Starcie z nienaturalnym przeciwnikiem przeciągało się i mimo, że Oberik raz za razem posyłał strzały, które powaliłyby jelenia lub człowieka, to stwór prawie nic sobie z tego nie robił.
W międzyczasie zdążyła nawet nadbiec pomoc, za którą z jednej strony Gnaralson był wdzięczny, a z drugiej martwił się o towarzyszy, po tym, jak zobaczył co stało się z Branem. Najwyraźniej słusznie, co dobitnie zostało podkreślone tym, jak Topaz została rzucona niczym słomiana kukła.
Świetlista kreatura zbliżała się do zwiadowcy coraz bardziej i ciężko było powiedzieć czy bardziej zdziwiła chłopaka odsiecz w postaci dzikiego kota, czy to, że strzała wpakowana w oko w końcu zgasiła iskrę nieżycia, które ożywiało istotę.
Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że to już koniec i to zlodowaciałe coś, zamieniło się ponownie w zamrożonego trupa. Lekko oszołomiony rozejrzał się po towarzyszach i jego wzrok padł na nieruchome sylwetki Brana i Topaz. Szybko podbiegł w ich kierunku wołając do reszty, stojących o własnych siłach. - Trzeba im pomóc, nie mam pojęcia czym oberwał Bran, ale wyglądało jak biały, albo lodowaty promień. Kapłanka ciągle powinna być w mieście, skoro Topaz jest tutaj. Trzeba im pomóc i zanieść w bezpieczne miejsce! - Krzyknął i dopadł do nieprzytomnego mężczyzny. Miał nadzieję, że jego polowa wiedza pomoże mu przy prowizorycznym opatrunku.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |