|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
02-04-2022, 21:53 | #41 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Elenorsar : 04-04-2022 o 04:32. Powód: Dodane zdjęcie |
03-04-2022, 08:37 | #42 |
Reputacja: 1 |
|
04-04-2022, 16:46 | #43 |
Reputacja: 1 | Stuku-puk, stuku-puk, metalowa bestia toczyła się dalej i indiański organizm chyba zaczynał nabierać odporności, bo nie zdychał jak wcześniej. Fakt, dalej krzywił się i wyglądał blado, ale przynajmniej nie zanosiło się na to, że szczeźnie z chorobą lokomocyjną jako przyczyna zgonu. Szczęśliwie też, obiadokolacja nie wyrwała się na zewnątrz. Przynajmniej nie w sposób nagły. |
06-04-2022, 11:55 | #44 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
06-04-2022, 17:29 | #45 |
Administrator Reputacja: 1 | John obudził się średnio wyspany, a zbudziło go nie słońce, daremnie usiłujące się przedrzeć przez brudne szybki niewielkich okienek, a potrzeba naturalna, którą zdołał załatwić nie budząc smacznie śpiących dziewcząt. Elizabeth leżała na wznak, głośno pochrapując. Była przykryta kocem, ale leżała w szerokim rozkroku, strasząc bardzo mocno ubrudzonymi stopami… Melody leżała obok, na boczku tuż przy niej, i chyba nawet obejmowała ją w pasie, cichutko mrucząc. John uśmiechnął się lekko, przez moment zastanawiając się, czy nie przespał czegoś ciekawego, a potem ruszył w stronę rogu wagonu... Gdy wrócił na miejsce nie bardzo wiedział,, czy się jeszcze położyć, czy też może coś przegryźć. Półmrok i zachowanie współpasażerek sugerowały to pierwsze, żołądek podpowiadał, by sięgnąć po zapasy… obudził się na nowo, gdy Melody się poruszyła. Dziewczyna po chwili poczłapała w skarpetkach w kąt wagonu, rozpięła spodnie i kucnęła… John dyplomatycznie przymknął oczy, udając, że nic nie widzi, co w półmroku było niemal faktem. Z drugiej strony... nie dało się ukryć, że Melody bez spodni była jeszcze bardziej interesująca, niż całkowicie ubrana. W końcu przemyła rączki i buzię, a potem grzebała w ich licznych pakunkach i tobołkach… wyciągając najwyraźniej sporo rzeczy na śniadanie. Wreszcie również i rozpaliła "kozę". - Może pomóc? - spytał John, siadają na swoim posłaniu. - I dzień dobry. Wyspana? - Uhhh… dzień dobry - Spojrzała na niego, odrobinkę bledsza niż zwykle, i wysiliła się na uśmieszek - Nie… trochę za dużo wina - Powiedziała. - Chcesz coś na ból głowy? -spytał. Co prawda lekarstwa na kaca, przynajmniej skutecznego, nikt nie wynalazł, ale można było złagodzić niektóre jego objawy. - I nie sugeruję klin klinem - dodał, na co ją aż "trzepło". - Tak, poproszę, jeśli można… - Melody postawiła na palniku "kozy" dzbanek z kawą. John wyciągnął ze swej lekarskiej torby buteleczkę pełną tabletek. Podał jedną z nich dziewczynie. - Popij wodą - powiedział. - Pięć minut i będzie lepiej - zapewnił. Melody zrobiła więc jak powiedział, bez żadnych protestów, pytań, czy ogólnych "ale". No i zajęła się przygotowywaniem śniadania… John również sięgnął do swych zapasów i dołożył chleb kukurydziany, kawałek szynki i pęto kiełbasy. - Trochę cukru do kawy - spytał - czy pijesz gorzką? - Cukier, tak - Melody kiwnęła głową, kładąc patelnię na palenisko, po czym… machnęła gdzieś tam nogą, a właściwie stopą, w dziurawej skarpetce, świecąc dużym palcem, pokazując w ten sposób Johnowi, gdzie ów cukier? Cukier był w plecaku Johna… użył jednak wskazanego. W metalowym pudełku, w