“Dość tego pieprzenia” pomyślał James sięgając po rewolwer. Rewolwerowcowi z Birmingham nie zajęło nawet sekundy by pozbawić życia człowieka. Szybki ruch ręką, płynne sięgnięcie po rewolwer, strzał w pierś, potem drugi, nieco wyżej by wykończyć. Pióropusz krwi bryzgający na drewniane ściany wagonu, łoskot padającego ciała, gasnąca świadomość w oczach ofiary. Broń płynnym ruchem wróciła do kabury z cichym, złowieszczym brzęknięciem.
Zero wyrzutów sumienia.
Zabił machinalnie, bez emocji, tak, jak zabijają zwierzęta. Jak jeden drapieżnik zabija intruza wchodzącego mu na teren, lub próbujący zagryźć kogoś z jego stada.
W tym prostym, brutalnym świecie nic się nie marnowało. Natura nie znosiła marnotrawstwa. James pochylił się nad ciałem brodacza. Płynnym ruchem odpiął pas z jego rewolwerem, podniósł łowcę nagród za okrwawioną koszulę, zdjął z pleców karabin, opierając go o pobliską ścianę. Szybkimi ruchami oklepał kieszenie spodni i kurtki denata, wyłuskując z nich co ciekawsze fanty. Uczta wprawnego drapieżcy, który pożera niejeden łup, i niejedną ofiarę.
Kiedy zaś uznał, że nic ciekawego już przy swojej ofierze nie znajdzie, otworzył drzwi wagonu, wpuszczając nieco świeżego powietrza, i szybkim kopnięciem wypchnął ciało Gato na zewnątrz. Powoli, acz stanowczo, wyturlało się za krawędź podłogi i spadło w dół, niczym szmaciana lalka, okręcając się kilka razy po stromym nasypie torów, aby w końcu zalegnąć gdzieś pod jakimś krzakiem. Tuman kurzu, widoczny przez chwilę zza drzwi wagonu był jednocześnie nagrobkiem, i całunem łowcy który stał się kolejną ofiarą. Dwunożny drapieżca miał dość, teraz żerować mieli prawdziwi padlinożercy, niczym diabły zesłane przez otchłań aby pożerać ciało wraz z kawałkami duszy, wlokąc ją w upiornych ratach do piekła.
James wrócił do zajmowanego wcześniej przy kozie miejsca i ponownie zajął się mieszaniem swojego okropnego gulaszu z gęsich wątróbek. Pozostawił jednak niedomknięte lekko drzwi do wagonu, które w obecnej chwili złowieszczo huczały.
- Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś uwagi co do swojego fachu, dawnego lub aktualnego, który mógłby pokrzyżować nam nasze wspólne zamiary, to zamieniam się w słuch - przez chwilę powiódł wzrokiem po reszcie bandy.
James wiedział, że twardy, prosty i konkretny przekaz może zostać odebrany jako groźba choć nie miał intencji nikogo zastraszać. James mówił gliniarzom i zdrajcom gromkie nie. Bezdyskusyjnie.
Można było się zastanawiać, jakiż to szalony plan miał brodacz kiedy wyjawił im rewelacje swojej profesji i wydobył z przepastnej tuby listy gończe. Można było, bo większość nie musiała się zastanawiać, a przynajmniej ta większość, której to bezpośrednio dotyczyło. Być może plan i intencje miał dobre, a wyszło jak zwykle, bo w wielkim skrócie skończyło się na steku bzdur, okraszonym zawoalowanymi groźbami i podlanym całkiem sporą dawką samochwalstwa.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rcN7Bx6dxpw&list=RDdx-1iDF5LXE&index=22[/MEDIA]
Bandyci, w przeciwieństwie do Gato, intencje mieli proste. Sprawiedliwe, typowo zbójeckie i proste zasady.
Jedna z nich była taka, że jeśli komuś grozisz, musisz być gotowy na konsekwencje. Większość cywilizowanego ludu na Dzikim Zachodzie radziła sobie z groźbami bez pomocy stróżów prawa, egzekwując sprawiedliwość karabinami, rewolwerami, a nierzadko również twardą pięścią. James uważał się za cywilizowanego na tyle, że na groźby odpowiadał Coltem. Albo Smith&Wessonem, zależnie jak blisko był skurwiel co mu groził.
Kolejna głosiła, śmierć dla gliniarzy, zdrajców i konfidentów.Takie uproszczone, oko za oko, ząb za ząb. James nie był pewien, czy to aby nie z biblii, ale hycel pozostawał hyclem i najpewniej Gato miał na sumieniu nie jednego Johns`ego czy Victorię. No i jeśli pracował kiedykolwiek dla McCoya, to o kwestię zbawienia duszy brodacza James mógł być spokojny. Gato szedł prościutko do piekła. James starał się nie zabijać ludzi porządnych a cokolwiek Gato zrobił dla McCoya, przyzwoite być nie mogło.
Trzecią zasadę James poznał w slumsach Birmingham jeszcze za gówniarskich czasów. Jeśli kogoś bijesz, uderz by nie wstał. I Gato nie wstał. Amen.