Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2022, 15:39   #531
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; ranek; Plac Targowy

- Cóż one na pewno wypadłyby bardziej blado porównując twój okręt do swoich. - malarka postanowiła nie przejmować się takimi detalami jak wygląd ich sań. - Poza tym jestem prawie pewna, że ktoś nas ugości odpowiednio. - malarka nie myliła się zbytnio, bo kiedy Kamila je zobaczyła zgodnie z przewidywaniami była wielce ucieszona i od razu zaprosiła je do swojego pojazdu. Malarka uznała to za zabawne jak szybko ona znalazla się na marginesie zainteresowania Kamili.

- Witaj Sano, jak humor z rana przed wyruszeniem na wycieczkę? Ja przyznam że czuje się podekscytowana. Dawno nie byłam na takiej zimowej zabawie w towarzystwie. - Malarka uśmiechneła się do drugiej szlachcianki od czasu do czasu machajac w powitaniu do innych znajomych jej osób z towarzystwa.

- To prawda moja droga, jakbym ich gościła na swojej “Tygrysicy” to by im oko zbielało! - roześmiała się wesoło estalijska kapitan i wypowiedź blondynki poprawiła jej humor. Potem spotkały ciemnoskórą Kamilę jaka prawie ich porwała swoim entuzjazmem i ugościła w swoich saniach.

- Witaj Piroro. Cieszę się, że mogłaś jechać razem z nami. I to nie sama jak widzę. - brunetka w ładnym futrze odwzajemniła blondynce przyjazny uśmiech i powitanie. - No i też się cieszę! Bo już suszyłam jakiś czas głowę Kamili, jak tylko przyjechałam, że dobrze by było coś zorganizować. Dobrze, że Froya się w końcu za to wzięła. - pokiwała energicznie głową i sięgnęła do schowka pod siedzeniem wyjmując garnuszek z jakiego po zdjęciu pokrywki coś parowało. Dobrała jeszcze małe, podróżne kubki i dała spróbować gościom grzańca.

- No ale Sana, to mówiłam ci przecież, że to przez tą ucieczkę. Bo inaczej byśmy już przed Festag zrobili ten kulig. - Kamila popatrzyła na nią z wyrzutem jakby odebrała tą uwagę jako przytyk. Chociaż niezbyt poważny.

- Froyi jakoś to nie przeszkadzało. - odparła krótko brunetka wskazując głową właśnie na blondynkę jaka zajechała swoimi saniami. Z kilkoma osobami na pokładzie. Na saniach widać było herbowe słońce van Hansenów. Sama zaś podała grzańca pozostałej trójce.

- O! Dzień dobry! Jest u was miejsce? Bo nie wiem jeszcze gdzie się i z kim zabrać. - do sań podeszła Petra von Schneider. Przywitała się ciepło z pozostałymi na dłużej zawieszając wzrok na estalijskiej kapitan w spodniach jakiej pewnie nie znała.

- Tak, jak chcesz możesz się zabrać z nami. I poznajcie się. - Kamila zaprosiła ją do obsady sań i przedstawiła sobie obie strony. Przy grzańcu była okazja porozmawiać na miejscu czy podejść i zagaić do kogoś w sąsiednich saniach. A towarzystwo szykowało się barwne, spore i bogate. Panie i panowie, panny i kawalerowie, w saniach, przy saniach, niektórzy konno. Tworzył się z tego radosny harmider i dawało przedsmak tej zabawy jaka miała się zacząć na dworku i w lesie.

- O tak Petro zabierz się z nami. - Pirora zachęciła koleżankę by do nich dołączyła owszem okazało by się w ten sposób że miałyby miejsce jeszcze dla jednej osoby ale Pirora lubiła na tyle Petrę żeby ją zachęcić. Sama przywołała machnięciem ręki jednego ze służących roznoszących grzane wino i poczęstowała się.

- To jakie rozrywki nas czekają na miejscu? - blondynka spytała Kamilę.

- Tak, tak, chodź do nas Petra, zmieścimy się bez problemu. - córka kapitana portu chwilowo przestała się zachwycać wyłącznie estalijskim gościem i wróciła do roli dobrej gospodyni. Ale i tak promieniowała radością i ekscytacją.

- A z rozrywek to tak do końca nie jestem pewna bo to Froya wszystko organizuje. Ale spodziewam się kuligu i wyścigu sań dookoła jeziora. Bo zawsze to robimy jak jest zima i kulig. A wieczorem pewnie będzie bal i orkiestra. Oni mają duży salon to tam jest miejsce na takie zabawy. - panna van Zee chętnie tłumaczyła czego się spodziewa po tym kuligu policzonym na cały dzień i noc aż do jutrzejszego powrotu do miasta. Na razie sypało drobnym puchem z nieba ale to nie przeszkadzało zabawie.

- Mam nadzieję, że się uda wszystko. Ojciec prawie mnie nie puścił. Mówi, że póki nie złapią tych bandytów co uciekli to lepiej abym nie wychodziła z domu. Ledwo go uprosiłam aby mnie puścił. Dobrze, że tych kadetów i dragonów posłali gdzieś tam do tego szukania bo jeszcze by ich przysłał ze mną jako eskortę. Dopiero by mi wstydu narobił. - powiedziała Petra chętnie biorąc kubek grzańca w dłoń i gdy rozsiadła się obok Sany. I nie omieszkała zwierzyć się koleżankom jak to było w jej domu zanim tu przyjechała.

- Czy ja wiem… porucznik von Zykow wydaje się na kogoś kto mógłby być ciekawą osobą do spędzania takich wypraw, choć rozumiem że oddział dragonów mógłby cię wprawić w zakłopotanie. - malarka dała koleżance znać że nawet gdyby jej ojciec wysłał ten oddział to pewnie byłoby przyjemnie.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2022, 19:05   #532
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Pirora i Joachim


Pirora zostawiła rozpakowanie swojego bagażu Kerstin, sama za to na odchodząc na stronę przeprosiła jeszcze raz Froye za mały chaos jakie ona i pani kapitan wprowadziły. Jednocześnie komplementując jej włości a w sypialni jej decor. Zanim zeszła na dalsze zabawy postanowiła odświeżyć się a także ubrać biżuterię i ozdoby do swojej kwiecistej sukienki jaką wzięła na tę okazję. Kwiaty zbiory i owady były tradycyjnymi motywami ozdobnymi Averlandu i właściwie nigdy nie były nudne co parę lat ktoś wprowadzał jakiś nowy ciekawy dodatek by nikomu się to nie znudziło.
Choć faktem było, że ten kolorowy styl holdujący przyrode był nadal bardzo inny dla tutejszego towarzystwa. I choć szlachcianki z kółka poetyckiego już się trochę z tym stylem oswoiły to było tutaj mnóstwo nowego towarzystwa.

Joachim stwierdził, że nie będzie bawić się w kombinowanie i założył swój tradycyjny strój czarodzieja wraz z laską i widocznym amuletem na szyi. Na ten strój założył podbity lisim futrem zimowy płaszcz, który kupił kilka dni temu. Był całkiem zadowolony z rezultatu.


Barwne i hałaśliwe towarzystwo tych młodych, sławnych i bogatych rozproszyło się po “domku myśliwskim” van Hansenów. Który wyglądał jak pełnowymiarowa rezydencja która nie musi się dusić w ciasnych kwartałach miasta. Towarzystwo kręciło się po pokojach, salonie, korytarzach i drzwiach wejściowych gdy co chwila ktoś dojeżdżał, wychodził, szukał kogoś znajomego tak ogólnie lub konkretnie albo chciał coś załatwić z gospodynią. Swoje też robiły dość nowe twarze. A jednymi z nich była zarówno de la Vega, van Dyke czy Joachim. Przyciągali zaciekawione spojrzenia, panie były przedstawiane panom i na odwrót. Jednak to na tych drugich zwyczajowo leżał obowiązek przejęcia inicjatywy. I niespodziewanie po tej niespodziance jaką stanowiło pojawienie się estalijskiej kapitan u boku i tym zamieszaniem z zamianą pokojów na ostatnią chwilę jaką zainicjowała grzeczna prośba panienki van Zee do panienki van Hansen przyszło nowe zamieszanie.

- E tam. To tylko służąca. Co ona ci może zrobić taka służąca. - Pirora akurat podeszła do stołu rozejrzeć się co tam mają dobrego, spotkała wzrokiem stojącego niedaleko Joachima ale usłyszała jak dwóch dobrze ubranych młodzieńców rozmawia ze sobą. Albo raczej jak się ze sobą przekomarzają. Bo chyba właśnie jeden z nich trzepnął w tyłek przechodzącą kelnerkę. Szła z tacą no i była tylko kelnerką na takim wspaniałym przyjęciu. To rzeczywiście nie była to godna zdobycz dla kawalera z dobrego domu. Nawet jeśli tą kibić miała całkiem niczego sobie.

- Tak? - kolega popatrzył na kolegę i za odchodzącą kelnerkę która odwróciła się i posłała mu całkiem zalotne spojrzenie. - No dobra. Niech ci będzie. To patrz teraz. - wyglądało, ze brunet się zmitygował i przyjął to wyzwanie. Po czym obserwowany przez krótko ostrzyżonego blondyna ruszył na podbój niewieścich wdzięków. Zatrzymał się przy dziewczynie która na pewno nie była kelnerką. Ale na szlachciankę to też była ubrana niezbyt bogato. Niemniej kobiecego wdzięku i urody jej nie brakowało. Rozmawiali chwilę i brunetowi nawet nieźle szło.

- Zaraz dostanie w pysk. - mruknął cicho blondyn widząc, że stojąca obok blondynka też się przygląda tej scenie. No i chyba dobrze znał swojego kolegę bo ten faktycznie władował swoją rękę za kibić niewiasty a ta zaskoczona zaśmiała się zakłopotana ale zdjęła jego dłoń i odsunęła się jak kazała przyzwoitość. Chociaż dało się wyczuć, że tak całkiem niechętna brunetowi nie jest. Ten roześmiał się i wrócił dumny jak paw do swojego blond kolegi.

- I co? Widziałeś? Tak to się robi! Ostlandzka krew! Nie to co wy, chłopczyki z północy! - brunet promieniał satysfakcją jak zwycięzca wracający ze zwycięskiej walki. Wziął kielich i upił z niego patrząc na kamrata.

- To może z tamtą się spróbujesz? - zaproponował blondyn i o ile dobrze było widać to wskazywał na Rose de la Vegę. Tym razem brunet jakby się zawahał. Trzymał kielich i oceniał obcą piękność w spodniach i rapierem u pasa. No zdecydowanie nie wyglądała jak służka czy kelnerka. Do tego trudno było przegapić tą scenę jak chodziło z tą zamianą pokojów i miała nocować z dwiema najbardziej pożądanymi pannami na wydaniu w tym mieście.

- Ja nie dam rady? Jeszcze się taka nie urodziła co by von Ackermanowi odmówiła. - zaśmiał się, dopił kielich, odstawił i ruszył ku estalijskiej kapitan. Podszedł, strzelił obcasami, przywitał się i chwilę rozmawiali. Rose wyglądała na całkiem przyjemnie zaskoczoną i dobrze jej się rozmawiało. Chyba młodzieniec zrobił na niej dobre wrażenie. Do momentu aż widzom jego prawica gdzieś zniknęła za jej biodrem. Co tam dokładnie się działo to nie było widać ale ciało Ackermana nagle jakby stężało. A on sam pokiwał głową, odwrócił się i jakimś dziwnie sztywnym krokiem wrócił do śmiejącego się kolegi.

- Niech się cieszy że jest na przyjęciu u van Hansenów a nie w tawernie bo skończyłby z odciskiem kolby pistoletu pani kapitan na czerepie. Choć w przypadku Rose de la Vegi byłby to pewnie powód do przechwałek. - Skomentował blondynka to kolegi dzielnego szlachcica który próbował być zdobywca niewieścich serc.

