Gdzieś w drodze…
Od warunków panujących w trakcie jazdy, przez bolące zęby, aż do tego, co się rozegrało w wagonie, Melody postanowiła się napić… i piła, i to porządnie. A wraz z nią Elisabeth… i się nieźle ululały.
….
I godzina za godziną, i kilometry za kilometrami, wciąż to samo.
Ale o 19:30 pojawiła się odmiana, której chyba wszyscy potrzebowali. Pociąg zaczął zwalniać, kilka razy gwizdnął… i w końcu się zatrzymał.
Stacja. Mała stacja pośrodku niczego.
Pociąg zatrzymał się na 30 minut, celem uzupełnienia wody, węgla, drewna, i czego to on tam nie potrzebował, a pasażerowie mieli w końcu możliwość się nieco przewietrzyć i przede wszystkim zjeść jakiś posiłek.
Kilka stojących obok siebie budynków pośrodku niczego. Jadłodalnia, poczekalnia, jakiś magazyn, telegraf, kilku pracujących tu ludzi, 5 żołnierzy wszystkiego pilnujących. Namiastka jako takiej cywilizacji…
Pewnie gdzieś tu niedaleko była jakaś mała dziura… znaczy się, miasteczko. Równie dobrze mógł to być kilometr, albo i nawet 20.
Wyładować coś, załadować, ktoś wysiadał, ktoś wsiadał, nic nadzwyczajnego.
.