Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2022, 23:31   #265
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację


Widok tego dziwacznego stworzenia, nie przypominającego niczego co cokolwiek wcześniej widział, wywołał w Bretończyku mieszankę fascynacji i niepokoju. Jednak nie było czasu na zastanawianie się. Widząc, że stwór ponawia ataki tym swoim dziwnym wrzaskiem na Amazonki i Vivian, Bertrand spróbował go doścignąć i razić rapierem.

Obaj oficerowie de Rivery odkryli, że próby dźgania i siekania ruchomego celu gdy samemu się było w biegu nie są takie proste. Wymagało to iście cyrkowej zwinnośc. Zwłaszcza jak się to działo na dnie tropikalnej dżungli pełnej krzaków i korzeni o które po ciemku można było zahaczyć i się potknąć a nawet przewrócić. Ale próbowali!

Z początku efekty nie wyglądały zachęcająco. Podłużna ryba płynęła w powietrzu okrążając trójkę kobiet jak rekin swoją ofiarę. Wyraźnie skoncentrowała się na nich gdy co jakiś czas posyłała w ich stronę paraliżujący pisk. Po ciemku trudno było się zorientować obu wojownikom z jakim efektem. Jednak w końcu na powierzchni dziwnego stwora zaczęło się pojawiać więcej świetlnych punktów od trafień kamiennego noża, stalowego rapiera albo strzał łuczniczek. Rany dziwnie świeciły bladą poświatą jakby w środku stwora było uwięzione jakieś światło. Po czym ni to spływało ni unosiło się w powietrzę jakby parowało a trochę ciągnęło się świetlnym dymem za i wokół stwora. Atakowali jednak dalej.

Kryzysowa sytuacja u wojowniczek została chyba zażegnana bo krzyki z tamtej strony umilkły a co jakiś czas słyszeli świst przelatującej strzały. Dojrzeli też jak lady von Schwarz dołącza do walki ze swoim rapierem. Skorzystała z tego, że stwór ich tak dziwnie okrążał i zabiegła mu drogę sobą i swoim rapierem. Stwór się tego albo nie spodziewał albo nie wiadomo zresztą co bo zatrzymał się w powietrzu jakby zastanawiał się co teraz zrobić z tą nową przeszkodą i przeciwnikiem. Vivian skorzystała z okazji i dźgnęła jego front swoim rapierem odwdzięczając mu się za wrzask jakim ją przed chwilą poczęstował gdy nadbiegała. Widocznie musiał ją dostrzec mimo ciemności ale chociaż uczona krzyknęła gdy trafił ją ten soniczny pocisk to jednak nie zatrzymało jej to. A teraz już we trójkę mogli atakować dziwną istotę bezpośrednio.

- Jest ranny! Wykończmy tę kreaturę! - zawołał Bertrand po raz kolejny wyprowadzając pchnięcie rapierem. Było to prostsze teraz kiedy stwór się zatrzymał. Starał się celować w miejsca, gdzie wyciekało światło żeby pognębić ranę.

Nie sposób było nie zgodzić się z zawołaniem szlachcica. Zwłaszcza, że Amazonki odzyskały rezon, a i panna Schwartz włączyła się do walki z nadspodziewaną brawurą.
W takich okolicznościach Sylvańczykowi nie pozostawało nic innego jak wykorzystać swoje doświadczenie, spryt oraz siłę i wesprzeć towarzyszy w zaciętym starciu z nieobliczalnym potworem.

To, że dziwna, podłużna i płaska istota złożona z mroku prztykanego światłem zatrzymała się chociaż na chwilę pozwoliło trójce towarzyszom także na zatrzymanie się. A w miejscu można było atakować to coś znacznie swobodniej niż gdy się próbowało w biegu i na w pół po omacku dźgnąć ruchomego stwora. Efekt był odczuwalny prawie od razu. Panna von Schwarz która sobą i swoim ozdobnym rapierem zatarasowała dalszy lot stworzenia wrażyła w płaski przód maszkary swój oręż. Na łbie czy co to tam było z przodu pojawiła się świetlna plama jakby w kolejnym miejscu czarna powłoka została przebita i uchodziło z niej świelna poświata. Carsten i Bertrand podobnie wykorzystali okazję. Chociaż oni byli z boku tego stworzenia. To jednak zarówno kamienny dar od królowej Amazonek jak i rodowy rapier Bretończyka dotarły do dziwnej skóry stwora i przebiły ją. Pojawiły się kolejne przebicia w tym miejscu. Gdzieś świsnęły strzały wystrzeliwane z łuków tutejszych wojowniczek ale w walce i po ciemku trudno było stwierdzić ich skuteczność. Na pewno nie trafiły w plecy nikogo z trójki walczących.

Jednak i stwór chociaż przez moment wydawał się być bierny czy zdezorientowany takim obrotem sprawy nie pozostał bierny. Wyrwał do przodu próbując chwycić paszczą imperialną szlachciankę i gdyby mu się udało mogło być groźnie. Ale się nie udało bo odskoczyła w bok i świecące od zewnątrz masywne szczęki trafiły tylko nocne powietrze. Zaś Vivian zrekompensowała mu się kolejnym trefieniem gdzieś bok tej paszczy. Wbrew żartom Zoji to długa sukna coś nie przeszkadzała jej w tym wszystkim a ona sama poruszała się całkiem żwawo. Jednak zaraz potem stało się coś dziwnego. Stwór zniknął. Tak po prostu. W połowie ciosu w jaki trójka szermierzy miała zamiar właśnie w niego wyprowadzić. Coś trzasnęło, świsnęło i zamiast stwora widzieli ciemną, dżunglę. Vivian rozejrzała się zdzwiona jakby podejrzewała jakąś sztuczkę. Strzały wojowniczek Aldery zamilkły więc też pewnie musiały stracić cel z oczu.

- Widzicie go? - zapytała imperialna szlachcianka rozglądając się dookoła. Ale oni też jakoś nie mogli dostrzec ani tej poświaty jaką stwór wydzielał ze zranionych miejsc albo tej ciemnej plany czerni gdy się z początku przemiesczał. Nie było go ani na ziemi gdzie gdyby był porządnym truchłem to powinien opaść, ani w powietrzu, ani tam nad wodą skąd przyleciał ani nad nimi. Nigdzie nie było go widać ani słychać.

- Nie widzę…- spytał skonfundowany Bretończyk, rozglądając się dookoła.
- To chyba jakaś magiczna sztuczka?
Carsten również wiercił wzrokiem ciemność, szukając znajomych świecących punktów, lecz wszystko wskazywało, że zagrożenie minęło. Nie wypuścił jednak noża z dłoni.
- Magia też ma swoje ograniczenia. – rzekł tylko enigmatycznie i dodał. – A my nie traćmy czasu i zabierzmy się do zbierania kwiatów lotosu, jedna osoba niech czuwa, by w razie ponownego objawienia się tego cudacznego stwora ostrzec resztę.

- Dobrze. Wypędziliśmy chyba tego stwora, czymkolwiek był - odparł Bertrand czując jak opuszcza go adrenalina i powraca zmęczenie.
- Musimy jeszcze dotrzeć do obozu. Ja stanę na straży, wy zbierzcie kilka tych kwiatów i wracajmy.



 
Lord Melkor jest offline