- Też tak sądzę. Ale trudno mu to przetłumaczyć. - blondyn uśmiechnął się oszczędnie i pokiwał głową na znak zgody. Chwilę obserwował ten flirt pani kapitan i swojego kolegi po czym zwrócił się do Pirory.

- A panienka wybaczy ale chyba nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Ulrich von Drecher. - przedstawił się jak na kawalera z dobrego domu przystało. - A panienka to chyba nieźle się zna z tą kapitan? - zapytał z życzliwym zaciekawieniem w oczach i głosie.

- Pirora van Dake, miło mi. Z Rose faktycznie znamy się lepiej, chwilowo mieszkamy w tym samym przybydku to wpadamy na siebie dostatecznie często by przestać być nieznajomymi. - Malarka odpowiedziała uśmiechem podając Urlichowi dłoń do ucałowania. - Sądząc po zachowaniu twojego kolegi wnioskuje że jednak nie wszyscy się tutaj znają.

- Ale była moja! Liczyło się! - powiedział jakimś dziwnie zduszonym głosem i szybko nalał sobie do kielicha i upił z miejsca z połowę. - Twarda babka, że tak powiem. - sapnął z jakimś podziwem dla estalisjkiej kapitan. Nawet się do niej odwrócił i pozdrowił ją toastem co mu odpowiedziała tym samym. Chociaż z bezpiecznej odległości przez pół salony.

- Ale Froyi to na pewno nie dasz rady. - zagaił go kolega jeszcze raz podwyższając stawkę. Tym razem brunet sapnął jakby zastanawiał się czy stać go na starcie z panną van Hansen.

- A przy okazji poznajcie się. Pirora van Dake.


- Witam panienkę. Chyba nowa jesteś w mieście co? Bo nie widziałem cię wcześniej na żadnym balu ani przyjęciu. - powiedział blondyn zaciekawionym spojrzeniem obrzucając sylwetkę w kwietnej sukni.

- Miło mi poznać von Ackerman. Tak można powiedzieć, że jestem dosyć nowa w mieście, a to pierwszy bal-kulig jaki się chyba odbywał od kiedy przyjechałam. - Malarka odpowiedziała obu szlachcicom.

- Tak mi się właśnie wydawało. To jesteś z panią kapitan? Przypłynęłaś z nią? - Eryk wskazał trzymanym kielichem mniej więcej w kierunku gdzie stała czarnowłosa kobieta w spodniach.

Blondynka pokrecila przecząco głową.

- Nie, ja przyjechałam dyliżansem a ją spotkałam w czasie mieszkania “Pod Żaglami”, pani kapitan również wynajmuje tam pokój. - Odpowiedziała malarka. - Jak rozumiem wy obaj jesteście solą tej ziemi?

- Oczywiście. Ja służę w konnej gwardii naszego elektora. Ale rozpuścili nas na zimę to wróciłem do domu. A Eryk pomaga rodzicom zajmować się majątkiem, tu na miejscu. - Urlich przedstawił się nieco lepiej i swojego towarzysza także.

- “Pod żaglami”? Wiem gdzie to jest. Ale to jest tawerna. Mieszkasz w tawernie? I ta kapitan też? Nie masz tu jakiejś rodziny? - Eryk wydawał się być zdziwiony tym gdzie mieszka jakaś szlachcianka. Ale było to zrozumiałe. Jak szlachcic nie był w podróży to zatrzymywał się w gościnie u rodziny albo jej znajomych. A nie jakichś karczmach i tawernach.

- Kapitanowie co nie są stąd to zwykle zimują gdzieś na kwaterze. Często w jakichś tawernach. - przypomniał mu kolega tłumacząc przynajmniej obecność estalijskiej oficer w jednej z tawern.

- Dokładnie, a moja najbliższa rodzina jest to ciotka w Middelheim. Jakoś nie uśmiecha mi się wyruszanie w taką pogodę do niej. No i na dniach mój prawnik kończy w moim imieniu zakup jednej z kamienic w mieście. Toteż pewnie przed nadejściem wiosny będę mieszkać na swoim, choć też nie rozumiem tej niechęci mieszkania w tawernach, można spotkać tyle ciekawych osobistości mieszkających z tobą pod jednym dachem. - Malarka postanowiła zagrać trochę bardziej ekscentrycznie niż normalnie.

- O, kupujesz u nas kamienicę? To widzę zamierzasz zostać na dłużej. A która to kamienica? - Ulrich pokiwał głową na słowa rozmówczyni. Widocznie obaj się zgadzali, że podróż w środku zimy do innej prowincji gdy nie jest to niezbędne to tylko zbędne ryzyko.

- Podoba ci się mieszkanie w tawernie? Tam są małe pokoje. I tylko jeden. I hałas. No ale właściwie tak, tawerny mają swój urok jeśli wiesz co mam na myśli. “Pełne żagle” mówisz? No tak, wiem gdzie. Pamiętam była tam kiedyś taka ładna kelnerka. Całkiem niczego sobie jak na zwykłą dziewkę. A raz jak załatwiałem tam interesy to nawet jakąś elfkę widziałem. Starałem się nie gapić oczywiście. I powiem wam to co gadają o urodzie elfich panien to czysta prawda. Tamta miała takie czarne włosy, sztylet u pasa, tylko wiecie, taki elfi, taki zdobny a nie jakiś zwykły. Ale najbardziej wpadł mi w oko bicz jaki miała u pasa. Poganiaczka jakaś czy co. Nie słyszałem aby elfy się czymś takim zajmowały. - Eryk podzielił się z nową koleżanką i starym druchem swoim doświadczeniem na temat tawern a jednej w szczególności.

- Bursztynowa siedemnaście, trochę mnie będzie czekać mały remont ale nic z czym nie bym sobie nie poradziła. - Pirora odpowiedziała - I tak przyznam się że masz racje z tymi pokojami są za małe no ale sama też jestem małej budowy więc się mieszczę.

- No, może nie jest idealna ta kamienica, ale na pewno lepiej mieszkać we własnym domu niż w tawernie - uśmiechnął się Joachim, podchodząc trochę bliżej do rozmawiających. Nigdy nie był w obecności tylu szlachciców na raz, co trochę go krępowało, ale stwierdził że musi korzystać z okazji. Jako magister nie był przecież od nich gorszy, prawda?

- My się chyba nie mieliśmy okazji poznać. Jestem Ulrich von Drecher. A to mój przyjaciel. Erik von Ackerman. - ostrzyżony na wojskową modłę szlachcic uśmiechnął się przyjaźnie do magistra a jego kolega skinął głową gdy ten go przedstawiał.

- Bardzo mi miło - czarodziej również skinął w głową, przypominają sobie lekcje etykiety w Kolegium.

- Jest Joachim zwany Burzookim, magister Kolegium Niebios. Niedawno przybyłem do tego miasta po zakończeniu studiów w Altdorfie.

- Bursztynowa? I siedemnaście? To gdzieś przy Placu Targowym. Dobre miejsce. - Erik zagaił o adres jaki chociaż po części wydał mu się znajomy. Ale nie był do końca pewien o który dokładnie budynek chodzi.

- Och witaj Joachimie. Jednak udało ci się przyjechać. Będziesz dzisiaj stawiał gościom horoskopy i patrzył w ich przyszłość czy dzisiaj odpoczywasz i się bawisz. - Pirora odwróciła się do joachima i przywitała niczym lepszego znajomego. W takich okolicznościach było jasne że niektórzy się tutaj znali wcześniej a po tym bali można już nie udawać że się nie znają.

- No cóż, jeśli ktoś byłby zainteresowany, to zawsze mogę się przyjrzeć jak układ gwiazd mu sprzyja - odparł czarodziej spoglądając na nowo poznanych szlachciców.

- Narazie chce jeszczę poznac towarzystwo ale reszta pewnie będzie zainteresowana. A wy dwaj? - Zwróciła się się do Erika i Ulricha. - Jak wasza wiara w przyszłość która podpowiadają gwiazdy? Joachim jest astrologiem rodzice Froy nawet korzystają z jego usług. Być może dowiemy się co Froya zrobi Erikowi jak ten sprobuje ja potraktowac jak dotychczasowe szlachcianki na balu? - Pirora uderzyła w czuły punkt Erika trochę sprawdzając jego charakter.

- No jak traktować szlachcianki na balu? O czym ty mówisz? - brunet o ostlandzkiej krwi poruszył się trochę niespokojnie jakby w ogóle nie miał pojęcia do czego pije blondynka w kwietnej sukni. - I niby dlaczego Froya miałaby mi coś zrobić? Ona mnie lubi. - dodał po chwili i rozejrzał się po trójce otaczających go twarzy.

- Stawiam, że jak ją złapiesz za tyłek tak jak tamtą dziewkę to utnie ci rękę. - rzucił z lubością jego kolega obserwując jak kolega zaczyna się pocić.

- Nie może tego zrobić! Jestem szlachcicem tak samo jak ona! Chroni mnie prawo. - von Ackerman poruszył się niespokojnie jakby właśnie sobie zwizualizował taki czyn ich gospodyni o jakim mówił kolega.

- To jest tyłek van Hansenów. A jesteś na terenie van Hansenów. Ale nie obawiaj się. Przecież Froya cię lubi. Na pewno ci wybaczy i potraktuje spolegliwie jak ją zaczniesz obłapiać przy wszystkich na jej własnym balu. Przecież na całą okolicę słynie ze swojej dobroduszności i dobrego serca. - Ulrich zaczął coraz wyraźniej szydzić i im więcej mówił tym kolega czerwieniał coraz bardziej. Zaczął się rozglądać jakby zaraz ta van Hansen miała spaść na niego z szablą i uciąć mu rękę.

- To ty mnie do tego namawiałeś! - rzucił oskarżycielsko do kolegi. Po czym zwrócił się bezpośrednio to Joachima. - No dobra. To możesz to sprawdzić? Co będzie jak złapię Froyę za tyłek? - zapytał nie bawiąc się już w konwenanse.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2022, 19:07   #533
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; południe; kulig


Pirora patrzyła z zaciekawieniem wbijając mały widelczyk w jedną z suszonych pieczonych śliwek zawinietych w cienki plasterek boczku. Delektowała się tą sceną jak i dobrym jedzeniem jaki było podane na stołach. Przybliżyła się do Sany która również zwróciła uwagę na tą scenę z innego miejsca przy stole.

- I co Sano czy widzisz w tym towarzystwie jakiegoś odpowiedniego kandydata który mógłby ci pomóc z twoim małym problemem? A może powinniśmy przejść się do stajni i zobaczyć jakich Froya ma koniuszych do wyboru? - Druga cześc blondynk powiedziala ciszej do ucha koleżanki.

- Pewnie nie mówisz o wyborze tatuażu? - brunetka roześmiała się wesoło bo z tym tatuażem to też miała niezły ambaras. A był to chyba i tak mniej krępujący temat do dyskusji z nieznajomymi niż to o co zagaiła ją blondynka.

- I całe mnóstwo! - zawołała cichym ale podekscytowanym głosem. Prawie bez oddechu wymieniła ze trzech kawalerów co jej wpadli w oko a i wiedziała o nich właśnie, że są kawalerami. No i jeszcze ze dwóch czy trzech co mogliby być takimi rezerwowymi. Bo to jeden był żonaty, drugi zaręczony był a trzeci no miał opinię cudzołożnika. Zawsze jednak wybierała postawnych mężczyzn co nie wyglądali na bawidamków. A i w towarzystwie czuli się swobodnie.

- A u Nadine widziałam nowy tatuaż. - pokazała wzrokiem w stronę tej mało typowo ubranej dziewczyny do jakiej wcześniej podbijał Ackerman. I pokazała gestem na swój obojczyk gdzie pewnie u tamtej dostrzegła wystający spod deokoltu tatuaż. Którymi była tak zafascynowana.

- No ale ja nie jestem szlachcianką. Jakby nie Kamila to by mnie pewnie nie było tutaj. - westchnęła trochę smutno gdy chyba nie była pewna czy jest wystarczająco atrakcyjna dla takiej elity kawalerów z dobrych domów.

- I chłopcy stajenni mówisz? Tak jak kiedyś nam opowiadałaś o swojej siostrze? Noo…. No może… Myślisz, że by się udało? Teraz wszędzie kręci się pełno ludzi. - powiedziała jakby ostatecznie pomysł ze stajnią wydał się jej całkiem interesujący. Wolała jednak się poradzić bardziej doświadczonej w tej materii koleżanki.

- Cóż jeśli chodzi o tatuaż myślę że to bardzo osobista decyzja, ja bym się zastanawiała nad jakimś ładnym owadem… motylem albo ważką. Choć elegancki motyw roślinny też jest dobrym wyborem. - Malarka najpierw dodała swoją opinię o pierwszym problemie Sany. - Co do Kawalerów, cóż niektórzy wydają się wyposzczeni i spragnieni zabawy. Patrz na tamtych dwóch to von Akerman i von Drecher ten pierwszy ewidentnie szuka kogoś do zabawy w alkowie, choć traktuje to jako polowanie i kolekcjonowanie trofeum, nie polecałabym go jeszcze zacznie cię wymieniać z imienia jako jedną ze zdobyczy. Co do drugiego, mhmm nie wiem trudno mi go określić. A stajennych będziesz mogła obejrzeć koło polowania.

- Oni? - brunetka przez chwilę dyskretnie obserwowała obu przyjaciół. I kiwała głową do tego co mówiła koleżanka. - O nich nie pomyślałam. Słyszałam, że Eryk to niezłe ladaco. Może by było miło. No ale nie wiem czy to tak na pierwszy raz byłby dobry. - powiedziała i najwyraźniej obaj nie byli jej całkiem obcy. Co jednak nie było dziwne. Większość obecnych pochodziła z miasta albo okolic oraz podobnej warstwy społecznej w jakiej dorastali wspólnie to nie było dziwne, że się nawzajem znają chociaż pobieżnie.

- No a Urlich to rycerz. Taki zacny. Nie wiem czy w ogóle zwróci na mnie uwagę. A przecież nie podejdę do niego pierwsza bo jakby to wyglądało. Trochę szkoda bo nie słyszałam aby się już zaręczył. A takie plotki chodziły jakiś czas temu. - podzieliła się z Pirorą swoimi spostrzeżeniami na temat krótkoostrzyżonego blondyna. Manierami i sylwetką faktycznie nieźle wpisywał się w schemat młodego rycerza. Ale byłoby nieco niestosowne gdyby to dama i to niższego stanu zaczynała znajomość z kawalerem. Jak była jakaś okazja, nawet zainscenowana jakiegoś przypadkowego spotkania albo tańce to co innego.

- I mówisz motyl albo ważka? Albo jakaś roślina. - gdy chwilę milczała jakby przypomniało jej się co jeszcze rozmawiały przed chwilą. - No ciekawe, ciekawe. Widziałam u Inka coś takiego. A gdzie byś to mi poleciła? Bo ja to sama nie wiem. Raz to bym chciała się tym pochwalić aby było widoczne od razu a raz aby w ogóle nie było widoczne i tak tylko dla mnie właściwie. No ale jak tylko dla mnie to trochę jakby go w ogóle nie było. - panna Moabit strapiła się tymi mnogymi opcjami jakie utrudniały jej wybór z tym tatuażem. Chociaż pomysły podsunięte przez malarkę chyba przypadły jej do gustu.

- A poszłabyś ze mną do tej stajni? Bo sama to się trochę boję. I wstydzę. - poprosiła patrząc na nią z wielką prośbą w swoich sarnich oczach.

- Czemu nie zawsze można powiedzieć, że zamierzam wystartować w gonitwie i patrzę który koń zwiększyłby moje szanse. - Blondynka uśmiechnęła się i właściwie byłaby gotowa już się tam wybierać. - To co idziemy teraz?

Sana patrzyła na nią z bliska i jeszcze moment się wahała. Ale cieakwość i podekscytowanie zwyciężyło. - Oj jaka ty jesteś kochana Piroro! Sama chyba bym się nie odważyła! - powiedziała ściskając ją po koleżeńsku i obemując. A po chwili już szły aby założyć coś na grzbiet chroniącego przed zimą po czym wyszły na pochmrny dzień. Ale nadal nic z tych stalowych chmur nie padało. Ludzi na zewnątrz było jednak sporo. Wciąż przygrywałą stojąca pod jakimś budynkiem wiejska orkiestra. Ale Sana pewnie poprowadziła koleżankę do stajni. Ta wyglądała jak stajnia właśnie i miała wierzeję otwarte na ościerz. W środku widać było boksy i stojące w nich konie. A nawet ktoś tam się przy nich kręcił z obsługi.

- I co teraz? - zapytała cicho swojej blond przewodniczki z mieszaniną bojaźni i ekscytacji.

- Wchodzimy do środka i rozglądamy się podziwiając włości naszej gospodyni, oraz żywy inwentarz. - Malarka postąpiła raźnie do przodu pewna siebie. I pociągnęła Sanę za sobą. Szły powoli Pirora wyrażając zaciekawienie końmi w boksach a także kiwając mijanym ludziom na ścieżce oceniając ich urodę i co jakiś czas spoglądając na Sane jak reaguje na kolejnych.

Znalazły się jakby w innym miejscu. Co prawda przez otwarte wierzeje wpadało światło dnia, mróz i chodzili tam co jakiś czas ludzie. Ale z każdym krokiem to wszystko oddalało się od nich i zostawiały to za sobą. Otaczał ich specyficzny zapach siana i koni. A mijane zwierzaki w boksach patrzyły na nich obojętnie lub z zaciekawieniem. Były jednak zadbane i odkarmione co nie było dziwne biorąc pod uwagę kto był ich właścicielem.

Podobnie pracownicy stajni. Też nie przeszły niezauważone ale ze służbą tak już było, że póki się do nich nie mówiło to nie odzywali się pierwsi. Przynajmniej z tą dobrze ułożoną służbą co znała swoje miejsce i powinności. Tu widocznie tacy właśnie pracowali u van Hansenów. Bo chociaż unosili dyksretnie zaciekawione głowy w kierunku dwóch dam jakie oglądały konie w boksach to na tym kończyła się ich ingerencja.

- To może tamten. Ma duże ramiona. Lubię jak mężczyzna ma duże ramiona. - szepnęła cicho panna Moabit wskazując wzrokiem mężczyznę już niezbyt młodego. Urodziwy też raczej nie był. I pewnie starszy od każdej z nich. Ale sylwetkę miał solidną.

- Albo tamten młody. Wygląda niegroźnie. - wskazała na chłopaka jaki zrzucał z góry na dół wiązki siana. Ten dla odmiany mógł być ich róweśnikiem. Chociaż oczywiście o dużo niższej pozycji społecznej. No i wyglądał dość chuderlawo i na pewno nie na wojownika.

Pirora zatrzymała je przy jednym z koni był czarny i białymi chrapami. - Czy zabrzmię mocno matkowo jeśli powiem, że stać cię na wiele lepszych partnerów? - blondynka zapytała koleżanki kiedy ta wskazała na dwóch parobków, niemniej widząc co podoba się Sanie mogła określić typ. - Trochę żałuje że nie powiedziałam Jemesowi żeby przyjechał z nami wpuściłabym cię z nim do łóżka i przynajmniej byśmy wiedziały że miałaś kogoś kto by to zrobił dobrze. - mówiły szeptem jakby rozmawiały o osobnikach zamkniętych w boksie.

- Hej a kojarzysz tego gościa Froyi Joachima? Ten astrolog, on ma w miarę szerokie ramiona. - blondynka przypomniała sobie o bracie kultyście jaki równiez był na tych zabawie.

- No przecież nie zamierzam wychodzić za nich za mąż. A sama mówiłaś o parobkach. - Sana spojrzała na nią skonfundowana gdy usłyszała słowa koleżanki. - A tego astrologa to nie, nie bardzo. Chyba go widziałam gdzieś w saniach albo w salonie ale nie zostaliśmy sobie przedstawieni. Nie wyglądał mi jednak na mocarza. - zawahała sie gdy zmarszczyła brwi i nosek próbując sobie uzmysłowić czy dobrze kojarzy o kim mówi blondynka. - A ten James to kto? - też poklepała konia po chrapach głaszcząc go delikatnie.

- Mój ochroniarz. Bretończyk, były żołnierz i wojak, starszy od nas. I nikt nie mówi o hajtaniu ale no no niech to będzie ktoś kto ci zrobi dobrze a nie na… przeciętnie. - Pirora powiedziała szeptem Sanie. - No ale jak chcesz któregoś z nich to można zrobić tak, służka Beno może przyjść później z tobą przebraną w ubranie mojej Kerstin i może ci pomóc zaciągnąć tamtego na siano. W czasie balu nikt nie będzie zwracał uwagi na zapasową służbę więc pewnie tez bedą się bawić.

- Oo… - panna Moabit pokiwała głową na znak, że rozumie i namyślała się dłuższą chwilę. Głaskała łeb konia ale dość machinalnym ruchem. - Oj sama nie wiem. Ten twój James wygląda dobrze. No ale sama mówisz, że go tu nie ma. - przyznała, że ta “bretońśka opcja” o jakiej wspomniała zaufana koleżanka przemawia do jej przekonania. Jednak nie było szans jej zrealizować póki nie wrócą do miasta.

- A z tą przebieranką to wygląda jak jakaś tajna schadzka z romansu. - zachichotała podekscytowana. Pomysł takiej zabawy musiał jej się wydawać ciekawy. - Ale nie wiadomo na kogo się trafi to też masz trochę racji. - przyznała że w tej części też się zgadza z wnioskami koleżanki. I znów wydawała się rozdarta między równorzędnymi pomysłami podobnie jak z tym tatuażem jaki chciała sobie zrobić.

- Dobrze nie decydujmy teraz na szybko jakiś plan jest i plan drugi też, a kto wie co się jeszcze przydarzy dzień jeszcze długi… no może nie dzień bo mamy zimę ale wieczór będzie długi choć wracajmy, jak nie chcesz Joachima to może przynajmniej niech ci coś ciekawego z gwiazd wyczyta. - Pirora powiedziała do Sany ciągnąc ją z powrotem na podwieczorek zapoznawczy.
 
Obca jest offline  
Stary 05-04-2022, 19:16   #534
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Wellentag; południe; kulig


W południe przyszedł czas na rozrywki na świeżym powietrzu. Kto chciał to mógł zostać w dworku albo zająć się swoimi sprawami na zagrodzie. Postać czy posiedzieć na molo czy raczej pływającej platformie przyczepionej do brzegu. Wokół było przymocowanych kilka łodzi. Takich w sam raz aby zabrać ukochaną na romantyczną przejażdżkę po malowniczym jeziorze. Ale raczej nie w zimie bo teraz wodę skuwał lód. Na tyle gruby, że jak ktoś chciał mógł nawet jeździć na łyżwach i parę osób tego właśnie próbowało. Jednak najwięcej emocji budziła obiecana przez gospodynię gonitwa za lisem. Kto chciał startować to mógł dosiąść wierzchowca i spróbować swoich sił. Ponieważ chętnych było więcej niż koni to po dżentelmeńsku uzgodniono kto będzie brał udział w której gonitwie. Ścigających też nie wypadało aby było zbyt wielu aby i jeździec będący lisem też miał jakieś szanse. Ale przewidywano parę gonitw więc była spora szansa się załapać na którąś.

W pierwszej gonitwie rolę lisa przypadła gospodyni tego kuligu czyli pannie van Hansen. Uważano to za zaszczytną funkcję bo trzeba było być świetnym jeźdżcem aby umknąć pozostałym a i trochę traktowano to jak polowanie. Więc pierwsza gonitwa była uważana za najbardziej prestiżową a i wszyscy byli zgodni, że symboliczny pierwszy strzał wypada oddać albo gospodarzowi albo jego najznamienitszemu gościowi. W tym wypadku oznaczało to rolę lisa więc Froya pod każdym względem pasowała tu doskonale.

Do tej roli zmieniła spódnicę na spodnie co uwypukliło jej zgrabne kształty skryte do tej pory pod obszerną suknią. Sama zaś prezentowała się w siodle dumnie i naturalnie. Na sobie miała płaszcz do którego było luźno przyczepionych kilka lisich skórek. Rolą łowców było podjechać na tyle blisko aby zerwać którąś skórkę co oznaczało złapanie lisa. Zaś rolą lisa było umknąć się obławie. Ponieważ pojedynczemu kawalerzyście, nawet najlepszemu z najlepszym koniem na dłuższą metę trudno było umykać wielu innym jeźdźcom to był limit czasowy. Jeśli do wybicia dzwonu lis posiadał chociaż jedną skórkę oznaczało to, że przetrwał obławę i był zwycięzcą tej gonitwy. Zaś każdy z łowców któremu udało się zdobyć chociaż jedną lisią skórkę też miał się czym chwalić bo uznawano to za trudną sztukę. Froya miała wśród towarzyszy opinię świetnego jeźdźca a i jej koń robił dobre wrażenie bo wyglądał na wielkiego i silnego. Wyścig więc zapowiadał się bardzo interesująco.

Pirora specjalnie na tą okazję również włożyła bardziej wygodne do jazdy ubranie czyli spodnie i marynarkę jaka ostatnio dała Oksanie do uszycia. Kerstin i Benona wykazały się wielką zręcznością w szybkim przebieraniu szlachcianki z jednego ubioru w kolejny. Oczywiście na to wszystko, malarka jeszcze założyła grupy płaszcz czekając na druga turę tych gonitw w pierwszej gdzie lisem była Froya było tak dużo chętnych że malarka nawet nie liczyła że będzie jej dane nawet dostać odpowiedniego konia. Toteż postanowiła poczekać na rozwiązanie pierwszej gonitwy i dopiero wystartować w drugiej. Choć wiedziała że szanse na zdobycie futerka są liche to postanowiła i tak wystartować.

Jeszcze w pokoju gospodyni gdzie ta też przyszła się przebrać na trochę zdziwione spojrzenie gospodyni, malarka odpowiedziała uśmiechem.

- Nasza ostatnia rozmowa trochę mnie zainspirowała do wykorzystania tej okazji by spróbować swoich sił w zabawach które przyspieszają serca bicie w piersi. - powiedziała kończąc zapinając spodnie i przyjmując pomoc Kerstin w sznurowaniu jej wysokich butów. - Choć przyznam że większe szanse miałabym powożąc dorożkę niż gonitwę za lisem.

- O tak, spodnie są o wiele praktyczniejsze do konnej jazdy niż spódnice. Kompletnie nie rozumiem co w tym niestosownego. Czyli zamierzasz wystartować? No cóż, to udanej zabawy i szczęścia czy życzę. Jakbyś czegoś potrzebowała daj mi znać. - drugiej blondynce też jakaś służka pomagała się ubrać. A przy okazji pierwszy raz Pirora miała okazję zobaczyć co dziedziczka van Hansenów ma pod spódnicą. Całkiem ładną kibić i długie, sprężyste nogi w alabastrowym wydaniu. Przykrywane właśnie naciąganymi bryczesami do konnej jazdy.

- Pewnie wystartuje w drugiej turze słyszałam, że jest tyle chętnych do pogoni za tobą że pewnie trudno będzie się doprosić wierzchowca. No ale to nic dla takiego laika jak jak każda pogoń będzie wydarzeniem. - blondynka nie brzmiała jakby jej przeszkadzało nie uczestniczenie w głównej gonitwie.

- Jakby chodziło o każdą inną gonitwę to bym powiedziała, że jesteś moim gościem więc załatwię ci tego konia. - powiedziała blondynka wciągając swój i tak szczupły brzuch aby razem ze służą zapiąć guziki przy bryczesach. Mocowały się tak chwilę nim wreszcie im się udało.

- Ale jak nie jesteś zawodowym jeźdźcem to faktycznie lepiej odpuść. Nie bedę nikogo oszczędzać. Zamierzam wygrać. Będzie na ostro. - popatrzyła na drugą blondynkę jakby oceniała jej możliwości w tej gonitwie.

- Jednak zapewniam cię, że szepnę o tobie słówko. I w drugiej gonitwie wierzchowiec się dla ciebie znajdzie. Jeśli nie to daj mi znać. - powiedziała uśmiechając się do niej jakby nie chciała wyjść na zbyt obcesową. Po czym usiadła na krawędzi łóżka i teraz zaczął się etap wsuwania wysokich butów do konnej jazdy.

- Doceniam twoją pomoc być może do następnej pogoni przy kolejnym balu czy kuligu uda mi się na tyle ćwiczyć by mieć szanse z tobą jako lisem. - Malarka nie traciła optymizmu i byla naprawdę poruszona nad pomoc jaką zapeniła jej gospodyni.

- A jeździłaś już konno? - zapytała gospodyni jakiej wspólnie ze służącą udało się wcisnąć na tą zgrabną nogę pierwszy but. Zerknęła więc na drugą blondynkę. - Tak na poważnie. A nie na jakimś kucyku od święta. - doprecyzowała o co jej chodzi.

- Owszem jeździłam, ale nie ojciec upierał się że dama to tylko na damskim siodle i bez skakania przez przeszkody. Masz wspaniałych rodziców, że nie narzucali ci takich zachowań. - Pirora uśmiechnęła się do gospodyni. - Choć przyznam że w powożeniu mam więcej doświadczenia.

- Jak to nie narzucali? - Froya parsknęła tak jakby ta uwaga faktycznie wydała jej się bardzo zabawna. Więc pewnie i ją rodzice chcieli wychować i urobić na porządną pannę z dobrym nazwiskiem i dobrego domu. A nie na rycerza. Znów zmagała się z drugim butem ale z pomocą swojej służki udało jej się go w końcu wciągnąć. Wstała więc i na próbę podskoczyła w miejscu, zrobiła parę przysiadów aby wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Wreszcie uznała, że chyba wszystko jest w porządku bo podziękowała służce i ta skinęła głową jej, potem gościom a w końcu bez słowa wyszła.

- No to powożenie saniami też będzie. Dookoła jeziora. Jest tylko jedna droga to nie da się zgubić nawet jak ktoś jedzie pierwszy raz. No i inni też będą jechać. Dzwonki, pochodnie i tak dalej. Z daleka będzie widać. Jak chcesz to mogę ci załatwić jakieś sanie do powożenia. - zaoferowała się gospodyni proponując swoją pomoc i w tej sprawie.

- Jesteś zbyt łaskawa dla mnie,.. proszę nie przestawaj. - Pirora zaśmiała się ale wyraziła swoja wdzięczność. - No i powodzenia w wyścigu, wiem ze pewnie nie wiele go potrzebujesz przy twoich umiejętnościach ale będę ci kibicować podczas pierwszego wyścigu.

- Bardzo ci dziękuję łaskawa pani. - Froya skłoniła się elegancko jakby była kawalerem co oddaje cześć pięknej damie i nawet się uśmiechnęła całkiem szczerze. Wydawała się mieć dobry humor a nawet zdradzała ekscytację czekającym ją wyzwaniem. Podeszła do szafy i wyjęła z niej zdobny kubrak z wielkim herbem van Hansenów czyli złotym słońcem. Zaczęła go ubierać na siebie i trochę jej to zajmowało z zapinaniem sprzączek które ślicznie wyglądały na całości ale były dość męczące przy zapinaniu każdej z nich. *



[na zewnatrz]

Druga gonitwa zapowiadała się na lżejszy wyczyn, jeszcze wybierano nowego lisa ale blondynka podeszła już wybrać sobie wierzchowca. Poprosiła jednego z koniuszych o dobranie jej spokojnego konia z tych dostępnych od panny von Hansen.
Podprowadzili jej niskiego siwkowego wałacha który najwyraźniej już wypoczął po poprzedniej gonitwie. Niska blondynka musiała poprosić o małą pomoc w skoczeniu na konia.

Dopiero potem podjechałą do już gotowych jeźdźców. Zatrzymala się przy jednym tworzących już grupę. Mężczyzna nie wyglądał na szlachcica, a jeśli nim był to musiał być jednym z tych ekscentrycznym samotników mieszkających w jakimś domku myśliwskim poza miastem. Choć bardziej przypominał jej myśliwego.
- Herr nieznajomy jak myśli, kto będzie lisem w drugiej turze? - blondynka zwróciła się do siedzącego na koniu męzczyzny. *

- Zapewne nie nasza gospodyni. I dobrze. Trudno by było ją złapać. - powiedział mężczyzna z cierpliwym, oszczędnym uśmiechem. Przyjrzał się dokładniej rozmówczyni jakby chciał sprawdzić z kim rozmawia.

- To ty jesteś tą koleżanką tej nowej pani kapitan? - zapytał trochę niepewnie jakby mimo wszystko był świadkiem porannej sceny z zamieszaniem jakie wywołała niespodziewana zamiana pokoi. No i jak się spało w osobistej sypialni Froyi van Hansen do tego jeszcze w towarzystwie Kamili van Zee co się wydawało nie do pomyślenia więc trudno było to przegapić.

- Jestem Kay. I jak się towarzystwo nie pospieszy to ja będę lisem. - powiedział na to co wcześniej pytała. Wzrokiem zaś objął grupkę młodych ludzi. Część już była w siodle część jeszcze nie. Wyglądało jakby zbierali się właśnie na tą gonitwę. Ale na pewno nie tak sprawnie jak zawodowa kawaleria na capstrzyk.

- Och jestem koleażką już dobrej gromatki tutejszych szlachcianek… przynajmniej nadal ze mną rozmawiają więc wydaje mi się że dobrze rokuje. - Blondynka zaśmiała się cicho. - Niemniej nie da się ukryć że znamy się chyba z panią kapitan lepiej niż z kimkolwiek tutaj więc naturalne, że trochę trzymamy się razem. Jestem Pirora. - malarka wyjasniła i przedstawiła się wyciągając dłoń do uścisku ręki. - Byłeś już lisem na tych wyścigach?

- Tak. Zdarzało mi się. Ale dzisiaj jeszcze nie. Dopiero jak nikogo chętnego nie ma to mnie biorą. - odparł Kay potrząsając dłonią kobiety jakby była mężczyzną zamiast ją ucałować jak wypadałoby to kawalerowi wobec szlachcianki.

- To chyba nowa jesteś co? Bo nie pamiętam abyś była na takich zabawach poprzednio. - zagaił podobne pytanie jaki dzisiaj Pirora słyszała już kóryś raz z rzędu. Ale jak się było nową osobą w towarzystwie jakie się zna dość dobrze to było całkiem naturalne.

- Bo ta kapitan to jakaś mocno nietutejsza. Tak wygląda. No i coś tak słyszałem jak gadali. No chyba zaczynają kończyć ten początek. - mężczyzna pozwolił sobie na oszczędne wspomnienie tego co pewnie dzisiaj usłyszał na temat blondynki i jej koleżanki. A na koniec wskazał wzrokiem na grupkę w większości młodzieńców ale były i panny, jacy w większości już byli w siodle a pierwsi nawet ruszali w ich stronę.

- Niedawno przyjechałam do Nordlandu więc tak można powiedzieć że jestem nowa. Czy mam rozumieć że ja z kolei rozmawiam właśnie ze starym wyjadaczem tych zawodów? A pani kapitan jest Estalijką więc owszem wygląda mało imperialnie. - Blondynka poprawiła się w siodle czując pierwszą tremę przed rozpoczeciem wyścigu.

