Zmarznięty i przemoczony Mark niezbyt dobrze i niezbyt szybko kojarzył fakty, ale parę rzeczy nie pasowało mu w obrazku, jaki miał przed sobą. I uznał, że po tym, co go dzisiaj spotkało, lepiej będzie dmuchać na zimne, niż rozdzierać szaty po fakcie.
- Daryll! - zawołał, równocześnie machając w stronę młodego Singeltona. - Chodź, coś sobie przypomniałem!
Singelton miał pewność, że przez najbliższy miesiąc da sobie spokój z włóczeniem się po lasach. Był niedzielny poranek a on powinien być w szpitalu, przy mamie i Wii, tylko to teraz zajmowało jego myśli. To i psychopata w masce wilka, który zostawił pamiątkę na skórze Marka i pewnie zaszlachtowałby ich obu gdyby nie Barney. W grupie mężczyzn czuł się - pewniej, lecz teraz kiedy parking zaczął się przerzedzać a słońce wciąż nie wzeszło czuł narastający niepokój. Już miał odpowiedzieć Fallsowi żeby podwiózł go pod szpital, kiedy usłyszał jak woła go Fitzgerald.
- Zaczeka pan? Zaraz wracam – zwrócił się do gliniarza i podszedł do kapitana szkolnej drużyny. Spojrzał na niego pytająco.
- Trzymaj się z dala od tego gliny - powiedział cicho Mark. Po czym rozwinął myśl. - Pamiętasz, sam mi mówiłeś o gliniarzu w radiowozie, z maską wilka? Może to Falls... kuleje, a ja kopnąłem wilkołaka w bardzo czułe miejsce. Może się mylę, ale po co ryzykować?
Daryll przełknął ślinę. Z wszystkich gliniarzy najbardziej ufał właśnie Fallsowi…chociaż. Gdzie był wtedy gdy psychopata zaatakował jego i Wikvayę? To jego Hale delegował by pilnował rodzeństwa Silgeltonów. Nastolatka przeszył dreszcz, chociaż nie rozumiał dlaczego Jack Falls komukolwiek chciałby zrobić krzywdę.
- Nie chce mi się, wierzyć, że to on…ale….jeśli jednak masz rację lepiej nie ryzykować - stwierdził i spojrzał w kierunku policjanta mrużąc oczy. Po chwili wahania zwrócił z nieśmiałym pytaniem do Marka - Mogę jechać z tobą? Podrzucisz mnie do miasta?
Mark skinął głową.
- Wsiadaj... - Otworzył drzwi samochodu. - Najpierw pensjonat? Chyba warto się przebrać... A potem szpital? Po drodze możemy jeszcze porozmawiać.
Chłopak przytaknął i zwrócił do Fallsa, wyciągając przed siebie rękę w geście pożegnania.
- Panie Falls, dziękuję, pojadę z kolegą! – krzyknął do policjanta po czym zwrócił się cicho do Marka. –Muszę jeszcze załatwić jedną rzecz, zajmie mi to chwilę.
- OK - odparł Mark, obserwując równocześnie gliniarza, którego podejrzewał o zakładanie maski.
Singelton przebiegł przez parking. Barney właśnie pakował swój sprzęt na pakę. Chłopak podszedł do niego ostrożnie, po czym głośno odchrząknął zaznaczając swoją obecność.
- Panie Barney…przepraszam…
Chłopak nerwowo przegryzł wargę, było dla niego krępującym prosić obcego o taką przysługę. Wiedział jednak, że dopóki słońce nie rozproszy ciemności ani on ani Mark nie będą bezpieczni a mordercy, który pojawia się i znika niczym duch wystarczy parę chwil by ich obu rozerwać na strzępy. Zwłaszcza, że w pobliżu nie będzie ani Barneya, ani kumpli Fitzgeralda. Ale może być Billy Macrum…albo jego brat David…. albo Jack Falls. Lub ktokolwiek inny noszący tą pierdoloną maskę i polujący na nastolatków z Twin Oaks.
