Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2022, 04:49   #119
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
- Trochę wcześnie… - Bart ziewnął tak, że mógłby połknąć byka z rogami.

Spojrzenie Bryana było inne niż zazwyczaj. Brakowało marsowej miny. Osiłek nie patrzył spode łba, jak to miał w zwyczaju.

- Stary… Mogę wejść? - o dziwo słowa te rzeczywiście brzmiały jak prośba, a nie rozkaz. Futbolista zerknął nerwowo w stronę odjeżdżającego radiowozu. Zaraz potem rozbiegany wzrok wrócił do Spineliego. Oczy wyrażały wręcz błaganie.

- Jasne. Ale chodź na górę. - obejrzał się przez ramię w kierunku urządzonej sali z wystawionymi trumnami McBridge’ów.

Ojciec krzątał się w pokoju socjalnym, gdzie była miejsce na poczęstunek, zrobienie kawy, kran z filtrowaną wodą.

Otworzył drzwi na korytarzu i schodami poprowadził na górę. Idąc wiedział, że stało się coś złego. Jakieś kłopoty. Nowe.
Weszli do pokoju, który zajmował Bart. Usiadł na krześle.

- Stało się coś. - stwierdził niż zapytał ale patrzył z zaciekawieniem na przemoczonego i poranionego Bryana.

Bryan przemknął na górę jak cień, zupełnie tak jakby nie chciał się na nikogo natknąć. Nie był częstym gościem u kogokolwiek, a już na pewno nie u Barta. Takich jak on raczej się unikało. A jak już się kogoś takiego gościło, to potem sprawdzało się kilka razy czy niczego nie ukradł.

- Stary… Ja… Kurwa, nie wiem od czego zacząć… - mamrotał wpatrzony w podłogę Bryan. Wyglądał jak cień samego siebie. - Możesz wyjrzeć przez okno? Tylko kurwa ostrożnie. Sprawdziłbyś czy ten radiowóz dalej się tam kręci. I kurwa… Nie wierzę, że to mówię… Masz jakieś skręty?

- No mam skręty. - rzekł Bart. - Ale sam nie wierzę, że to mówię, że może lepiej abyś nie jarał w tej chwili. Nie jesteś do tego przyzwyczajony, a jeżeli masz doła i czegoś się… boisz? To możesz mieć bardzo złą jazdę. Takie schizofreniczno paranoidalne psychozy… więc - podszedł do okna i dyskretnie rozejrzał się nie dotykając firanek - usiądź - wskazał na tapczan - i powiedz co się stało? Kłopoty z policją? Był u mnie wczoraj rano szeryf. Ktoś przytruł mu córkę i stary myślał, że to ja…

Bart usłyszał kroki ojca na schodach. Rodzic zatrzymał się na dole. Nie wchodził.

- Bart - rzucił. - O ósmej trzydzieści otwieramy, a o dziewiątej trzydzieści przyjadą samochody po dwa ciała. Jutro przywiozą tą małą, córkę szeryfa. Więc po szkole nigdzie nie chodź. Jakoś ci wynagrodzę trud. Jesteś tam? Bo słyszałem chyba jak ktoś wchodził albo wychodził. Jesteś?!

Ojciec nie mógł słyszeć tego, co powiedział Bart. Nie o córce szeryfa. A jednak powiedział coś, co mogło zszokować. Widział ją, jeszcze niedawno, jak szalała w swoim stylu na imprezie. Jeżeli przedawkowała jakieś oxy czy inne gówno…Będzie jednym z podejrzanych. Jak zawsze.

- Oooookaaaaaayyyy! - krzyknął Bart w swoim zwyczaju zdzierając gardło nie kwapiąc się nawet by uchylić drzwi, czy do nich podejść.

Zrobił duże oczy patrząc na Bryana.
- Ona nie żyje! - szepnął z wykrzyknikiem z wrażenia aż kucając.

