Wellentag; ranek; Plac Targowy
- Cóż one na pewno wypadłyby bardziej blado porównując twój okręt do swoich. - malarka postanowiła nie przejmować się takimi detalami jak wygląd ich sań. - Poza tym jestem prawie pewna, że ktoś nas ugości odpowiednio. - malarka nie myliła się zbytnio, bo kiedy Kamila je zobaczyła zgodnie z przewidywaniami była wielce ucieszona i od razu zaprosiła je do swojego pojazdu. Malarka uznała to za zabawne jak szybko ona znalazla się na marginesie zainteresowania Kamili.
- Witaj Sano, jak humor z rana przed wyruszeniem na wycieczkę? Ja przyznam że czuje się podekscytowana. Dawno nie byłam na takiej zimowej zabawie w towarzystwie. - Malarka uśmiechneła się do drugiej szlachcianki od czasu do czasu machajac w powitaniu do innych znajomych jej osób z towarzystwa.
- To prawda moja droga, jakbym ich gościła na swojej “Tygrysicy” to by im oko zbielało! - roześmiała się wesoło estalijska kapitan i wypowiedź blondynki poprawiła jej humor. Potem spotkały ciemnoskórą Kamilę jaka prawie ich porwała swoim entuzjazmem i ugościła w swoich saniach.
- Witaj Piroro. Cieszę się, że mogłaś jechać razem z nami. I to nie sama jak widzę. - brunetka w ładnym futrze odwzajemniła blondynce przyjazny uśmiech i powitanie. - No i też się cieszę! Bo już suszyłam jakiś czas głowę Kamili, jak tylko przyjechałam, że dobrze by było coś zorganizować. Dobrze, że Froya się w końcu za to wzięła. - pokiwała energicznie głową i sięgnęła do schowka pod siedzeniem wyjmując garnuszek z jakiego po zdjęciu pokrywki coś parowało. Dobrała jeszcze małe, podróżne kubki i dała spróbować gościom grzańca.
- No ale Sana, to mówiłam ci przecież, że to przez tą ucieczkę. Bo inaczej byśmy już przed Festag zrobili ten kulig. - Kamila popatrzyła na nią z wyrzutem jakby odebrała tą uwagę jako przytyk. Chociaż niezbyt poważny.
- Froyi jakoś to nie przeszkadzało. - odparła krótko brunetka wskazując głową właśnie na blondynkę jaka zajechała swoimi saniami. Z kilkoma osobami na pokładzie. Na saniach widać było herbowe słońce van Hansenów. Sama zaś podała grzańca pozostałej trójce.
- O! Dzień dobry! Jest u was miejsce? Bo nie wiem jeszcze gdzie się i z kim zabrać. - do sań podeszła Petra von Schneider. Przywitała się ciepło z pozostałymi na dłużej zawieszając wzrok na estalijskiej kapitan w spodniach jakiej pewnie nie znała.
- Tak, jak chcesz możesz się zabrać z nami. I poznajcie się. - Kamila zaprosiła ją do obsady sań i przedstawiła sobie obie strony. Przy grzańcu była okazja porozmawiać na miejscu czy podejść i zagaić do kogoś w sąsiednich saniach. A towarzystwo szykowało się barwne, spore i bogate. Panie i panowie, panny i kawalerowie, w saniach, przy saniach, niektórzy konno. Tworzył się z tego radosny harmider i dawało przedsmak tej zabawy jaka miała się zacząć na dworku i w lesie.
- O tak Petro zabierz się z nami. - Pirora zachęciła koleżankę by do nich dołączyła owszem okazało by się w ten sposób że miałyby miejsce jeszcze dla jednej osoby ale Pirora lubiła na tyle Petrę żeby ją zachęcić. Sama przywołała machnięciem ręki jednego ze służących roznoszących grzane wino i poczęstowała się.
- To jakie rozrywki nas czekają na miejscu? - blondynka spytała Kamilę.
- Tak, tak, chodź do nas Petra, zmieścimy się bez problemu. - córka kapitana portu chwilowo przestała się zachwycać wyłącznie estalijskim gościem i wróciła do roli dobrej gospodyni. Ale i tak promieniowała radością i ekscytacją.
- A z rozrywek to tak do końca nie jestem pewna bo to Froya wszystko organizuje. Ale spodziewam się kuligu i wyścigu sań dookoła jeziora. Bo zawsze to robimy jak jest zima i kulig. A wieczorem pewnie będzie bal i orkiestra. Oni mają duży salon to tam jest miejsce na takie zabawy. - panna van Zee chętnie tłumaczyła czego się spodziewa po tym kuligu policzonym na cały dzień i noc aż do jutrzejszego powrotu do miasta. Na razie sypało drobnym puchem z nieba ale to nie przeszkadzało zabawie.
- Mam nadzieję, że się uda wszystko. Ojciec prawie mnie nie puścił. Mówi, że póki nie złapią tych bandytów co uciekli to lepiej abym nie wychodziła z domu. Ledwo go uprosiłam aby mnie puścił. Dobrze, że tych kadetów i dragonów posłali gdzieś tam do tego szukania bo jeszcze by ich przysłał ze mną jako eskortę. Dopiero by mi wstydu narobił. - powiedziała Petra chętnie biorąc kubek grzańca w dłoń i gdy rozsiadła się obok Sany. I nie omieszkała zwierzyć się koleżankom jak to było w jej domu zanim tu przyjechała.
- Czy ja wiem… porucznik von Zykow wydaje się na kogoś kto mógłby być ciekawą osobą do spędzania takich wypraw, choć rozumiem że oddział dragonów mógłby cię wprawić w zakłopotanie. - malarka dała koleżance znać że nawet gdyby jej ojciec wysłał ten oddział to pewnie byłoby przyjemnie.