- Wiem, że to głupia prośba, ale czy pożyczyłby mi pan swoją latarkę? Do jutra. Jutro panu zwrócę, obiecuję.
- Masz młody. Ale oddaj.
- Dziękuję! - odpowiedział chłopak. Wsunął latarkę za pasek, pożegnał się z traperem i wrócił do samochodu Marka.
- Ok, możemy już jechać.
Falls popatrzył za nimi, ale zasunął szybę radiowozu i ostrożnie wyjechał z parkingu włączając się w sznur kilkunastu samochodów opuszczających postój przy wejściu do lasu.
Mustang niezbyt szybko wyjechał z parkingu, lecz gdy tylko przejechali kawałek, Mark przyspieszył.
- Dobre i to, że się boi światła - powiedział. - Ale to go najwyżej odstraszy.
- Tak, to tylko doraźne środki.
Daryll spojrzał z niepokojem w boczne lusterko, jakby spodziewając się, że zobaczy w odbiciu jadący za nimi radiowóz. Przełknął ślinę. Po chwili przypomniał sobie sytuację jaka wydarzyła się na parkingu gdy wrócili z akcji poszukiwawczej.
- Brat Billego, David też był w górach, ale nie widziałem go na odprawie, nie wiem do której grupy go przydzielili. Dziwnie się na mnie patrzył. Z wszystkich podejrzanych….tych którzy nie zaginęli…on jedyny ma motyw. Chociaż Falls chyba podbijał do mojej mamy, często zajeżdża do „Sowy i Niedźwiedzia” na obiady. Nawet jakby okazał jakimś zjebanym stalkerem to po co miałby zabijać Mary i atakować ciebie? - zastanawiał się głośno Singleton.
- Może to coś innego, może wpływ tej przeklętej maski? - zasugerował Mark. - Ale chociaż to jakiś glina miał maskę, to Macrumowi też bym nie ufał. A nuż sądzi, że nasi rodzice, do spółki, zrobili coś Billy'emu.
- Jest jeszcze jeden facet zamieszany w to wszystko - odezwał się po chwili Daryll - Nazywa się Gunn. Zatrzymał się u nas w pensjonacie zaraz po zabójstwie Mary. Wikvaya widziała go tej nocy gdy zaatakowano naszą mamę, kręcił się przed motelem. I nosi naszywkę wilka. Dziwny przypadek, nie? Przeszukaliśmy z Wi jego rzeczy, gość interesuje się sprawą McBridge'ów, przeprowadził wywiad z matką Mary. Myślałem, że to jakiś dziennikarz, ale nosi przy sobie broń i bardziej mi wygląda na jakiegoś tajniaka z policji albo prywatnego detektywa. Wczoraj rano mignął mi w przelocie i chyba się z kimś w nocy bił. Wątpię, żeby to on zabijał, ale chyba ogarnia więcej niż my. Może warto z nim pogadać?
- A, ten... - W głosie Marka nie było nawet cienia entuzjazmu. - Rozmawiałem z nim i nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Nie lubię, jak ktoś obcy wsadza nos w nie swoje sprawy. Wpadł na pomysł, że Jess się otruła z rozpaczy, bo zerwaliśmy ze sobą. Kretyn...
- Otruła się? - Singelton zrobił wielkie oczy.
- Gówno prawda... Ktoś jej podał jakieś prochy, oby mu jaja zgniły - odparł Mark. - Mam nadzieję, że Hale go dopadnie i facet spędzi w pudle długie lata.
Singelton skinął ze zrozumieniem. Wyglądało na to, że dziewczyna Marka przedawkowała narkotyki.
- Przykro mi. Oby szybko się pozbierała – wymamrotał, ale chyba nie zabrzmiało to szczerze. Potrafił współczuć, ale trudno mu było przy obcych ludziach wyrażać emocje, przez co czasem przypominał androida. Wlepił nos w szybę.
- Tak sobie pomyślałem… - zaczął by przerwać krępującą ciszę i zmienić temat– …że jeśli to Falls zabija, to może trzyma maskę w radiowozie. Jakby udało nam się ją znaleźć…Mielibyśmy dowód.