Bryan pobladł jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe.
- O kurwa… To teraz ten gość mnie obedrze ze skóry… - stwierdził cicho, ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakał, ale wydawało się że jest na granicy. Jeszcze nikt nie widział, aby ten zwalisty chłopak był kiedykolwiek tak roztrzęsiony. Bart miał okazję oglądać premierowy pokaz.

- Szeryf… Szeryfowi odjebało… - zaczął w końcu, odsuwając ręce od twarzy. - Odpala chłopaków… Już odpalił. Zajebał Daniela i Deana… Todd… Todd dostał kulkę w głowę. A nawet nie miał z tym nic wspólnego. Ja ledwo uciekłem. Do mnie też strzelał. Nie mam pojęcia gdzie spierdalać. Poluje na mnie. Ten radiowóz… To na pewno Hale. Chce mnie zajebać. Ja pierdolę… Ja pierdolę…

Spineli nie wierzył własnym uszom. To było ciut za dużo informacji do przetrawienia na jeden raz. Usiadł pod ściana i z kieszeni marynarki wyjął skręta. Musiał spokojnie pomyśleć przez chwilę. Zaciągnął się głęboko. Przywykł do myśli o trupach i umieraniu, ale kiedy chodziło o osoby, które znał i tak młode, to było co innego.

- On się mści. - powiedział w końcu wypuszczając dym. - Jeżeli cię ściga, to musisz się ukrywać. Nie liczyłbym na sympatie i uczciwość jego posterunku.

W zasadzie chciał tylko dowiedzieć się od Bryana czego tak się bał bez wyolbrzymiania efektu marihuany. Więc teraz już podał mu grubego, dymiącego jointa. Hale mścił się, bo durnie zabili mu dziecko…

- Weź jednego bucha tylko. To cię nieco uspokoi. I może rozśmieszy. Na pewno trochę nabierzesz dystansu. Chciałem usłyszeć co masz do powiedzenia na trzeźwo. - wyjaśnił tuż przed podaniem ściągając samemu następną chmurę.

- Możemy pogadać z dziennikarzem i moim ojcem jeśli chcesz. Ojciec koleżanki może nagrać rozmowę z tobą, a mój ojciec na pewno coś wymyśli jak powstrzymać Hale przed samosądem na tobie. Tymczasem musisz zniknąć. To był szeryf w tym aucie pod zakładem?

- Nie wiem czy szeryf… - odparł Bryan ładując skręta do gęby i niecierpliwie odpalając zapalniczkę. - No, ale kto jak nie on? Kto inny miałby mnie ścigać? Chyba, że nasłał na mnie już cały posterunek. Ale przecież jakby ten radiowóz działał na legalu, to po prostu by tu weszli i mnie aresztowali, nie? Chcą mnie bez świadków dorwać i zajebać, mówię ci.

Osiłek zaciągnął się bardzo mocno. Spalił niemalże połowę skręta. Nieźle jak na trawkową dziewicę, ale mogło mu się to odbić czkawką.

- Kurwa Spinelo posłuchaj co ci teraz powiem, bo to ważne - nawijał dalej z przejęciem. - Mnie się ni chuja ta akcja z Jessicą nie podobała, kumasz? Nie wiedziałem, że chcą coś takiego zrobić. Potem mi powiedzieli. Chcieli żebym zeznał, że Jessica potem wróciła na imprezkę cała i zdrowa. Wiesz, że nie ma się jak postawić takim typom, nie? A ja się sam z nimi zwąchałem i wdepłem w gówno. No i kurwa nie było wyjścia. Poza tym uznałem, że chuj z tym, siłą nikt jej nic nie wmuszał. Sam wiesz jaki to był pustak. Jej nie trzeba było zmuszać, bo sama chętnie brała do dzioba. I kutasy i dragi.

Bryan zaciągnął się nerwowo po raz kolejny. Zakaszlał cicho, ale nie powstrzymało go to przed kontynuowaniem opowieści.

