Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2022, 19:28   #211
JohnyTRS
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Druga Bitwa pod Brighton - pościg

Załatwienie ostatnich mechów Modeno nie było niestety końcem bitwy. Wśród ruin i błota nadal byli wrodzy żołnierze. Nawet pozbawieni najcięższej broni i naćpani - byli groźni, mieli jeszcze pojazdy. Brandon tkwił na polu bitwy bez możliwości szybkiej ewakuacji do Camp Blackmore. Więc nie będzie stał i bezczynnie czekał.

Lets go, Brandon.

Poszły wiadomości po łączach i już po kilku minutach Mały wraz z Rycerzami gonił niedobitki wroga. Hunchback stanowił silne wsparcie dla lekkich mechów Camerończyków. Tracił na szybkości, ale nadrabiał siłą ognia, skoncentrowała salwa z laserów dosłownie wypalała wroga, nie pomagał nawet pancerz pojazdów. Bandyci i reszta naćpanych typów mieli tylko do dyspozycji rozproszoną piechotę plus kilka transporterów. Natomiast Mały znał teren jak mało kto. To był jego teren, znał każdą drogę i te miejsca które w porze deszczowej zamieniały się w bagno. W takim bagnie skończył jeden ze zniszczonych przez Małego Prime Mover, wjechał na pełnym gazie w nieckę, wypełnioną rozmiękłym szlamem. Zakopał się po osie i po chwili wyleciał w powietrze po ostrzale z laserów. Nie zdążył nawet namierzyć celu dla swoich rakiet.

Pogoń trwała, Brandon likwidował wykryte przez lekkie mechy rycerzy gniazda oporu i ciągle precyzował dane z komputera odnośnie terenu, omijając terenowe grząskie "miny" niewidoczne dla mechowych systemów. Cel... ognia!

Już po bitwie (Mały mógł sobie dopisać trzy zniszczone transportery) Brandon pozostał z Rycerzami (proponowali mu podwózkę Dropshipem ale odmówił, że był to bilet w jedną stronę - nie miałby jak opuścić Camp Blackmore. Ale może z tego jeszcze skorzystać w przyszłości). On i jego sprawny mech stanowił wsparcie w kolejnej bitwe, tym razem o Hartford i okolicy (trójkąt Hartford - Brighton - Ticonderoga), gdzie wspólnie wybili zęby siłom PFF. Tamci zwiewali. Mały pilotował. Tylko to mu zostało. Kilka dni po Drugiej Bitwie o Brighton dotarł do listy cywilnych ofiar.
Myślał że zdążyli się ewakuować. Nie zdążyli. Jego rodzina. Czuł... pustkę. Po prostu pustkę, żadnych łez. Otworzył flachę zachomikowanej whisky, ale po kilku łykach odstawił. Nie był w stanie. Nie był w stanie uchlać się i zapomnieć.

Rzucił się w wir walki, gromiąc kolejnych Bandytów, Workmenów, Czerwonych, Zairczyków i kto tam jeszcze się trafił. Był świadkiem zarekwirowanie zniszczonego sprzętu przez Jacksona, widział tłumioną złość Camerończyków. Wszystkie armaty ćwierkały o puczu. Oficjalnie - nikt nic nie wiedział. Jackson zdobywał coraz większą władzę polityczną, od kiedy to pomysły Gołębi na przyszłość Nowego Vermontu rozpadły się w proch po wznowieniu wojny. Gdyby nadal rządziły Gołębie, ta wojna nigdy by się nie skończyła. Obecnie nie było nikogo lepszego od Jacksona, ale Mały nie zamierzał do końca życia mieszkać w wojskowym obozie.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline