Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2022, 07:30   #120
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Fitzgerald & Singelton cz.I

Zmarznięty i przemoczony Mark niezbyt dobrze i niezbyt szybko kojarzył fakty, ale parę rzeczy nie pasowało mu w obrazku, jaki miał przed sobą. I uznał, że po tym, co go dzisiaj spotkało, lepiej będzie dmuchać na zimne, niż rozdzierać szaty po fakcie.
- Daryll! - zawołał, równocześnie machając w stronę młodego Singeltona. - Chodź, coś sobie przypomniałem!

Singelton miał pewność, że przez najbliższy miesiąc da sobie spokój z włóczeniem się po lasach. Był niedzielny poranek a on powinien być w szpitalu, przy mamie i Wii, tylko to teraz zajmowało jego myśli. To i psychopata w masce wilka, który zostawił pamiątkę na skórze Marka i pewnie zaszlachtowałby ich obu gdyby nie Barney. W grupie mężczyzn czuł się - pewniej, lecz teraz kiedy parking zaczął się przerzedzać a słońce wciąż nie wzeszło czuł narastający niepokój. Już miał odpowiedzieć Fallsowi żeby podwiózł go pod szpital, kiedy usłyszał jak woła go Fitzgerald.

- Zaczeka pan? Zaraz wracam – zwrócił się do gliniarza i podszedł do kapitana szkolnej drużyny. Spojrzał na niego pytająco.

- Trzymaj się z dala od tego gliny - powiedział cicho Mark. Po czym rozwinął myśl. - Pamiętasz, sam mi mówiłeś o gliniarzu w radiowozie, z maską wilka? Może to Falls... kuleje, a ja kopnąłem wilkołaka w bardzo czułe miejsce. Może się mylę, ale po co ryzykować?

Daryll przełknął ślinę. Z wszystkich gliniarzy najbardziej ufał właśnie Fallsowi…chociaż. Gdzie był wtedy gdy psychopata zaatakował jego i Wikvayę? To jego Hale delegował by pilnował rodzeństwa Silgeltonów. Nastolatka przeszył dreszcz, chociaż nie rozumiał dlaczego Jack Falls komukolwiek chciałby zrobić krzywdę.
- Nie chce mi się, wierzyć, że to on…ale….jeśli jednak masz rację lepiej nie ryzykować - stwierdził i spojrzał w kierunku policjanta mrużąc oczy. Po chwili wahania zwrócił z nieśmiałym pytaniem do Marka - Mogę jechać z tobą? Podrzucisz mnie do miasta?

Mark skinął głową.
- Wsiadaj... - Otworzył drzwi samochodu. - Najpierw pensjonat? Chyba warto się przebrać... A potem szpital? Po drodze możemy jeszcze porozmawiać.

Chłopak przytaknął i zwrócił do Fallsa, wyciągając przed siebie rękę w geście pożegnania.
- Panie Falls, dziękuję, pojadę z kolegą! – krzyknął do policjanta po czym zwrócił się cicho do Marka. –Muszę jeszcze załatwić jedną rzecz, zajmie mi to chwilę.
- OK - odparł Mark, obserwując równocześnie gliniarza, którego podejrzewał o zakładanie maski.

Singelton przebiegł przez parking. Barney właśnie pakował swój sprzęt na pakę. Chłopak podszedł do niego ostrożnie, po czym głośno odchrząknął zaznaczając swoją obecność.
- Panie Barney…przepraszam…
Chłopak nerwowo przegryzł wargę, było dla niego krępującym prosić obcego o taką przysługę. Wiedział jednak, że dopóki słońce nie rozproszy ciemności ani on ani Mark nie będą bezpieczni a mordercy, który pojawia się i znika niczym duch wystarczy parę chwil by ich obu rozerwać na strzępy. Zwłaszcza, że w pobliżu nie będzie ani Barneya, ani kumpli Fitzgeralda. Ale może być Billy Macrum…albo jego brat David…. albo Jack Falls. Lub ktokolwiek inny noszący tą pierdoloną maskę i polujący na nastolatków z Twin Oaks.
- Wiem, że to głupia prośba, ale czy pożyczyłby mi pan swoją latarkę? Do jutra. Jutro panu zwrócę, obiecuję.
- Masz młody. Ale oddaj.
- Dziękuję! - odpowiedział chłopak. Wsunął latarkę za pasek, pożegnał się z traperem i wrócił do samochodu Marka.
- Ok, możemy już jechać.

