte to sobie odpocznę chociaż jeden dzień. - dziewczyna poprawiła trzymane książki i westchnęła ponownie na swój ciężki los i przepracowanie.

- O i jeszcze ten… - powiedziała widząc jak strażnicy prowadzą mężczyznę ze skrępowanymi liną nadgarstkami. Chociaż nie wyglądał na zakapiora, raczej jakiegoś trefnisia. Dwóch strażników co go eskortowało wydawało się raczej rozbawionych niż zdenerwowanych. Szli za nim a on na czele i kierowali się w stronę dwójki rozmawiających kobiet.

- Kolejny podejrzany? Czy informator ulicy? - Zagadala blondynka do Sandry patrząc za opryszkiem. Zastanawiałą się czy rycerz który ją wczęśniej minal bedzie nidługo wracał tą sama stroną.

- Podejrzany? Tak, chyba można tak powiedzieć. - słowa rozmówczyni chyba rozbawiły archiwistkę bo się uśmiechnęła. A i związany mężczyzna jakoś spojrzał w ich stronę akurat w tym momencie, pewnie dostrzegł ich spojrzenia i uśmiech bo niespodziewanie zamiast przejść obok nich dalej rzucił się im do kolan zanim strażnicy zdążyli go powstrzymać.

- O piękne panie! Cudowne piękności, najświetniejsze w swej dobroci kobiety! Pomiłujcie! Wstawcie się za swoim sługą co zawsze tylko wszędzie sławił wasze cnoty i piękno! Nie dawajcie mnie tym oprawcom skrzywdzić! - zawołał dramatycznie i z miejsca się dało wyczuć, że ma wyuczony albo naturalny talent aktorski. Bo zabrzmiało jakby był w jakimś kluczowym momencie sztuki teatralnej. A jednak bardzo naturalnie i przekonywująco. A ten moment wystarczył aby obaj strażnicy stanęli tuż za nim i jeden trzepnął jego ramię trzonkiem halabardy.

- No wstawaj, wstawaj, nie rób scen. Trzeba było pomyśleć zanim zacząłeś bałamucić nadobne mężatki. - powiedział strażnik też chyba nieco rozbawiony tym wszystkim. Zwłaszcza jak się okazało, że więzień nie próbuje uciekać ani zaatakować którejś z kobiet.

- To jest Hugo. Gawędziarz, poeta i tak dalej. Przyprowadzili go dziś rano. Ale no sama widzisz jak to u nas młyn dzisiaj. - wyjaśniła Sandra której ten nagły “atak” przerwał to co miała powiedzieć wcześniej.

- Słyszałam o nim od dziewczyn w tawernie… wszystkie były wielce rozczarowane i zaniepokojone, że trafił do aresztu. Podobno teraz przy tym wszystkim duże prawdopodobieństwo, że dostanie większy “wyrok” - Pirora powtórzyła zasłyszane wiadomości na orgii w “Mewie”.

- Słyszałaś o mnie pani? To na pewno wiesz, żem jeno piewca kobiecego piękna i w swej dobroci i miłosierdziu nie pozwolisz aby te draby sprowadziły na mnie marny koniec! - widząc, że stojąca nad nim blondynka coś mogła o nim słyszeć Hugo złapał się kurczowo jej spódnicy prosząc o wsparcie i łaskę.

- Możliwe. Figlarz ponoć z niego i kobiety go uwielbiają. - Sandra powiedziała to ciszej jakby nie chciała mówić tego głośniej i trochę ją to speszyło.

- Panie moje przepiękne! Przecież oni chcą mi zabrać dzieło mojego życia! Jak ja będę uprawiał moją sztukę bez mojego narzędzia! Takie piękne i stworzone do wielkich czynów! - łkał artysta rozdzierającym tonem. Strażników chyba przestawała bawić ta komedia bo ponownie jeden trącił go trzonkiem halabardy zaś drugi złapał za kaftan i próbował podnieść do góry. Ale artysta mocno się wczepił w spódnicę panny van Dyke.

- No puść panią. Puść bo ci dołożymy za napaść. - burknął ostrzegawczo strażnik chyba faktycznie nie chcąc z nim się szarpać. Albo raczej oszczędzić tego drobnej, blond dziewczynie.

- A gdzie go zabieracie? - zapytała archiwistka patrząc na to wszystko troszkę z boku.

- Do lochu. Sędzia nie miał ochoty na kolejne pobłażanie. Wyznaczył 50 monet kaucji i stanie przy słupie albo skrócenie mu tego i tamtego. No ale, że gołodupiec tyle nie miał no to prowadzimy go do lochu. Na festynie będzie mógł ostatni raz zabawić publiczność męskim głosem. - zaśmiał się strażnik i jeszcze jeszcze raz dał znać artyście aby się podniósł i przestał robić zbiegowisko.
- Gdzie się wogóle się płaci kaucję w takich sytuacjach? Właściwie to sama nie wiem tych wszystkich procedur. W tym samym miejscu gdzie opłaty za kamienice? - Pirowa zmieniła temat niby z samej ciekawości ale kultysta czy nie Hugo był artystą, a jej koleżanki go lubiły.
- Chodzi, pokażę ci. - odparła młoda archiwistka i dała znać aby nowa znajoma poszła za nią. Hugo wyczuwając co się świeci z wdzięczności pocałował swoją dobrodziejkę w dłoń i jeszcze za swoimi plecami Pirora słyszała jak wychwala jej miłosierdzie, dobroć i piękno. Strażnicy go chyba w końcu gdzieś zabrali do lochu ale tego już nie widziały. W zamian Sandra zaprowadziła szlachciankę do gabinetu w jakim urzędował sędzia. Skrzywił się słysząc po co przyszły.

- Naprawdę chce panienka wpłacić za tego nicponia? To będzie 50 monet. A należy mu się jakaś nauczka. On nie jest u nas z tego powodu pierwszy raz. I jak się nie nauczy czegoś to pewnie znów tu trafi. I zawsze jakąś kobietę z bałamuci aby wpłaciła za niego kaucję. - poinformował ją jakby chciał się upewnić, że wie na co się pisze. Bo wyglądała na kolejną naiwną jaka dała się omotac urokowi nicponia. Sandra wzruszyła ramionami i pokiwała głową, że Hugo nie jest tu pierwszy raz.

- Planujemy z reszta towarzystwa Kamili van Zee otworzyć teatr, jeśli miasto zacznie pozbywać się artystów będziemy miały problem z obsadą. Dodatkowo zapewnie jego kara nie byłaby taka surowa gdyby nie zamieszanie z ucieczką z kazamat. Powiedzmy że traktuje to jako swego rodzaju inwestycje, w najgorszej sytuacji się ona nie zwróci. - Pirora powiedziała do Sandry. - Myślę że nauczkę dostanie największą w swoim czasie.

- O. Z panienką van Zee? Teatr? Taki prawdziwy? Z aktorami, przedstawieniami i tak dalej? - Sandra uniosła brwi do góry i chyba wątku z młodą i utalentowaną miłośniczką sztuki jaka była przy tym córką kapitana portu chyba się nie spodziewała. - No to byłoby cudownie jakby się udało. Przydałoby się takie miejsce w naszym mieście. - popatrzyła na sędziego który był pewnie w wieku ich rodziców. Ten zastanowił się jeszcze nad tym wszystkim. Też chyba spojrzał na sprawę z nowej perspektywy.

- No ale jakąś karę ponieść musi. Oprócz kaucji. W końcu to już któryś raz z rzędu trafia tu za ten sam paragraf. - powiedział jakby też nie zależało mu na krwawym karaniu artysty ale też nie chciał zostać z pustymi rękami przed społeczeństwem wkurzonych mężów.

- Może jakieś prace społeczne? Albo jakieś baty i stanie przy słupie. - zaproponowała szybko młoda archiwistka. Sędzia obracał ten pomysł w głowie przez chwilę.

- No tak, można pójść w tą stronę. Grzywna jako kara główna no i coś od niego skoro on znów nie płaciłby ze swojej sakiewki. - mężczyzna zgodził się na taki kompromis. Chciał jednak aby sam delikwent odczuł w jakiś sposób tą karę.

- Czy w mieście nie ma przypadkiem sierocińca? Być może użyć jego talentu aktorskiego, w końcu mali obywatele również zasługują na trochę rozrywki której pewnie nie doświadczyli by chyba że pod opieką dobrze sytuowanych rodziców. Albo jeśli oskarżony może podzielić się wiedzą i umiejętnościami będzie to nawet lepsze niż jakieś tam baty które najwyraźniej nie robią na nim wrażenia skoro to już któryś raz kiedy za to samo trafia do aresztu. - Szlachcianka rzuciła parę pomysłów jakie uważała że aktor mógł wypełnić jako karę.

- Mamy przecież sierociniec. Ten co Białe Gołębice prowadzą. Może panienka van Dyke ma rację? To huncwot co się zowie no ale jednak grać i śpiewać umie, opowieści dużo zna. Może mógłby też czegoś nauczać w tym sierocińcu na czas kary. No i tam byłby pod okiem gołębic. Przecież to nadobne kapłanki. - Sandrze wyraźnie spodobał się pomysł blondynki bo szybko go poparła. Mężczyzna stukał w zamyśleniu piórem w swoją dolną wargę jakby to mu pomagało się namyśleć.

- No. Właściwie no tak z kapłankami no można by tak zrobić. W końcu to kapłanki. A nie czyjeś mężatki. One chyba nie dadzą mu się zbałamucić na stole jak ta piekarzowa dzisiaj. - powiedział jakby dostrzegł całkiem pożyteczny aspekt takiego odbywania kary przez artystę.

- Robili to na stole? - zapytała zaskoczona Sandra. Z nieco zafascynowanym tonem. Ale krótkie spojrzenie urzędnika z miejsca ją ostudziło. - No nie wiedziałam znaczy. Wcale się nie interesowałam do tej pory tą sprawą. Siedzę w archiwum to wszystko mnie omija. Dlatego zapytałam. - dorzuciła tłumacząc szybko swoją ciekawość.

- Mam nadzieję. To huncwot na całego. Mam dziwne wrażenie, że nie staje przede mną ostatni raz. No ale niech będzie. To dla panienki jak nie zrezygnowała z ratowania tego gamonia grzywna 50 monet. A dla tego gamonia powiedzmy… Ze trzy miesiące służby w tym sierocińcu. - oznajmił patrząc na obie młode kobiety stojące przed jego biurkiem. Po czym zaczął otwierać jakąś księgę.

Pirora uśmiechnęła się pod noskiem na reakcję Sandry apropo wyczynów artysty na stole.
- Mości sędzio jeśli mogę zaproponować cztery miesiace tych prac na korzyść społeczeństwa i może wypuścimy go z aresztu dopiero jutro, trochę strachu w jego pozycji na pewno mu nie zaszkodzi a może i nawet sprawia że doceni bardziej szansę jaką mu dano? - Szlachcianka nie uznawała jakiegoś wielkiego karania za czyny popełnione przez Hugo ale jakiś sadystyczny głosik podpowiada jej że w cztery miesiące to takiemu amantowi na pewno uda się sprowadzić na złą drogę jakąś Białą Gołębicę.

- Jutro? Jutro jest Festag. No ale tak, niech posiedzi aby poczuł, że siedzi. Powiedzmy do Wellentag. - sędzia otworzył już księgę na jakiejś stronie ale zadumał się nad propozycją młodej dziewczyny.

- No i racja. Trzy miesiące to taka standardowa kara. A on przecież recydywista. Można go potrzymać trochę dłużej. Nawet następne trzy miesiące. To go może czegoś nauczy. W końcu to nie praca przy wyrębie lasu czy w tartaku. No i nie straci swojego narzędzia pracy. - sędzia namyślał się nad korektą tego wyroku. I w końcu uznał, że taki dłuższy okres pracy społecznej i grzywna powinien coś tu pomoc. Chociaż chyba sam wątpił w przemianę u Hugo. Raczej o to by mieć z nim spokój przez dłuższy czas.
Szlachcianka przytakiwała sędziemu kiedy ten wykonywał prawe wyroki sądu. A następnie uiściła pieniężną karę za aktora. Nie wiedziała jeszcze czy i kiedy wykorzystać dług jaki zaciągnął u siebie w imieniu Hugo poruszyć u owego ‘recydywisty” ale liczyła że plotki szybko się rozniosą i do uszu aktora. Zwłaszcza jak poinformuje ‘dziewczyny’ że będą mogły nadal się cieszyć ich aktorzyną.

- No dobrze. Niech tak będzie. - mruknął sędzia gdy zastanawiał się jeszcze chwilę po czym zaczął coś zapisywać w swojej księdzę. Po czym coś jeszcze na jakiejś kartce po czym podał ją Sandrze. Sam zaś przyjął żądaną liczbę monet na kaucję po czym wypisał pannie van Dyke kwit z pokwitowaniem. I sprawa została załatwiona pozytywnie. Obie panny pożegnały się z urzędnikiem ratusza i wyszły na korytarz.

- To do strażników. Że mają Hugo zwolnić w Wellentag bo została wpłacona kaucja. Pójdę im zanieść. Chcesz iść ze mną? - zagaiła Sandra gdy wyjaśniła co za karteczkę wręczył jej sędzia. - Naprawdę myślisz, że robili to na stole? - zapytała w pewnym momencie jakby mimo wszystko ta myśl nie chciała wyskoczyć z jej głowy.

- Cóż… być może był to najbliższy mebel jaki mieli. Nie masz zbyt dużych znajomości w artystycznym świecie prawda? - Pirora nie zaprzeczyła że taki scenariusz był bardzo prawdopodobny. Po czym dopytała się trochę o znajomości Sandry. - Artyści mają tendencję do posiadania wielkiej wyobraźni w różnych dziedzinach życia i mniej oporów by trzymać te pomysły dla siebie.

- No nie, nie bardzo się znam z tymi artystami. Większość życia spędzam w archiwum. - powiedziała cicho Sandra trochę się krzywiąc przy tym na twarzy. - To myślisz, że większość z nich robi to na stole? A nie tylko Hugo? - zapytała o ciekawiący ją temat. Po czym nagle coś sobie uświadomiła albo przypomniała. Rozejrzała się ukradkiem po korytarzu jakim szły. Co prawda mijali jakichś ludzi ale ci raczej nie zwracali na nie uwagi. - A ty? Robiłaś to na stole? - zapytała podekscytowanym tonem.

- Hihihi… - Blondynka cicho zachichotała zanim odpowiedziała równie cicho by nie kłopotać Sandry. - Chyba mniejszym znaczeniem jest na jakim meblu ale z kim to robisz. I wydaje mi się, że można by powiedzieć że artyści chyba są… bardziej nastawieni by czerpać z życia najwięcej tu i teraz niż pilnować się by spełniać jakieś tam społeczno-poprawne normy. Pytasz bo chciałabyś spróbować na stole?

- Nie, nie, nie! Wcale! Tak tylko pytałam z ciekawości! - zapewniła szybko i trochę nerwowo młoda archiwistka poprawiając trzymane księgi. Otworzyła drzwi co dało jej chwilę cennego czasu aby ukryć pąs na twarzy nim przeszły do kolejnego, prowadzacego do schodów na parter.

- Chociaż to chyba by mogło być ciekawe… - dodała cichutko czerwieniąc się jeszcze bardziej ale w końcu uśmiechając się też trochę nerwowo. Poprawiła włosy i zaczęły razem schodzić po schodach.

