Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2022, 04:37   #35
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Pociąg zatrzymał się w momencie, gdy Elizabeth próbowała wstać. Okazało się to nie najlepszym pomysłem, a w szczególności w jej stanie. Zamiast się podnieść poleciała ponownie na tyłek uderzając głową o ścianę wagonu. Nie przejęła się tym jednak, alkohol zagłuszał ból i po chwili wstała ponownie, chociaż z niemałym trudem. Nogi miała jak z waty po dwóch butelkach wina, a w zapasie była jeszcze jedna, ale na spółkę z Melody. Właśnie Melody.
- Choooć - Udało jej się wydusić kilka słów - Iiidzeeemy… taaaam! - Pokazała palcem w stronę otwartych już drzwi, a później wyciągnęła rękę, aby pomóc wstać koleżance.
- Aleee soo? - Melody pokręciła głową, jakby chcąc się nieco ocucić, i spojrzała na Elizabeth - Pośiąg ssstoi?? Jeee…zusie, zaaa duużo wypi… wypi… wychlałam! - Podała jej dłoń - Ja musze sikuuu…
- Jaa tesz… - Dixon zrobiła zamyśloną minę i spojrzała na miejsce bez deski - Do siury? - Pociągnęła dziewczynę do góry i pewnie, gdyby nie stojący za nią koń, na którego zad wpadła, znów wylądowałaby tyłkiem na podłodze.
- Pośiąg stoi, wyyychosimy?? - Wymamrotała Melody, machając ręką ku drzwiom.
- Aaaa… pośiąg stoi. Wychooosimy! - Elizabeth pociągnęła dziewczynę za rękę ku drzwiami nie zwracając uwagi na to, że jest boso, nie ma na sobie getrów, a jej gorset jest w sporej części rozpięty, odsłaniając przy okazji dużo jej ciała, a także biały koronkowy biustonosz.
- A buuutyyy? - Powiedziała Melody, wskazując palcem na nogi Elizabeth, po czym jej się szczknęło - Chik! No…?
Ognita wodziła wzrokiem za palcem Gregory i na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na swoich butach leżących przy ścianie.
- Jak uśśśąde cho nie stane - Spojrzała zrezygnowana na dziewczynę. Ta zaś wzruszyła ramionkami.
- No to choooo! - Melody kiwnęła na Elizabeth, i ruszyła przodem, i.. mało nie wypadła z wagonu. Roześmiała się na całego, po czym spojrzała na idącą za nią blondynę - Ty uuufaszaj, tu jezd wyskoko…. ten… wysoko.
Dixon popatrzyła, podumała i… usiadła na skraju podłogi schodząc bezpiecznie na ziemię.
- Pacz iii się łucz… - I zrobiła według siebie pewny krok naprzód, a w rzeczywistości szła szeroką parabolą.
- Czeeekaaaj, nie tak szybgo… - W końcu i Melody się wygramoliła, po czym obie krokiem węża szły po stacji, trzymając się pod rękę, wywołując zdumione, nieco rozbawione, i również i wzburzone spojrzenia…
- Panie, panie, gdzie tu moszna… no… na stronęęę? - Zagadała Melody pracownika(chyba) stacji. Ten uniósł brwi, ale w końcu pokazał kierunek.
- Pięknieee dźwiękujem… - Odparła dziewczyna, po czym głośno, do ucha Elizabeth, dodała, wskazując jednocześnie kierunek - Taam! Taaam sikuuuu!

Dwóch znudzonych swoimi obowiązkami żołnierzy na stacji, zaczęło im się z daleka przyglądać…

Dixon czując mocne parcie na pęcherz ruszyła w stronę wskazaną przez Melody.
- Wisisz… dopsze sze jestes… ja nie lubię lusi… i bym się nie spy… hyk… ytała. I szo bym srobiła? Siu, siu, siu i jusz…

~

Po skorzystaniu z publicznej toalety(w której jechało właściwie jak w ich wagonie), obie pojawiły się ponownie na peronie… gdzie drogę zagrodziło im dwóch żołnierzy z nieco wrednymi uśmieszkami.



