Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2022, 21:33   #31
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Gato stał przy otwartym oknie, aż je zamknął i zwrócił się do wszystkich sięgając plecaka i wydobywając tubę.
- Dobra ludzie. - powiedział głośno - Jest kasa do zarobienia jak się przyfarci i teraz kto chce zarobić.
- Na tym pociągu pełnym złota - spytał John - czy tez masz jeszcze jakiś pomysł?

Krzywy, cwany uśmiech zawitał na twarzy brodacza.
- Zawsze. - odpowiedział - Nie ukrywajmy, wszyscy robiliśmy już robotę, a za tą czeka nas niemała sumka na papierku. Niektórzy z nas nie zdziwię się jak już mają pewną… sławę.

Melody się co prawda nie odzywała, ale wpatrywała w Gato z minką mogącą świadczyć o zaciekawieniu…

Elizabeth nie odzywała się, nawet nie zaszczyciła Gato swoim spojrzeniem. Jedynie dreptała wzdłuż koni, narzekając w myślach na warunki podróży.

James spokojnie palił kolejnego skręta, i mieszał w rondelku gęsie wątróbki podlane odrobiną whisky. Wstrętne w smaku, puszkowane jedzenie przyprawione alkoholem wydzielało całkiem przyjemny zapach. James zerkał na Gato, czekając najpewniej, aż rozwinie swoją myśl w konkretną propozycję.

- To śmierdzi okropnie… - Mruknęła do Jamesa Melody.

James wzruszył ramionami jakby niespecjalnie się tym przejmował. Wychodził z założenia, że nikt nie musi tego jeść, poza samym kucharzem.

Zacznijmy od tego, że mam zasady… - powiedział Gato otwierając tubę i wyciągając jakieś papiery które przeglądał i ostatecznie dwa z nich schował z powrotem do tuby - …staram się jak mogę nie zabijać kobiet.

W tym miejscu podniósł papiery na wysokość piersi pustą, czystą stroną do nich i oznajmił.
- Kto chce niech zerknie. Jakby nie patrzeć jedziemy na jednym wózku, panie i panowie.

- Możesz przejść do konkretów? - papieros w ustach Jamesa przewędrował z jednego kącika ust do drugiego. Potrawka podskoczyła w rondlu, wyzwalając niewielki kłąb pary.
- Co racja, to racja - powiedział John. - Machasz tymi papierkami, jakbyś tam miał co najmniej plan zdobycia kolejnych paru worków złota.

Lisi uśmiech Gato było jedyną odpowiedzią kiedy ruszył ku nim i każdemu dał papierek, niektórzy otrzymali kilka.

Były to listy gończe. Jakaś dziesiątka.

- Nie ma to jak dobra przykrywka w robocie dla Coy’a, co nie? Swoje zasługi mam i w tej dziedzinie. - zaśmiał się luźno - Zawsze zastanawiałem się jak to jest rabować banki… - mówiąc to łypnął dyskretnym okiem na Jamesa przeczesując przy tym dłonią włosy, a przy następnych słowach spojrzał niby przelotem na Elisabeth patrząc w zadumie w dal mijając ją spojrzeniem - …albo co trzeba zrobić by być ściganym za zdradę.

Wzruszył ramionami teatralnie po czym powiódł wzrokiem po zebranych.
- Przyjrzyjcie się im uważnie. - mówił sięgając po fajkę którą zaczął nabijać - To mogą być dobrzy partnerzy biznesowi, albo po prostu źródło naszego zysku. Rozsądnie proponuje cztery części dla mnie i jedna na głowę dla was póki jestesmy razem i mamy umowę, że na siebie nawzajem nie polujemy, ani nie zdradzamy informacji o sobie, ani teraz, ani nigdy w przyszłości. Z chęcią poznam wasze myśli.

Wśród listów znalazły się między innymi następujące.








Dixon popatrzyła na listy gończe, a następnie na Gato. W końcu odezwała się oddając mu zbędne jej papierki.
- Nie jestem łowcą głów. Jestem tu dla innego zadania. Wsadź sobie je do tej tuby
Ten jednak ich nie przyjął podnosząc dłoń i mówiąc
- Przekaż dalej.
Dixon jednak przycisnęła papierki do jego torsu i po krótkim momencie puściła, a on przekazał je dalej - Mnie w to nie wplątuj - I powróciła do włóczenia się na swoim skrawku podłogi.
- Po co uganiać się za przestępcami, skoro tutaj siedzi ich siódemka?
Z mroku wydobył się szept Oppenheimera, skrytego w cieniu wagonu. Gdy w prześwicie ściany błysnęło światło zobaczyli jego martwe, nieruchome oko.
- A jeśli ta liczba się zmniejszy o jedną osobę, zarobimy więcej niż każdy jeden łowca nagród przez rok swojej żmudnej tułaczki. Wypadki chodzą po ludziach herr Gato. Niezbadane są wyroki boskie.