- Cóż, nie nic o twoim życiu osobistym, ale jak masz partnera to może coś mu zaproponuj i się przekonaj. - Malarka powiedziała równie cicho do archiwistki.

- To jak dojdę do etapu “masz partnera” to mu może powiem. - zaśmiała się trchę smutno młoda pracownica ratusza po czym wróciły schodami do holu i recepcji. - To ja będę szła do lochów powiedzieć strażnikom o zmianie wyroku. - dała znać blondynce już normalniejszym tonem wskazując gdzies w inny korytarz niż szły wcześniej i stukając palcem w karteczę jaką dał jej sędzia.

- Może najpierw zacznij od “mniej więcej przyjaciół do spędzania wieczorów” , wpadnij w Festag, nie ten tylko ten następny, do “Pod Żaglami jeśli nie będziesz miała innych planów, poznasz trochę ciekawych osób zjesz dobrą kolację i posłuchasz parę ciekawych historii. Kto wie moze i jakis artysta lubiący stoły się trafi. - Blontyka zaprosiła archiwistke na kolacje w kolejny festag zanim ruszyła do wyjścia. Postanowiła zwrócić uwagę czy ludzie Ramiro Zhirov nadal na niego czekają.

- Jesteś bardzo miła. Z tymi stołami to tak wcale niekoniecznie, tak tylko o to pytałam. - powiedziała pisarka ciepłym tonem ale chyba nie chcąc aby nowa znajoma odniosła wrażenie, że jest jakaś chutliwa czy coś w tym rodzaju. Jednak chyba zrobiło jej się miło na to zaproszenie bo uśmiechała się całkiem sympatycznie. Jeszcze pożegnała się z blondynką i ruszyła dostarczyć ten list sędziego do strażników. Pirora zaś została w tym samym holu gdzie wcześniej strażnicy wlekli Hugo do lochu. Ludzi Zhirova zastała nieco dalej, już rozsiedli się na jakiejś ławie aby sobie ulżyć w tym czekaniu jednak jego samego jakoś nie było widać.

Malarka uznała, że najwyraźniej drugie wpadnięcie na dowódcę dragonów nie jest jej pisane tego dnia i będzie musiała się zadowolić czymś lub kimś innym. Bliżej drzwi na nowo opatuliła się w płaszcz i ruszyła do wyjścia, na zimno dworu znaleźć jakąś dorożkę.
- Muszę zatroszczyć się i o to, szukanie dorożek jest takie nużące. - Mruknęła do siebie.

Spotkanie z rycerzem o godle złotego orła faktycznie wydawało się nie być jej dzisiaj pisane. Wyszła już po schodach na zimowy i mroźny świat zewnętrzny i rozglądała się za dorożka. Dojrzała w końcu jakąś co jechała w kierunku ratusza ale zatrzymała się po przeciwnej stronie placu. Zastanawiała się właśnie czy się do niej pofatygować czy poczekać na miejscu aż jakaś podjedzie bliżej gdy usłyszała za sobą odgłos otwieranych drzwi. Ten zaraz przeszedł w szybki tupot wielu butów na przykrytych zdeptanym śniegiem i posypanych popiołem schodach. Jak się odwróciła do tyłu okazało się, że to porucznik dragonów prowadzi swój oddział. Szli razno jakby im się spieszyło. Porucznik dojrzał ją jednak jak stała i skłonił jej głowę w pozdrowieniu.

- Znów się spotykamy w przejściu panienko. - rzucił do niej dając gestem znać swoim ludziom aby szli dalej.

- No faktycznie tak to wygląda choć w tym razem nikt nie musi nikomu ustępować Herr Zhirov mamy mnóstwo miejsca by się kulturalnie minąć. - Blondynka uśmiechnęła się do rycerza. - Mam nadzieje, że dali wam trochę wolnego a nie wysłali znowu za miasto byście odmrażali kończyny w pogoni.

- Niestety panienko obawiam się, że póki nie schwytamy tych zbiegów to nie będzie chwili oddechu. - też się uśmiechnął trochę unosząc brwi jakby się czemuś dziwił. Wskazał na grupkę swoich ludzi którzy zdążyli podejść do czekających, osiodłanych koni i zaczynali je odwiązali i szykowali do drogi.

- Wybacz panienko ale chyba nie byliśmy sobie przedstawieni. Jak twoja godność? - zpytał widząc, że ona wie o nim więcej niż on o niej.

- Szkoda powinni wam przynajmniej dać jedna noc w ciepłych barakach na łóżkach a gonić was za zbiegami na oślep.- powiedziała blondynka po czym dygnęła niczym dobrze wychowana szlachcianka przedstawiając się. - Pirora van Dyke. I faktycznie jakoś nie ma mnie nigdy kto przedstawiać zawsze muszę robić to sama.

- Pirora van Dyke? Miło mi. Porucznik Ramiro vn Zykow. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. A na razie panienka wybaczy, służba wzywa. - powiedział też skłaniając się grzecznie ale kciukiem wskazał na jeźdżców jacy już wsiadali na konie.

- W takim razie proszę zwiększyć tę szansę na spotkanie nie umierając z zimna w jakiejś zaspie. I powodzenia Panu i pana ludziom. - Pirora dźgnęła porucznikowi na dowidzenia I ruszyła przez płać w kierunku dorożki. Kiedy usłyszała, że konie ruszyły odwróciła się w stronę dragonów. Odprowadzając her Zymkova wzrokiem.

- Oh, z pewnością! - roześmiał się wesoło słysząc jej słowa. Po czym się rozstali. Zanim jednak Pirora zdążyła przejść przez plac w kierunku dorożki usłyszała cwał końskich kopyt wytłumionym przez brudny, skotłowany śnieg. Po czym przejeżdżający dowódca dragonów jeszcze pozdrowił ją gestem nim pogalopowali w kierunku jednego z wyjazdów z Placu Targowego. A ona już bez przeszkód mogła podejść do woźnicy dorożki i powiedzieć mu dokąd chce jechać.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 31-03-2022 o 06:24.
Obca jest offline  
Stary 31-03-2022, 06:22   #526
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Festag; przedpołudnie; świątynia Mananna

Pirora była wielce zadowolona że wyprawa za miasto się uda i że sama van Hansen wzięła na siebie brzemię podejmowania niektórych decyzji. Co do innych spraw to zapytała pannę Moabit czy ta zdecydowała się ostatecznie na tatuaż i czy organizować wizytę u tatuażysty i kiedy. Dodatkowo poznała szlachciankę z Herr Kellerem który jak to prawdziwy dżentelmen podszedł się szarmancko przywitać. Co do samej van Hansen Pirora spytała czy ta w do kolejnego Festag ma ochotę na herbatę i wybranie jednego z dwóch obrazów swojego sokoła w ramach podziękowania za jego wypożyczenie.

Sana wczoraj dostała oczopląsu od zalewu tych różnych wzorów i znaków jakie można sobie było wytatuować na skórze. I nie mogła się zdecydować ani co ani gdzie. Jakby mogła to by sobie musiała wydziarać więcej wzorów niż miała skóry na sobie. Więc tak jak poprzednio nie mogła się zdecydować bo tylko widziała tatuaże u innych tak teraz nie mogła bo za dużo by chciała a musiała się zdecydować na jeden w jednym miejscu. Tu liczyła, że Kamila i Priora coś jej doradzą skoro obie miały taki artystyczny gust i zmysł estetyki.

Za to Herr Kellerem była oczarowana. Przystojny, szarmancki i elegancki pan nawigator zrobił na niej bardzo dobre wrażenie. Tak samo zresztą jak wcześniej na pozostałych damach z towarzystwa. Zapytał czy Pirora da się dziś zaprosić na kakao i lody co koleżanki przywitały z podekscytowanymi spojrzeniami jakby zanosiło się na jakaś romantyczną schadzkę. Czyli coś interesującego w ich mniemaniu.

Zaś panna van Hansen błyszała tak urodą jak i zdecydowaniem. Wysłuchała uprzejmie co jej zaproponowała druga blondynka i uprzejmie zgodziła się na drugą połowę tygodnia. Już po Przesileniu bo po cichu liczyła, że może jeszcze będzie okazja na jakieś polowanie czy kulig po festynie ale w jej oczach szanse na złapanie zbiegów malały z każdym dniem to traciła nadzieję, że będą z tego jakieś owoce.



Festag; przedpołudnie; pensjonat Frau Holtz


Po rozstaniu z damami z miejskiej elity Pirora mogła wziąć jedną z wolnych dorożek i podjechać po Oksanę. Gdy ta wsiadła i zajęła miejsce obok niej to nawet z bliska nie zdradzała się niczym, że jadą na jakieś lubieżne spotkanie. Wyglądała skromnie jak na niezbyt bogatą szwaczkę, krawcową, kelnerkę czy robotnicę przystało w Dzień Boży. Jakby wracała ze świątyni z porannej mszy. Prywatnie jednak mogła sobie pozwolić na bardziej poufały ton skoro zostały same we dwie w kabinie dorożki jadącej przez zaśnieżone miasto.

- Ależ jestem podekscytowana! Uwielbiam to miejsce! No i z tej twojej Łasicy to ladacznica i niewolnica jest, że palce lizać! - zaśmiała się wesoło na myśl o czekających ją przyjemnościach. Zresztą i Łasica zdradzała podobne uczucia na tą lekcję surowej dyscypliny z wymagającą madame i torbą jaka zawierała narzędzia do wymuszania tej dyscypliny.

- Cóż myślę, że do końca zimy loch będzie już w mojej prywatnej kamienicy z dala od wścibskich oczu, będzie dzięki temu też bardziej zadbany i myślę że podniesiemy mu trochę standart mam nadzieje że wpadniesz zobaczyć moje pomysły na to miejsce i może dodać swoją opinie. - malarka wspomniała o jej szykującej się przeprowadzce, a także uznała że Oksana jest odpowiednią osobą z wyczuciem dobrego smaku i stylu by przedyskutować z nią niektóre pomysłów.

- Zamierzasz to gdzieś przenieść? Do siebie? Bardzo dobry pomysł. Teraz to takie puste i niczyje stoi. Każdy może tam się włamać i zniszczyć albo rozkraść. I jakby było w bezpiecznym miejscu to może nie tylko ja bym mogła cię odwiedzać aby się pobawić w tym loszku. Znam parę osób które lubią takie zabawy i na pewno by były zachwycone z takiego profesjonalnego lochu, z dybami, łańcuchami i tak dalej. - Oksana żywo podchwyciła i zaaprobowała pomysł siedzącej obok blondynki. Wydawała się go popierać w pełni.

Dorożka zatrzymała się przed opustoszałym pensjonatem. I w śniegu widać było pojedyncze ślady prowadzące w głąb podwórka. Wewnątrz jak zapukały w drzwi i z wnętrza głos Łasicy upewnił się z kim ma do czynienia to zamek szczęknął i drzwi się otwarły.

- Już jesteście! Jej, ledwo się wyrobiłam! - zawołała wesoło obejmując i całując każdą z wchodzących kobiet niczym dobra gospodyni swoich wytęsknionych gości. Jeszcze trochę rozmówek na początek, łyczek poczęstunku ale w miarę jak to trwało żądze coraz wyraźniej buzowały pod skórą. I wreszcie Oksana wstała, zdjęła płaszcz odsłaniając swój strój madame, świsnęła szpicrutą i dała znak, że lekcja dyscypliny właśnie się zaczęła.

Pirora jako księżniczka zarówno przyjęła lekcje ‘dyscypliny’ od madame, niczym krnąbrna pensjonariuszka od swojej surowej guwernantki. Wyraziła ubolewanie że muszą być teraz bardzo ostrożne z uwagi na przeszukiwania miasta. Niemniej wyraziła gotowość do kolejnych zabaw kiedy tylko znajdą czas.

Madame miała wprawę w takich zabawach. I nawet jak trafiła jej się do zabawy więcej niż jedna osoba na raz to też radziła sobie świetnie. Tym razem nawet jak udzielała reprymendy i dyscypliny Księżniczce dając wyraz swojej dezaprobacie to nie zapomniała o swojej niewolnicy w postaci Łasicy którą też potrafiła wziąć w obroty do tej wspólnej zabawy. Chociaż nawet w takiej zabawie potrafiła oddać różnicę między dyscyplinowaną księżniczką a zwykłą ladacznicą. *

---


Zanim Pirora pożegnała się ze swoimi koleżankami i kochankami to się zrobiła druga połowa Festag gdy wróciła do “Żagli”. A chociaż Łasica po tym spotkaniu wyglądałą jak ofiara chłosty i maltretowania co powinno się ją z miejsca wpakować do balii i potem do łóżka to była wniebowzięta gdy wreszcie trafiła się okazja aby mogła dać pełnoprawny upust swoim żądzom. I to gdy miała do tego jeszcze tak śliczne, kochane i utalentowane partnerki jakie rozumiały i umiały zaspokoić jej potrzeby. Więc ściskała się z nimi, całowała i żegnała jakby sprawiły jej najlepszy, rozkoszny prezent. Oksanie też było przyjemnie w takim towarzystwie bo w końcu zdradziła o kim myślała, że pasowałby obok Łasicy w tych dybach i pod batem i butem surowej dominy. Pani Fabienne von Mannlieb. Bretońska żona tutejszego kapitana z jaką Oksana od dłuższego czasu miała romans. I uległa, bretońska szlachcianka była jedną z jej ulubionych niewolnic i zabawek do dzikich zabaw, maltretowania i poniżania. Za co ta ją ponoć uwielbiała. Łasica była zdumiona tą wiadomością i w pierwszej chwili trudno jej było uwierzyć, że zwykła krawcowa mogłaby mieć romans, do tego tak perwersyjny, ze szlachetnie urodzoną mężatką z towarzyskiej elity.

 
Obca jest offline  
Stary 31-03-2022, 06:23   #527
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację


Festag; popołudnie; tawerna “Pod pełnymi żaglami”


Ale w końcu panna z Averlandu wróciła do siebie. W głównej izbie był całkiem spory ruch ale w końcu była połowa Festag. Zostawiła gwar za sobą, na dole i weszła do swojego pokoju na piętrze. Zdążyła się rozpłaszczyć i niewiele więcej gdy usłyszała pukanie do drzwi i głos Beno.

- To ja panienko Piroro. Proszę otworzyć. - Averlandka usłyszała zza drzwi i jak do nich wróciła i otworzyła zastała w nich ciemnowłosą służkę. Ta popatrzyła na nią z jakimś tajemniczym uśmiechem ale nic nie powiedziała. Tylko niespodziewanie odsunęła się w bok. A jeszcze bardziej niespodziewanie na jej miejsce wskoczyła nowa postać.

