Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2022, 08:37   #42
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację


Oppenheimerowi często śnią się biblijne sceny, ponieważ biblia to pierwsza księga, którą przeczytał a z czasem nauczył jej na pamięć. Jako dziecko chłonął te historie, odtwarzał je w swojej wyobraźni, ożywiał obrazy, w których Samson gołymi rękami miażdżył czaszki Filistynów, a Dawid, przyszły król Izraela stanął do pojedynku z olbrzymem. Jonasz podróżował w brzuchu wieloryba a Daniel spędził noc w jaskini lwów. Gdy włosy Arthura zaczęły w końcu porastać nie tylko głowę z wypiekami na twarzy próbował sobie wyobrażać jakie grzeszne występki Sodomitki uczyniły przeciwko Bogu, jakich cielesnych rozkoszy musiały zaznać, że doprowadziły do zniszczenia miasta. Wstydził się tych myśli, wstydził gdy budził w nocy z lepką plamą w spodniach od pidżamy. Z czasem, tak jak ojciec zaczął studiować wyłącznie nowy testament.

Tej nocy, gdy zaległ na posłaniu w bydlęcym wagonie śni mu się Judasz. Ten największy zdrajca w dziejach ludzkości tym razem ma twarz Morgana Russella McCoy, ćmi cygaro, z zadowoleniem przelicza sztabki złota. Jest ich oczywiście trzydzieści. Za jego plecami, na szczycie Góry Czaszki na szubienicach wisi ośmiu łotrów. Dwie kobiety i sześciu mężczyzn. Muszą wisieć już co najmniej trzy dni, Joe Berger ma na czole zakrzepłą ranę po kuli, więc niekoniecznie umarł od sznura, ale mimo to wisi jak pozostali. Sztaba w rękach Judasza lśni niemal równie mocnym blaskiem jak słońce w zenicie, bogacz uśmiecha się w ten swój zuchwały, okrutny, pozbawiony sentymentów sposób. Coś nagle zmusza go, by odwrócił wzrok w kierunku góry i spojrzał na ludzi, których zdradził.
Widzi, że jedna z szubienic jest pusta, sznur kołysze się na wietrze.


Zdrajca chowa sztabki w wór i zaczyna uciekać. Dostrzega drewniany kościółek stojący pośrodku pustyni. Przyśpiesza kroku, tam chce szukać schronienia. Gdy wchodzi do środka, trwa nabożeństwo, ludzie siedzą w ławkach, w dłoniach trzymają śpiewniki, wyśpiewują głośno pieśń ku chwale Boga, możliwe nawet, że to jakaś kolenda. Wszyscy to prości farmerzy i rzemieślnicy, ale jeden szczegół zwraca uwagę Judasza. Ich dłonie w których trzymają śpiewniki wymazane są krwią.

Drzwi nagle zamykają się z trzaskiem jakby poruszyła je jakaś mroczna siła. Judasz-McCoy słyszy stukot, rozpoznaje dźwięk młotka uderzającego o główki gwoździ. Nie rozumie tego co się dzieje, ale ogarnia go groza. Choć znajduje się przecież w domu bożym czuje, że to przeklęte i złe miejsce, próbuje uciec, popycha drewniane skrzydło drzwi, lecz te ani drgną, coś blokuje je od zewnątrz. Nie mija chwila jak przez kolorowy witraż przedstawiający jedną ze stacji drogi krzyżowej wpada szklana butelka po whisky, w szyjkę wetknięto płonącą szmatę. Butelka rozpryskuje się a alkohol rozlewa się po drewnianej podłodze, błyskawicznie zamieniając w piekielne płomienie, za nią do środka wpada kolejna butelka i kolejna....
Z gardła zdrajcy wydobywa się wrzask…

I Arthur Oppenheimer też krzyczy, zrywając się ze swojego posłania w pomieszczeniu wypełnionym zapachem drewna, metalu, krwi i końskiego gówna. Pot spływa mu strumieniami w czoła. Ciężko oddychając spogląda w gęstą ciemność. Z drugiego końca wagonu rozlega się kobiecy krzyk.

- Morderca!!! Zdechniesz w piekle!

Oppenhaimer kuli się na posłaniu, zasłania dłonią uszy, zamyka oczy, drży. Chociaż już nie wierzy w Boga, w duchu modli się by herr McCoy nie popełnił tego samego błędu co Iskariota. Co mieszkańcy Santo Domingo. Arthura nie martwi los chciwego Teksańczyka lecz niewinnych kobiet, mężczyzn i dzieci z którymi Douglas Russell związany jest linią krwi. Oppenheimer wie jak unicestwić istotę ludzką nie odbierając jej życia. Mu zrobiono przecież to samo. Przeraża go czym się stał, do czego jest zdolny by pomścić swoje krzywdy i urazy. Bardzo nie chce śnić nowych koszmarów.




***

Kiedy Oppenheimer uchylił jedne z drzwi wagonu na małą, wąską szczelinę nie poczuł nic. Ani strachu, ani gniewu, ani nienawiści. Co najwyżej pogardę do czerwonoskórych zwierząt, które po dziś dzień nie nauczyły się wyrabiać prochu, szyć ubrań, budować domów ani statków. Żyli w szałasach a najpotężniejszym orężem były toporki, łuki i strzały, przynajmniej do czasu gdy nie zaczęli handlować z kolonistami. Dali sobie odebrać własną ziemię a teraz w ostatnich nieszczęsnych podrygach próbowali mierzyć z potęgą cywilizacji stworzonej przez Europejczyków. Jak wataha wilków zaatakowali z nienacka. Aryjczyk nie zamierzał przyglądać się bezczynnie tej rzezi ani samemu sprowadzać się do roli jagnięcia. Wyciągnął z kabury broń, zakręcił bębenkiem rewolweru a potem włożył lufę w szczelinę, samemu pozostając w ukryciu. Zamierzał upolować pierwszego, który znajdzie się w zasięgu strzału. Gdy wykona wyrok, zasunie drzwi i przeczeka ewentualny kontratak towarzyszy dzikusa a potem znów zapoluje. Chciał zabijać metodycznie i ostrożnie nie narażając na niepotrzebny ostrzał i wymianę ognia. Drugie drzwi znajdujące po drugiej stronie wagonu zostawił do dyspozycji herr Langforda i cywilizowanego Indiańca.
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 03-04-2022 o 08:47.
Arthur Fleck jest offline