- Daniel i Dean nagrali taśmę jak ruchają tę Jessicę. I to chłopie takie pojebane klimaty. W jakichś takich maskach sado maso na dwa baty. Chcieli tą taśmą szantażować Hale’a. Że jak nie da im wolnej ręki do handlu w tym rejonie to pokażą wszystkim jak córeczka się szmaci. No i zadzwonili do mnie, żebym po prostu stał na czatach przy tym starym magazynie, wiesz którym. Tej ruinie. No i ja wciągnąłem w to jeszcze Todda. Boże, biedny Todd…

Bryan na moment się załamał, patrząc zrezygnowany w podłogę.
- No i filowaliśmy. Patrzymy, a oni spotkali się na podjeździe z szeryfem. Chwilę gadają a tu nagle JEB! Hale ich pokroił kosą. Myśmy byli na przyczajce, ale Todd narobił hałasu z wrażenia. A Hale kurwa jak jakiś pierdolony Rambo chłopie załadował mu kulkę prosto w gębę. Chłopie, to jest jakiś killer. Widziałeś Dana i Deana, a on ich ciach ciach i nie ma typów. I jeszcze tak strzelił. Ja się nie zbliżam, bo to jest jebany terminator.

Chłopak dopalił skręta.
- Ja się schowałem. Jebaniec nie odpuszczał, ale udało mi się jakoś odwrócić jego uwagę i spierdolić. Ale było blisko.

Bart uwierzył wystraszonemu łobuzowi. Dopytał jeszcze kilka szczegółów i powoli formułował mu się w łepetynie plan działania. Nie chciał mu dokładać opowieści dziwnych treści pod tytułem Mary McBridge z szeptem w słuchawkach walkmana… Hale z nożem, to albo zbieg okoliczności, albo kontynuacja szlachtowania ludzi. Z dwojga wolałby, aby to właśnie z krwi i kości szeryf okazał się tym powracającym wedle informacji od ducha…

Niemniej powie o tym wszystkim dla Any i Singeltona. Zerknął przez okno ku górom zastanawiając się czy Daryll nie skorzystał z propozycji zadekowania się tej nocy, czy do brzasku trwały poszukiwania, czy może i jego dopadł gość w masce? Bryan zostanie wtajemniczony w motyw duchów w towarzystwie reszty. Teraz jakoś zaplątał się w to wszystko przez Hale’a.

- Słuchaj, najlepiej będzie jak sprawdzimy, czy Hale w ogóle wie kogo ścigał. Zaraz odpalę taki makijaż na twojej buziuchnie i rękach, że nie będzie śladu po zadrapaniach. - Bart puścił oko. - Jesteśmy podobnych rozmiarów, więc się zmieścisz w mój gajer zapasowy. Dzisiaj pracujesz w zakładzie pogrzebowym. Będziesz niósł trumnę z Mary lub jej ojcem i trzymał się mnie i mojego starego na cmentarzu. - rzucił mu czarne przeciwsłoneczne okulary. - Zachowuj się naturalnie. Takie okulary na pogrzeby to nawet przy takiej ulewie normalka. Zapłakanych, zapuchniętych i zalęknionych oczu nie wydać. Nałożysz jeśli przyjdzie jakiś mundurowy. A zza szkieł oglądaj czy ktoś cię wzrokiem chce zabić… Musisz być wśród ludzi, nie? Nikt na żywca, przy świadkach, krzywdy ci nie zrobi przecież. To chyba lepsze niż ukrywanie się, skoro nie wiemy, czy on wie, że ty to ten, który wie albo nie, czy szeryf wie, że ty wiesz, że on wie. Co nie?

Wątpił, aby Hale brał udział w pogrzebie. Nawet trochę byłoby mu go szkoda, bo jego córka, choć durna była, to jednak nie zasłużyła aż na śmierć… ostry seks niektórym przychodził dopiero na studiach, innych doganiał już w liceum…
No i Todd… Mało go znał, ale nikomu nie życzył kuli w łeb. Nawet tych pojebanych starszych kumpli Bryana zrobiło mu się szkoda.
A ile teraz roboty będzie? Pięć nowych trupów… Todd na szczęście w zamkniętej trumnie… Tylko wymyć i przebrać…
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-04-2022 o 15:57.
Campo Viejo jest offline