Joachim stwierdził, że skoro już tutaj jest to może powinien wziąć udział w którejś z gier. Tym bardziej, że nawet damy uczestniczył w tych konnych gonitwach - te męskie stroje które założyły Froya i Pirora całkiem ładnie zresztą podkreślały ich kształty.

Ponieważ potrafił utrzymać się w siodle (choć nie był wybitnym jeźdźcem) zgłosił się do drugiej pogoni na lisa jako jeden ze ścigających.

- Aha. Z Estalii? No to chyba dość daleko. A ty panienko? Skąd jesteś jeśli można zapytać? - Kay widząc, że mają jeszcze chwilę czasu nim reszta do nich podjedzie zagaił jeszcze do swojej rozmówczyni o nią samą.

- A ze mnie żaden weteran. Wterani to są po wojsku. Ot, czasem jestem tu opiekunem i przewodnikiem po lesie. Jeszcze się gdzieś jakaś białogłowa zawieruszy i trzeba jej szukać. Nawet nie uwierzysz jak często to się zdarza. Zwłaszcza tym młodym. Te młode dziewoje kompletnie tracą orientację w lesie. - mężczyzna właściwie się nie uśmiechnął. Nie ustami. I głos dalej miał spokojny, wręcz monotonny. Ale jakoś tak spojrzał przy tym gubieniu się białogłów po lesie, że zabrzmiało jak zaproszenie. Ale już dojechali do nich pozostali. I Pirora nawet rozpoznała kilka twarzy. Joachim dojechał na jakimś koniu. A także młode nażeczeńśtwo. Oni też byli wdani ze sobą w “ożywioną dyskusję”.

- Cóż postaram się nie przysporzyć problemu z tym szukaniem ale nigdy nie wiadomo, nie dość że nowa jestem, lasu nie znam to jeszcze nie dokońca dobrze jeżdżę. Lepiej mieć na mnie oko. - Jej głos również nie zadrżał kiedy druga część wypowiedzi przyjęła zaproszenie Kaya to ‘gubienia się w lesie’ i rychło w czas bo właśnie podjechali jej znajomi i dalsze rozmowy i aluzje musiały być wstrzymane.

- Ależ kochanie, no bądź rozsądna. To może być niebezpieczne. - Oleg strofował i napominał swoją zazwyczaj chłodną i rzeczową narzeczoną.

- Daj spokój. Jak ty możesz sobie siedzieć i pić z kolegami to ja mogę sobie zrobić przejażdżkę po lesie. Z koleżankami. O zobacz, Pirora też jedzie. - Annemette wydawała się być “troszkę wzburzona” i brzmiało to jak końcówka jakiejś dłuższej dyskusji. A jak zauważyła blondynkę w siodle to chętnie się wsparła jej widokiem i autorytetem. Podjechałą bezpośrednio do niej. Ale od razu widać było, że nie jeździ tak płynnie jak Froya czy ci co brali udział w pierwszej gonitwie.

- Aha Piroro moja droga. Ten klub dla kobiet. Tylko dla kobiet. Z najładniejszymi służkami jakie można mieć w mieście. Koniecznie. Ale to koniecznie musimy otworzyć i to jak najszybciej. - powiedziała zdecydowanym tonem jakby ten niewinny żart sprzed paru tygodni nagle zrobił się bardzo poważną sprawą. Oleg poczerwieniał i przewrócił oczami. Wydawało się, że najchętniej by się zmył albo chociaż zmienił temat.

- Proszę się nie obawiać. Będziemy się ganiać po łatwym terenie. To tylko taka zabawa. Dla przyjemności. Wystarczy nie spaść z siodła. - Kay chyba też nie chciał eskalować kłótni bo chętnie wybawił narzeczonego zmieniając temat na bardziej rzeczowy.

- Najpierw teatr ale nie wiem czy ci się chwaliłam, że kupuje tą kamienice, mój prawnik kończy formalności i zaczynam remont będzie nowe miejsce do spędzania czasu w naszym własnym gronie z tymi służkami i rozbijania drogiego alkoholu po ścianach… przynajmniej póki ich nie odmaluje. - Pirora odpowiedziala pół poważnie, ale mrugnęła porozumiewawczo do Annemette, że van Dake ma jej plecy w tym droczeniu swojego narzeczonego.

- Wyborny pomysł! Piękne służki i rozbijany o ściany alkohol! Podoba mi się! Brzmi świetnie, koniecznie musimy to zrobić i to jak najszybciej. Gdybyś kochanie potrzebowała czegokolwiek, ale to czegokolwiek do tego remontu albo jakiejś pomocy to obowiązkowo, ale to obowiązkowo masz mi o tym powiedzieć. A teatr to swoją drogą. W teatrze właściwie też mogłyby być jakieś piękne służki i alkohol prawda? - Pirora tak do końca nie była pewna czy Annemette dojrzała jej aluzję czy też była tak wzburzona, że nie zwróciła na to uwagi. Ale trochę wyglądała jak kobieta która chce dopiec swojemu mężczyźnie z jakiegoś konkretnego powodu. I była gotowa na wiele pod tym względem. Oleg chyba postanowił nie pogarszać sprawy bo tylko czerwieniał coraz bardziej w milczeniu. Reszta młodzieńców i panien chociaż temat chyba ich mocno zaciekawił a jedna z dam nawet zapytała cicho o jaki klub tylko dla kobiet i jaką kamienicę chodzi to jednak chyba woleli postawić na ostrożność i się nie mieszać.

- Dobrze moi państwo. To chyba czas zacząć tą gonitwę. Czy mamy wybranego lisa? - Kay postanowił przejąć rolę przewodnika w tym młodzieżowym stadzie i wrócić do sprawy dla jakiej się tu zebrali.

- Ja! - Annemette prawie krzyknęła ostro i buńczucznie. Tak zdecydowanie, że nikt nie protestował.

- No dobrze, to proszę założyć ten płaszcz. A potem pojedziemy tam dalej, pokażę ci skąd zaczniesz. Resztę proszę aby tu poczekała. - Kay odpiął ze swojego siodła znajomy płaszcz z przyczepionymi skórkami lisów zaś młoda matematyczka wzięła go nieco z roztargnieniem i zaczęła go na siebie nakładać.

- Powodzenia Annemette, nie daj się złapać za szybko. - Pirora uznałą, że jej szanse właśnie wzrosły na zdobycie przynajmniej jednej skórki przyczepionej do płaszcza. Mimo to postanowiła być wspierająca koleżanką.

- Odważna młoda dama - skomentował Joachim, przyglądając się odjeżdżającej Annemette. Miejscowe szlachcianki wydawały się lubić rozrywki, które w Altdorfie raczej uprawiali mężczyźni.

- Zastanawiam się czy wypada tak ścigać pannę - spytał się stojących obok uczestników poł-żartem.

- Nie ściga się panny tylko lisa. I trzeba złapać te skórki i zerwać z tego płaszcza. - odezwał się któryś z młodzieńców. Chyba nie będąc pewny czy nowy kolega zna zasady jakie panowały w tej grze. Na pożegnanie zaś Annemette jeszcze na w pół poważnie nareśliła w powietrzu kształt jakim zwykle określało się zgrabne kobiety aby dać znać jakie mają być te służki w przybytku dla kobiet. Ale potem już wdzieli plecy jej i przewodnika. Kay odprowadził ją na skraj lasu i coś tłumaczył i pokazywał jej po okolicy. Chwilę to trwało nim tam dojechali.
 
Obca jest offline  
Stary 06-04-2022, 05:12   #535
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Myślę, że to co go odmieniło już opuściło jego ciało. Ale też zniszczyło jego duszę i umysł. Teraz to pusta skorupa. Niewiele różni się od zwierzęcia. Ciało śmiertelnika nie jest stworzone do bytowania z Nienarodzonymi. To zbyt wielka moc i zawsze wypacza naszą rzeczywistość. No ale to wypaczenie jak widać ma swoje fizyczne zalety. - wyjaśniła im swoje zdanie na temat wielgachnego odmieńca zmutowanego przez wypaczającą moc demona jakiego był jakiś czas gospodarzem.

- Ja się zastanawiam co chciała ta straż wczoraj. Nie wiem czy mam tam po co wracać. A jak na mnie czekają? - cyrulik wydawał się przybity wczorajszymi wydarzeniami. Wybiegł prawie dosłownie w samej koszuli i tylko torbę medyka zabrał ze sobą. Cała reszta została na miejscu.

- Możesz wrócić. Jakby czekali powiesz, że ktoś ci się włamał jak cię nie było i tyle. - poradził mu Silny zanurzając łyżkę w kolejnej porcji rybnej zupy. Sebastian trochę pokiwał, trochę pokręcił głową ale dalej wyglądał dość markotnie.

- Dzięki - rzekł Egon w odpowiedzi na zabiegi Mergi, choć nadal uważał, że zwyczajna medycyna byłaby lepsza od magicznych udziwnień. - Co do Gustawa zaś, trzeba zarżnąć go w takim razie, póki jeszcze słabuje od ziółek Sebastiana.

- Albo wypuścić go pod bramą kazamatów. Ponoć ostatnio gadaliśmy, w jaki sposób moglibyśmy odwrócić uwagę inkwizycji. Jeśli ten Gustaw to taki silny, to ani chybi zarżnie cały pluton straży, zanim mu dadzą radę. Choć, pewnie, lepiej by było, gdybyśmy nosa nie wychylali z kryjówki - zamyślił się Egon.

- Ja bym nie wracał - rzekł Egon do cyrulika. - Kiedyś to coś takiego uszło, dzisiaj całe miasto postawione na równe nogi, szukać będą i mogą cię wziąć na spytki. Prawda to, że szkoda wyposażenia, więc trzeba by tam przekraść się i zabrać. Inkwizycja pewnie będzie szukać podejrzanych miejsc i któż zaręczy, że to nie jest podejrzane?

- Jak coś z Gustawem to trzeba by mieć zgodę Starszego. Zresztą nie wiem jak byśmy mieli go wypuścić. Jak jest na ziółkach to śpi i nic nikomu nie zrobi. A jak nie jest to sam wczoraj widziałeś jaki jest skory do współpracy. - Silny pokręcił swoją łysą głową na znak, że odradza decydować bez lidera zboru cokolwiek definitywnego z wielkim odmieńcem. A wczorajsze wydarzenia nie skłaniały go widocznie do wiary w dobrą wolę współpracy byłego opętańca. Nawet jako śpiący kloc był trudny do transportu a już nie mówiąc gdy był przytomny.

- Tego się właśnie boję. Może przyszli bo się któryś skaleczył w palec. Ale po tym co wczoraj się tam działo to pewnie nie wyglądało to zbyt dobrze w ich oczach. - cyrulik siedział pogrążony w ponurych myślach. Chyba nie bardzo wierzył, że mógłby przetrwać przesłuchanie przez zawodowców. Może wykpić się przypadkowym strażnikom ale nie zawodowym śledczym.

- A masz tam coś co by cię mogło zdemaskować? - zapytała Merga obdarzając go współczującym spojrzeniem. Młodzian zamyślił się na dłuższą chwilę jakby próbował w pamięci zrobić rachunek swojego inwentarza jaki mogli znaleźć u niego w domu.

- Mam spory zapas ziół i grzybów. I aparaturę do robienia lekarstw. Ale jak ktoś się uprze może powiedzieć, że to do robienia trucizn. Właściwie też można. Jak się zna przepis to wiele można zrobić z tych samych składników i aparaturą. Została cela po Gustawie. Tam gdzie go trzymaliśmy. Nie wiem czy tam coś można znaleźć podejrzanego jak go tam teraz nie ma. I mogą znaleźć zapiski jakie przetłumaczył mi Aaron. O transmutacji. To też można uznać za zakazaną wiedzę jeśli się chce. Albo za traktat naukowy. Zależy od dobrej albo złej woli i interpretacji. No i czy znajdą ten schowek. - powiedział po zastanowieniu.