Po kilku chwilach listy gończe oglądała Melody.
- Victoria… - Szepnęła nagle, i parsknęła - Znaczy się, ekhem… mnie to też tam nie interesi… - Przekazała papiery dalej, i wróciła na swoje miejsce.
- Nie warto się w to bawić - powiedział John - chociaż taki papierek może stanowić wytłumaczenie w paru sytuacjach - dodał.
- Widzę, że póki co jedyny co myśli w moich kategoriach - powiedział z uśmiechem Gato do John’a, po czym zwrócił się do wszystkich - Pamiętacie co mówiłem o partnerach biznesowych? Szczególnie interesuje mnie “Johnse” w tej materii, więc jak go ktoś znajdzie niech da mi cynk. Stróży tak zwanego prawa zwykle nie interesuje historia, a wątpię, żeby na przykład Victoria ubiła szeryfa, bo jej się po prostu nudziło.
- Zależy, John. Na przykład czy Gato ma może podobne papierki z podobiznami które mogłyby wydać się nam nieco bardziej znajome. Tak znajome, że mogłyby zainteresować niektórych z nas powiedzmy…osobiście? - James skierował lodowato spokojny wzrok na Gato, wypuszczając kolejny kłąb dymu ze skręta. Potrawka stojąca na kozie przez chwilę zdawała się go nie interesować.

Oppenheimer próbował z powrotem wsłuchać się z zgrzyty i trzaski, ale o dziwo rozmowa dalej trwała i nie pozwalała mu odpłynąć. W końcu mężczyzna wstał, wyłonił się z cienia, spojrzał na podobizny przestępców trzymane przez Gato. Minął go i ruszył na drugą stronę wagonu. Niechętnie rozsznurował spodnie, upodabniając się do zwierząt, które z nimi podróżowały, ale cokolwiek by o sobie nie myślał, wciąż był tylko człowiekiem. Po chwili ciepły strumień moczu zaczął spływać do niewielkiej dziury w podłodze, w rogu wagonu, a Arthur podniósł głos by zagłuszyć te krępujące dźwięki.
- To jakieś bzdury, mrzonki dziecka uwięzionego w ciele dorosłego mężczyzny. Byle głupiec może zerwać podobiznę ze słupa, ale to nie czyni go łowcą nagród. Uwierzytelnienia od stróżów prawa, sędziów, agencji Pinkertona. To czyni przykrywkę wiarygodną a nie świstek papieru wiszący na każdym płocie. A jeśli chcesz herr Gato na poważnie zająć polowaniem, najpierw musisz rozbudować siatkę informatorów, zdobyć znajomości. A to oznacza, że musiałbyś wejść w konszachty z ludźmi, którzy noszą na piersi gwiazdę i najchętniej by nas powiesili. Zwłaszcza po tym co się wydarzy w niedługim czasie. To nie będzie bezkrwawy napad, zginą ludzie. Jeśli McCoy jakimś cudem uzna, że zasługujemy na łaskawszy los niż herr Berger to sami będziemy musieli zadbać o to żeby zniknąć. Po rozliczeniu z McCoyem nie mam zamiaru z żadnym z was utrzymywać jakichkolwiek kontaktów. Dlatego radzę nie dzielić beztrosko swoimi planami na przyszłość, bo jak już kiedyś mówiłem pętla na szyi potrafi rozwiązywać języki i worki z tajemnicami. Im mniej o sobie wiemy tym lepiej.
Monolog trwał dokładnie tyle ile załatwianie potrzeb fizjologicznych. W końcu Oppenheimer zasznurował spodnie i wrócił na swoje miejsce.

- Herr Oppenheimer… - powiedział nad wyraz łagodnie Gato po scence którą odstawiał siwiec, już wcześniej dał mu znać by na niego uważać - …zdajesz sobie sprawę, że jesteś już martwy, czy jeszcze nie? Czasami akceptacja swojego losu przynosi ulgę… - uniesiona brew.
Parsknął brodacz i spojrzał na James’a z cwanym uśmiechem wyjmując z tuby dwa papiery. Jeden dał mu, drugi Elisabeth… i tylko im.