- Niespodzianka! - krzyknęła rozpromieniona Rose de la Vega rozcapierzajac ręce jakby chciała ni to objąć ni nastraszyć gospodynię. - Zła wiedźma z południa wróciła! - zawołała jeszcze raz śmiejąc się na całego i puszczając żurawia ponad ramieniem Pirory do środka jej pokoju. - I jest cholernie złakniona… - mruknęła już cichym, chropawym głosem obejmując kochankę i z miejsca zaczynając ją gwałtownie całować. Wciąż całując i obejmując weszła z nią do jej pokoju i rzuciła plecami o ścianę. Tam na chwilę zrobiła postój gdy musiała nasycić swój pierwszy głód i nie dając jej okazji nic powiedzieć. Obłapiała ją, całowała i rozbierała jednocześnie jak marynarz po wielomiesięcznym rejsie co wreszcie zszedł na ląd i dopadł jakąś kobietę. Do tego tą z jaką było mu tak dobrze. Tak i Rose w końcu już w połowie rozebrała Pirorę skierowała ją w stronę złączonych łóżek. Tam znów walnęła ją na plecy ale tym razem wylądowała na niej. I już zaczęłą ją rozbierać aby się dobrać co całości do swojej szproteczki mrucząc coś przy tym nie do końca zrozumiale ale namiętnie.

Malarka odpowiedziała na tęsknotę i żywiołowość pani kapitan z dorównującym jej głodem. Nie spodziewała się jej ale ta wizyta była wielce mile widziana.

- Ojej… Chyba przeszukują pokoje… - obie kochanki były już na dość zaawansowanym etapie odnawiania znajomości gdy podeszła do nich zapomniana i zagubione Beno. Kapitan spojrzała na nią niezbyt rozumiejąc z czym przychodzi. Jej służka wskazała na drzwi prowadzące na korytarz. Jak się teraz skoncentorwały słychać było ciężkie kroki, walenie do drzwi i stanowcze żądania aby je otworzyć bo rewizja.

- Cholera co im odbiło? - warknęła niezadowolona Rose spoglądając z irytacją na drzwi a potem na siebie i Pirorę. Jakby mieli ich też sprawdzać, a pewnie będą, no to wypadało się znów jakoś odziać. Na razie jeszcze miały trochę czasu nim straż dojdzie to ich pokoju.

- Ach ominęło cię wiele, szukają zbiegów po całym mieście, później ci opowiem. - Pirora powiedziała zaczynając się ogarniać.

- Skaranie z tymi szczurami lądowymi. - przeklęła rozeźlona Estalijka rozglądając się za swoim ubraniem które powinno gdzieś tu leżeć. Beno uprzejmie schyliła się i zaczęła podawać obu szlachciankom poszczególne części ich garderoby. Nie zdążyły się jednak ubrać całkowicie gdy rozległo się walenie do ich drzwi. Beno bohatersko próbowała kupić im jeszcze trochę czasu ale strażnik po drugiej stronie był dość natarczywy i miał niewiele szacunku do jakiejś służki. To chyba przeważyło szalę, że Rose postanowiła się wtrącić.

- Tu mówi kapitan Rose de la Vega z “Morskiej Tygrysicy”! Tu są same kobiety i zastaliście nas w negliżu! Jeśli będziecie tak dalej łomotać uznam to za włamanie i wyciągnę broń! A potem złożę skargę w kapitanacie! - huknęła de la Vega w całym swoim majestacie jakby była na pokładzie swojego statku. Ale strażnicy nie widzieli, że dopiero wkłada na siebie spodnie. I nastałą chwila kłopotliwej ciszy.

- A to przepraszamy… Ale musimy sprawdzić pokój… Takie rozkazy… Ale poczekamy. - po tej chwili milczenia odezwał się ten sam głos. Ale znacznie pokorniejszy, wręcz przepraszający i ugodowy. Chociaż i tak chcieli sprawdzić ten pokój tak jak inne.

- Jak nie krzykniesz to w ogóle jakby nie do nich się mówiło. To samo co na statku. Prostaki. - burknęła Estalisjka oficer odbierając od Beno swoją koszulę. Jeszcze nie zdążyła jej nałożyć gdy znów rozległo się pukanie do drzwi. Ale tym razem było to grzeczne pukanie a nie twarde walenie pięścią.

- Przepraszam ale słyszałam, że tu są same kobiety. Proszę mnie wpuścić. Jestem sama, koledzy zostaną na korytarzu. - zza drzwi dobiegł grzeczny ale stanowczy kobiecy głos. A Pirora rozpoznała w nim Czarną Jagodę pewnie w swojej czarnej brygantynie. Beno spojrzała na swoje właścicielki pytająco. Rose na Pirorę jakby nie spodziewała się, że mogą tam mieć jakąś kobietę i sądowała przyjaciółkę co ona na to.
- Moment znam ten głos, Beno wpuść ją to Czarna Jagoda, nie będzie robić nam problemów. - Pirora powiedziała do służki de la Vegi przestając się poprawiać. I patrząc na kapitan dając jej do zrozumienia że już wszystko w porządku porozumiewawczym uśmiechem.
Rodowlosła wpuściła najemniczkę do pokoju. A Pirora obdarzyła ją przyjacielskim uśmiechem jak już się zamknęły za nią drzwi.
- No witam, gdyby to była każda inna najemniczka pomyślałaby że to tylko służbowa wizyta ale widząc ciebie Jagodo zastanawiam się czy nie specjalnie wybrałąś grupy w przeszukiwania tej tawerny. Beno już znasz ale pozwól że zanim zaczniesz sprawdzasz czy pod łóżkiem i w kufrach nie ukrywam zbiegów pozwól że cię poznam z Kapitan de La Vegą. Właśnie dzisiaj wróciła do miasta po wyprawie ze stolicy, chyba nie zdążyła jeszcze usłyszeć co się w mieście dzieje. - van Dyke postanowiła przejąć rolę gospodyni w swoim pokoju.

Widząc co się dzieje estalisjka kapitan też przerwała się ubierać. I wydawała się być zaintrygowana postawą i słowami kochanki. Została więc na bosaka ale w spodniach, pas jaki miała właśnie zapiąć rzuciła z powrotem na krzesło a same spodnie też miała rozpięte. No i przysłonięte luźno opadającą koszulą jaką zdążyła nałożyć na siebie. I to zastała czarnowłosa najemniczka w czarnej brygantynie nabijanej metalowymi guzami gdy Beno wpuściła ją do środka. Posłała jej przyjazny uśmiech po czym skinęła głową obu kobietom stojącym przy złączonych łóżkach.

- Ano masz rację Piroro. Jak zobaczyłam gdzie ma przydział jaka grupa to się wcisnęłam do tej. I miałam nadzieję, że się chociaż przelotnie spotkamy. Serce by mi pękło na myśl, że któryś z tych brutali miałby cię przeszukiwać. Jak przecież ja to mogę zrobić. - Jagoda roześmiała się cicho gdy już zostały same w 13-tce i mogły ze sobą swobodnie rozmawiać. Najpierw odezwała się do blondynki a potem do brunetki.

- I witam najpiękniejszą kapitan w mieście. Widzę, że plotki o twojej urodzie pani nijak mają się do stanu faktycznego. - Jagoda bezwstydnie przesunęła się spojrzeniem po bosonogiej kapitan co wyglądała jakby najemniczka przyłapała ją w połowie harców. Zresztą Pirora wyglądała podobnie.

- O. Jak miło spotkać kogoś kto cię docenia i ocenia jak należy. Widzę Piroro, że nie próżnowałaś jak mnie nie było. - Rose zrobiłą gest dłonią jakby uchylała niewidzialnego kapelusza w szarmanckim geście. I chociaż widocznie nie znała się z czarnowłosą najemniczką to zrobiła na niej dobre pierwsze wrażenie. Dała znak i Beno podeszła do tacy z winem aby obsłużyć nowego gościa.

- Jak idą poszukiwania? Czy władze wogóle wiedza co robią czy fakt że nie wysyłają expedycje poza miasto i nadal przeszukują miasto tak dokładnie świadczy że raczej nie mają pojęcia gdzie szukać? - Pirora w imię odbębnienia całej tej formalności otworzyła swoje kufry podróżne pokazują same suknie żadnych uciekinierów. - Faktycznie pani Kapitan, postanowiłam pod pani nieobecność zapoznawac się z ciekawymi osobami z miasta. Jagoda była jedną z takich ciekawych osób, być może jakby nie była tak zajęta ostatnim czasie miałaby czas na jakąś kolacje w naszym kobiecym gronie. - Malarka zgrabnie operowała słowem i aluzjami w stosunku do wszystkich swoich kochanek sugerując być może jakas wieksza zabawę w wolnym czasie.

- O. Jakaś kolacja? W naszym kobiecym gronie? - najemniczka raczej dla formalności zajrzała w kufry otwarte przez gospodynię. I coś samą gospodynią i jej gośćmi wydawała się bardziej zainteresowana niż szukaniem kogoś kogo się tu chyba nie spodziewała znaleźć. Przyjęła kubek od sympatycznie uśmiechniętej służki i z przyjemnością podjęła ten flirt zaczęty przez averlandzką gospodynię.

- Dlaczego nie? Może być całkiem przyjemnie. Zwłaszcza jak moja Szproteczka mówi o tobie takie interesujące rzeczy. - Rose szybko podjęła decyzję i machnęła na Beno aby jej też zaserowała coś do picia. Odwzajemniła się najemniczce taksującym spojrzeniem od góry do dołu i jakoś nie widać było po niej niechęci.

- Myślę, że wieczorem powinnam być już wolna. - odparła bezczelnie łagodnie czarnowłosa łowczyni nagród upijając łyk ze swojego kubka i zerkając to na kapitan to na szlachciankę.

- No ja nie mam innych planów na dziś wieczór. Znaczy innych niż wytęsknione spotkanie z Pirorą. Ale nie będę zachłanna. - de la Vega upiła łyk ze swojego kuba a Beno podeszła do Pirory aby i jej zaproponować naczynie.

- Myślę że trochę powinnaś być zachłanna ale nie o moją osobę a o ilość ciał jakie mogą cię dzisiejszego wieczoru grzać, w końcu spędziłaś jakiś czas w zimnej zaśnieżonej kniei i traku między tu a stolicą. - Pirora podjęła grę i podnosiła stawki. - Tak więc skoro już wszystkie zakamarki pokoju zostały sprawdzone nie będziemy cię dłużej zatrzymywać. A jeśli nie zastaniesz nas w głównej wieczerznej to podejdź do Juliusa, on chętnie cię do nas przyprowadzi niezależnie gdzie będziemy.

- Oh, Piroro, to było takie miłe! - Rose taka czułość chwyciła za serce bo podeszła do swojej kochanki od tyłu, objęła ją i przytuliła mocno do siebie całując ją w policzek. Czarna popatrzyła na to trochę z sympatią a trochę z zazdrością ale nie robiła sceny.

- No dobrze, to odwiedzę was wieczorem. A teraz już wam nie będę zawracać głowy. Widzę, że macie sobie dużo do opowiedzenia. - powiedziała najemniczka dopijając kubek i oddając go rudowłosej służącej. Ta odprowadziła ją do drzwi i tam chwilę jeszcze słychać było głos Jagody rozmawiającej z kolegami, że sprawdziła i żadnych zbiegów tu nie ma.

- No popatrz jaka sympatyczna z niej dziewczyna. - szepnęła de la Vega do ucha Pirory wciąż ją mocno obejmując. - A z tym nadmiarem ciał też mam dla ciebie niespodziankę. Tylko jak cię zobaczyłam to troszkę mnie poniosło no i w ogóle o tym zapomniałam. - powiedział wracając do całowania jej policzka i szyi.

- Nie szkodzi, osobiście lubię jak dajemy się tak ponosić naszym zachciankom. Choć najpierw nasycimy twoje poczucie tęsknoty a potem moją chęć słuchania o twojej podróży. - Pirora powiedziała ciągnąc panią kapitan z powrotem do jej łoża. Ubrania jzaczęły fruwać, jęki zaczęły się unosić w pokoju. Beno była na początku bezczelnym podglądaczem ale w końcu też dołączyła do zabawy. Musiała też pierwsza się ubrać by przynieść reszcie więcej wina. Kiedy Rose i Rora zostały same zaczeły się leniwe pogadanki o tym co pani kapitan przegapiła zarówno w wydarzeniach w mieście jak i prywatnym kółku Pirory.
- To co powiesz na temat teraz tego calego bałaganu? Trochę się tutaj dzieje, ale ty opowiadaj jak tam stolica i jak podróż powrotna. - Pirora zapytała panią kapitan żadna opowieści pełnych przygód.

- No widzę. Beno już mi zdążyła trochę powiedzieć podczas kąpieli jak czekałyśmy na twój powrót ale myślałam, że trochę przesadza. - przyznała ciemnowłosa oficer wyciągając się wygodnie w łóżku i opierając się o wezgłowie. Ze swoją kochanką u boku. Obie cieszyły się sobą, spotkaniem i właśnie zakończonym etapem gorącego powitania jakie przyniosło przyjemne zaspokojenie i rozleniwienie.

- Jestem bogata! - zaśmiała się beztrosko gdy sięgnęła po kielich wina i zaczęła opowiadać co się u niej działo od ostatniej wspólnej zabawy kilka tygodni temu gdy opuściła to zaśnieżone miasto aby pojechać w głąb lądu do Saltburga z nadzieją na zrobienie dobrego interesu.

Więc powitano ją początkowo z wielkim zdziwieniem. Bo nikt nie spodziewał się ani dostawy srebrnego kruszcu w środku zimy ani odebrania większej ilości gotowych wyrobów ze srebra. To wszystko odbywało się zwykle dopiero na wiosnę gdy stopniały śniegi i drogi robiły się przejezdne. Dlatego wszyscy złotnicy, zegarmistrze i jubilerzy byli zaskoczeni pojawieniem się hurtownika z portowego miasta. Do tego takiego jakiego nie znali osobiście. Bo i de la Vega zwykle kupowała towary od pośredników już tutaj, w porcie. Jednak interes to interes. Ona przyjechała z kruszcem a oni mieli gotowe wyroby. Najwięcej zeszło czasu z dogadaniem detali cen i w ogóle. Ale w końcu się udało. Kapitan pozbyła się skrzyń ze srebrnym kruszcem przywiezionym z dalekiego południa a zapełniła swoje skrzynie gotowymi precjozami ze srebra. Interes satysfakcjonował obie strony a ona cieszyła się, że kupiła dużo gotowych wyrobów po tańszej niż zwykle cenie. No bo przez połowę zimy to ci wszyscy rzemieślnicy zdążyli zrobić tego trochę i normalnie dopiero na wiosnę ktoś by kupił to wszystko.

- No a wieczorami prowadziłam intensywne życie towarzyskie w stolicy. Pierwszy raz tam byłam to nikt mnie nie znał jeszcze no ale jak przyjechała piękna, bogata dama a do tego panna no to chyba możesz sobie wyobrazić co się działo. Byłam wręcz rozrywana przez zaproszenia! Łowy, kuligi, bale, koncerty, karczmy, dworki szlacheckie, teatr, no prawie każdy wieczór spędzałam z kim innym i gdzie indziej! Dobrze, że kobiety nie zaciążają mężczyzn i innych kobiet bo za dziewięć miesięcy mogłoby się ich tam w stolicy zrobić więcej o paru obywateli! - estalijska kapitan z werwą opowiadała swoje przygody. Wyglądało jak jedno wielkie pasmo przygód, romansów, zawierania nowych znajomości i konsumowania ich w alkowie.

- Szkoda, że podróż taka ciężka bo w przyszłym roku chyba się wybiorę jeszcze raz. To mogłabym cię zabrać i swoje dziewczyny. Jakbyście miały ochotę owczywiście. - dodała cmokając policzek swojej partnerki i znów racząc się winem.

- Szkoda, że z Daną mi nie wyszło. Tak którejś nocy jak spałyśmy we dwie w namiocie dotknęłam jej i sprawdzałam jak zareaguje. Bo ładna i zgrabna dziewczyna z niej. No ale zesztywniała cała to widzę, że jest niechętna na takie kobiece zaloty. To jej odpuściłam. Ale troszkę szkoda, że mnie nie miał kto ogrzać po nocy w drodze do stolicy. Ale może i lepiej? W stolicy sobie odbiłam z nawiązką. No a szkoda by mi było ciebie czy dziewczyn bo to jednak męczarnia tak jechać w zimie po tym śniegu i mrozie. - zadumała się, że nie wszystkie znajomości poszły jej tak jak sobie by życzyła i choćby z tą tutejszą tropicielką nie poszło jej jak chciała. A i żal jej było narażać swoich bliskich na trudy takiej zimowej podróży która widocznie dała jej się we znaki.

- No a teraz ty. Opowiadaj co się u ciebie działo. Jak poznałaś się z tą Jagodą? I co jeszcze zmajstrowałaś? - dała jej żartobliwego kuksańca w bok aby zachęcić do podobnej opowieści jak się wiodło leżącej obok blondynce.

- A z Jagodą to był przypadek, wstąpiliśmy z Jamsem do tawerny na coś ciepłego i się okazało że jest to przylądek najemników. A ona okazała się dosyć odważną osobą która potrafi zaprosić nieznajoma szlachcianke do pokoju na godziny . - Pirora zaśmiała się wtulając w ciało kapitan.

- Z innych rzeczy, mam własny loch tortur… - Pirora opowiedziała o swojej przygodzie z włamywaniem się do pustostanów. - …zamierzam je zabrać do mojej kamienicy. W tym sprawie muszę tylko dopełnić formalności z prawnikiem, ojciec Kamili van Zee postanowił mi pomóc i dać mi swego rodzaju świadectwo wypłacalności.

- Ach jak bardzo masz dosyć wyjazdów kuligowych? Bo mam jeden w Wellentag tak będzie nudna śmietanka towarzyska ale będzie też małe polowanie pod pieczą Froyi van Hansen. Ognisko śpiew takie tam. Możesz pojechać jako mój gość choć powiem szczerze że możesz być oblegana przez Kamilę….

- Oj no widzisz sama, kobieta z inicjatywą to prawdziwy skarb. No aż mnie zaciekawiłaś z tą Jagodą, chętnie ją poznam bliżej. - zaśmiała się Estalijka mocniej obejmując swoją blondynkę i przytulając ją do siebie gestem jakim zwykle mężczyzny przytulali swoje żony i kochanki w chwilach samotności i czułości.

- I masz własny loch do dyspozycji? Taki kompletny i w ogóle? O rany! A to miałaś przygody! Ja takie rzeczy to czasem widywałam w zamtuzach ale nie słyszałam aby to ktoś miał na własność. Koniecznie musisz mi wszystko pokazać co tam masz! - tych wieści o lochu na własność chyba się nie spodziewała. A i całego wątku z kamienicą słuchała z zaciekawieniem i chętnie bo jak wyjeżdżała to jeszcze wtedy wszystko było na dość początkowym etapie i nie było pewne czy coś z tego wyjdzie czy nie. A teraz się zapowiadało, że lada dzień Pirora by mogła się tam przenosić. W tym też Rose zaproponowała swoją pomoc. A dokładniej gdyby jakiś tragarzy było potrzeba czy inną siłę roboczą to ona mogła posłać swoich chłopców. Nawet cieślę okrętowego i stolarzy miała gdyby coś trzeba było naprawić czy zmajstrować.

- A kulig i śmietanka towarzyska czemu nie! Ostatnio nabrałam wprawy w takich zabawach. A czemu nasza słodka Kamilka miałaby mnie oblegać? - Rose wydawała się być w tak ugodowym i wyśmienitym humorze, że była się skłonna zgodzić na każdą wycieczkę czy inny punkt programu rozrywkowego. Chociaż wzmianka o ciemnoskórej szlachciance trochę ją zdziwiła.
- Bo jesteś wspaniałą kapitan de la Vega i Kamila myślę że się w tobie zadurzyła a przynajniej w jej wyobrażeniu twojej osoby. - malarka zaśmiała się do pani kapitan. - Wydaje mi się że gdyby wiedziała o naszej aktualnej pozycji to by spłonęła z zazdrości.

- Dodatkowo nie wiem czy pamiętasz opowieści o Dirku Lange, kapitanie Czerwonych Legionów którzy są w mieście aktualnie, powiedzmy że się z nim mocno zawięziły stosunki. Ostatnio nawet uczestniczyłam w większym przyjęciu i powiedzmy, że zabawa wymknęły się spod kontroli więc jak ojciec będzie chciał mnie wydawać jako dziewicę to będzie trzeba mocno nakłamać. - Pirora powiedziała uśmiechając się do siebie na wspomnienie tej nocy. - Zachciało im się zapasów kobiet w błocie, zorganizowali to na jednym ze statków. Zastanawiałam się czy moich nowych koleżanek nie zaprosić jako zawodniczki, był mieszek karli do wygrania. Koniec końców byłam zajęta i nie zdążyłam. Może do końca zimy zorganizują się drugi raz.

- Ojej ależ rewelacje! - wykrzyknęłą naga pani kapitan nachylając się po butelkę wina gdy słuchała podekscytowana tego co mówiła jej panna z Averlandu. Podała jej pełny kielich, zostawiła sobie, odstawiła butelkę i znów oparła się o wezgłowie łóżka.

- To z Dirka taki dziurkacz mówisz? No popatrz, popatrz. I zapasy kobiet w błocie zorganizował? No popatrz, popatrz. - mówiła gdy tak obracała to wszystko w swojej ciemnowłosej głowie.

- I się nie załapałaś na te zapasy? Moja Szproteczko, jak tylko chcesz to powiedz tylko słowo a ja ci zorganizuję takie zapasy. Też bym chętnie popatrzyła! A coś kojarzę, że za ścianą od ręki mam dwie zawodniczki. - mówiła raźno i wesoło jakby takie drobiazgi mogła załatwić od ręki.

- I cię ten nicpoń Dirk przedziurkował? No cóż, należało ci się! Szkoda było patrzeć jak się z tym męczysz, teraz będziesz miała już spokój i będziesz mogła używać życia po całości. A stary jak to stary. Posmęci pewnie trochę i się dostosuje bo co właściwie innego może zrobić? Nie byłabyś pierwszą córką jakiegoś ojca co nie staje na ślubnym kobiercu jako dziewica. A jakby coś ci robił problemu to mu powiedz, że znasz taką jedną piękną panią kapitan co cię chętnie zabierze na swój statek. - klepnęła ją w udo w geście dodania otuchy i wsparcia. I widocznie uważała krok kochanki za słuszny bo w pełni go poparła.

- I mówisz jeszcze, że nasza słodka Kamilka jest we mnie zadurzona? - mimo wszystko tego też się chyba Rose nie spodziewała bo aż jeszcze raz zerknęła na leżącą obok blondynkę czy dobrze ją zrozumiała. W końcu jednak roześmiała się szczerze i tak śmiała się krótką chwilę.

- A to dobre! No ja wyczuwałam, że mnie lubi i się mną interesuje. Ale spodziewałam się, że taka panna z dobrego domu i córka pana kapitana całego portu interesuje się mną aż tak. To mówisz, że jakby nas teraz zobaczyła to pękłaby z zazdrości? Myślisz, że by tu mogła się wpasować? - de la Vega zrobiła wolną dłonią gest jakby z jej drugiego boku obejmowała jakaś drugą kochankę. Jak choćby właśnie Kamilę van Zee. Myśl, że córka kapitana portu mogłaby w sekrecie do niej wzdychać strasznie ją rozbawiła i ucieszyła sprawiając sporo satysfakcji.

- Myślę że jest to wielce prawdopodobne że jeden twój gest i Kamilla okaże się nie taką panną z dobrego domu, ale my panny z dobrych domów tak mamy. - zaśmiała się blondynka. - Dziewczyny chwaliły ci się swoimi sukniamy wyjściowymi? Osobiście jestem wielce zadowolona z ich postępów w zdobywaniu nowych umiejętności. Ale coś tam mi się przesłyszało czy wspomniałaś coś o jaimś prezencie?
- A co do Lange cóż normalnie mieliśmy umowę ale jak to na takich ‘przyjęciach’ zdecydowanie nas poniosło. - malarka znowu wróciła myślami do tej orgi na statku i tego co się tam wyprawiało. Sama też nie miała rano czasu by wyszydzić Dirka z jego podboju i ‘zszrgania’ jej stanu, bo wychodzila przed jego pobudką.

- A to potwór z tego Dirka. Tak zszargać biedną dziewicę i jeszcze to potem pewnie świętować i chwalić się kolegom. - powiedziała Estalijka do Averlandki niby współczującym tonem starszej siostry do młodszej. Przy okazji czule poprawiając jej blond pukle włosów.

- Ale widzę, że coś to sobie nieźle chwalisz. - roześmiała się serdecznie i cmoknęła ją w policzek z tego rozbawienia.

- A prezent no tak, tak, widzisz ciągle mnie zajmujesz i zagadujesz i mi to wylatuje z głowy bez przerwy. A faktycznie bo tu zaraz ciemno się zrobi a nie wiadomo kiedy Jagódka do nas dołączy do zabawy. - powiedziała i podniosła się z łóżka. Wstała i ubrała na siebie swoją koszulę i tylko w niej podeszła do drzwi wejściowych. Długa, biała koszula zasłaniała jej najintymniejsze okolice chociaż odsłaniała całkiem zgrabne i apetyczne nogi. Rose dała znać aby na nią poczekać i otworzyła drzwi i wyszła. Nie było jej parę chwil nim wróciła.

Drzwi otworzyły się ponownie i pani kapitan, wciąż tylko w koszuli wróciła do pokoju swojej kochanki. Podeszła do łóżka z tajemniczym uśmieszkiem.

- A z sukniami to nie. Nie miałyśmy czasu. Tylko przyjechałam, zapytałam o ciebie, powiedziały mi, że cię nie ma ale pewnie w końcu dzisiaj wrócisz. No to zamówiłam balię i sobie trochę pogadałyśmy. Ale rany, jak się wzruszyłyśmy! Normalnie wszystkie trzy ryczałyśmy jak bobry! Chyba nie jestem taką twardą babką i bezlitosną panią oficer jak mi się wydawało. Zobacz co dziewczyny mi zrobiły. - mówiła i mówiła śmiejąc się i żartując z samej siebie. Na końcu zdjęła swoją koszulę. I okazało się, że chociaż powinna być naga to jednak teraz ma coś pod spodem. Dokładniej jakieś koronkowe majteczki i coś jak nocna koszula uszyta z grubych nici. Miękka i przyjemna w dotyku, do tego obie części bielizny stanowiły ciekawy, pajęczo - kwiatowy kontrast na skórze swojej właścicielki. I to właśnie ją tak wzruszyło. Ze obie kobiety które właściwie kupiła na czarnym rynku jako swoje niewolnice i zabawki tak się jej odwdzięczyły za tą dobroć jaką im okazywała. Po czym władowała się znów na poprzednie miejsce siadając obok Pirory.

- Już można! - krzyknęła w stronę drzwi po czym te się po chwili otworzyły. I weszła do środka Beno. A za nią jakaś młoda kobieta jaką Pirora widziała pierwszy raz w życiu.

- To jest Jana. - przedstawiła Rose nową kobietę. Ta dygnęła grzecznie zerkając ciekawie na panią kapitan i jej towarzyszkę.

- Widzisz jak tak pojechałam na tą moją małą wycieczkę to pomyślałam, że ja mam swoje dziewczyny, Versana ma swoje dziewczyny no a ty Szproteczko nikogo nie masz. To jak przyjechałam do stolicy puściłam wici, że szukam nowej służącej. Osobistej służącej. Nawet nie wiesz jaki był odzew! Nie uwierzysz ile ludzi na przednówku chce się pozbyć dodatkowej gęby do wykarmienia! No ale wybrałam Janę. A, że trochę tam byłam i miałam okazję sprawdzić różne kandydatki a jeszcze wracaliśmy tutaj no myślę, że Jana nie powinna cię zawieść. Ale jeśli nawet no to cóż, najwyżej znów ją komuś opchniesz albo podarujesz. W każdym razie daruję ci tą dziewczynkę do zabawy. - powiedziała wskazując na stojącą przy Beno dziewczynę. Ta chyba się tego spodziewała bo nie okazywała niepokoju ani zaskoczenia.

- Iii właaściiwiee no to na tym miałam skończyć… - zaczęła mówić jakby właśnie taki miała pierwotny plan ale z uśmiechem wodzireja prowadzącego dobre przedstawienie zapowiedziała drugi akt.

- No ale trafił mi się on. - rzuciła gestem do Beno i jej służka odwróciła się znów do drzwi, wyjrzała tam i po chwili wróciła z jakimś młodym mężczyzną. Ten stanął obok Jany i powiódł po parze kobiet zajmujących złączone łóżka zaciekawionym spojrzeniem. Zaś na twarzy błąkał mu się cień ironicznego uśmieszku.

- To jest Rene. Był zamieszany… Ile tam kuchennych zbrzuchaciłeś? Trzy? - zapytała jakby chciała się upewnić jakiś detal zawiłej historii.

- Przy trzeciej mnie złapali. Nie wiem dlaczego. Przecież skąd mają pewność, że to mój berbeć w niej rośnie? - zapytał tonem szczerego zdumienia. Chociaż i nutki kpiny jakby miał troszkę bardziej kiepskie rozdanie niż zazwyczaj ale wciąż był dobrej myśli.

- No tak, i powiem ci, że tak jak w tamtą stronę jechałam taka samotna i zmarznięta to ta dwójka całkiem przyjemnie mi urozmaiciła podróż powrotną. - powiedziała wesoło Rose do siedzącej obok niej szlachcianki.

Pirora uśmiechnęła się zadowolona z tego prezentu. Jej nagie rozciągnięte ciało na łóżku całkowicie jej nie przeszkadzało. - Bardzo mi się podoba twój prezent, zdecydowanie przebija jakieś tam skóry puchatych wilków. Jean, Rene …- zwróciła się do nowego anturażu - nazywam się Pirora van Dake, nie mam ochoty dzisiaj wprowadzac was w resztę mojej kompani i wasze codzienne obowiązki,...za jakiś czas może do nas dolączyc moja znajoma, liczę że do tej pory pomożecie mi i pani kapitan zabić nudny czas. Beno pójdziesz nam zamówić jakiś dobre jedzenie i więcej wina do pokoju?

- Oczywiście. - rudowłosa służka pani kapitan uśmiechnęła się do Pirory ciepło po czym skinęła główką i znów wyszła z pokoju. Tymczasem nowa dwójka służby panny van Dyke też skinęli głowami na znak, że przyjmują jej słowa do wiadomości i akceptują je a także swoją rolę.

- A panienka życzy sobie zabić ten czas czekania w jakiś konkretny sposób? - zapytał Rene a i Jean oglądała swoją nową panią w negliżu bez skrępowania za to z niesłabnącym zaciekawieniem.