- Nie ryzykowałbym - ciągnął Egon. - Przekradłbym się tam i zabrał cały sprzęt tutaj. Strupas by rzeczy umiał dokazać, jego nikt nie zobaczy.

Na temat Gustawa Egon wypowiedział się tak:
- Ten bydlak omal mnie nie zatłukł gołymi łapami. Gdyby was nie było tam, to chyba bym musiał sięgnąć po pałę i zarżnąć go samemu… O ile on sam by tego nie zrobił mi! Jak dla mnie, trzeba zagadać do Starszego i powiedzieć mu, że Gustawa nie da się już wykorzystać. Niebezpieczny jest dla nas wszystkich i albo my mu kark skręcimy, albo on nam, prędzej czy później. Trzeba znaleźć Karlika i rzecz mu przekazać i rzec mu też słowo o tym, czy dzikiej bestii nie wypuścić pod kazamatami.

- I tutaj inna sprawa, czas już zorganizować wyprawę do podziemi razem z Vasilijem. Trzeba nam zbadać tunele, które idą głębiej pod miastem, a w których moglibyśmy się ukryć przez wzrokiem łowców czarownic.

- Myślałem, że można by go poszczuć na coś czy na kogoś. Tak jak psa. - powiedział Sebastian dość markotnym tonem. Wyglądał jakby marnie oceniał swoje szanse na powrót na powierzchnię i do normalności. I chwilowo nie bardzo miał ochotę na coś innego.

- Do nas można by go zabrać. Ale to trzeba by z Kopfem i Crystal porozmawiać na ten temat. U nas mamy i dziwniejszych niż on. - niespodziewanie odezwała się milcząca do tej pory Lilly. W końcu pochodziła z osady odmieńców położonej w jakiejś jaskini w leśnej głuszy.

- Albo można by go sprzedać Czarnemu. On lubi takie dziwne poczwary. Versana coś tak mówiła kiedyś. Tego dwugłowego psa to kupiła od niego. No ale tak czy inaczej to i tak ze Starszym trzeba by gadać. - Silny jako człowiek z ferajny dorzucił swój pomysł chociaż bardziej lokalny. Potem przez chwilę tłumaczył Merdze kim jest Czarny bo ona nie znała ani miasta ani jego mieszkańców. Malował go jako księcia przestępczego półświatka. To mógł sobie pozwolić na pewne fanaberie.

- Cóż, to trzeba by rozważyć. Do pewnego stopnia da się nakierować takich opętańców tak jak tresowanym zwierzęciem. Jednak ich umysł został pochłonięty przez koszmar Niezrodzonego więc nie sądzę aby komunikacja jak z rozumną istotą była z nim jeszcze możliwa. - odparła rogata wiedźma gdy kończyła już swój talerz zupy rybnej.

- A z tymi tunelami pod kanałami można spróbować. Ale to trzeba by poczekać aż Vasilij będzie. No i dobrze by było iść w więcej niż dwie czy trzy osoby. Ostatnio jak trafiliśmy na tego dużego to wiesz jak się skończyło. - Silny wrócił do pomysłu o sprawdzeniu tajemniczych tunelów pod kanałami.

- Broń mam, dam radę - odparł Egon na te słowa. - Dobra, w takim razie poczekamy na to, co powie Starszy. Mi zaś przyjdzie poczekać na Vasilija, potem z nim pogadam i wyruszymy jak najszybciej… Prawda przecież, i tak nie mam nic lepszego do roboty!
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online  
Stary 07-04-2022, 11:48   #536
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Wellentag; południe; kulig
Pirora i Joachim



Nie trwało to długo i ciemnowłosy jeździec w końcu wrócił końskim truchtem do reszty. Zatrzymał się i sprawdził czy kogoś nie brakuje.

- Dobrze, zasady są proste. Tam jest sędzia. Trzyma klepsydrę i dzwon. Jak uderzy piasek zacznie się sypać. Jak skończy znów uderzy w dzwon i to będzie koniec polowania. To pół pacierza. Jeśli do tego czasu Annemette będzie miała na sobie chociaż jedną skórkę to wygrywa. Jeśli nie wygrywacie wy. A wśród was najlepszym będzie ten kto będzie miał najwięcej skórek. Jest ich pięć. - Kay w krótkich, wyraźnych zdaniach wyjaśnij na czym ma polegać zabawa. Wskazał też na jakiegoś człowieka stojącego nad brzegiem zamarzniętego jeziora. Trzymał on w ręku dzwonek a na pniu stała mała klepsydra. Na koniec Kay zapytał czy są jakieś pytania.

Pirora czekałą na dzwon a kiedy ten zabrzmiał spięła konia i ruszyła przez śnieg w stronę lasu lepsi jeźdźcy wyprzedzili ją dosyć szybko ale ona sama być może mogła liczyć na nagrodę pocieszenia. Choć nie musiała bo Annemette napatoczyła jej się totalnie przypadkiem a Abelarda bardziej fartem niż umiejętnościami dosięgła jednej skórki.

Oczywiście radość i przypływ euforii sprawiły, że ona wylądowała w zaspie śniegu a jej koń pokłusował dalej bez niej. Było to słodko gorzkie doświadczenie. Dużo sprzecznych uczuć wykwitło w niej duma z nagrody, wstyd z utraty konia, ulga że sobie nie złamała karku i na koniec nadzieja że idzie w dobrą stronę.

Joachim na początku próbował zapoznać się z koniem, jako mało doświadczony w tego typu pogoniach nie chciał skompromitować się upadkiem z konia. Stwierdził, że spróbuje upolować skórkę jak uciekająca trochę już się zmęczy.

Pirora poszła na żywioł z tym łapaniem skórek zaczepionych do płaszcza Annemette a Joachim starał się działać planowo. Ale dość szybko okazało się, że trudno zapanować nad tym galopującym chaosem. Rytm i szlak wyznaczał lis czyli uciekająca panna von Mathiasen. A ona kluczyła tak aby uniknąć jeźdżców z pogoni. I tak to się plątało między sobą aż konna zgraja zawędrowała o skraj zaśnieżonego lasu chociaż wedle planu mieli się ganiać po dość ładnej i płaskiej równinie wzdłuż brzegów jeziora. Koniec końców prawie przez przypadek Pirora prawie wpadła na uciekającą koleżankę która była nie mniej zaskoczona od niej samej. Śmiała się na całego chociaż broniła się przed zerwaniem jej skórki. Ostatecznie Pirorze się udało jedną dostać. Joachim zaś który czatował na okazję był blisko na tyle aby kontrolować sytuację ale nie na tyle aby próbować przebić się przez tych dwóch, trzech, czterech myśliwych którzy przez większość gonitwy otaczali albo byli tuż za lisicą. Może jakby potrwało to dłużej to taka strategia przyniosłaby efekt ale zanim Joachim zdecydował się skrócić dystans do zbiega to zabrzmiał gong obwieszczający koniec polowania. Zdyszani uczestnicy uspokajali siebie i buchające parą wierzchowce. Próbowali na gorąco śmiać się i opowiadać sobie te najważniejsze dla nich mmenty tej gonitwy. No i składali sobie gratulację jeśli komuś udało się dostać jakąś lisią skórkę.

- Gratuluje, ja przynajmniej nie spadłem z konia. Jak na pierwszy raz chyba nie tak źle - Joachim odezwał się do zwycięzców zabawy, próbując się zaorientować czy kojarzy któregoś z nich oprócz Pirory.

- A dziękuję. - odparł młodzieniec który zdobył jedną ze skórek. Miał świetny humor i wyjął zza pazuchy srebrną, ozdobną piersiówkę którą wyciągnął ku pozostałym. Joachim nie kojarzył go podobnie jak większość uczestników. Wydawało mu się, że w ciągu dzisiejszego dnia tu czy tam widział tą czy inną twarz gdzieś w dworku lub wokół niego ale za mało aby być pewnym z kim ma do czynienia. Jedynie ta młoda para co tuż przed wyścigiem trochę darła ze sobą koty była mu znana. Wcześniej Pirora mu ich przedstawiła. Annemette co teraz była lisem we właśnie zakończonej gonitwie i jej narzeczony Oleg. I jeszcze Wolfganga który był jakimś kolegą Thomasa von Richtera z jakim rano jechali w saniach z miasta na dworek. Był synem jakiegoś właściciela staktów i uczył się na nawigatora. I Karolin co była jakąś koleżaną Froyi. Podeszła do niej na początku wizyty w dworku aby zapytać o pokój no i że Joachim też to gospodyni ich sobie przedstawiła. W gonitwie w większości brali udział młodzieńcy z dobrych domów ale było też kilka panien choć te były w zdecydowanej mniejszości. Podjechał do nich Kay i poprosił aby się zebrali w jednym miejscu bo chciał sprawdzić czy wszyscy są więc bez pośpiechu towarzystwo zaczęło się grupować w jego pobliżu.

- Słyszałem, że studiuje Pan szlachetną sztukę nawigacji? - Joachim spytał się Wolfganga.
- Mi też gwiazdy i ich urok nie są obce.

- Tak, gwiazdy, prądy morskie, linie brzegową, południki, zwrotniki takie tam nudne rzeczy, głównie sama algebra, nic podniecającego. - Wolfgang podał piersiówkę innemu koledze skoro nie wzbudziła ona zainteresowania magistra. Tamten chętnie ją przyjął, krzyknął tast za polowanie i Froyę co była gospodynią ich wszystkich dzisiaj. No a młody kandydat na nawigatora zaśmiał się i wydawał się być w świetnym humorze bo mówił dość lekceważąco o swojej nauce jaką studiował. Jakby uważał, że to zbyt nudne aby opowiadać o tym postronnym. Zrobiło się pewne zamieszanie gdy z lasu wyjechał siwek bez jeźdźca.

- To Pirory! Ona na nim jechała! Coś musiało się stać. Prawie wpadłyśmy na siebie w lesie. - Annemette wydawała się przejęta i poruszona. Pozostali także. Ale Kay uspokoił towarzystwo.

- Zostańcie tutaj. Ja pojadę sprawdzić co się stało. Nie rozłaźcie się aby i was nie trzeba było szukać. Na pewno nic jej nie jest. - powiedział do całej grupy po czym odwrócił konia i pojechał po luzaka.

- Myślicie że sobie sam poradzi? - zastanawiał się Joachim.
- A może spróbuje jednak tej piersiówki.

Właściciel w tym zamieszaniu trochę zapomniał już o tej piersiówce bo zdążył ją schować. Ale skoro czarnowłosy mężczyzna polecił im czekać a sam wrócił po blond zgubę to zostało im czekać. Chyba nikt nie czuł się zbyt pewnie aby się przeciwstawić ich opiekunowi albo na tyle aby szukać kogoś po lesie bez ryzyka, że się samemu zbłądzi. Więc czekali. A jak czekali to Wolfgang znów wyjął swoją ozdobną piersiówkę i podał brunetowi.

- Kay ją chyba znajdzie. On się zna na łażeniu po lesie. No i niedawno na nią wpadłam to nie może być zbyt daleko. - powiedziała ciemnowłosa nażeczona Olega gryząc się chyba najbardziej z całej grupy, że Pirora im znikła z widoku i pewnie spadła z konia czy co skoro wrócił pusty siwek ale bez niej.

- Chyba tak. Lepiej poczekać. A to ty jesteś Joachim tak? I magister od magii? A to chyba trudna ta magia co? Tyle się słyszy teraz o tych wiedźmach, czarownikach, kultystach. Podobno jedna z tych co uciekła z lochów w tamtym tygodniu to też jakaś wiedźma i odmieniec. Szkoda, że jej tam od razu nie spalili to byłby z nią już spokój. - Wolfgang westchnął i coś widocznie kojarzył o rozmówcy z porannego przedstawiania się jeszcze w saniach na Placu Targowym w mieście.