- Róbcie co uważacie, moi drodzy pobratymcy. - mówił przy tym - Oczekuje na wasze doświadczenie, bo na ten moment nie mamy trzech, a… pięć lasek dynamitu.
Elizabeth wzięła list i przyjrzała się swojej podobiźnie.
- Powiedz mi… co to zmienia w obecnej sytuacji? - Spojrzała na Gato z niesympatyczną miną.
- Dla mnie? Nic. - odpowiedział Gato - Nie polujemy siebie i chronimy siebie nawzajem, nie?
- Nie rozumiem tylko po co te podchody? Tutaj wspólny zarobek, wspólne polowanie, potrzymajmy się za roczki, a ty jeb, plakat z twoją podobizną - Dixon rzuciła plakat na ziemię - W co ty grasz?
- Gdybym chciał na Tobie zarobić już byś była martwa nie moimi dłońmi przed pociągiem. - odpowiedział brodacz bez imienia - Pomyśl, przynajmniej wiesz, że coś jesteś warta, a ja to doceniam. Gram w otwarte karty.
- Pozwól, że to ja sama ocenię swoją wartość, a nie jakiś papierek - Ognista żachnęła się - Nie mam zamiaru o tym gadać - Spojrzała na Langforda.
- A Ty James, jesteś coś wart? - Powiedziała ironicznie.
- Liczy się co na papierku, tyle. W napadzie zdejmij bandanę i deklaruj miano. Wartość wzrośnie, uwierz mi. - odpowiedział Gato śmiejąc się - Ja nie lubię być szukanym, stąd Gato i bandana w robocie, ale prywatnie możecie mi mówić Carlos.
James spokojnie zamieszał w gulaszu, odchylił połę skórzanej kurtki, ukazując pas z rewolwerem.
- Zamierzasz zebrać nagrodę, Gato?- zapytał ze stoickim spokojem.
- Słuchałeś co mówiłem? - odpowiedział pytaniem brodacz którego nieodłączny karabin Spencer’a wisiał przez ramię, a rewolwer bliżej nieznanej marki u boku.
- Uważnie, Gato - James spokojnie czekał na reakcję człowieka, który w obecności kilku bandytów mienił się być łowcą nagród.
- Zatem wszystko wiesz. - odpowiedział ze spokojnym uśmiechem brodacz - W razie wątpliwości, najmniejszych, pytaj, bo wiesz… te trzy laski dynamitu to ekstra. Mam jeszcze dwie własne - dokończył z cwanym uśmiechem.
- Nie chce nic mówić, ale… według tego co powiedziałeś to John, Wesa, Arthur i Melody powinni się obrazić. Nie dałeś im ich podobizn. Skoro nie mają nic na papierze to nie są coś cenni, więc co? Są bezwartościowi? - Dixon uśmiechnęła się do niego szydersko.
- Dla nich, tak. Dla mnie, nie. Bo są sprytni i nie znaleźli się na celowniku. Nigdy nie wiesz… nie nie doceniaj ich panienko Dixon, mogą mieć więcej doświadczenia niż ty, moja droga. - odpowiedział “łowca głów” Gato.
- Nie jestem twoja, kurwa, droga - Odpowiedziała nerwowo - Nie pozwalaj sobie. I nie wiem co ty pieprzysz. Czy to ja powiedziałam, że liczy się tylko to co na papierze, czy ty? Plączesz się w swoich wypowiedziach. Wiesz… pies to jebał. Nie mam ochoty na dalsze rozmowy - Odwróciła się i skierowała się pod drugą ścianę, podeszła do swojego konia, drapała go po łbie.
Gato się śmiał i w końcu powiedział.
- To, że nie rozróżniasz relacji opinii od prywatnego zdania to nie mój problem. Szkoda, masz pewne atuty, które zdecydowanie przysłużyły by się naszej sprawie. Liczę na współpracę, nic więcej.
Gato mógł do niej mówić, ale ona już odeszła i nie słuchała go, a jak docierały, to pojedyncze słowa, które nie miały większego znaczenia przerywane stukotem kół, prychaniem konia i jej własnymi słowami do zwierzęcia.

James był szybki. Był bardzo, bardzo kuresko szybki. Wyszarpnął błyskawicznie rewolwer, i oddał strzał do Gato, trafiając go w środek torsu. Brodacz w przypływie chwili, i impulsu, sięgnął po własny rewolwer, zdążył go jednak jedynie złapać, gdy padł drugi strzał. Gato runął jak kłoda w bok, a z jego dłoni wyleciała poboczna broń.

Najpierw podwójny huk, potem łomot upadającego mężczyzny, i nieco dymu. W wagonie zapanowała "cisza", poza zwykłymi odgłosami jadącego pociągu.

Krew zalewająca powoli deski.

Ostatnia myśl Gato, a może raczej Samuela Cornwall, nim odpłynął w mrok leciała ku Camili, jego żonie, oraz piątce dzieci. Oto odchodził do królestwa niebieskiego weteran wojny domowej z poboru, a nie wyboru, człowiek który swoje widział i nie podobało mu się to. Zwykły, prawy i łagodny sklepikarz, rusznikarz, handlarz... francuskiego pochodzenia. Człowiek, który po przegranej wojnie nie miał innego wyjścia niż przystąpić do McCoy'a by zapewnić rodzinie byt. Rodzinie która nawet nie wiedziała co tak naprawdę robił tam w świecie kierowany tylko troską o nich. To miał być jego ostatni skok... ostatnia akcja... ostatnie "bycie twardzielem"... i faktycznie... było.

Zaszłe ciemną mgłą oczy nie widziały już nic, kiedy usta wydawały ostatnie tchnienie. Krew z ran, celnych i bezlitosnych, zalewała deski. Wraz z nią odeszły wszystkie troski i strachy, obawy. Aniołowie wzywali go do domu...


Było po wszystkim. Był martwy.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=VC2hgHe6FSk[/MEDIA]
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 28-03-2022 o 11:12. Powód: ort.
Dhratlach jest offline