- Hej panienki, co tam? - Spytał jeden z nich, a obaj oglądali sobie Melody i Elizabeth z góry do dołu. A tej drugiej, było naprawdę niedobrze…
- A nic - odpowiedziała Elizabeth i to było jedyne co zdołała wydusić. Usta zasłoniła dłonią i oparła się o koleżankę, bo zakręciło się jej w głowie.
- Ja tam widzę więcej, niż nic - Powiedział ten odważniejszy, bez wąsa, i… złapał podbródek Elizabeth w palce, po czym nawet pogłaskał ją kciukiem po policzku, głupio się uśmiechając. Melody zaś jakby skostniała, i zamarła w bezruchu.
- A niby so tachiecho wisisz? - Elizabeth chciała zabrzmieć groźnie, ale przy takim stanie bardziej wyszło śmiesznie.
- Ładniusią panienkę… - Mruknął typek, a jego palce przesunęły się z policzka Dixon na jej szyję, po czym zaczęły powoli sunąć w dół - I ładnie ululaną panienkę.
- Paniusie to se moszesz wynająć - Powiedziała i spróbowała stracić rękę żołnierza… co jej wyszło w iście ślimaczym tempie, i wywołało głośny śmiech typka.
- No wiesz co… Ja cię za dziwkę nie uważam skarbie… - Jego łapa ześlizgnęła się na biust Elizabeth.
- I dopsze, bo nie jestem ćifką… - W głowie dalej jej się kręciło, zatoczyła się lekko do przodu, a jej głowa opadła na jego ramię.
- Eliz… - Mruknęła Melody.
- Heee? - Drugi żołnierz zrobił głupią minę.

A Dixon nagle… poczuła jak wojak robi małe "hop-siup", i nagle poderwał ją z ziemi, i miał na rękach, niczym najprawdziwszą pannę młodą. Nawet ucałował w uszko.
- Zaopiekuję się tobą gołąbeczku… - Mruknął do niej.
- Hej! - Ognista oprzytomniała na chwilę - Postaw mnie!
- Oj nie psuj zabawy… - Zaprotestował jej amant.
- Yhm… kręsi mi się w głowie hak mnie tak bujasssz - wymamrotała Elizabeth trzymając się za głowę.
- Zaniosę cię do mięciutkiego łóżeczka, jeśli sobie życzysz, huehue… - Zarechotał żołnierz.
- Yyyymmm… - Zamruczała kobieta - Nie mohe. Mam posiąg… i nie mohe zostafić holeszanki.
- Pociąg nie zając, nie ucieknie, a koleżanka… - Nie dokończył. Wydarzyło się bowiem kilka zwariowanych rzeczy.

- O żeszszsz… wy… - Mruknęła Melody, i sprzedała okropnego kopa w jaja towarzyszowi amanta, który wybałuszył gały, złapał się za zraniony rejon, po czym padł na kolana.
Amant rzucił Elizabeth na ziemię, ta nie ustała na własnych nogach, poleciała więc w przód, po czym zaliczyła glebę prosto na pyszczek. Od pacnięcia bolały również piersi.
Żołnierz spoliczkował tak solidnie Melody, że ta aż okręciła się wokół własnej osi, po czym i ona padła jak długa.
- Ała! To nie łóżko! - Powiedziała naburmuszona Elizabeth masując swój nos i próbując podnieść się na nogi - Tak nie wolno! - krzyknęła widząc leżącą Melody… i ona sama również otrzymała nagle solidny raz z otwartej, aż jej świat przed oczami zadrżał.
- Pierdolę was… - Warknął żołnierz, po czym capnął swojego kumpla za kołnierz, i obaj poszli sobie w pizdu.

Ognista doczołgała się na czworakach do Melody - Nic ci nie jest? - Zapytała z troską w głosie.
- Bffff? - Sapnęła Melody… grzebiąc przy kaburze, najwyraźniej chcąc wyciągnąć rewolwer??
- Hej, hej! To ja! - krzyknęła do niej ze strachem. Dziewczyna jednak w końcu wyszarpnęła rewolwer, i nawet odciągnęła kurek… Dixon już nie na żarty przerażona sytuacją, która sprawiła, że przez napływ adrenaliny delikatnie wytrzeźwiała, postanowiła działać szybko. Nie miała jednak zbyt dużo sił, więc zwyczajnie położyła się na Melody, aby unieruchomić ją, jednocześnie próbując złapać jej nadgarstek.

- To ja idiotko! Oni już poszli! Nie ma nikogo! - mówiła dosyć głośno, ale jednak głos załamywał się jej.
- Udydhd?! - Melody warknęła, po czym spojrzała Elizabeth z bardzo bliska prosto w oczy.
- Hej mała, spokojnie. Już jest dobrze. Pogoniłaś ich - Powiedziała już dużo ciszej, nawet ciszej niż normalny głos, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Sooo siem stało? - Melody zamrugała ślipkami.
- O jak dobrze, że wróciłaś - Elizabeth odetchnęła głęboko z ulgą i położyła głowę na ramieniu dziewczyny - Nic takiego… nic takiego.

- Przestańcie bezwstydnice! Tu są dzieci! - Fuknęła na obie starsza kobieta - W piekle zgnijecie!
- Spieprzaj babo! - krzyknęła Ognista podnosząc głowę, a później spojrzała w dół. Rzeczywiście kobieta mogła się pomylić. Elizabeth, co właśnie sobie zdała sprawę, leżała na Melody bez butów oraz getrów, a przez spódnice pewnie od tyłu można by oglądać teraz jej majtki, a gorsety obu kobiet były porozpinane. Dixon spojrzała znowu w oczy Melody i roześmiała się.
- Uch… złaź ze mnie… proszę… - Powiedziała dziewczyna, po czym rozległo się ciche "klik", i zabezpieczyła rewolwer.
- No przepraszam, ale próbowałaś mnie zastrzelić, co miałam robić? - Powiedziała Elizabeth podnosząc się z trudem - A mówiłaś mi, że z twojej strony nic mi nie grozi - puściła oczko do Melody.
- Jaa? Nieee… - Mruknęła dziewczyna, po czym po prostu usiadła na tyłku, na ziemi, i schowała rewolwer do kabury - Ja tylko… ech… - Melody potrząsnęła głową, i złapała się za pulsujący bólem policzek.
- Młoda nie przejmuj się, żartowałam - Elizabeth podała rękę dziewczynie - Było trochę śmiesznie, ale łeb to mnie napieprza - Potarła czoło drugą ręką.
- Piersi i policzek zresztą też - Zrobiła skwaszoną minę.
- Cycki cię bolą? - Zachichotała Melody, i po chwili obie w końcu wstały… i poczuły, że nadal są nieźle wstawione. Co prawda spotkanie z żołnierzami je mocno ocuciło, ale procenty w ich ciele nadal buzowały.
- To co teraz? - Dodała Gregory.
- Teraz? Przydałby się ten wojskowy do wymasowania cycków - Roześmiała się - Widziałaś jak ten cham mnie zrzucił na ziemię.
- Najpierw w pysk, potem buzi? - Melody uniosła brewkę w zdumieniu.
- Oszalałaś? Niech się wypchają. Przyszedł i sobie rości jeden z drugim nie wiadomo co, nawet nic nie oferując od siebie - Elizabeth mówiąc to spostrzegła rozpięty gorset Melody, później skierowała wzrok na swój, a następnie na swoje nagie nogi - Chociaż… trochę chyba same jesteśmy sobie winne - Dixon otrzepywała spódnice z kurzu po upadku.
- To co teraz robimy? - Melody również nieco poprawiła swój ubiór, i spojrzała na Elizabeth - Ten nasz wagon… to kurcze okropne miejsce na podróżowanie…
- Straszne… a została nam tylko jedna flaszka, a przed nami jeszcze ile? Doba podróży? Nie wytrzymam chyba… - Elizabeth znów złapała się za głowę - Na razie chodźmy się przejść, zobaczmy co to za buda.

~

- Buda pełna… zobacz… wszyscy pasażerowie poszli jeść… tyyyyle ludzi… - Zaczęła marudzić Melody, ale faktycznie miała rację, praktycznie wszyscy pasażerowie pociągu udali się w jedno miejsce, by zjeść wieczorny posiłek. No i tam też kręcili się przeklęci żołnierze.
- Nie, nie, nie! - Pomachała rękoma w geście odechcenia w stronę wnętrza - Dość mi tłumów. A ty w ogóle jesteś głodna? Bo ja mam dalej pełny żołądek.
- Nie… nie jestem głodna… - Powiedziała Melody, i wpatrywała się w konduktora pociągu, który właśnie maszerował ze swoim talerzem jadła w kierunku pociągu. Spojrzała na Elizabeth - Ile masz jeszcze piniędzy?
- Nie dużo, a na co ci potrzeba?
- Nie mi, a nam - Poprawiła ją Melody, po czym pochwyciła Elizabeth za dłoń, i poprowadziła za konduktorem z tajemniczym uśmieszkiem…
- Co kombinujesz? - spytała też z uśmiechem na ustach, bo wydawało jej się, że trochę się domyśla.
- Panie konduktorze! Panie konduktorze! - Powiedziała Melody.
- Tak? - Mężczyzna się odwrócił w ich stronę… i dopiero wtedy zobaczył JAK obie wyglądają - Ymmm… Tak? - Zmarszczył brwi, po obejrzeniu je sobie z góry do dołu.
- Bo jest taka sprawa proszę pana… Ten nasz wagon… Okropny… Razem z końmi, tak się nie da… - Melody pięknie zaskomlała - Tam śmierdzi… ciasno… straaasznie. Nie można by coś…?
- Koleżanka ma rację - Elizabeth podłapała temat - My, dwie biedne kobiety, z końmi, w gorącu… i z mężczyznami. Nie da się wysiedzieć w tym cieple, musimy się rozbierać aż, ooo - Pokazała ostentacyjnie na swoje nogi, a później na piersi - A wie pan jakie są niektóre chłopy. Nie co jak tacy dżentelmeni, jak pan.
- Uch… ummm… no… - Konduktor to ślipił u Elizabeth tu i tam, po chwili i na Melody - Mógłbym was może… hmmm… no ale pociąg pełny, miejsc nie ma… hmmm… moooże bym znalazł kąt u siebie, w pierwszej klasie, ale wiecie dziewczęta… - I nagle jedną z dłoni, wskazującym palcem, stuknął się w rozporek.

Melody zrobiła skwaszoną minkę, co Elizabeth natychmiast zobaczyła. Zrobiła krok na przód, przed koleżankę, rozejrzała się, czy nikt jej nie zauważy i stając przy Konduktorze, położyła dłoń na jego kroku i wyszeptała.
- Zobaczę co da się zrobić - Teraz powiedziała ciszej, aby Melody jej nie usłyszała - Ale koleżance pan odpuści. Rozumie pan, młoda… dziewica jeszcze. Dżentelmenowi nie wypada.
- To pojedziesz sama kochana… no chyba, że… hmmm… 2$ za wpuszczenie do drugiego wagonu towarowego - Konduktor, z perfidnym uśmieszkiem, wzruszył ramionami - Obiad mi stygnie…
- Pan da nam minutkę, muszę porozmawiać z koleżanką - Wzięła Melody pod pachę i odciągnęła kawałek.

- Powiedz mi młoda, jaki masz stosunek ze swoim ciałem?
- Yyyy… ale co? - Szepnęła Melody - Nie… ja z nim… jemu… nie… - Wymamrotała w końcu.
- Ja widzę sprawę tak. Raczej się nie ugnie. Więc, albo wracamy do siebie, albo płacimy po 2 dolce za niewiele więcej, albo chowamy dumę do butów - spojrzała na swoje stopy - Których nawet nie mam. Ale w zamian mamy więcej luksusu. Pamiętaj. To jeszcze ponad doba jazdy - Dixon pomyślała, że oddawała swoje ciało za nawet mniejsza cenę w przeszłości, więc ta nie będzie dla niej problemem.
- A co z resztą? Będą na nas wściekli? Jak ich tak wyrolujemy? Nie Elizabeth… ja nie, z nim… - Melody aż błysnęły oczka, jak prawie do płaczu.
- A resztę pies jebał, tak się przejmujesz ich zdaniem? - Elizabeth spojrzała na faceta, później na Melody - A jak wypijesz kolejną flaszkę?

Melody przecząco pokiwała głową, po czym wbiła wzrok w ziemię…
- No to?? - Odezwał się najwyraźniej zniecierpliwiony konduktor.
- Spokojnie - Położyła rękę na policzku Melody - Spróbuje jeszcze raz.

Podeszła do konduktora i bez ceregieli zapytała się go.
- No dobrze panie dżentelmen, czego chcesz, aby jej odpuścić i mieć tylko mnie? Ale wpuścić obie? Hym? - Otworzyła szeroko oczy.
A tym razem to konduktor zrobił nietęgą minę.
- 2$ za wpuszczenie do innego wagonu towarowego od osoby. A jak tam coś popsujecie, albo ukradniecie, to będzie baaaardzo źle… - Powiedział mężczyzna, najwyraźniej tracąc ochotę na jakieś wymuszanie figli?
- Ja zapłacę… - Mruknęła nagle Melody.
- A co znajduje się w tym drugim towarowym, bo nie chce płacić, jak mam się przenieść z jednej ciasnoty do drugiej - Powiedziała Dixon wyciągając mieszek z pieniędzmi.
- Skrzynie, beczki, różne towary… - Powiedział konduktor - I wara wam od nich. Okradanie pociągu to poważne przestępstwo.
- Pewnie - Podawała monety konduktorowi - Ale na pewno nie ma pan ochoty na… - I tu ścisnęła swoje piersi - Wie pan, to jeszcze dzień drogi.
- Jak chcesz mi w ten sposób zapłacić, czemu nie - Powiedział konduktor do Elizabeth, w momencie gdy Melody wyciągała swoje 2$, i dziewczynie zadrżała rączka.
- Wystarczy, że użyjesz swoich ust… - Dodał, a Melody spadły z wrażenia pieniądze na ziemię.
Elizabeth pochyliła się i podniosła monety, wręczyła je konduktorowi wraz ze swoją częścią.
- Na wagon towarowy stać mnie, żeby zapłacić gotówką - żachnęła się Elizabeth, mając nadzieję, że jednak zmieniłby zdanie.

Konduktor wziął zapłatę, i schował do kieszeni.
- To ja idę zjeść, a wy po swoje toboły. Za chwilę wam tam otworzę… - Powiedział, i od nich odszedł.
- Przepraszam - Powiedziała Elisabeth, gdy już się oddalił - Źle odczytałam twoje początkowe intencje.
- Mhm… - Mruknęła Melody, miiiiinimalnie się uśmiechając, po czym kiwnęła głową w kierunku ich dotychczasowego wagonu - Co powiemy pozostałym? Zaczniemy się pakować i wyjdziemy, i…?
- Jak to co? Że wykupiłyśmy sobie inny przydział, aby wszyscy mieli luźniej. Spotkamy się po podróży - Elizabeth dała łokciem delikatnego kukstańca Melody - Jesteś na mnie zła?
- Nie no… nie jestem… - Uśmiechnęła się sympatycznie dziewczyna - Ale czasem masz takie pomysły, że… - Nie dokończyła.
- Na swoją obronę mam to, że chciałam wziąć wszystko na siebie - Powiedziała również się uśmiechając - Ale kutas był zachłanny. Dobra, bierzmy toboły i się przenosimy.
- Ok - Powiedziała Melody z szerszym już uśmiechem.


Po kilku minutach,
w nowym wagonie…


- No, jest lepiej! - Melody po wdrapaniu się do środka obejrzała sobie wnętrze z zadowoloną minką. Było co prawda wieeele skrzyń, beczek, a nawet worków, ale nie śmierdziało końmi, i nie było ich odchodów na podłodze. Był też piecyk w rogu, jak w poprzednim wagonie, była i znajoma dziura w podłodze w innym…
- No… to mi się podoba - Zawtórowała Elizabeth - A jakby dobrze tu ułożyć sobie derkę i inne rzeczy… to można nawet się nieźle położyć i zasnąć - Uśmiechnęła się na tę myśl.
- Nawet wysikać będziemy się mogły bez skrępowania - Powiedziała po spojrzeniu na dziurę.
- Tu można rozłożyć posłanie! - Melody wskazała miejsce między skrzyniami przy ścianie, tak mniej więcej na środku wagonu, po czym położyła tam obok swoje rzeczy. Rozpięła, i ściągnęła całkiem gorset, po czym głęboko odetchnęła, i przeciągnęła się.
- Od razu lepiej… - Powiedziała.
- Masz rację, tutaj będzie w sam raz - Swoje rzeczy położyła niedaleko jej - Mamy piecyk, to później coś upichcisz? - Buty, getry oraz kapelusz rzuciła na skrzynię i usiadła na drugiej.
- Ja jestem dalej pełna… - Melody poklepała się po brzuszku - No ale jak chcesz, to mogę… - Wzrok dziewczyny zawędrował na stopy Elizabeth - Ale masz brudne szwaje… - Zaśmiała się.
- Jak się chodzi boso to tak wychodzi… - Dixon podrapała się po pięcie - A wątpię, aby było gdzie je tutaj wymyć… jeszcze doba na brudasa, to straszne, włosy mnie już swędzą. A z tym posiłkiem się tak nie śpiesz, przecież powiedziałam później - Ognista próbowała wyczyścić sobie stopę kawałkiem materiału, na co Melody się skrzywiła.
- Iiiiii… przestań… - Zaśmiała się dziewczyna, odwracając wzrok, po czym zaczęła rozpinać pas z bronią - No ja też nie mówię, że już. A jak dojedziemy na miejsce, to będę się kąpała z godzinę!
- A ty co taka wrażliwa nagle się stałaś? Niedawno spędziłaś kilka godzin z końskim łajnem, a teraz moja stópka ci przeszkadza? - Zaśmiała się Dixon, jednak zaprzestała prób czyszczenia. Czystą rękę włożyła do kieszeni, z której wyciągnęła dwa cukierki, a jeden rzuciła w stronę Melody.
- Łap! - krzyknęła.
- Hę? - Zdziwiła się Melody… i dostała cukierkiem w czoło. Złapała się za nie dłonią, i przymknęła oczy.
- Osz ty… flądro - Mruknęła dziewczyna z krzywym uśmieszkiem.
- Sorry - Dixon przymknęła oko i wystawiła język - Trzeba było otworzyć usta, to może byś złapała - Zaśmiała się.
- Na dzisiaj mam dosyć słodkiego, zęby mnie bolały… wino znieczuliło - Powiedziała Melody, podeszła do Dixon… i pacnęła ją swoim kapeluszem trzymanym w dłoni przez głowę.
- Hej! Za co to?! - nadąsała się Elizabeth.
- Za cukierka? I za obijanie się, teraz? Ja mam później gotować, a ty…? Zrób nam chociaż gniazdko do spania! - Tym razem Melody pokazała jej język, nadal stojąc całkiem blisko Elizabeth, która uniosła rękę i pstryknęła ją po nosie.
- Trzeba było tyle nie jeść, to by cię zęby nie bolały - Zeszła ze skrzyni, a przez bliskość dziewczyny otarła się o nią, a później poszła słać posłanie - To ile ty tego zjadłaś?
- Prawie… wszystko? - Melody zrobiła niewinną minkę, popartą mruganiem oczek.
- Fuj… przecież to można się zasłodzić… ja zjadłam tylko kilka - Elizabeth pokręciła głową, zwrócona do Melody tyłkiem, będąc na podłodze na wszystkich czterech, rozkładając jeden koc obok drugiego - Dobrze, że nie wiesz, gdzie są moje… chyba, że masz taki nos, że je wywąchasz - zachichotała pod nosem.
- Nieee, ja mam chwilowo dosyć… - Powiedziała Melody, i nagle Elizabeth dostała klapsa w tyłek!
- Kto wypina, tego wina! - Pisnęła Melody.

Ognista podskoczyła i pisnęła zarazem.
- I to niby ja mam głupie pomysły? - Odwrócona teraz przodem do niej siedząc na tyłku rozejrzała się pod siebie na zmiętolone derki i koce - Przez ciebie muszę układać od nowa.
- Uczę się od najlepszych - Melody powiedziała jej z uśmieszkiem, cofając się do skrzynki, na której wcześniej siedziała Dixon. Tam zaczęła metodą noga o nogę ściągać buty… po chwili była w skarpetkach, i znowu świeciła dziurą w jednej z nich, i dużym palcem stopy.
- Uważaj, coś ci ucieka ze skarpetki - Zaśmiała się i znowu odwróciła się tyłem, aby ułożyć koce.
- Jej… zapomniałam… - Mruknęła Melody - Ale nowych teraz nie będę przecież zakładała…
- To sobie zaceruj. Co będziesz miała pod głowę? Podaj mi.
- Nie rozumiem? - Powiedziała dziewczyna - Co pod głowę? I co podać?
- No nie wiem. Ja np. śpię na siodle, na które jakiś materiał kładę, ty sypiasz na płasko? - Powiedziała zdziwiona Dixon.
- Ahaaa… - Roześmiała się Melody - No… ja też na siodle, i na to koc. Wiesz, myślałam, że ty gadasz, że śpisz na skarpetkach… w sumie, byłyby usypiające… - Roześmiała się jeszcze głośniej.
- Z taką dziurą na pewno, mogłabyś zaczepić sobie na nos - Też się roześmiała, a gdy już powstrzymała od śmiechu wydusiła - No podasz mi te siodło, czy nie?
- Już, już… przepraszam… - Melody ruszyła się, i o mało nie przewróciła, gdy dźwigała własne siodło, by je podać.
- Może jednak lepiej siądź - Uśmiechnęła się, wstała i odebrała od niej siodło… i sama o mało się z nim nie przewróciła. Znowu obie zachichotały.
- Pomóc ci? - Spytała w końcu Melody, i przyklęknęła na obu kolankach na skraju ich posłań.
- Chyba tak będzie najlepiej. Trochę kręci mi się jeszcze w głowie - obie złapały za siodło i ustawiły je na jednym z posłań.
- Chodź, teraz weźmiemy moje - Dixon wstając podpierała się o najbliższą ze skrzyń. Obie kobiety przeniosły drugie siodło i ustawiły je na drugim, leżącym obok, posłaniu.
- Ja muszę usiąść, napić się. Podasz mi coś do picia? - Poprosiła Elizabeth.
- Ummm… alkohol? Czy coś innego? - Rozglądnęła się po ich tobołkach Melody.
- Nie, nie alkohol… już czuje jak mi pęka głowa, jutro będzie gorzej… coś innego mi daj.
- Lemoniadę? - Padła propozycja.
- A masz?! - Elizabeth uniosła głowę i otworzyła szeroko oczy.
- No mam - Uśmiechnęła się dziewczyna, i po chwili szukania w tobołkach wyciągnęła butelkę, i podała ją Dixon.
- Daj - powiedziała biorąc ją z jej rąk i zachłannie pijąc. Po kilku dużych łykach odciągnęła butelkę od ust i głęboko nabrała powietrza - Tego mi było trzeba.

Siedząca obok Melody się uśmiechnęła, przyglądając Elizabeth…
- Co? - Spytała niepewnie się uśmiechając.
- Nic… - Powiedziała dziewczyna - Cieszę się, że ci smakuje…
- Smakuje, dziękuję - Zbliżyła się do niej i mimo małych oporów, zrobiła to co ona jej w sklepie. Przytuliła się delikatnie, ale tylko na moment.
- Ufam ci - Powiedziała patrząc jej w oczy.
- To wiele dla mnie znaczy… - Uśmiechnęła się miło Melody, i położyła dłoń na kolanie Elizabeth.
- Wiesz… uczucia, rozmowy… nie przychodzą mi łatwo takie rzeczy - Położyła swoją dłoń na jej - Dzisiaj to pewnie alkohol dużo mi pomaga - Zachichotała.
- Powiedziałabym "pij więcej", ale to głupie - Melody też zachichotała.
- Później się napijemy, przed snem, aby lepiej przespać noc - Elizabeth rozejrzała się po wagonie - Mamy łóżko, piecyk, nawet jakiś stolik się zrobi z małej skrzynki, coś jeszcze musimy przygotować przed wyjazdem?
- Nie mam pojęcia… lepiej chyba już nie można… - Parsknęła Melody - Jedynie wanny brakuje - Dodała.
- Uuuu, wanna by się przydała. A może by gdzie tu była? - Dixon puknęła ręką w skrzynię - Po podróży w tamtym wagonie długo bym nie wyszła z wody - Rozmarzyła się dziewczyna.
- Ty zostaw te skrzynki… - Mruknęła Melody - Nie pamiętasz co powiedział durny konduktor?
- Przecież nic nie robię, pomarzyć sobie nie można? - Pokazała język - O! Widzisz… wielką wannę sobie kupię, ot co.
- Wannę? Własne jeziorko! - Powiedziała głośno i roześmiała się Melody - To by było coś!
- I co jeszcze? Może wpuścisz tam rybki, które będą cię skubać po ciele i pływać między nogami? - Zaśmiała się gromko.
- Mnie? Myślałam o tobie… - Powiedziała Melody rozglądając się, po czym spojrzała na Elizabeth i dodała cicho - Można wtedy popływać na golasa…
- I nie męczyć się w tych, gorsetach, pasach, brońmi… ech… to zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- To co, jak się wszystko skończy, gdy już będzie kupa forsy, to jeziorko? - Melody wyciągnęła do niej dłoń.
Elizabeth spojrzała na twarz Melody, a później uśmiechnęła się zadziornie i uścisnęła podaną dłoń.
- Jeziorko - potwierdziła.
- A nie będziesz się śmiała, jak ci coś powiem? - Spytała Melody.
- Będę - I się zaśmiała.
- To ci nie powiem - Naburmuszyła się Melody, i założyła rękę na rękę, wieeelce obrażona, odwracając wzrok od Dixon.
- Hahaha, wiedziałam że tak zrobisz. No mów, przecież tylko żartowałam pani obrażalska - Elizabeth położyła rękę na ramieniu Melody.
- Ehe… - Mruknęła dziewczyna, i nadal na blondynę nie spoglądała.
- I co? Będziemy się tak obrażać do końca podróży? - Przyłożyła palec do nosa dziewczyny i wypowiedziała dźwięczne "BIP".
- Ty pito! - Pisnęła nagle Melody, i… rzuciła się na Dixon, dłońmi pchając jej ramiona w tył.
Elizabeth jednak się roześmiała i nie udało jej się wybronić przez co poleciała na plecy. Nie mogła powstrzymać się od napadu śmiechu… który po chwili stał się chyba głośniejszy, gdy "atakująca" ją Melody, zaczęła gilgotać Elizabeth pod pachami. Próbowała się bronić przed tym, ale było jej to utrudnione. Melody była na górze, a ona zanosiła się od śmiechu. W dodatku miała dalej na sobie gorset, który ją opinał, a Melody była od swojego wolna.
- I co teraz? - Krzyknęła wesoło Melody, na moment przestając łaskotać.
- Co oznacza "pita"? - spytała próbując łapać głębokie oddechy między salwami śmiechu.
- No.. yyy… - Siedząca na niej dziewczyna nieco poczerwieniała - No… to znaczy… - I wskazała palcem na, w sumie ich obu, rejony pod pępkami.
- Kto tak mówi? Chyba jestem już stara - znowu się zaśmiała, ale tym razem złapała ją za nadgarstki, aby ściągnąć ją z siebie i spróbować samej wdrapać się na nią.
- Co ty kombin… - Nie dokończyła Gregory, gdy Elizabeth wprowadziła swój plan w życie.
- Moja kolej - Jednak Dixon nie zamierzała gilgotać jej rękoma. Przytrzymała nadgarstki nad głową, aby nie mogła się bronić i tak obniżając głowę, włożyła swój nos pod jej pachę i nim zataczała po niej kółka.

Melody piszczała. Piszczała niczym najprawdziwsza młódka, i do tego wierzgała niczym dorodny Mustang. Były to jednak raczej radosne i wesołe odgłosy, towarzyszące dzikiej(i trochę nietypowej) zabawie.
- Czyś… ty… zwariowała… - W końcu z siebie wydusiła dziewczyna.
- Jeszcze nie - Odpowiedziała po czym przeniosła swoją głowę z pach na… szyję. W tym miejscu sama miała największe gilgotki i miała zamiar sprawdzić, czy u niej jest tak samo. U niej samej najbardziej to działało jak ktoś ją tam smyrał językiem i to samo uczyniła tutaj.
- Aaaaaaa! Proszę… już… nie… bo się posiuram! Elizabeth! - Melody po chwili tuptała i wierzgała ponownie - Proszę?
- Przecież dopiero sikałaś, nie oszukasz mnie - Powróciła do swoich czynności, które przerwała tylko na moment, aby powiedzieć jedno zdanie - No chyba, że jakoś mnie przekupisz.
- Ciekawe czym - Mruknęła Melody, odwracając głowę w bok, z zamkniętymi oczkami.
- Nie wiem, twój wybór - Elizabeth gilgotała w ten sposób jeszcze chwilę, ale nagle oderwała się, wyprostowała i puściła ręce dziewczyny.
- Język mi już zdrętwiał - Poskarżyła się.
- A ja bym się teraz czegoś napiła… - Powiedziała Melody, i jakoś tak zasłoniła swój biust rękami, spoglądając niepewnie na Elizabeth.
- Co? Boisz się, że je też wyliże? - Zaśmiała się, przerzuciła nogę i złapała za butelkę lemoniady, którą podała koleżance.
- A bo ja wiem, co ci jeszcze strzeli do łba? - Spytała dziewczyna, z trochę nerwowym uśmieszkiem. Butelkę z lemoniadą zaś co prawda wzięła, ale nie napiła się. Usiadła za to w końcu, i spojrzała gdzieś w głąb wagonu.
- Czemu się przyglądasz? - Spytała zaciekawiona Elizabeth i spojrzała w tę samą stronę.
- Nic… tak sobie myślę… - Powiedziała Melody - O różnych takich…
- No o czym? Nie rób mi tak… - Elizabeth zmarszczyła nos - A właśnie. Miałaś mi coś powiedzieć.
- Co powiedzieć? - Spojrzała na nią.
- Spytałaś się, czy będę się śmiała. Wal. Zachowam powagę cokolwiek byś powiedziała - usiadła po turecku naprzeciwko niej i spojrzała w oczy.
- A to… - Melody wzruszyła ramionkami - Nie umiem pływać…
Elizabeth uśmiechnęła się, ale nie zaśmiała.
- Serio? Ja myślałam, że coś poważnego - dała jej delikatnego pstryczka w nosek.
- Nie lubię tak… - Mruknęła Melody, odganiając dłoń Elizabeth, niczym natrętną muchę - No co? Nie każdy musi mieć wieeelkie problemy?
- No nie, ale tak to powiedziałaś… - Zrobiła krótka przerwę - A teraz powiesz mi o czym myślałaś? - Powiedziała Dixon wstając z podłogi.
- A jakoś tak mi się pomyślało o domu… - Melody uśmiechnęła się przelotnie.
- Dom - Elizabeth wyraźnie posmutniała - Nie pamiętam co to oznacza. Chciałabym mieć swój dom.
- To sobie kupimy! Taki wielki, i z właśnie jeziorkiem! - Melody wstała, i podeszła do Dixon z uśmiechem - I będziemy się całymi dniami pluskały na golasa?

Ognista szeroko otworzyła oczy na słowa Melody, nie była pewna, czy to na pewno jest żart, czy może jednak mówi na poważnie?
- My kupimy? - Spytała zdziwiona, naprawdę chętna uzyskania odpowiedzi na to pytanie, a wizja latania na golasa przy jeziorze zawitała jej w myślach.
- No… emmm… jak ci moje towarzystwo nie odpowiada… - Zmieszała się Melody, i trochę poczerwieniała - To ten… kupisz sobie, taaak. I będziesz mieć męża i gromadkę dzieci? - Dodała z niepewnym uśmiechem.
Dixon ponownie wybuchnęła śmiechem, spojrzała na Melody i wypowiedziała między chichotami.
- Ja dzieci? Ja mąż? Spróbuj to sobie wyobrazić - złapała się za brzuch, bo od śmiechu zaczął ją boleć. Melody też się śmiała, choć nie tak głośno…
Gdy Dixon uspokoiła oddech, wzięła kilka głębszych wdechów. Spojrzała na Melody, chwilę wpatrywała się w nią bez słowa.
- Ty tak serio mówiłaś z tym domem? - Zapytała poważnie.
- No a czemu nie? - Melody wzruszyła ramionkami, miło się uśmiechając - Każdy o czymś marzy…
- I ty marzysz, żeby zamieszkać ze mną? - Elizabeth nie kryła zdziwienia. A dziewczyna z warkoczami westchnęła, i pokręciła lekko, przecząco głową, wciąż jednak z małym uśmiechem na ustach.
- Ile ty masz lat? - Palnęła nagle - Tak pytam…
- Dwadzieścia siedem - Powiedziała i zamrugała oczętami - A już myślałam, że będziemy biegać na golasa w jeziorze - Uśmiechnęła się do dziewczyny.
- A ja dwadzieścia - Powiedziała Melody, i do niej mrugnęła.
- Dwadzieścia… niby tak niedawno, a jak odlegle - Dixon pokiwała głową.
- Woda! - prawie, że krzyknęła Ognista - Nie uzupełniliśmy bukłaków, jutro będzie nas suszyć… - Odwróciła głowę w stronę Gregory.
- Jasna choliba! - Melody zaczęła szybko zakładać buty - Dawaj je, ja polecę, ty pilnuj naszych rzeczy!
- Masz tutaj - Podała szybko swój i jej bukłak wody - Tylko postaraj się wziąć jak najczystszą. Nie chce dostać sraczki w trakcie jazdy.
 
Elenorsar jest offline