Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2022, 22:21   #4
Dydelfina
 
Dydelfina's Avatar
 
Reputacja: 1 Dydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputacjęDydelfina ma wspaniałą reputację
Trzeźwo rzecz biorąc, od czego może zależeć bieg wypadków, jeśli nie od przypadku? W wirze codzienności jest jak ziarenko piasku, które może zadecydować o całej egzystencji. Błąd techniczny wozu, celowy sabotaż, a może po prostu zwykła ludzka nieuwaga sprawiły że konwój Korporacji wykoleił się gdzieś pośrodku zimowej drogi daleko od punktu docelowego i daleko od miejsca wyruszenia. Nie wszyscy przeżyli kraksę, nie zostali też sami. Oni - przesyłka mająca zmienić jeden stół laboratoryjny na drugi i kto wie? Tym razem jeszcze badanie odruchów czy mechanizmów mutacji? Wiwisekcja czy już sekcja zwłok? Wpierw jednak dopadło ich przeznaczenie, czyli wyjątkowo złośliwy przypadek od którego już nie mieli odwrotu. Zostawało się cieszyć i to właśnie poczuła Nox kiedy z jej szyi spadła metalowa obroża: radość, ulgę, wściekłość i strach.

Pierwsze jednak przyszło niedowierzanie, bo jak to tak? Po wielu miesiącach zamknięcia, gdy dawno straciła rachubę jaki jest dzień albo pora roku teraz nagle była…
- Wolna - wyszeptała, a te kilka cichych dźwięków odblokowało mózg do działania. Błyskawicznie zrzuciła z siebie resztkę znienawidzonej obroży.
Nie chciała wracać do klatki, należało spieprzać póki jest szansa, ale samemu mało bezpiecznie.
Straciła chwilę na rozglądanie po wnętrzu transportera. Chwilę jaką wykorzystała do stłumienia zawrotów głowy od uderzenia o metalową ścianę parę minut wcześniej podczas szalonego rollercoastera. Nogi najpierw niepewnie trzymające ją w pionie na rozedrganych kolanach stanęły pewniej, a wraz z nimi cała sylwetka.
Było świetnie, przeżyła!

Żeby to utrzymać należało się ruszyć, najpierw chwiejnie poza celę. Wtedy wzrok mutantki padł na ciało za pancerną plexi. Maya zmrużyła oczy, łapiąc coraz to nowe detale w półmroku.
Od swojej strony ujrzała półprzeźroczyste odbicie siebie samej: ściętej dość krótko brunetki o drobnej budowie, wielkich zielonych oczach i buźce aniołka jakże niepasującej do rogatego charakteru.
Po drugiej stronie wychudzona, skołowana dziewczyna chyba w jej wieku też żyła, w tle zaczynała się jakaś tęga rozróba. Jeszcze mieli trochę czasu.
Zapukała w szybę, a potem cofnęła się do tamtej celi.
- Sup?- zagadnęła cicho i kucnęła obok obcej laski - Dasz radę wstać?
- Hm? - Dziewczyna spojrzała na nią skołowana… po chwili kiwnęła potakująco głową.
- To wstawaj, zbieramy się. Trzeba zwiewać - Nox dodała wyraźnie, dając przykład samej wstając. Wyciągnęła rękę do pomocy. - Jestem Maya, a ty?
- Ja… yyy… ja… - Powiedziała niepewnym tonem dziewczyna, przyjmując pomocną dłoń. Na jej ręce było zaś widocznych wiele śladów po ukłuciach igłami, i towarzyszących tym miejscom różnokolorowych siniaków - Ja… nie wiem… - W jej oczach zamigotały łzy.
Castellano chciała zakląć głośno, ale udało się jej powstrzymać. Zamiast tego potrząsnęła ramionami towarzyszki niedoli chociaż bez zbędnego znęcania. Bardziej jako symbol aby wzięła się w garść.
- To na razie jesteś Lilly, zapamiętaj. Lilly - powtórzyła pogodnym głosem ciągnąc już znajdę ku wyjściu z celi. - Tak cię będę wołać w razie czego. Potem się dowiemy jak się naprawdę nazywasz. Mieliśmy wypadek, dostałaś w głowę. Później sobie przypomnisz, ale teraz zwiewamy, jasne? Na dworze jest całkiem sporo typów w mundurach Korpo, niestety zamiast zaprosić nas na drinka będą chcieli wrzucić z powrotem do celi. - wykrzywiła pełne usta niechętnie - Chujki.
- Uciekać… tak… - Szepnęła "Lilly" - Uciekać… - Wstała w końcu, nawet się lekko uśmiechnęła, i zrobiła pierwsze, dosyć niepewne kroczki.
- Drinka? - Skupiła wzrok na Mayi - Napiłabym się…