- No nie powiem żeby moja sztuka była łatwą rzeczą, studiuje ją od prawie dziesięciu lat i jeszcze mi daleko do mistrzostwa.
- Ale tak, słyszałem oczywiście o tej ucieczce z lochów, niestety prawdopodobnie maczali w tym palce plugawi słudzy Chaosu. Mam nadzieję że będę mógł coś pomóc - uczestniczyłem w poszukiwaniach poza miastem organizowanych przez lady Froyę. Badam też sprawę syreny polującej na marynarzy - możliwe że te dwie sprawy są powiązane. - Joachim postanowił że warto się reprezentować jako czarodziej który coś robi by pomóc w mieście i nie jest bezczynny.

- Od dziesięciu lat? - brwi Wolfganga uniosły się do góry ze zdziwienia gdy to usłyszał. Obrzucił rozmówcę jeszcze raz spojrzeniem bo wyglądał dość młodo. - No to ile teraz masz? - zapytał zaintrygowany tym nietypowym stwierdzeniem.

- No ale tak, Froya jest całkiem atywna w tych poszukiwaniach. Ale z tą syreną to chyba bujdy nie? Żeglarze i rybacy zawsze opowiadają jakieś bajki i niestworzone historie. - zapytał o syreni motyw do jakiego sam chyba niezbyt przywiązywał wagę traktując go jako jedną z miejskich plotek.

Przerwał im powrót Kaya z blond zgubą. Okazało się, że pannie van Dyke nic nie jest i tylko wpadła w zaspę. Ale zgubiła swoje trofeum więc chciała po nie wrócić. Kay więc obiecał z nią pojechać aby znów się nie zgubiła a sam poprosił resztę grupy aby pojechali z jego towarzyszem do dworku. Gonitwa i tak była skończona i mieli zwycięzców.

Młody czarodziej wyraził ulgę, że z Pirotą jest wszystko w porządku.
W międzyczasie wyjaśnił Wolfgangowi i pozostałym którzy chcieli słuchać, że rozpoczał studia w Altdorfie w wieku 14 lat, więc około 10 lat temu. A co do syreny, wspomniał o swoich odkryciach wskazujących, że jednak jest w tym jakieś ziarno prawdy i sprawę warto dalej badać.
- Przybyłem do tego miasta właśnie po to żeby badać tego rodzaju nadzwyczajne problemy - podsumował.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 07-04-2022 o 11:55.
Lord Melkor jest offline  
Stary 07-04-2022, 13:23   #537
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Ta cała gonitwa wymknęła się chyba spod kontroli. No albo się zgubiła. Chociaż nie do końca. Widziała gdzie pomknął jej siwek. A nawet jak jej zniknął z oczu to zostawił wyraźne ślady w dziewiczym śniegu. Zresztą widziała chyba skraj lasu to tak głęboko w nim być nie mogła. Słyszała nawet wytłumione okrzyki radosnej pogoni jaka nadal trwała. To tam pewnie była jej grupa lub ktoś inny z dworku. Nie mogła być aż tak daleko. Więc szła samotnie przez ten las wabiona jego skrajem jak ćma do światła. Nie szła tak zbyt długo gdy ujrzała, że w las wjechał jakiś jeździec. Jechał wzdłuż śladów pozostawionych przez jej siwka no i w końcu on ją też dostrzegł. Kay pospieszył wierzchowca i już bez trudności dojechał do zgubionej uczestniczki gonitwy.

- Nic ci nie jest? - zapytał gdy podjechał na tyle blisko aby mogli swobodnie rozmawiać. Spojrzał po jej sylwetce jakby szukał jakichś rozdarć albo innych śladów obrażeń.

- Moja duma została w jednej z zasp po upadku, trochę mi zimno i zgubiłam konia, mam nadzieje, że umie sam wrócić do stajni. Poza tym fantastycznie powiedzmy że udało mi się to polowanie. - Dziewczyna podeszła do jeźdźca i uniosła swoją zdobytą skórkę w triumfie z uśmiechem dziecka jakie osiągnęło teraz coś wspaniałego. Jednak nie trwało to długo szybko schowała jednak futerko pod pazuchę i wyciągnęła dłoń w stronę łowczego oczekując że pomoże jej dosiąść konia i ją podwiezie.
- To co teraz Kay szukamy mojego siwka czy skarzesz mnie na pośmiewisko że go zgubiłam? - Zapytała kokieteryjnie.

- Twój siwek wrócił do nas. Dlatego wiedziałem, że cię brakuje. A jeszcze Annemette mówiła, że wpadłyście na siebie w lesie. Dobrze, że nic ci nie jest. - wyjaśnił jej co się działo w grupie jego podopiecznych gdy ona straciła ich z oczu. Wyciągnął swoją dłoń i pomógł jej wspiąć się na konia. Po czym odwrócił go i bez pośpiechu ruszli w drogę powrotną.

- Trochę szkoda, że się nie zgubiłaś nieco dalej. Tam mogłabyś trafić na taką szopę. Jest ogrzana bo używają jej psiarze, strażnicy no i ci co tu dzisiaj się kręcą. Mogłabyś tam się ogrzać czekając aż ktoś cię znajdzie. - pokazał gdzieś w bok ale chociaż i Pirora tam spojrzała to widziała tylko zaśnieżony las. Taki sam przez jaki jechali coraz bardziej zbliżając się do jego krawędzi.

- Może to moja laickość w znajomości terenu albo wina zimy i że przez ten śnieg wsyzstkie ścieżki wyglądają tak samo, …- blonynka oparła się plecami o tors mężczyzny który był szeroki i wygodny, odchyliła w jego stronę głowę by z nim utrzymywac przynajmniej lekki kontak wzrokowy - …no ale nie widze stąd gdzieby była by niby ta szopa. Może potrzeba by mi byla wycieczka krajoznawcza.

- No ale jakbym cię znalazł to i z resztą. Nie bardzo by było warunków na prywatność. No. Chyba, że. Znalazłbym cię teraz całą i zdrową tylko trochę zaśnieżoną. Więc wszyscy by odetchnęli z ulgą. No ale musielibyśmy wrócić bo zgubiłaś tam coś bardzo ważnego. Ot, choćby tą skórkę. Wtedy ja jako twój opiekun no ekspert od lasu mógłbym z tobą wrócić i pomóc szukać. A mój kompan zaprowadziłby resztę gawiedzi z powrotem do dworku z wieściami, że jesteś pod opieką profesjonalisty. - właściwie to nie brzmiało to jak flirt. Raczej jakby jeździec który był w końcu doświadczonym w sprawach lasu mężczyzną, tłumaczył jakiś plan komuś kto pierwszy raz się zgubił w tym lesie no i co powinni teraz zrobić. I tłumaczył to spokojnym, prawie monotonnym tonem jak jakiś nauczyciel młodej uczennicy. Tylko, że plan jaki jej przedstawiał bezczelnie dążył do tego by zostali sami w tej szopie o jakiej mówił i nikt im chociaż przez jakiś czas nie przeszkadzał.

- Mhmm, cóż gdybym wiedziała o takiej możliwości pewnie nie chwaliłabym ci się tą lisią kitą jak tylko mnie znalazłeś. Miałabym mniejsze wyrzuty sumienia, że musisz dla mnie kłamać i udawać, że wcale nie mam jej przy sobie. Tylko jeszcze nie jestem pewna czy warto… - blondyka przykrzywiła się w siodle by być odwroconą jak najbardziej do Kaya, jedna z jej dłoni powędrowała do jego szyi by przyciagnąć do siebie jego twarz. Oczywiscie by się upewnić czy przynajmniej potrafi całować by warto było z nim się ‘gubić’ w lesie.

- Ah taka z ciebie chytra lisica? Patrzcie, patrzcie, taka młódka a już jaka stara lisica. Aż dziwne, że ruda nie jesteś. - Kay uśmiechnął się słysząc jej słowa i czując jej manewry aby zbliżyć się do jego twarzy. Upewniwszy się, że mają podobne potrzeby, zachcianki i punkt widzenia podroczył się z nią wodząc zimnymi palcami po jej brodzie i wargach. Nim się nachylił ku niej i pocałował ją bez większych ceregieli. Było to dość niewygodne dla nich obojga, zwłaszcza dla niej. Ale w tym krótkim pocałunku wyczuć się dało męską żądzę i zdecydowanie aby dopiąć celu. Musieli jednak szybko skończyć bo skraj lasu się zbliżał i już było widać sylwetki na koniach z ich grupy. Chociaż jeszcze bez detali.

- No dobrze powiedzmy że mogę dla ciebie trochę pokłamać. - dziewczyna uśmiechnęła się po pocałunku i odwróciła się znowu do przodu by udawać dobrze wychowana uratowana pannę. Na miejscu zapewniła znajomych że z nią wszystko w porządku bo spadając wpadła w miękką zaspę śnieżną i nic poza jej dumą nie zostały zranione. Ale wyraziła żal że kierując się po śladach jej konia w którymś momencie zgubiła swoją zdobycz jaką zerwała z płaszcza i że nie może udowodnić, że jej się udało.

Kay jak tylko dziewczyna na nowo przeszła na swojego siwka zrobił tak jak według przedstawionego jej wcześniej planu. Oboje udali się z powrotem do lasu ale zamiast trasą do miejsca jej upadku Kay porowadził ich do tej szopki w lesie. Była pokryta śniegiem i pewnie nawet w inne pory roku bardzo słabo widoczna i chyba tylko ci co znali drogę mogli do niej trafić nie przez przypadek.

- Dużo znasz takich miejsc w tych okolicznych lasach? - Zapytała będąc pewną że nie jest pierwsza ani ostatnia szlachcianką przekraczającą progi takich chatkm z tym mężczyzna w celach szerzenia zgorszenia i zachowywania się jak zwierzęta podczas wiosennych rui.

- A co? Masz ochotę na wycieczkę krajoznawczą? - zapytał ubawiony pytaniem. Jechali niezbyt długo aż dojechali. Wtedy dał znak aby zsiąść z koni, przywiązał je i wszedł do środka. Wewnątrz panował półmrok. I ciepło. Kay podszedł do pieca i otworzył lufcik. Wsadził patyczek od którego odpalił stojącą na stole lampę. Zrobiło się jaśniej. To wyglądało jak chata drwali. Piec do grzania i gotowania, prosty stół ze dwa krzesła. No i łóżko. Takie, zwykłe, proste, chłopskie łóżko bez zdobień, zwykła skrzynia z wrzuconym weń materacem i pościelą na wierzchu. Ale było porządnie zasłane i nie wyglądało na używane.

- Może nie dzisiaj bo byłoby to nieuprzejme z mojej strony w stosunku do gospodyni i moich koleżanek. Powiedziała rozglądając się. Zaczła zdejmować swój płaszcz i powiesiła go koło pieca. - Choć nie pogardziłabym mieć kogoś kto by mnie zabierał na takie wycieczki kiedy to najdzie mnie taka fanaberia.

- Rozgość się. Może nie musimy się spieszyć. Ale nie mamy całego dnia. Jak nie będziemy wracać zbyt długo wyślą kogoś po nas. Chyba wiesz, że nie przyszliśmy tu na pogaduchy. Ja idę zająć się końmi. - rzucił tym spokojnym a jednak pewnym siebie tonem po czym wskazał na stół i piec. Było tam coś do picia i coś w garkach. Ale on sam złapał jakieś derki i wyszedł na zewnątrz okryć nimi konie.

- Och tak? A ja myślałam że będzie to długi wykład na temat wyższości lasów północny nad południowymi. - Pirora powiedziała udając rozczarowanie. Klapła na jednym z krzeseł i dorzucila jedno drewienko do pieca, i zaczęła rozplątywac sznurówki w swoich długich butach. skończyła z jednym kiedy łowczy wrócił z dworu.