- Jak na kogoś kto podobno zabrzuszył trzy kuchareczki i ma nagą kobietę w łóżku przed sobą, niezbyt szybko myślisz co? Jean, a ty jakbyś zaczęła ten czas umilać zamiast się pytać? - Pirora pozwoliła sobie na lekka uszczypliwość, ale mówiła to z uśmiechem bez cienia pogardy, raczej czystego rozbawienia. Mówiąc do Jean wyciągnęła do niej rękę zapraszająco.

Rene roześmiał się szczerze rozbawiony. Jean uśmiechnęła się nieco dyskretniej. A Rose obserwowała to wszystko jak dobre, prywatne przedstawienie z najlepszego miejsca na widowni.

- Jeśli panienka sobie życzy zostać zbrzuchacona to służę uprzejmie w tej chwili! - zapewnił ją gorąco i z bezczelnym uśmiechem.

- Bo nie byłem pewny czy już zaczynamy służbę. No to ja bym mógł coś podziałać. Ja i moje drugie ja nie możemy żyć bez nagich kobiet. Jesteśmy dla siebie stworzeni. - powiedział mężczyzna pewny siebie i skrócił dystans podchodząc do wezgłowia łóżka tylko od strony drzwi. Stanął i z lubością obserwował to co się zaczyna dziać na tych złączonych łóżkach. Jean bowiem jeszcze na wszelki wypadek spojrzała pytająco na panią kapitan.

- No nie patrzcie tak na mnie. Teraz należycie do Pirory i ona jest waszą panią. Od początku mówiłam wam, że tak będzie. - roześmiała się estalijska pani kapitan dając obojgu zielone światło na to przekazanie w ręce nowej pani. To chyba im pomogło na tyle, że Jean już bez skrupułów uśmiechnęła się do swojej nowej pani i podeszła do skraju łóżka. Ujęła dłoń i pocałowała ją jak to służce wypadało nowej pani. Po czym pocałowała ją jeszcze raz. I jeszcze raz. Aż w końcu zaczęła ssać palce Pirory patrząc jak ta na to reaguje.

- I mówisz moja droga, że na każde moje skinienie nasza słodka Kamilka przestanie być grzeczną dziewczynką? Myślisz, że takie coś też by zrobiła? - zapytała jakby od niechcenia na nieco odwieszony na chwilę temat panny van Zee wskazując brodą na nową służkę zabawiającą jej kochankę.

- Być może, a może i nawet więcej. - Powiedziała malarka miedzy pocałunkami. - I pewnie była by szybciej naga niż Rene.

- Oh! Przepraszam! - Jean doszła swoimi ustami od palców swojej pani do jej dłoni i nadgarstka gdy pojęła aluzję. - Bo ja jeszcze się uczę i nie wiedziałam co pani potrzebuje. Ale ja służę bardzo chętnie i jak tylko ma pani jakieś życzenia to ja bardzo chętnie. - zapewniła gorąco i przepraszająco nowa służąca i zaczęła prawie zdzierać z siebie ubranie aby zadowolić swoją panią. Szybko pozbyła się koszuli pod jaką nic nie miała i musiała wstać aby rozpiąć i zdjąć dół.

- I mówisz, że Kamilka mogłaby się rozbierać jeszcze szybciej? - zagaiła Rose bawiąc się świetnie i rozmową o młodej arystokratce i widokiem nowej służącej. A i Rene zaczął się rozbierać też całkiem sprawnie.

- No to może zrobimy jutro małe zawody? Która z nich rozbierze się prędzej? Zapowiada się ten kulig bardzo ciekawie. Zwłaszcza nocleg i jakieś postoje. - kapitan leniwie snuła swoje lubieżne rozważania co do jutrzejszego spotkania z panną van Zee gdy dwoje nowych służących właściwie skończyło się rozbierać. I Jean znów siadła na skraju łóżka, tym razem już tak samo naga jak jej pani i zaczęła całować jej dłoń. Ale szybko nachyliła się nad nią i zaczęła zajmować się jej brzuchem. Zaś Rene stopami.
Smakowanie nowych zabawek było bardzo przyjemne i naprawdę udawało się zająć czas do czasu przyniesienia do ich pokoju kolacji, dwóch całych, pieczonych kaczek, oraz chwilę później przybycia Jagody. Otworzyła jej Beno w lekkim negliżu a także reszta nagich osób zajętych trochę sobą. Blondynka zerwała się z łóżka by przywitać już Jagodę poprawnie.
- Witaj z powrotem, trochę nas przybyło to Jean i Rene jak ci za tłoczno mogę ich odprawić. Mamy cieple jedzenie na pewno jesteś głodna. - Blondynka pociągnęła za sobą Jagode do wnetrza pokoju.

Najemniczka dała się wprowadzić ale jej wzrok utkwił w jedynym mężczyźnie w pokoju. Do tego nagim. Wyglądało jakby wahała się przez chwilę.

- Nie chciałabym się narzucać. Myślałam, że to będzie kobiecy wieczór. Ale jak macie inne plany to możemy się umówić na kiedy indziej. Wiem, że mało kobiet jest w tej materii tak restrykcyjne jak ja. - powiedziała w końcu jakby była całkiem chętna na tak miło się zapowiadający wieczór i gorące powitanie. No ale ją interesowały kobiety. Tylko i wyłącznie.

- Ja się mogę nim zająć jeśli trzeba. Albo tylko tobą. A pani kapitan jest wspaniała, na pewno ją polubisz. A Jean jest nowa ale też wydaje się być bardzo miła. - powiedziała do niej Beno jakby też wolała aby łowczyni nagród została z nimi ale niekoniecznie aby Rene musiał opuścić pokój.

- No nie chcę wam robić kłopotów. Jak chcecie to on może zostać. Ale niech mnie nie dotyka. Bo mu coś złamię. Chcę tylko kobiety. Chcecie go to się z nim bawcie ale ja go nie chcę. Ani żadnego innego. A jak nie to możemy umówić się na kiedy indziej. Nie chcę przeszkadzać. - łowczyni nagród odparła znów po chwili wahania jakby też chciała się okazać jakimś pójściem na kompromis.

- Nie wygłupiaj się jesteś moim gościem mam prawo wybrzydzać. Rene bądź kochany i zbierz swoje rzeczy. Bedziesz dzielił pokój z Jamesem, ma pokój na przeciwko. Powiesz mu że jesteś nowym kamerdynerem. Pewnie wprowadzi cię trochę jak się ta służba u mnie wygląda. - Pirora popędziła swojego nowego niewolnika by ten opuścił jej pokój. A kiedy zostały same zaczęła zajmować się swoim nowym gościem i pozbawiac ją ubrań.

- No jak pani każe to sługa musi! Dokończymy to brzuchacenie kiedy indziej! - zawołał wesoło Rene jakby wcale nie przejętym tym wygnaniem. Zebrał swoje rzeczy z czego założył tylko portki a resztę wziął ze sobą zaś Beno pokazała mu drzwi za którymi był pokój James’a. Zaś gdy zostały same w kobiecym towarzystwie to Jagoda wyraźnie się rozluźniła. Znów się zaczęła uśmiechać a gdy jeszcze dopadła ją gospodyni ze swoimi dłońmi i ustami to zaśmiała się na całego. W końcu w tej chwili była najbardziej ubrana z nich wszystkich. I z bliska w dotyku Pirora czuła zimno jej wierzchnich ubrań i chłodny zapach mrozu więc musiała przyjść z zewnątrz. Skoro jednak była tak gorąco witana to i szybko oddała swoje pocałunki Averlandce.

- Pirora, zostaw trochę Jagódki dla nas! Chodźcie, chodźcie do stołu! Ale obowiązuje strój wieczorowy! Kompletna nagość! - Rose nie traciła dobrego humoru i wesoło zaprosiła obie kochanki do wspólnego stołu.

- O! I taki strój wieczorowy to ja rozumiem! Zwłaszcza w takim towarzystwie! - najemniczka roześmiała się i razem z Pirorą dokończyła się rozbierać. Więc we dwie podeszły do zastawionego kaczkami i resztą kolacji stołu.

- O! Ale szamy! Nawet nie wiecie jak człowiek głodnieje przy takim lataniu w zimie po tych cholernych zaspach! - kolację też powitała z takim samym uznaniem jak i towarzystwo.

W trakcie kolacji Pirora postanowiła zarzucić sieci na pewne informacje dotyczące poszukiwań, tłumacząc że Pani Kapitan nawet nie wiedziała co się tu ostatnio wydarzyło. Choć nie pchała zbyt mocno w końcu koniec końców mialy spędzić miła noc. A miła not była to jak najbardziej.

Jagoda faktycznie musiała być głodna i zmarznięta. Bo chętnie skorzystała z ciepła i tak smacznej kolacji. Przy okazji humor jej się poprawił i jak jeszcze ta piękna i naga pani kapitan też potwierdziła słowa gospodyni, że dopiero co wróciła do miasta i właśnie się dowiaduje o jakiejś ucieczce to najemniczka chętnie opowiedziała przy jedzeniu jak to wszystko wyglądało z jej strony.

Pełna mobilizacja. Jagoda nie pamiętała kiedy ostatni raz nastąpiło coś takiego. Może jak parę lat temu organizowano wyprawy odwetowe na Norskę. A tak to nie. Wszystkich to dotyczyło na jakich ratusz miał bezpośredni wpływ. Na klawiszy w lochach, straż miejską, kadetów z akademii, garnizony wojskowe, różnorakie straże i milicje a pośrednio przez nagrody także różnej maści najemników i łowców nagród. A, że w mieście sporo było bezrobotnych marynarzy, dokerów, żołnierzy okrętowych to całkiem spore siły się zebrały. I szukano. I w mieście, i pod miastem, i w kanałach. Hetzwig walnął im pogadankę w “Kwarcie”. Był przekonany, że ktoś z miasta musiał ogranizować tą ucieczkę. Musiał istnieć jakiś spisek a, że chodziło o uwolnienie mutantów i heretyków to prawdopodobnie był to jakiś kultystyczny spisek. Więc wszelcy łowcy mieli przeszukać swoją pamięć czy coś z ostatnich miesięcy i tygodni nie rzuciło im się w oczy i uszy. Główny śledczy w tej sprawie uważał, że plan kultystów musiał być inny bo zapewne nie zaplanowali sobie, że norsmeński statek rozbije się tutaj a ich wiedźma dostanie się do niewoli. Ale wszyscy co byli z nią zginęli w katastrofie. Dlatego ktoś inny musiał zorganizować jej uwolnienie. I to pewnie ktoś z miasta. I takich zaprzańców właśnie mieli szukać. No i też tych co zbiegli oczywiście. Wiedźma tak bardzo rzucała się w oczy z tą niebieską skórą, rogami i tak dalej, że nie miała szans się ukryć na mieście. Chyba, że w jakiejś dziurze. Albo u tych którzy ją uwolnili. Powinna być łatwa do rozpoznania. Do tego jakaś nijaka mutantka co ją miano spalić na stosie w ten festyn. I Vogel, zbir jaki miał być zamieszany w sprawę wiedźmy ale jak bardzo to nie wiadomo bo śledczy nie zdążyli go przesłuchać pod tym kątem. On, jeden z dostawcó i strażnik to jednak łatwo wpadające w oko byczki co powinno ułatwić ich rozpoznanie. Dlatego wszelkich mięśniaków i wielkoludów sprawdzano obowiązkowo licząc, że to któryś z nich. No i jeszcze głupia Katia która jak teraz przypuszczał Hetzwig tylko udawała taką głupią a pewnie od początku była w spisku. Też łatwa powinna wpadać w oko by była płomiennoruda. No chyba, że używała przebrania.

- Konkurencja spora. Pewnie nie będę miała szczęścia no ale próbuję. Za duży ruch się zrobił. Każdy chce ich dorwać. No i szukają wszędzie. Oni muszą gdzieś tu być. Jak nie opuścili miasta morzem pierwszej nocy to potem myślę, że raczej nie mieli okazji. Czyli wciąż powinni być gdzieś tutaj. - powiedziała najemniczka jakie jest jej zdanie na ten temat i zaczęła obmywać dłonie po tym sytym posiłku.

- Ojej. Gruba sprawa. - mruknęła estalijska kapitan jaka do tej pory raczej słuchała niż mówiła. I chyba dopiero teraz zdała sobie sprawę o jak poważnej sprawie tu rozmawiają.
 
Obca jest offline  
Stary 02-04-2022, 08:16   #528
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Egon nie obawiał się zbytnio Gustawa. Ostatnie przejścia w kazamatach sprawiły, że jego siła wzrosła jeszcze bardziej i jego umiejętności bojowe także poprawiły się. Skoro ujście z kazamatów umieli dokazać, to czym w porównaniu z tym miało być spacyfikowanie wielkiego przygłupa?

Z drugiej strony, siłowanie się z Gustawem przez całe kanały mogło narobić im tyle samo kłopotów, jak próba transportu go w biały dzień przez ulice miasta.

- Ja to widzę tak, że my z Silnym rzucamy się na niego, przygwoździmy. Ty wlewasz mu w mordę te swoje specyfiki. Czekamy, aż zaczną działać, potem wiążemy go i włazimy do kanałów. Pasuje? - zapytał, czekając odpowiedzi kompanów.

Egon miał co prawda ze sobą gudendag, jako że topór van Hansen wzięła Merga. Nie chciał jednak użyć okutej żelazem pały na Gustawie.

- Mnie pasuje. - Silny dość obojętnie wzruszył ramionami i otarł jeszcze wilgoć ze swojego czoła. Co spowodowało, że tylko rozmazał po nim brud z jednego miejsca na inne.

- No dobra. Możemy tak zrobić. To czekajcie chwilę, wezmę te ziółka. - powiedział gospodarz widząc zdecydowanie na obu twarzach. Poprowadził ich więc do kuchni. Podał im butelkę zaczętego wina na przepłukanie gardła i to wydawało się świetnym pomysłem. Bo od tego łażenia po cuchnących kanałach pozostawał jakiś taki niesmak w gardle i języku który dobrze było spłukać.

- To jak go złapiecie to trzymajcie mu głowę. Najlepiej w pionie aby łatwiej łykał. A jakby nie chciał no to cóż, trzeba będzie mu jakoś ją otworzyć abym mógł wlać. No tylko niech znów nie zwieje! Bo będziemy mieć wszyscy przechlapane. - tłumaczył cyrulik gdy sam przelewał coś z jakiegoś garnka do mniejszej buteleczki z której pewnie zamierzał napoić wielgachnego pacjenta.

- Jakby zwiał to gorzej dla niego. Teraz w dzień to tylko pytanie na którym narożniku wpadłby na jakichś strażników. Ale nie bój się, nie ucieknie. - uspokoił go łysy mięśniak i podał butelkę Egonowi.

- Lepiej aby nie zwiał. Ostatnio wywalił całe okno. To trochę trudno wytłumaczyć sąsiadom i pacjentom. - rzucił przez ramię Sebastian wciąż przelewając miksturę. Z dołu znów doszło ich walenie jakby ktoś łomotał w dzwi albo ściany.

- Gorzej jakby strażnicy po śladach doszli tutaj. No a takie wywalone drzwi czy okno to i bez tego by wyglądały podejrzanie. - Vasilij dodał coś od siebie. Cyrulik z nim się zgodził i odstawił garnek oraz zakorkował butelkę.

- Gotowi? - zapytał zerkając na swoich trzech współbraci i pomachał buteleczką na znak, że on już ma co trzeba. - To go powinno uśpić ale nie od razu. Pacierz albo pół może minąć zanim zaśnie. Jeszcze zależy ile uda mu się tego wlać. - poinformował ich co trzyma w ręku.

- Za mną - rzekł tylko Egon, otwierając dźwierze do celi Gustawa.

Szykował się na ciężką walkę. Gustaw, być może nie wprawiony w bojach i nie tak dobry technicznie jak Egon, był cholernie silny. Egon aż nazbyt dobrze pamiętał ostatni raz, kiedy siłował się z nim ostatni raz. Oby tym razem sprawy poszły gładko, bowiem ostatnim razem, zaskakująco zwinny jak na swoje rozmiary olbrzym niemal im zwiał.

Poszli we czterech już znaną sobie drogą na korytarz a potem schodami w dół do piwnicy. Im niżej schodzili tym głośniejsze stawały się dzikie krzyski przypominające bardziej jakieś zwierzęce wycie niż ludzki głos. No i to łomotanie. W świetle lampy jaką niósł Sebastian dało się dostrzec jak deski drzwi wyginają się pod naporem. I pewnie w końcu by padły gdyby więźniowi wystarczyło odpowiednio dużo czasu i determinacji.

- Dobra to ja otworzę drzwi. A wy róbcie swoje. - powiedział przejętym głosem cyrulik i otarł pot z czoła. Widać było, że się denerwuje tym wszystkim. Pozostali popatrzyli na niego, na drzwi, na schody na jakich zostawiali błotniste ślady kanałowego syfu. No i dali mu znak aby otwierał te drzwi. Młodzian więc podał lampę Vasilijowi sam zaś wyjął klucz, wsadził w dziurkę od drzwi i przekręcił. Gustaw chyba się zorientował co się dzieje bo nagle zrobiło się w środku podejrzanie cicho. Sebastian otworzył drzwi, pchnął je do środka i szybko cofnął się od nich jak najdalej.

- O w mordę… - szepnął cicho Silny widząc swojego przeciwnika w migoczącym świetle lampy trzymanej przez herszta przemytników. W środku, w niewielkiej piwniczce stało coś co już na pierwszy rzut oka trudno było nazwać człowiekiem. Zarówno Egon jak Silny do ułomków nie należeli. Widać to było choćby jak stali teraz blisko Sebastiana i Vasilija i ci wydawali się drobni przy ich masywnych sylwetkach. No ale Gustaw to była jeszcze większa kategoria. I to chyba nawet urósł jeszcze bardziej od ostatniego spotkania gdy gowe dwóch spacyfikowali udaremniają ucieczkę. Był od nich wyższy, że czubek głowy prawie ocierał mu o sufit piwnicy. Na twarzy miał założoną jakaś maskę co wcale nie dodawało mu uroku. I sylwetkę też miał proporcjonalnie wielką do swojego wzrostu to nawet takie wielkoludy jak dwaj wyznawcy krwawego boga wydawali się przy nim drobni. Na Egonie to w pierwszej chwili też zrobiło wrażenie podobnie jak na Vasiliju. Ale dość szybko się otrząsnęli po tym jak Gustaw ryknął wściekle widząc wreszcie otwarte drzwi i bez namysłu rzucił się ku wyjściu.

- Kurwa! - krzyknął Egon, widząc Gustawa po raz kolejny. - Czym ty żeś go nafaszerował, bakałarzu!?

Nie było jednak czasu dywagować o tym, jakim cudem Gustaw stał się wielki, jak dąb. Egon podbiegł nieco bliżej Gustawa, nie przestraszywszy się jego gabarytami. Olbrzym biegł prosto na niego, a Egon zamierzał ten atak przyjąć.

- Silny! Ja będę w zwarciu, ty go w łeb pierdolnij! - krzyczał Egon, teraz już nie do końca pewien, czy będzie to taka bułka z masłem, utrzymać Gustawa w zwarciu.

Okazało się, że Egon dość trafnie oszacował możliwości ich sojuszniczego przeciwnika. Nie było łatwo. A dosłownie to sam gladiator ugiął się pod ciężarem tego wyzwania. I to tak dosłownie. Co prawda zdążył zatarasować drogę opętańcowi jednak jak wpadła w niego ta rozpędzona masa ciała to obaj gruchnęli na podłogę. Co gorsza Egon znalazł się na plecach a większy i cięższy przeciwnik na nim. Co nigdy nie było dobrą pozycją podczas walki. Rozwścieczony Gustaw chlasnął go w bok głowy aż mu pociemniało w oczach. I czuł na sobie tą jego żywą, wręcz zwierzęcą masę i wściekłość. Zaraz jednak przyszli mu w sukurs koledzy. Silny złapał za jedno ramię opętańca i próbował mu założyć chwyt na szyję. Gdyby mu się udało to mógłby zacząć go dusić albo chociaż skupić na sobie jego uwagę. Vasilij doskoczył z drugjej strony chcąc mu unieruchomić drugie ramię. I tak się zmagali ze sobą a ta krótka chwila pozwoliła Egonowi odzyskać ostrość widzenia chociaż pięść Gustawa przydzwoniła mu mocno.

Egon zaczął wiercić się pod Gustawem, próbując się wyzwolić. Ten na szczęście był całkowicie zajęty jego towarzyszami, więc na zebraniu potężnej szarży się skończyło. Kiedy tylko miał się wyzwolić, zamierzał się rzucić na szyję Gustawa i zacząć go dusić.

Brodaty gladiator wpadł w nieliche tarapaty. Nie dość, że znalazł się pod większym i cięższym przeciwnikiem to jeszcze ten jakby w odwecie za zablokowanie mu drogi ucieczki właśnie jego wziął na swój główny cel. Jednak na szczęście dla Egona to nie był pojedynek i miał ze sobą dwóch swoich braci ze zboru. Kolejne ciosy mocarnych pięści Gustawa jakie na niego spadały nie były już tak mocne jak to pierwsze uderzenie z rozpędu. Ale powoli, cios za ciosem, wytrząsały z niego życie. Czuł smak krwi w gardle jaka płynęła z rozbitego nosa i twarzy. Jak słabnie przy kolejnych trafieniach. To mocno deprymowało aby skupić się na wyślizgnięciu się spod tego większego i cięższego cielska. Ale dzięki jego poświęceniu pozostałym dwóm towarzyszom broni było łatwiej.

Silny stanął za plecami opętańca i próbował mu założyć chwyt pod ramionami i na kark. Jakby mu się udałoby byłoby dobrze. Naprawdę dobrze bo Gustawowi bardzo by to ograniczyło pracę ramion którymi tak całkiem skutecznie młócił powalonego Egona. Ale ten też to chyba wiedział bo się nie poddawał i łysy mięśniak miał z nim ciężki orzech do zgryzienia. Ale już mu nie starczało ramion i jakichś wężowatych macek na Vasilija. Był z ich trzech najdrobniejszy i zajął pozycję trochę z flanki. A może zabrakło odmieńcowi ramion i uwagi aby się nim w pełni zająć. I niespodziewanie to wreszcie hersztowi przemytników udało się złapać i przycisnąć do siebie jedno z ramion mutanta. Co pozwoliło Silnemu na przełom i zwalenie go z Egona unieruchamiając mu jednocześnie oba ramiona. Co prawda i jego to unieruchomiło ale był za plecami poczwary. Co pozwoliło Vasilijowi i Egonowi wstać i już na swobodnie dopaść do niego. We trzech unieruchomili go na tyle długo, że Sebastian do nich doskoczył i wlał mu do zdeformowanych ust swoją nalewkę.

- Trzymajcie go tak! Jeszcze z trochę i zacznie działać! Wtedy zaśnie! - krzyknął do nich gospodarz ciesząc się, że wreszcie największy ambaras mają za sobą.

Egon natychmiast podskoczył. Może nieco za wcześnie, bo zachwiał się nieco. Gustaw, który zdawał się być większy niż wcześniej, całkiem nieźle urządził Egona i ten wyglądał jak ofiara jakiejś więziennej szamotaniny albo pośledniejszej bitwy. Pomimo tego, Egon był przyzwyczajony do odnoszenia ran w boju i nie tracił rezonu, pomimo rozbitego nosa i posiniaczonej twarzy.

- Trzymamy, trzymamy - rzekł Egon, który zwalił się ciężarem swojego ciała na zmutowanego draba Sebastiana.

Tam trzymał jego serdelowate paluchy i pięści wielkości bochnów chleba najmocniej, jak się dało, mając nadzieję, że specyfik bakałarza zacznie działać szybko.

- Ale ci przyłożył. Jak zaśnie to cię obejrzę. Ale to na górze bo tam mam bandaże i resztę. - cyrulik dopiero teraz miał okazję zorientować się w jakim stanie jest kolega. Bo do tej pory jak się szarpali z jego pacjentem a jeszcze Egon był na samym dole to nawet nie było za bardzo jak. Gustaw był chwilowo unieruchomiony ale wciąż przytomny więc we trzech nadal mieli z nim niezłą przeprawę. Jednak teraz jak było trzy pary ramion przeciwko dwóm a to on był na dole to przypominało to rodeo na wierzgającym wierzchowcu. Wymagało sporo uwagi i wysiłku ale los wierzchowca wydawał się przesądzony. Trzeba było tylko wytrzymać aż środek podany przez młodego cyrulika zacznie działać. I właśnie wtedy gdzieś z góry doszło ich walenie do drzwi. Zdecydowane i natarczywe. Praktcznie wszyscy spojrzeli w kierunku schodów na jakie zostawili ślady zabłoconych kanałami butów. Bo to chyba ktoś walił do drzwi wejściowych jakie były powyżej.

- Leć zobacz kto to i spław go. - warknął cicho Silny wciąż siłując się z powalonym zbiegiem. Cyrulik pokiwał głową i szybko pobiegł korytarzem a potem schodami znikając im na chwilę z oczu. Po czym szybko wrócił.

- O matko to straż! Walą do drzwi! Chcą tu wejść! - Sebastian krzyknął im cicho głosem drżącym z przerażenia. Wydawał się być bliski paniki. Tego zresztą i Silny i Vasilij się nie spodziewali bo zamrugali oczami patrząc po sobie ze zdenerwowaniem w oczach.

Egon ledwie otrząsnął się z ciosów zadanych przez Gustawa - ten bowiem walił nie jak człowiek, a bestia z piekła rodem.

- Do czorta z bandażami, uciekać musimy - rzekł półgębkiem Egon, naprędce wymyślając, co trzeba zrobić. - Sebastian, ty idź do dźwierzy, my uciekniemy kanałem. Jak będą cię brać na spytki, to będziesz grał na zwłokę. My weźmiemy sukinsyna ze sobą.

Co prawda Gustaw był wielki i ciężki, jednak przetransportowanie go przez kanał w trójkę było raczej wykonalne. Potrzeba było tylko przeczekać, aż Gustaw padnie od ziółek Sebastiana.

Cytat:
Mecha 88


Test strachu (SW) > Gustaw


Egon 35+10=45; rzut: https://orokos.com/roll/937643 25; 45-25=20 > ma.suk = no trochę straszne ale bierze się w garść, mod 0

Silny 50+10=60; rzut: https://orokos.com/roll/937645 63; 60-63=-3 > remis = no duży jest, lepiej ostrożnie, mod 0

Vasilij 30; rzut: https://orokos.com/roll/937646 16; 30-16=14 > ma.suk = no trochę straszne ale bierze się w garść, mod 0
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 02-04-2022 o 08:23.
Santorine jest teraz online  
Stary 03-04-2022, 00:33   #529
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację



Joachim uznał spotkanie zboru za całkiem owocne. Dzięki pomocy w akcji uwolnienia wyroczni wyrobił już sobie pewną pozycję i pozostali członkowie wydawali się go szanować pomimo krótkiego stażu pośród nich. Merga obiecała pomóc mu w nauce demonologii kiedy będzie mogła i nasyciła mocą jego laskę - pewnie z czasem będzie można zaklinać ją coraz bardziej no i wypadało przecież żeby ktoś taki jak on dysponował chociażby pomniejszymi artefaktami.

Ponadto zainspirowany towarzystwem tych wszystkich wyznawców Slaanesha pozwolił sobie trochę pofolgować w imprezie, która nastąpiła po zakończeniu formalnej części zebrania. Przez ostatnie lata był skupiony na nauce więc rzadko miał czas na tego typu sprawy. Choć początkowo czuł się nieco skrępowany, po kilku piwach zaczęło mu się dobrze rozmawiać z Lilą. Mutantka o fioletowych włosach i kozich nogach od kolan okazało się być nie tylko ładną, ale i otwartą osobą, ciekawą świata. Zadawała Joachimowi dużo pytań na temat Altdorfu i jego magii. Choć po tańcu i alkoholu skupili się na innych rzeczach i Lila zasugerowała mu żeby oddalili się do jednej z bocznych izb. A tam znaleźli sobie przyjemniejsze zajęcie niż rozmowa.


*************************************


Podczas obiadu starał się zrobić dobre wrażenie na von Richterach. Wspomniał nieco o swojej wiedzy astrologicznej i studiach w Altdorfie, co jak zauważył często imponowało lokalnej szlachcie. Podziękował za zaproszenie na kulig.

- To bardzo miłe, chętnie wezmę udział. Myślę, że nie warto odwoływać takich zacnych wydarzeń z powodu tej całej sytuacji z ucieczką z kazamatów. Pokażmy tym łotrom, że nie wstrząsnęli nami na tyle, żebyśmy nie mogli żyć normalnie. W przeciwnym wypadku mogliby to uznać za swoje zwycięstwo, prawda?

************************************************** ******

Potem udało mu się spotkać w karczmie z rybakiem, z którym wcześniej współpracował. Ten człowiek był chyba dość niezadowolony ze swojego życia - jego żona niedawno zmarła a i połowy nie udawały mu się tak jakby chciał. Czarodziej zastanawiał się, czy nie zrekrutować go do ich zboru.

Niestety Nije nie udało mu się złapać więc zostawił jej wiadomość, że chciałby się umówić na spotkanie. Wraz ze swoim ochroniarzem i dwoma osiłkami których zaoferował mu Silny, miałby już całkiem solidną ekipę by ponowić łowy na syrenę.

 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 03-04-2022 o 00:36.
Lord Melkor jest offline  
Stary 03-04-2022, 17:53   #530
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 89 - 2519.02.33; wlt (1/8); ranek - południe

Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; Plac Targowy
Czas: 2519.02.33; Wellentag (1/8); ranek
Warunki: na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, powiew, mroźno (-15)



Pirora



Pogoda w Wellentag rano nie sprawiła zawodu. Podobnie jak Kamila van Zee. Ale rano gdy grupka nagich kobiet budziła się na połączonych na środku pokoju łóżkach to o tym drugim fakcie jeszcze nie wiedziały. Humory jednak były przednie. Wciąż z jednej strony wszystkie cieszyły się z powrotu pani kapitan jak i ze wspólnie spędzonej nocy. Potem było przyjemne śniadanie we wspólnym towarzystwie gdzie Rose zapropnowała Jagodzie, że mogą ją podrzucić bo i tak jadą na plac a “Kwarta” gdzie planowała zacząć swój dzień najemniczka była właśnie na placu. Więc znów w nieco zmienionym ale podobnym składzie zajechały saniami na Plac Targowy. A tam dość łatwo dało się dostrzec hałaśliwe zbiegowisko sań, wozów, dorożek, szczekających ogarów i psów. Wyglądało jakby wielkie państwo szykowało sobie jakiś wypad na radosne polowanie czy coś takiego. No i powstał pewien ambaras.