W korytarzyku, dwóch współwięźniów mordowało właśnie strażnika, a właściwie strażniczkę. Parę kroków dalej, czarnoskóry robił miazgę z twarzy kolejnego. "Lilly" się na takie widoki paskudnie odbiło, i rzygnęła, na szczęście nie na Mayę.
Naprawdę dzisiejszy dzień był dniem spełniających się powiedzeń: było już “nieszczęścia chodzą po ludziach”, a teraz nadeszło “głupi ma zawsze szczęście”.
- Ugh, dobrze że jestem przed lunchem - Nox wzdrygnęła się. Zapach krwi jej nie odrzucał, ale wymiotów już tak. Zaczęła oddychać przez usta żeby samej się nie porzygać, za to widok zmasakrowanych ludzi przypominał Mexico City: obie plamy stanowiły podobnie bure pecyny cieczy na podłodze i gdyby nie woń mutantka nie mogłaby ich odróżnić w tym półmroku. Brakowało ryku silników, zapachu skórzanych kurtek oraz wysokooktanówki.
- Spokojnie, no już. Rzygaj… będzie ci lepiej - mruknęła do “Lilly” rozglądając się za bronią inną niż wielki, napakowany murzyn wypłaszczający klawisza Korpo. Ale to do niego się odezwała.
- Hej siłaczu - postarała się aby jej głos zabrzmiał sympatycznie - Ten frajer już ma dość i raczej nic już nie czuje. Tam za ścianą jest jeszcze w pytę innych. Wywalisz dla nas wyjście? Dla ciebie pryszcz, nie daj się prosić.

Czarnoskóry obejrzał sobie Mayę z góry do dołu, po czym wyszczerzył zęby… i jeszcze raz przypieprzył kamienną piąchą, w resztki zmasakrowanej głowy strażnika. "Lily" na ten widok zaś rzygnęła, aż prężąc plecy niczym kot.
- Ty wiesz biała dupeczko, co to znaczy, nie? - Murzyn chwycił karabin strażnika, po czym rzucił do Mayi. Następnie zaś przemienił kamienną rękę, w już normalną, po czym przejechał dwoma zakrwawionymi palcami po swoim brzuchu, zostawiając ślady… w kierunku krocza. Wyszczerzył przy tym znowu bialutkie zęby.
Odpowiedział mu figlarny uśmiech dziewczyny z ofiarowanym karabinem w dłoniach. Należało zawiązywać sojusze, chociażby chwilowe, a po długiej odsiadce w celi widać że ludzi cisnęło nie tylko ze złości. Ruch czarnej ręki obserwowała z zagryzioną dla lepszego efektu dolną wargą.
- Wypierdol nam wyjście z tej puchy, a znajdę ci jeszcze coś do podobnej aktywności - podeszła bliżej aż nie położyła mu dłoni na ramieniu, gładząc je delikatnie palcami. Wnętrze policzka wypchnęła językiem.
- Robimy wypad z lokalu siłaczu, a potem znajdujemy motel z barem. Albo i zwykły bar, byle bez leszczy z Korpo. To co, jesteśmy umówieni? - wskazała ruchem karku drzwi.
- A spróbuj mnie słodka, w chuja robić… - Powiedział muskularny typek, po czym wprost pożerał ją wzrokiem, gapiąc się zwłaszcza na biust Mayi.
- Już mi lepiej… - Mruknęła pozostawiona sama sobie "Lilly", wycierając niedbale usta dłonią.
- Słodka też jestem, ale wolę Maya - oblizała powoli wargi. Pomogła drugiej dziewczynie wstać i wzięła ją pod ramię. - A to Lilly, z nią się akurat umówiłam na drinka. Jesteśmy zaraz za tobą.
 
__________________
This is my party
And I'll die if I want to
Dydelfina jest offline