kawałkach, które za kostki mogły być uznane tylko ze sporą dozą wyobraźni. Po paru sekundach John postawił pudełko obok kozy, wśród pozostałych zapasów. - Pokroisz pomidory? - powiedziała Melody - Tak na cztery razy… tylko je najpierw opłucz wodą… - Ze skórki też obrać? - spytał. - Niektórzy tak robią - dodał, sięgając po nóż. - Emmm… pffff… - Wzruszyła ramionkami Melody - Jak tam chcesz - Uśmiechnęła się. Zgodnie z tymi słowami John opłukał pomidory, pokroił, a jednego z nich obrał ze skórki, co nie było robotą ani łatwą, ani przyjemną. Do pozostałej roboty się nie mieszał, bo gdzie zbyt wiele kucharek... Na posłaniu Elizabeth zaczęła się powoli wiercić od ruchu w wagonie. Podniosła głowę, która jej mocno pękała, w ustach miała sucho. Uniosła się na łokciach i z ledwo otwartymi oczami spojrzała na Melody i Johna. Zbyt wiele nie zauważyła, widziała ich jak rozmazane plamy. - Zrobię jajecznicę z bekonem - Powiedziała do Johna Melody - To postawi nas na nogi po tym winie… też dostaniesz, nie będę taka żyła. - Będę wdzięczny - uśmiechnął się lekko - ze nie pozwolisz współtowarzyszowi podróży umrzeć z głodu. Zaczął kroić chleb. Elizabeth zmusiła się do tego, aby usiąść i od razu złapała się za głowę. - Dzień dobry - Powiedziała cicho, ale słyszalnie - Czuje coś smacznego. - Dobry... - rzucił John, poświęcając Elizabeth krótkie spojrzenie. Melody w skarpetkach, spodniach, i nieco rozchełstanej koszuli, odstąpiła od "kozy", i zbliżyła się do Dixon. Na mały moment gotowanie przejął John. Gregory była trochę blada, i zapewne skacowana, choć nie tak mocno jak właśnie Elizabeth. - Wstawaj śpiochu, umyj buzię, i siadaj do śniadania - Powiedziała z uśmiechem dziewczyna, przyklękując przy jeszcze nieco rozespanej Elizabeth. - Buzię? - Spytała nie do końca wiedząc co do niej mówi, ale po chwili bodźce dotarły do niej prawidłowo - A buzie… Najpierw muszę się napić… Masz może jeszcze trochę tej lemoniady? - Elizabeth spojrzała na nią kocimi oczami. - Ktoś wszyyyyystko wypił, i to chyba nawet w nocy? - Powiedziała Melody rozglądając się po okolicy, i udając, iż nie chodzi o samą Dixon. W końcu podała jej bukłak z wodą - No chyba, że chcesz kawę? - Jeśli nie chcesz czegoś mocniejszego, to zostały tylko woda i kawa - wtrącił się John. - Na razie woda mi starczy. Pomożesz mi wstać? - Zwróciła się do Melody, która klęcząca koło niej. Ta pokiwała głową, wstała, po czym wyciągnęła obie dłonie do Dixon, a ta łapiąc za nie mocno podciągnęła się do góry. - Jak ty możesz dzisiaj funkcjonować? - Zapytała przymykając oczy, co było spowodowane bólem głowy. John, zajęty szykowaniem śniadanie, nie mieszał się do wymiany poglądów, a jedynie jej się przysłuchiwał. - Ja wypiłam jedną flaszkę, a ty dwie? - Uśmiechnęła się lekko Melody i spojrzała na towarzyszącego im mężczyznę - John ma lekarstwa, może coś zaradzi? Mi pomogło… - Jakie jedną? To co zrobiłaś z tą od Arthura? - Dixon też spojrzała na Johna - Serio masz coś na kaca? - Na kaca to nie - odparł - chyba że chcesz coś znacznie mocniejszego od kawy. Ale na ból głowy coś się znajdzie. To czym jesteś zainteresowana - whisky czy tabletka? - Zdecydowanie tabletka - Odparła bez zastanowienia "Ognista", którą aż wstrząsnęło na myśl o alkoholu. John sięgnął do swych zapasów leków. - Popij wodą - powiedział podając dziewczynie tabletkę, zamiast wody ognistej. Dixon przyjęła tabletkę, sięgnęła też po wodę, aby zrobić tak jak polecił John. Po połknięciu spojrzała w stronę kozy. - Co tam pichcicie? - W tym momencie zorientowała się też, że dopiero co przed chwilą opuszczony koc odsłonił jej ciało, które było ubrane jedynie w koszulę nocną - Przepraszam za mój strój, mam nadzieję, że cię nie gorszę? - Zaśmiała się delikatnie. - Za chwilę się ubiorę. - To Melody ma talent - odparł John. - Moim zdaniem to jajecznica i bekon. - I nie, nie musisz się mną przejmować - dodał. - To. Jest. Jajecznica - Poprawiła go dziewczyna - I miałeś jej chwilę pilnować… - Przecież widzisz, że jest dopilnowana - odparł. - Przed momentem sprawdzona. Z pewnością się nie przypala ani nic złego się z nią nie dzieje. Sama zobacz. - Taaaaa, i już prawie po niej! - Melody doskoczyła do patelni, po czym zaczęła w niej szybko mieszać, psiocząc pod noskiem. - Przecież nic się nie przypaliło - powiedział John. Elizabeth w tym czasie wróciła do miejsca noclegowego i zobaczyła jaki bałagan zrobiła ze swoich rzeczy wczoraj w nocy szukając koszuli nocnej i spodni. Przeszła w klęczki i zaczęła szukać czegoś, co mogłaby na siebie teraz włożyć. Zdaniem Johna koszuli nocnej Elizabeth brakowało nieco do ideału, ale mimo tego nieźle podkreślała wypięte kształty dziewczyny. No a właścicielka chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że owa koszula nie jest tak nieprzezroczysta, jak by można sądzić na pierwszy rzut oka. Ale wystarczyło uważniej się przyjrzeć, by dostrzec parę szczegółów, których dobrze wychowane panienki zwykle nie pokazują całemu światu. |
06-04-2022, 17:38 | #46 |
Reputacja: 1 |
|
10-04-2022, 11:29 | #47 |
Reputacja: 1 |
|
10-04-2022, 12:46 | #48 |
Administrator Reputacja: 1 | John zaklął pod nosem. Zachwiał się, gdy skrzynki pod jego nogami się zatrzęsły, ale nie zleciał. Na szczęście. Na szczęście klapa była na wyciągnięcie ręki. Chwycił za uchwyt i sprawdził, czy klapę da się podnieść. Odsunął zasuwę i uchylił klapę, mając widok na tyły pociągu… jeden z indiańców biegł w kierunku Johna, ale był jeszcze oddalony o 2 wagony. Kolejny, znikał właśnie między wagonami pasażerskimi w dół. A konstrukcja na której "Doc" stał, chybotała się w cholerę… - Jeden chce nas odwiedzić - powiedział, spoglądając w dół, na dziewczyny. A potem spróbował wydostać się na dach, by znaleźć się tam, zanim piramida skrzynkowa się rozsypie. I po chwili się udało, John był na dachu pociągu… a skrzynki się nie rozsypały. Pociąg zaś nadal szybko jechał, był spory pęd wiatru, i doktor o mało nie stracił kapelusza. Na samym dachu wagonu było zaś zdecydowanie niebezpiecznie, i to nie tylko z powodu nadciągającego już z bojowym wrzaskiem indiańca z tomahawkiem w łapie, który był już na wagonie towarowym numer dwa. - Przeklęte baby... - rzucił w przestrzeń John, po czym wyciągnął colta. Nie bawił się w strzelanie z biodra. Nie miał zbyt wiele czasu, ale wycelował i pociągnął za spust. A w pogotowiu miał już derringera. Kula trafiła podbiegającego czerwonoskórego w bebechy, ale… jakby to na nim nie zrobiło wrażenia. Z rykiem rzucił tomahawkiem w "Doca". Ten próbował jakoś się choć minimalnie poruszyć, wykonać unik, co było podwójnie utrudnione, na dachu pędzącego pociągu. Pieprzona, indiańska broń wbiła się w lewe udo Johna, a sam pieprzony czerwony wyciągał właśnie nóż, będąc już o trzy kroki od "Doca"... który ponownie strzelił do niego z colta. I tym razem trafił już przeciwnika w tors, a ten z urwanym wrzaskiem poleciał w bok, i w końcu spadł z dachu pociągu. - Niech cię diabli... - powiedział John, siadając na dachu wagonu. Schował colta, kwestię uzupełnienia nabojów odkładając na później. A potem obrócił się i spojrzał wgłąb wagonu. - Gość sobie poszedł - powiedział… widząc wspinającą się po skrzynkach do niego Melody. - Ale przyda mi się moja torba - dodał. - Możesz mi ją podać? - Jaką torbę? - Powiedziała Melody. - Tę czarną, z literami MD - odparł. - Nie ruszaj się, ja ją podam - Powiedziała Dixon do Melody i poszła do rzeczy Johna i po chwili rzeczywiście znalazła torbę z literami MD. - Łap! - Nieco krzyknęła podając torbę do góry - Załatwiłeś wszystkich? - Nas chciał odwiedzić tylko jeden - odparł John. - Drugi poszedł w gości do pasażerów. Ale sądzę, że go przyjmą bardzo gorąco - dodał, odbierając torbę. - A ten mój, zanim poszedł, zostawił coś na pamiątkę - dorzucił kolejną informację. Wyciągnął przeklęty toporek, który na szczęście nie wbił się tak głęboko, jak mógł. A potem zaczął prowizorycznie opatrywać ranę. - Wchodź na górę! - Krzyknęła na Melody - Jedna z nas musi tam pójść, a druga przypilnuje Johna na dachu. Nie jestem pewna czy tam siebie z nim poradzą, a jak sukinsyn w trakcie jazdy rozłączy sprzęg, to na pewno lokomotywa się zatrzyma, a wtedy dogonią nas tamci. Melody wdrapała się w końcu całkiem na górę, po czym znalazła obok Johna. Przez chwilę patrzyła, jak ten opatruje sobie nogę, a potem spojrzała na tyły pociągu. - Jest ich tam kilku? Już weszli do wagonów? - Przeniosła wzrok na mężczyznę - To idziemy? Czy nie dasz rady? - Jednego widziałem. Pewnie zszedł z dachu po drabince. albo zeskoczył. Dam - podniósł się. - Ale nie chciałem do końca zapaskudzić spodni. Toporek zrzucił na dół uważając, by nie trafić Elizabeth, która właśnie próbowała wejść na szczyt dachu po skrzyniach, zrobiła jeden krok, drugi… i trzeci się już nie udał. Jedna ze skrzyń osunęła się w bok, Elizabeth straciła równowagę i zaczęła spadać razem ze skrzynią, jednak w ostatniej chwili przesunęła ciężar ciała na drugą stronę i udało jej się złapać skrzyni, która stała wyżej. Zarzuciła nogę i udało jej się wspiąć na górę. Bez problemów przyszło jej wspięcie się na sam dach, robiąc szybkie podciągnięcie. Gdy znalazła się na górze spojrzała na zakrwawione banderze Johna na jego nodze. - Nie żartuj, jesteś ranny. Przecież mogę pójść - Spojrzała w tył wagonu, widok przysłaniały jej włosy, które pęd wiatru pchał na jej twarz - Do którego weszli? - To tylko draśnięcie - odparł. - A tam mogą być ranni. Naprawdę chcesz tam iść półgoła? - zmienił temat. - Mi to się podoba, ale wiesz... - Był tylko jeden i zniknął między tamtymi wagonami. - Wskazał miejsce, dając równocześnie dziewczynie czas na przemyślenie paru spraw. - Wiesz, że są ważniejsze sprawy niż kawałek dupy i cycka na wierzchu? - Powiedziała Ognista nad wyraz spokojnie jak na nią - Ale jak uważasz, że dasz rady to idź. Ja poczekam, będę obserwować, czy nie nabiegają kolejni. - Wiem, że są, ale uwierz mi, że nie jesteś tam potrzebna na... tychmiast - dokończył uznając, że słowo 'gwałt' raczej by nie pasowało, szczególnie w obliczu nader zachęcającego stroju dziewczyny. - Załatwimy z Melody co trzeba i wrócimy - zapewnił. |
10-04-2022, 17:01 | #49 |
Reputacja: 1 |
|
10-04-2022, 19:10 | #50 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |