Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2022, 20:50   #5
Pani
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany
We came down to watch the world walk by
And all she found was trouble in my eyes
From the sky she pulled me down tonight

Rough Landing Holly - Yellowcard


Czy to kolejny podstęp Vykosa? Pewnie tak. Sabatnik bawił się z nią tak, jak przez ostatnie miesiące. Zadał ból, sprowadzał na skraj załamania, po to, by pozwolić jej znaleźć furtkę i promyk nadziei, a kiedy zaczepiwszy się go, dokonywała heroicznego czynu, by wyrwać się z niewoli, prastary Tzimisce znów chwytał ją w swoje szpony bólu, miażdżąc nie tylko ciało, ale i ducha.

Alice przyjrzała się postaciom przed sobą, zachowując niezwykły w tej sytuacji spokój. O co tym razem chodziło w grze Sashy? Czy naprawdę ten potwór myślał, że uwierzy w kolejną szopkę? Owszem, naprawdę czuła, że umiera poprzez spotkanie z promieniami słońca, ale co jeśli to była kolejna intryga chorego wampira? Wiedziała już, że dla tego popaprańca nie ma rzeczy zakazanych i tym samym niemożliwych. I jakkolwiek go nienawidziła, musiała oddać hołd jego kunsztowi - Sasha Vykos był prawdziwym Panem Bólu, potrafiąc go zadawać na sposoby, które nigdy wcześniej nawet jej się nie śniły. Mimo tak wielu przeżytych żywotów ludzkich.

Coś jednak było inaczej… czy to element gry? Alice spojrzała na swoją dłoń. Ciemny kolor skóry nie zrobił na niej wrażenia, ale… gdzie podziały się tatuaże, którymi obdarzył ją ojciec zanim jeszcze została przemieniona?! Te tatuaże to było prawdziwe dzieło sztuki i nawet Vykos był pod ich wrażeniem. Cokolwiek robił z ciałem Toreadorki, nigdy nie usuwał z niego tatuaży. Aż do dzisiaj.

- O co tu chodzi? - zapytała obojętnym tonem, dławiąc w sobie iskierki kiełkującej nadziei, że być może tym razem faktycznie będzie inaczej.
- To znaczy? Zapewniam, że wiemy tyle, co i Ty - odpowiedział młodzian, widząc kwitnącą na twarzy dziewczyny nieufność. - Obudziliśmy się w tej komnacie kilka minut temu i...
- “Pojawiliśmy się” byłoby lepszym ujęciem tematu, chłoptasiu
- zaoponował właściciel drugiego z głosów, wchodząc w pole widzenia Alice. Miał ponad dwa metry wzrostu, czarny płaszcz i akcesoria typowe dla bywalców lokali BDSM. Był masywny, a ubranie opinało się na nim przy każdym ruchu. Nieco jakby ktoś próbował ubrać marmurowy posąg w skóry. Jego twarz można by nawet uznać za przystojną, gdyby nie zakrywająca jej prawą stronę narośl będąca groteskową mieszanką spalonych na węgiel tkanek oraz wtopionego w nie czerwonego plastiku. Warstwa ta była na tyle gruba i szczelna, że sprawiała wrażenie maski. Być może kiedyś nawet nią była. Uśmiechnął się i oparł o jedną z wielu rozmieszczonych po pomieszczeniu kolumn. Potem sięgnął w głąb płaszcza i wyciągnął niedopałek papierosa.

- Tak jest, kochaneczki. A najlepszym tego dowodem są cacka, które wszyscy nosimy między flakami. - Nie dodając nic więcej, wepchnął szluga między zęby. Jego grymas sugerował, że czerpie przyjemność z niewiedzy dwójki pozostałych wampirów.

Alice mu się przyglądała przez chwile bez słowa. Widać było, że nie zamierza żebrać o odpowiedź. Wciąż bezemocjonalnie wodziła wzrokiem wokół, skupiając spojrzenie teraz na tych częściach swojego ciała, które widziała oraz odzieniu i ewentualnych przedmiotach, które nadawałyby się do walki. To mogła być kolejna zabawa Vykosa, a jednak brak tatuaży stanowił novum i wydawał się czymś niemożliwym. W końcu to z ich powodów Sabatnik zapragnął Alice tak, jak rozkapryszone dziecko chce misia z wystawy sklepowej.
- To nie jest moje ciało - bardziej stwierdziła niż zapytała.
 
Pani jest offline