- Wyglądamy jak wieśniary. - Rose skrzywiła się widząc z bliska jak duża jest różnica w jakości między jej saniami w jakich tu przyjechały a tymi jakie stały obok. Ona nie zastanawiała się nad tym zbyt wiele i po prostu kazała przygotować swoim ludziom jedne z sań jakie służyły im podczas saltburskiej wyprawy. Tam się sprawdziły no ale były to dość zwykłe, całkiem użytkowe sanie. Nie było w nich wstydu jak się jechało za miasto lub przy chłopskich i mieszczańskich furmankach oraz saniach. Ale do tych drogich i zadbanych szlacheckich modeli to nie było co porównywać. I pani kapitan dopiero jak na własne oczy przekonała się jak kiepsko to wygląda to się skrzywiła na tą myśl jak biednie będą wyglądać. A przecież chciały się pokazać w towarzystwie od jak najlepszej strony. No i tu właśnie jak dar niebios spadła im Kamila van Zee.

- Rose? Rose de la Vega? Pani kapitan? Wróciłaś! Kiedy?! O matko jak się cieszę! Jak ci się udała podróż? Nic ci nie jest? Tak się martwiłam o ciebie czy wszystko w porządku. Chodź, koniecznie musisz nam wszystko opowiedzieć! Na pewno miałaś wiele przygód. No nawet nie masz co się wykręcać, nie przyjmuję odmowy! - Kamila chyba przypadkiem dojrzała swoją ulubioną panią kapitan, tak piękną i dzielną. Ale pośpieszyła do niej natychmiast. Wydawało się, że najchętniej z tej radości rzuciłaby się jej na szyję. Jednak opamiętała się przed takim nieprzystojnym młodej i dobrze wychowanej damie zachowaniem. Za to złapała ją za rękę i poprowadziła w stronę swoich sań. Prawie przy okazji witając się z Pirorą. Wydawało się, że ciemnowłosa, estalijska kapitan w spodniach i kordelasem u pasa skutecznie skupiła na sobie jej uwagę. No a przy okazji dzięki temu stały się gośćmi w saniach panny van Zee czyli jednymi z najważniejszych w tej kawalkadzie jaka zbierała się na placu.

- Dzień dobry Piroro. - w saniach zastały też Sanę Moabit. Ale nie było to dziwne. Podobnie jak w rezydencji pełniła ona rolę drugiej gospodyni i patrzyła z ciekawością jak kapitan zajmuje środkowe miejsce na tylnej kanapie a wokół niej siada Kamila i Pirora. Czekali jednak wciąż aż zbierze się przewidziany komplet na placu aż w końću kulig ruszył przez miasto a potem za miasto.



Joachim



Ranek zaczął się od oobudki i śniadania z państwem van Hansen. Już przy śniadaniu panowała atmosfera ekscytacji jakiej źródłem była dorosła córka gospodarzy. Pogoda była jednak dość kontrowesyjna gdy chodziło o wypad na świeżym powietrzu i to taki całodniowy, za miasto. Zwłaszcza milady van Hansen zdawała się mieć pod tym względem wątpliwości.

- Dziecko, może jeszcze to przemyślisz? Sama zobacz jak pada. Może poczekaj z dzwon czy dwa aż przestanie. W końcu nie chodzi o przejażdżkę po ulicach miasta. - zwróciła się przy śniadaniu do córki proszącym tonem nawołując do rozsądku i rozwagi. Śnieg faktycznie pruszył ale był to drobny, lekki puch przypominający pierze sypiące się leniwie na miasto. Nie wyglądał jakoś groźnie.

- Oj nie bój się mamo, nic nam nie będzie. Zresztą z wszystkimi już się umówiłam na Placu no to jakby to wyglądało jakbym jako główna rganizatorka co zaprosiła wszystkich się nie pokazała. Dopiero byśmy mieli plamę. - Froya nie przejawiała najmniejszej chęci zrezygnowania z kuligu. Ale do pani matki zwróciła się grzecznie i pogodnie nie chcąc by ta się niepotrzebnie martwiła.

- Ona ma rację Marti. No sama zobacz, że ledwo co sypie. I nie jadą gdzieś w świat tylko do naszego domku nad jeziorem. Przecież już nie w taką pogodę tam jeździliśmy. - mąż pani van Hansen i ojciec panny van Hansen poparł córkę i dołożył się do uspokajania niepokojów swojej żony a jej matki.

- No tak, to prawda. Ale może powinniśmy jednak pojechać z nimi? Chociaż odwieźć do domku? - pani van Hansen pokiwała głową w ugowoy sposób ale dalej widocznie miała wątpliwości w tej materii.

- Po co? To jej zabawa, niech się bawi po swojemu. Co mogliśmy jej pomóc to pomogliśmy a teraz niech jedzie i sama zobaczy czy wszystko jest jak trzeba. Młodzi muszą się wyszumieć. Zima się kończy jutro wiosenny festyn, niech się bawią. Tylko byśmy im przeszkadzali i krępowali jak para starych zrzęd i przyzwoitek. Zresztą jakby to wyglądało? Że nie mamy zaufania do naszej córki? Że mamy jakąś niezaradną ciamajdę za jaką wszystko muszą robić rodzice? To jest młoda van Hansen, nasza córka jaka kiedyś nas zastąpi. Musi być przygotowana do dorosłego życia bez nas. - Mikael pozwolił sobie na nieco dłuższą wypowiedź i był na tyle przekonywujący, że żona przyznała mu w końcu rację chociaż chyba gdyby to od niej zależało wolałaby nie puszczać córki samej. Córka zaś z wdzięczności pocałowała ojca w policzek promieniejąc ze szczęścia za wsparcie i zaufanie jakie jej okazał.

Po śniadaniu trzeba było się przebrać i spakować co byłoby potrzebne na taki jednodniowy wypad. Bo jak nie stanie się coś nieprzewidzianego to mieli wracać jutro rano i nocować w tym domku nad jeziorem van Hansenów. Dlatego Joachim ponownie spotkał się z córką państwa van Hansen dopiero w saniach. Niedługo potem wyjeżdżali przez bramę, żegnani z okna przez rodziców Froyi jacy im pomachali. Po czym wraz z małym orszakiem konnych i kilku sań jakie jechały za nimi przejechal na południe ku Placu Targowemu na jakim było miejsce zbiórki. Po drodze Froya uprzedziła Joachima, że dołączą do nich państwo von Richter. I może zabiorą jeszcze kogoś z placu.

- Witaj Froyo, wyglądasz olśniewająco jak zwykle. - ciemnowłosy Herr von Richter przywitał się po szarmancku witając się z gospodynią. Ta zdjęła rękawiczkę aby mógł ją ucałować w dłoń. Z czarnowłosą panią von Richter pocałowały się w ten dystyngowany sposób dam z towarzystwa obejmując się i przytulając na chwilę policzkami. Oboje zasiedli po obu stronach gospodyni więc zostały im jeszcze dwa miejsca wolne. A towarzystwa na placu było sporo w tym białym, padającym puchu. Sanie, konni, myśliwskie ogary wierzgające na smyczy, jakieś pętające się między tym dzieciaki liczące, że coś im skapnie od bogatych państwa. Wyglądało, że zjechała się tu śmietanka towarzyska miasta. Panował radosny harmider i gorączka ekscytacji planowaną zabawą. Co chwila ktoś się z kimś witał, ściskał, żartował i wybuchał śmiechem. Bogato ubrani kawalerowie i pięknie wyglądające damy. W zdecydowanej większości młodzi, piękni i bogaci.

- Gdyby była taka potrzeba to my możemy nocować u nas. A także kogoś do siebie zabrać gdyby zrobiło się u was zbyt ciasno. - zaoferowała się Madeleine widząc, że całkiem sporo było tego wysoko urodzonego towarzystwa na placu.

- Bardzo wam dziękuję za tą pomoc. Mam nadzieję, że to nie będzie konieczne i jakoś się zmieścimy. Chociaż i tak pewnie będziemy spać po kilka osób w pokoju. Was zapraszam do swojego. No i Kamilę jeszcze zaproszę aby nie było potem pretensji, że Froya zaprasza pannę van Zee do siebie a potem traktuje ją po macoszemu. A ty Joachimie się nie obawiaj, będziesz miał do dyspozycji pokój gościnny chociaż jak i my wszyscy będziesz musiał go dzielić z innymi gośćmi. - blondynka ubrana w ładną, ciężką, zimową suknię zwróciła się do swoich gości. Zapowiadało się, że raczej nie ma co liczyć na pokój do własnej dyspozycji skoro nawet dziedziczka gospodarzy musiała dzielić się nim z innymi. Ale też i dla nikogo z jej gości nie powinno zabraknąć miejsca. Zależało jej też na dobrym wizerunku w towarzystwie i dlatego zadbała aby Kamilę potraktować z najwyższym szacunkiem i jak kogoś równego sobie.




Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; jezioro; dworek van Hansenów
Czas: 2519.02.33; Wellentag (1/8); południe
Warunki: na zewnątrz jasno, pada gęsty śnieg, powiew, mroźno (-15)



Pirora i Joachim



W końcu gdy dobrze urodzone towarzystwo się zebrało w komplecie kulig ruszył przez miasto. Po czym stanął w korku przy bramie gdy straż nawet tak znamienitych gości musiała sprawdzić. Zwykli strażnicy wydawali się jednak speszeni i pod presją takiej liczby znanych twarzy i nazwisk. Zapewne obawiali się komuś podpaść. Zwłaszcza, że podnosiły się głosy irytacji w podekscytowanym towarzystwie na ten zaskakujący dla nich postój. Niespodziewanie w sukurs strażnikom przyszła sama organizatorka wyprawy. Wstała na swoch saniach i poprosiła wszystkich o cierpliwość i współpracę. W końcu straż robi swoją robotę dla dobra i bezpieczeństwa nas wszystkich. A skoro to powiedziała Froya von Hansen, która ich zapraszała do siebie i była gospodynią tej zabawy to i miało to swoją moc słów. Nastroje uspokoiły się i po tym postoju w bramie kulig ruszył dalej. Gdy mury miasta znikały za plecami w śnieżnym puchu padającym wciąż z nieba i sanie pędziły przez las dzwniąc dzwonkam i okraszając to śmiechami i okrzykami uczestników zabawa była przednia. A to był dopiero początek! Nie jechali tak zbyt długo zaśnieżonymi drogami gdy w końcu dotarli na jakieś skute lodem jezioro okolone lasem. Jechali wzdłuż niego i czasem nad brzegami widać było położone rezydencje. Do jednej z nich wjechali i to był właśnie ów “domek nad jeziorem” van Hansenów.



https://s1.manifo.com/usr/c/C442/13/...worek-zima.jpg


Nastąpiło radosne zamieszanie. Gdy na podwórze wciąż wjeżdżały kolejne sanie i jeźdżcy. A inni już się rozpakowywali z tych sań. Służba van Hansenów pełniła rolę przewodników prowadząc gości do ich pokojów aby mogli zostawić swoje rzeczy. W salonie były pod ścianą rozstawione rzędy stołów z jedzeniem i napitkiem więc każdy kto zgłodniał mógł się poczęstować. To niejako pełniło też za pomieszczenie zbiorcze gdy ktoś jeszcze czekał aby zostawić swoje rzeczy w pokoju, właśnie zostawił i czekał na kogoś innego, albo z kimś się spotkał i chciał porozmawiać albo dopiero się poznawali. Tych wypadków było o wiele mniej bo widocznie większość towarzystwa to był kwiat młodzieży z Neus Emskrank i okolicy, jacy dorastali razem i znali się od lat. W porównaniu do nich to gście tacy jak Pirora czy Joachim byli dla nich nowymi twarzami. I dla nich większość towarzystwa była nowa. Joachim rozpoznawał sporo nazwisk z lat swojej młodości w tym mieście. Ale bardzo rzadko kogośkojarzył z twarzy. W końcu większość z nich też wówczas była dziećmi lub niedorostkami gdy wyjeżdżał z miasta to raz. A dwa wówczas świat szlachty był dla niego niedostępny i poza festynami czy widokiem kogoś na mszy to taki zwykły chłopak z miasta niezbyt miał okazję chociaż ich pooglądać z daleka. Dopiero powrót do miasta jako magister elitarnej uczelni umożliwił mu wstęp na te salony. No i znajomość z van Hansenami oczywiście. Pirora zaś co prawda rozpoznawała całkiem dobrze panny i panie jakie bywały zapraszane do Kamili na wieczory poetyckie. I częściowo ich partnerów. I tu raczej mogła liczyć na życzliwe spojrzenia, uśmiechy i rozmowy. Ale w całej swojej masie to pierwszy raz miała do dyspozycji tak barwną pulę. Zwłaszcza, że prawie wszyscy to byli ludzie w kwiecie wieku albo jeszcze panny i kawalerowie, albo narzeczeństwa lub małżeństwa z niewielkim stażem. Dało się wyczuć, że młodzi ludzie chcieli zerwać sie z okowów zimy i czujnego oka rodziców i wreszcie się zabawić w swoim elitarnym towarzystwie. Ale zdarzały się niespodzianki towarzyskie. Jak choćby pojawienie się pięknej pani kapitan z Estalli. Zafascynowanej nią Kamili. I Pirory którą Rose przedstawiła jako swoją partnerkę.

Rose de la Vega okazała się czarnym koniem na tym spotkaniu. Bo z jednej strony zgrabna, czarnowłosa piękność w spodniach o nieco egzotycznej urodzie od razu rzucała się w oczy. Z drugiej mało kto ją znał. Nie pochodziła z tego miasta ani nawet z okolicy. Nawet port traktowała jako przystanek w drodze. Więc chociaż nie była w mieście pierwszy raz to raczej nie była tu w celach towarzyskich. Teraz rozpoznali się z kimś z kapitanatu, poznała jakiegoś nawigatora, kapitana, właściciela statku czy ich synów i córki ale poza tym dość wąskim gronem ludzi bezpośrednio związanych z morzem i portem to nie znała reszty towarzystwa a oni nie znali jej. Więc obie strony wydawały się sobą zaciekawione. No i jeszcze była ta prośba Kamili jaka wyraźnie zaskoczyła główną gospdynię.

- A czy Rose mogłaby być z nami w pokoju? - ciemnoskóra córka kapitana portu podeszła do blondynki aby ją poprosić o tą przysługę. Froya zaskoczona zamrugała oczami. Spojrzała najpierw na nią, potem na panią kapitan.

- Ależ Kamilo. Zapraszam cię do swojego pokoju. Kazałam wstawić dodatkowe łóżko. I jeszcze Thom i Madi będą nocować z nami. Ale zapewniam cię, że dla twojej przyjaciółki znajdzie się miejsce. - blondynka próbowała wyjaśnić koleżance, że już ma wszystko zaplanowane. Niestety ten plan nie przewidywał obecności Estalijki. Która była szlachcianką, kapitanem statku i panną. Co mocno zawężało miejsce przy stole jak i w pokojach no i nie było tak łatwo ją gdzieś umieścić zgodnie z zasadami etykiety.

- To ja mogę nocować tam gdzie Rose, nie martw się o nas. Tylko chciałabym wiedzieć jaki byśmy miały pokój. - panna van Zee uśmiechnęła się promiennie jakby to wszystko były głupstwa i była gotowa je pokonać byle dopiąć swego.

- To prawda, nawet nie wiecie jakie warunki są na statku podczas rejsu. Wystarczy mi cokolwiek aby wyprostować nogi. Nie przejmujcie się mną. Zresztą nie jestem sama bo Pirora jest moją partnerką więc nie chciałabym jej zostawiać na lodzie. - estalijska oficer też uderzyła w ton jakby nie trzeba było zaprzątać nią sobie głowy. Zwłaszcza, że nie była sama. I Kamila i Froya uniosły brwi słysząc, o tej partnerce ale to wszystko jeszcze bardziej skomplikowało sytuację gospodyni jaka tak bardzo chciała zadbać o gości i aby nikt nie czuł się pokrzywdzony. Teraz Kamila pospołu z Rose nasypały jej piasku w ten całkiem nieźle ułożony plan kto, gdzie i z kim ma nocować.

- Froyo, nie bawmy się w jakieś dworskie dyrdymały. Wszyscy przyjechaliśmy się tu bawić! My chętnie odstąpimy pannom swoje miejsce. Możemy się zamienić z Pirorą na pokoje, nam z Madi jedno łóżko wystarczy. A ostatecznie zawsze możemy wrócić do siebie, nasz domek jest niedaleko. - z opresji pannę van Hansen wybawił Thomas von Richter. Ciemnowłosy szlachcic widząc, że zamieszanie z etykietą wpędziło koleżankę w niezły ambaras postanowił odstąpić pannom swoje miejsce. Co rozładował ten problem. Froya rozpływała się mu z wdzięczności i cmoknła nawet w policzek. A sama zaprowadziła trójkę panien do swojego pokoju aby im pokazać co i jak.

- Łóżko możecie wybrać. Ja się dostosuję. Ta szafa jest do waszej dyspozycji. Łazienka jest na końcu korytarza. - wyjaśniła Froya gdy oprowadzała swoich gości po swoim pokoju. Widać było, że wielkie, ozdobne, małżeńskie łóżko już musiało stać tu wcześniej. Bo drugie, też dwuosobowe ale znacznie prostsze pewnie wstawiono z tej właśnie okazji natłoku gości. Gospodyni jednak wręcz zachęcała do skorzytsania z tego oryginalnego łoża sama gotowa była nocować na tym prostym. Pokój wyglądał na myśliwski. W rogu stał manekin z pełną zbroją, na ścianach wisiały trofea w postaci czaszek, rogów, łbów oraz skór. A na jednej była ładna kompozycja z broni wszelakiej. Od szabli i mieczy, przez topory i nadziaki, aż po morgensztyny i rohatyny. Jak zostawiły swoje rzeczy mogły wróćić do salony gdzie raczej się stało i chodziło niż siedziało.


---




To całe radosne zebranie, poznawanie się i rozmowy ciągnęły się bez pośpiechu prawie do południa. A to jeszcze ktoś dojeżdżał przed dworek, a to służba coś nosiła na zewnątrz albo wewnątrz domu, a to jeszcze coś się działo. I w tej przyjemnej atmosferze czas uciekał nie wiadomo jak i kiedy. I pewnie jak już sięgano po trunki i potrawy to towarzystwo zasiedziałoby się na dobre no ale pojawiła się blondwłosa gospodyni na środku sali. I ogłosiła, że będą teraz zabawy na świeżym powietrzu. Zwłaszcza, że choć niebo było pochmurne to przestało sypać śniegiem. Plan dnia zapowiadał się dość intensywnie.

Najpierw pogoń za lisem. Konno oczywiście. Pierwszym lisem miała być sama gospodyni co przyjęto z entuzjazmem. Ale potem jak ktoś się czuł na siłach stać się obiektem polowania dla konnych myśliwych to proszę bardzo. Dla pozostałych była orkiestra i tańce na świeżym powietrzu. Lub kibicowanie lisiej gonitwie bo widok powinien być w sam raz. Potem wspólny obiad dla odpoczynku i napełnienia żołądka. A potem, jak już będzie zmierzchać kulig wokół jeziora. Z pochodniami i dzwonkami. No i ogniskiem i mięsiwem pieczonym na nim. A wieczorem bal. Tańce i zabawa, już wewnątrz dworku. Do tego kilka rodzin zgłosiło się podobnie jak państwo von Richter, do gościny bo mieli rezydencje też wokół jeziora więc mogli kogoś ugościć aby rozładować tłok w dworku van Hansenów czy tak z ciekawości i towarzystwa.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; nowa kryjówka zboru
Czas: 2519.02.33; Wellentag (1/8); ??
Warunki: główna izba, jasno, ciepło, cicho;



Egon



Gustaw im uciekł. Wczoraj, w kanałach. W tym krytycznym momencie jak to się z nim we trzech szamotali, Silny zeskoczył na dół kanału pod włazem i miał go złapać gdy na górze jednocześnie Egon i Vasilij mieli go wepchać. Nie do końca ta akcja im wyszła i chociaż w końcu wrzeszczącego i szarpiącego się odmieńca udało się wepchać przez właz do kanału to jednak zwiał i zniknął im z oczu. Zanim zeszli na dół całą trójką, zapalili lampy to już nie było go widać ani słychać.

Wszystko wczoraj było tak na łapu capu. Od chwili gdy straż załomotała do drzwi młodego cyrulika. Ten pobiegł na górę aby coś spróbować ugrać. A tymczasem pozostała trójka jego kolegów musiała zmagać się z wciąż szarpiącym się mutantem. W tych warunkach ten eliksir co miał go uśpić za pacierz czy pół wydawał się działać beznadziejnie powolnie. Nic im na tamtą chwilę nie pomagał bo chociaż Gustaw został spacyfikowany i przygnieciony do podłogi przez nich trzech to nie mogli tak zostać jak straż waliła do drzwi. A jak tylko próbowali go pochwycić i unieść w kierunku schodów szarpanina zaczęła się na nowo. Było o tyle niedobrze, że też musieli iść tymi schodami z piwnicy na parter. Tam przeszli obok spanikowanego gospodarza i aż za dobrze słyszeli walenie do drzwi.

- Co tam się dzieje?! Co to za hałasy!? Otwierać! Straż! - krzyczał z zewnątrz jakiś ponaglający, męski głos. We trzech nie wiedzieli co ich ściągnęło ale jak już stali pod zamkniętymi drzwiami to odgłosy szapraniny nie dały się przegapić. W końcu gdyby drzwi były otwarte to widzieliby siebie z kilku kroków. W końću Sebastian co był i tak bliski stanu przedzawałowego nie wytrzymał i dał dyla razem z nimi. Dogonił ich na podwórzu i próbował narzucić jakiś koc na szarpiącego się opętańca. W końcu wlekli go szarpiącego się i wyrywającego w świetle dnia. Nawet widzieli z daleka kogoś kto aż się zatrzymał aby obserwować to dziwne ale trudne do przeoczenia wydarzenie. W końcu dotarli do tego włazu jakim wyszli z kanałów i musieli przez niego przepchać jakoś Gustawa. To im się co prawda udało ale ten i tak się wyrwał i zwiał w głąb kanałów.

Na szczęście w nieszczęściu mieli ze sobą Vasilija. Ten dość łatwo odnalazł jego ślady i w świetle lampy poszedł za nimi jak po sznurku. Znaleźli go dobry kawał dalej. W końcu ten eliksir go zmógł i już dogorywał. Sebastian radził poczekać aż zadziała w pełni aby znów się z nim nie szarpać. I Silny przystał na to. Jednak nawet wtedy Gustaw stawiał im opór chociaż już raczej bierny. Bo był to kawał cielska do niesienia. Mógł ważyć tyle co szafa razem z wyrocznią a może mniej. Wtedy Egon nie był ciężko ranny to tak bardzo tego dźwigania nie odczuł. Nawet trudno było powiedzieć ile czasu szli tymi kanałami z tym cielskiem. Sebastian szedł na przedzie z lampą oświetlając drogę. A oni we trzech zmieniali się aby chociaż jeden mógł odpocząć tylko idąc.

W końcu doszli do dziury w ścianie kanału jaka prowadziła pod górę do ich kryjówki. I jeszcze ostatnie korytarze i schody i wreszcie wrócili do domu. Pod ziemią nie było widać jaka jest pora dnia ale mógł być już pewnie zmrok albo i wieczór. Wszyscy wrócili strasznie zmęczeni i fizycznie i od tego napięcia. Zostawało zmyć w misce ten bród i smród kanałów, coś zjeść i położyć się spać.




https://i.pinimg.com/564x/d6/86/dc/d...1e1f8c0034.jpg


Rano Egon czuł się niewiele lepiej. Wciąż był obolały po łomocie jaki sprawił mu Gustaw. I czy naprawdę było to rano czy nie to właściwie nie było wiadomo pod ziemią. W każdym razie jak wstał. Ale okazało się, że czeka go jeszcze trochę przyjemności jak nie w życiu to chociaż tego nowego dnia. Najpierw okazało się, że Merga pod nieobecność Starszego przejęła rolę gospodyni tej kryjówki. I poleciła dziewczynom przygotować balię z kąpielą dla dwóch poranionych wojowników. Bo Vasilij to jeszcze wczoraj ich opuścił i wrócił do siebie. A dzisiaj to Egon i Silny mogli się chociaż wymoczyć i spłukać z siebie te kanały na dobre. Gretchen i Lilly w roli sympatycznych łaziebnych i uśmiechniętych towarzyszek sprawiły się całkiem dobrze. Można było zapomnieć o męczarniach dnia wczorajszego chociaż na chwilę. Silnemu zrobiło się tak przyjemnie, że nie omieszkał pochwalić się przed kolegą jak to na zborze zaliczył Pirorę.

- No i od razu widać, że to jest porządna dziewczyna. Chociaż z tych lubieżnic. To porządna. Brałem ją jak chciałem a ona widzę też wie jak zadbać o mężczyznę. Nie jak ta niebieska kretynka. - pochwalił się zanurzony po piersi w wodzie i mydlinach dając się szorować sympatycznej łaziebnej. Brzmiało jakby do tej pory nie miał o blond kultystce wyrobionego zdania a i właściwie nie spotykali się zbyt często nawet na zborach. Ona raczej trzymała się z Versaną i Łasicą a z nimi Silny miał na pieńku. To i ignorował pannę van Dyke całkiem skutecznie. No ale skoro na ostatnim zborze poznali się bliżej od tej prywatnej strony to chyba zrobiła na nim na tyle dobre wrażenie, że i mógł chociaż na chwilę zapomnieć jej kolegowanie się z czarnowłosą wdową i niebieskowłosą włamywaczką. Z nimi nawet na ostatnim, jakże sprzyjającym integracji zborze nie miał ochoty się zadawać. I zapewne z wzajemnością.

Potem jak już wyszli z balii i się osuszyli to czekał na nich Sebastian. Cyrulik był wyraźnie spięty i nie mógł zapomnieć o wczorajszej niezapowiedzianej wizyty straży w swoim domu. Czego chcieli? To przypadkowa wizyta? Rutynowa kontrola? Pechowo byli w okolicy i usłyszeli wrzaski z piwnicy to przyszli sprawdzić? A może wiedzieli, że jest kultystą i celowo przyszli po niego? Przez to, że wczoraj spanikował i zwiał nawet nie wiedzieli ilu ich było. Na pewno jeden co walił do drzwi i się darł aby otworzyć. A ilu z nim było to nie wiadomo. Tak mamrotał ni to do siebie ni to do kolegów gdy przemywał im rany, zakładał szwy a potem opatrunki. Gdy skończył do akcji wkroczyła Merga.

Podeszła do każdego z wojowników i przy nich z bliska wydawała się drobna. Ale nawet mężczyźni tacy jak Sebastian czy Vasilij wydawali się przy nich drobni więc nie było dziwne, że kobieta wygląda przy nich cherlawo. Chociaż jakby liczyć do czubka jej rogów to była wyższa od każdego z nich. I emanowała jakimś takim spokojnym majestatem, że o ile kogoś nie przerażała obecność jawnej mutantki to wydawała się kimś wyjątkowym. Jakąś włądczynią, kapłanką, księżniczką, wiedźmą, jednym słowem osobą wybijającą się ponad przeciętność. Nie tylko wyglądem ale też wiedzą i doświadczeniem. Podeszła do nich i popatrzyła na każdego z nich.

- Nie bójcie się, nic wam nie zrobię. To może być trochę zaskakujące jeśli nie próbowaliście tego wcześniej. Ale przyspieszy wasz powrót do zdrowia. Zwłaszcza tobie Egonie to zalecam bo widzę, że nie jesteś w zbyt dobrym stanie. - poinfowmoała ich łagdny tonem. A potem zaczęła coś mówić w obcym języku. Jej złote oczy rozjarzyły się blaskiem. Dłoń wodziła nad piersią pacjenta i u siebie trudno było to zobaczyć. Ale jak odprawiała magię na koledze to widać było jak rany pokrywa złoty, świetlny pył jaki zdawał się spływać z jej dłoni. A jak samemu się było odbiorcą to czuć było ciepło. Jakby po skórze przelatywał ciepły kłąb pary z sauny. I wlewał się do środka ciała napełniając je lekkością i energią. Jak skończyła to Egon odczuł wyraźną poprawę. Nie był jeszcze w pełni sił ale to lanie co oberwał od Gustawa teraz wydawało się drobną uciążliwością. Jutro, może pojutrze już nie powinno być po tym śladu. A potem siedli do śniadania. Do tej dużej izby połączonej z kuchnią. Ale jak nie było całego zboru to ten stół wydawał się zbyt duży i pusty.

- Obejrzałam sobie tego waszego Gustawa. - zaczęła rogata wiedźma gdy siedli już do śniadania. Oprócz ich dwóch był jeszcze markotny Sebastian i obie mutantki. Wczoraj go zamknęli w jakiejś celi czy czymś takim. Była na jednym z niższych poziomów gdzie jeszcze niżej była kwatera Mergi i coś tam jeszcze.

- Myślę, że to co go odmieniło już opuściło jego ciało. Ale też zniszczyło jego duszę i umysł. Teraz to pusta skorupa. Niewiele różni się od zwierzęcia. Ciało śmiertelnika nie jest stworzone do bytowania z Nienarodzonymi. To zbyt wielka moc i zawsze wypacza naszą rzeczywistość. No ale to wypaczenie jak widać ma swoje fizyczne zalety. - wyjaśniła im swoje zdanie na temat wielgachnego odmieńca zmutowanego przez wypaczającą moc demona jakiego był jakiś czas gospodarzem.

- Ja się zastanawiam co chciała ta straż wczoraj. Nie wiem czy mam tam po co wracać. A jak na mnie czekają? - cyrulik wydawał się przybity wczorajszymi wydarzeniami. Wybiegł prawie dosłownie w samej koszuli i tylko torbę medyka zabrał ze sobą. Cała reszta została na miejscu.

- Możesz wrócić. Jakby czekali powiesz, że ktoś ci się włamał jak cię nie było i tyle. - poradził mu Silny zanurzając łyżkę w kolejnej porcji rybnej zupy. Sebastian trochę pokiwał, trochę pokręcił głową ale dalej wyglądał dość markotnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172