Falls popatrzył za nimi, ale zasunął szybę radiowozu i ostrożnie wyjechał z parkingu włączając się w sznur kilkunastu samochodów opuszczających postój przy wejściu do lasu.

Mustang niezbyt szybko wyjechał z parkingu, lecz gdy tylko przejechali kawałek, Mark przyspieszył.
- Dobre i to, że się boi światła - powiedział. - Ale to go najwyżej odstraszy.
- Tak, to tylko doraźne środki.
Daryll spojrzał z niepokojem w boczne lusterko, jakby spodziewając się, że zobaczy w odbiciu jadący za nimi radiowóz. Przełknął ślinę. Po chwili przypomniał sobie sytuację jaka wydarzyła się na parkingu gdy wrócili z akcji poszukiwawczej.

- Brat Billego, David też był w górach, ale nie widziałem go na odprawie, nie wiem do której grupy go przydzielili. Dziwnie się na mnie patrzył. Z wszystkich podejrzanych….tych którzy nie zaginęli…on jedyny ma motyw. Chociaż Falls chyba podbijał do mojej mamy, często zajeżdża do „Sowy i Niedźwiedzia” na obiady. Nawet jakby okazał jakimś zjebanym stalkerem to po co miałby zabijać Mary i atakować ciebie? - zastanawiał się głośno Singleton.

- Może to coś innego, może wpływ tej przeklętej maski? - zasugerował Mark. - Ale chociaż to jakiś glina miał maskę, to Macrumowi też bym nie ufał. A nuż sądzi, że nasi rodzice, do spółki, zrobili coś Billy'emu.

- Jest jeszcze jeden facet zamieszany w to wszystko - odezwał się po chwili Daryll - Nazywa się Gunn. Zatrzymał się u nas w pensjonacie zaraz po zabójstwie Mary. Wikvaya widziała go tej nocy gdy zaatakowano naszą mamę, kręcił się przed motelem. I nosi naszywkę wilka. Dziwny przypadek, nie? Przeszukaliśmy z Wi jego rzeczy, gość interesuje się sprawą McBridge'ów, przeprowadził wywiad z matką Mary. Myślałem, że to jakiś dziennikarz, ale nosi przy sobie broń i bardziej mi wygląda na jakiegoś tajniaka z policji albo prywatnego detektywa. Wczoraj rano mignął mi w przelocie i chyba się z kimś w nocy bił. Wątpię, żeby to on zabijał, ale chyba ogarnia więcej niż my. Może warto z nim pogadać?

- A, ten... - W głosie Marka nie było nawet cienia entuzjazmu. - Rozmawiałem z nim i nie wywarł na mnie dobrego wrażenia. Nie lubię, jak ktoś obcy wsadza nos w nie swoje sprawy. Wpadł na pomysł, że Jess się otruła z rozpaczy, bo zerwaliśmy ze sobą. Kretyn...
- Otruła się? - Singelton zrobił wielkie oczy.
- Gówno prawda... Ktoś jej podał jakieś prochy, oby mu jaja zgniły - odparł Mark. - Mam nadzieję, że Hale go dopadnie i facet spędzi w pudle długie lata.

Singelton skinął ze zrozumieniem. Wyglądało na to, że dziewczyna Marka przedawkowała narkotyki.
- Przykro mi. Oby szybko się pozbierała – wymamrotał, ale chyba nie zabrzmiało to szczerze. Potrafił współczuć, ale trudno mu było przy obcych ludziach wyrażać emocje, przez co czasem przypominał androida. Wlepił nos w szybę.
- Tak sobie pomyślałem… - zaczął by przerwać krępującą ciszę i zmienić temat– …że jeśli to Falls zabija, to może trzyma maskę w radiowozie. Jakby udało nam się ją znaleźć…Mielibyśmy dowód.
 
Arthur Fleck jest offline