Ten parsknął z rozbawienia na uwagę o naukowej dyskusji leśnej ale wtedy wyszedł. Teraz zaś wrócił. Podszedł do pieca, otworzył jakiś gar i nalał czerpakiem do dwóch kubków czegoś parującego.

- Wypij na rozgrzewkę. Barszcz myśliwski. - podał jej kubek z parującą zawartością a drugi zatrzymał dla siebie. Uniósł go w niemym, barszczowym toaście i wypił ze swojego. Popatrzył na nią z góry jakby chciał jej się przyjżeć z bliska i na spokojnie. Po czym odstawił kubek na stół i zaczął rozpinać swój kaftan.

- Działaj, działaj. Mam nadzieję, że nie będziemy tracić czasu na odgrywanie oburzonej cnotki. - powiedział zachęcając ją ruchem brody aby też zaczęła się rozbierać. On w tym czasie zdążył zdjąć z siebie ten ciężki, zimowy kaftan.

- Och! No nie wiem, nie wiem teraz to aż się prosisz by poodgrywac ten scenariusz… - Pirora powiedziała drocząc się z łowczym ściągając drugi but i odstawiają go w okolice pieca. Kolejna poszła kamizelka i koszula. Została w lekkiej bieliźnie okrywającej jej tors w warstwę delikatnych koronek. Ciepłe getry i spodnie również dołączyły na krześle koło źródła ciepła usiadła na stole patrząc na łowczego i jego postępy popijając barszcz.

- Trochę się boje tego łóżka, nie ma nic gorszego jak wsunięcie się w taką pogodę w zimną pościel, pierwsze pół godziny jest najgorsze.

- Zapewniam cię, że jak już na nim wylądujesz to będziesz miała co innego na głowie. - zaśmiał się chrapliwie też już w sporej mierze rozebrany. Zostały mu jeszcze kalesony i koszula. Ale już i tak było widać, że nie jest to jakiś cherlak. Może nie był tak wielki i umięśniony jak Egon czy Silny ale też nie z takich drobniaków jak Sebastian albo Vasilij.

Zatrzymał się na chwilę jakby sycił wzrok już prawie nagą kobietą i pokiwał z zadowoleniem głową. Musiało mu się podobać to co mu odkryła zdejmując swoje ubranie. Podszedł do niej, złapał ją za wątłe ramiona i nachylił się do kolejnego pocałunku. Teraz mieli do tego idealne warunki. Nie licząc chłodnej podłogi pod stopami. Ale na górze było w sam raz. Kay całował zdecydowanie i chciwie się wpił w kobiece usta. Po chwili zdjął dłonie z ramion kobiety i zaczął nimi badać resztę jej ciała.

Te parę długich chwil musiało i było bardzo intensywne, i mimo że dziewczyna chciała dać się popisać łowczemu to sama też postanowiła pokazać na co ją stać. Zaskoczyła tym w miły sposób swojego partnera, prawdopodobnie te inne ‘zgubione panny’ były znudzone nudnym mężem, narzeczonym czy celibatem i zdawały się całkowicie na jakieś silne ramiona niższej kasty. A teraz trafiła się jurna chętna młoda blond-lisica która jeszcze wie o zabawach cielesnych więcej niż niejedna kurtyzana.
Dysząc jeszcze ciężko jak dwa konie po biegu w cwale wymienili parę pocałunków i szlachcianka w końcu zeszła z łowcy i poszła ubierać się.

- To co z tą wycieczką krajoznawczą? Zdaje się że mam pewne zaległości w jeździe konnej nad którymi bym mogła popracować. - Powiedziała zakladajc na nowo swoja bieliznę.

- Doprawdy? Mało ci? - Kay wciąż jeszcze miał zaczerwienione policzki z wysiłku i miał rozgrzane nagie ciało po tych karesach. Ale wstał już z łóżka i też zaczął nakładać na siebie kalesony, spodnie i resztę. Musiała na nim zrobić pozytywne wrażenie tą swoją aktywnością i inicjatywą bo mile go to zaskoczyło. Teraz jak się oboje ubierali trzepnął ją w jeszcze nagi tyłek i zaśmiał się przy tym rubasznie.

- A bywasz gdzieś tu w okolicy? Bo coś pierwszy raz cię tu widzę. - zapytał jakby chciał się zorientować w możliwościach ewentualnego kolejnego spotkania. Jak go miała okazję obejrzeć sobie z bliska to już nie był takim młodzieniaszkiem. Może był i ze dwa razy starszy od niej albo jakoś podobnie. Zapewne wiekowo znacznie przewyższał średnią obecnych gości van Hansenów. Okazał się zdecydowanym kochankiem co nie chciał tracić czasu na dyrdymały skoro oboje wiedzieli po co tu przyjechali. I energii mu nie brakowało ale ta bezwstydna śmiałość jaką prezentowała sobą młoda i nowa kochanka mimo wszystko trochę go zaskoczyła.

- Jeszcze nie, dopiero z dwa miesiące jestem w Nordlandzie, wiec nie mam nawet swoich czterech kątów. Przynajmniej nie mam kluczy jeszcze. Ale pewnie będzie dobrze poznawać tutejsze okolice. A ty ograniczasz się tylko do tego lasku i tej chatki czy czasem zajeżdżasz do miasta? - blondynka zapytała starając się wyczuć do jakich okoliczności można by Kaya wciągnać.

- Tak, czasem tam zajeżdżam. Jak mam coś do załatwienia. - powiedział schylając się aby ubrać a potem zapiąć spodnie. Podszedł do ciepłego swetra i też go zaczął zakładać. - To mówisz mieszkasz w mieście. - rzucił zakładając go i jakby myślał nad tymi sprzyjającymi okolicznościami. - Bywam w “Kniei”. Sprawdzić co słychać albo za jakąś robotą. Możesz tam pytać o mnie albo zostawić mi wiadomość. Zachodzę tam w Festag po mszy. - doprecyzował gdzie by mogła złapać jakiś kontakt z nim.

- Ach no tak tawerna dla łowców. Ja chwilowo mieszkam “Pod żaglami”. Choć, tak jak będę miała czas to się przypomnę o te wycieczki krajoznawcze. Choć jak uważasz, że jesteś dobrym myśliwym to może mogę od ciebie kupić jakiś skórki. - Malarka powiedziała zaczynając sznurować drugi but. - Achhh noz zaczynam kwestionować mój dobór obuwia na takie schadzki.

- No tak, wy macie więcej do ubierania i rozbierania. Zwłaszcza takie jak ty. Bo takie zwykłe dziwki to dużo prościej. - pokiwał głową i sam kończył się już ubierać ale obserwował jak blondynka mocuje się z tymi wszystkimi sprzączkami, guzikami i węzełkami jakie miała na sobie. Chociaż nie sprawiał wrażenia, że był gotów ruszyć jej z odsieczą w tej sprawie.

- Właściwie “Knieja” to bardziej sklep niż tawerna. Można tam sprzedać skórki i kupić coś do lasu. Teraz jest zima. Dobry sezon na skórki. Letnie to są wyleniałe w porównaniu do zimowych. Najlepiej na skórki poluje się zimą. Wtedy są najlepsze. Polowania też organizuję. Nawet dla młodych dam. Wtedy jedziemy w las i no nie uwierzysz pewnie ale zwykle to cały dzień zajmuje. Ale nie słyszałem aby któraś się skarżyła. Gorzej jak mają mężów, narzeczonych albo rodziców. I przyzwoitki. Wtedy trzeba kombinować. - mówił tym swoim spokojnym tonem chociaż to co mówił brzmiało jakby myśliwy nie mógł się nie pochwalić swoimi zdobyczami i dokonaniami. Bo to tak jakby jego lista kochanek z towarzystwa była całkiem długa i bynajmniej Pirora nie była jego pierwszą w tej materii.

- Moją przyzwoitkę byś polubił też lubęe się gubić po lasach…- Pirora uśmiechnęła się do niego. - To powiedzmy ze jestem zainteresowana skórami bezpośrednio od dostawcy, zające, lisy, norki, łasice…mogą być i wilki. Co tam znajdziesz i złapiesz to przynieś. I tak chętnie na lekcje palowania też bym się wybrała ale ja wolę polować łukiem na ptactwo… oczywiście jak nie będziesz zajęty kryciem się przed jakimś mężem, ojcem czy narzeczonym.

- W lesie mnie nie znajdą. Słychać ich na kilometr. - prychnął pewnym siebie głosem ocierającym się o jawną pogardę co do owych wściekłych mężów, kochanków i im podobnych. Przynajmniej gdyby chcieli go szukać na jego terenie czyli w dziczy.

- A przyzwoitka no wybacz ale chyba źle mnie oceniasz. Stare, grube, wredne baby kompletnie mnie nie interesują. Lepiej wymyśl jak jej się pozbyć najlepiej jeszcze w mieście. Tylko taka stara wiedźma by nam przeszkadzała. - machnął też reką na kogoś jeszcze w ich schadzkach w lesie. Chociaż nie wydawał się zdziwiony, że jakaś “ciotka” by miała stać na straży moralności i przyzwoitości młodej szlachcianki.

- Polowanie na ptaki? To kaczki są dobre. Weźmiemy jeszcze jakieś psy i można jechać i strzelać. A nad jeziorem albo rzeką, a w zimie na bagnach to są jakieś chatki. Można tam się ogrzać i rozetrzeć zmarznięte członki. No ale jak zabierzesz jakaś starą babę no to nic z tego nie będzie. - skrzywił się znowu na myśl, że jakaś przyzwoitka miałaby psuć im cały wypad do lasu który już teraz zapowiadał się tak interesująco gdy obie strony wiedziały na co naprawdę jadą polować.

Teraz to malarka prychnęła śmiechem i nie przestała się chichotać póki nie znaleźli się na dworze na koniach. Kay trochę zdziwiony jej reakcją jednak nie komentował.
- Jak będziesz miał jakieś skóry przyjdź do “Pod żaglami” to sobie zobaczysz te stare brzydkie wiedźmy… - i znowu wybuchła śmiechem. Wrócili do szybko i szlachcianka mogła pochwalić się części swoich znajomych zdobyczną skórką.
 
Obca jest offline  
Stary 07-04-2022, 13:24   #538
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Froya nie byłaby pewnie Froyą gdyby nie zaplanowała rozrywki dla szermierzy. Po tym gdy centrum uwagi towarzystwa znów wróciło na dworek czy raczej jego obejście po tych ekscytujących zabawach po lesie i przy jeziorze była okazja coś wrzucić na ząb, przełknąć grzańca, odpocząć, popatrzeć jak przygrywa im wiejska orkiestra. No i wziąć udział w pojedynkach. Jak można się było domyślić ćwiczebnej broni u panny van Hansen nie brakowało. A ona sama czuła się w swoim żywiole gdy miała okazję zmierzyć się z innymi. Ale były też inne pojedynki na naprawdę różnym poziomie. Jedni brali taki ćwiczebny rapier pierwszy raz do ręki inni wręcz popisywali się szermierczymi sztuczkami. Jednak sercem tej części zabawy były pojedynki między uczestnikami. Tu też trudno było przegapić gospodynię choćby z tego powodu, że kobiet było niewiele. Przynajmniej z tych co coś umiały pokazać w tej sztuce.

- To już wszyscy? Nikt nie chce się ze mną zmierzyć? Nikt mnie nie pokona? - zapytała blondynka w kubraku i spodniach rozglądając się po zebranej dookołą widowni. Była rozgrzana i para buchała jej z ust ale to było normalne na mrozie i po takim wysiłku. Froya okazała się dobrą gospodynią ale trudną przeciwniczką. O ile trafiła na takiego amatora jak Petra czy Kamila które dla zabawy i z ciekawości chciały zobaczyć jak to jest i spróbować swych sił to panna van Hansen była cierpliwa, łagodna i uprzejma. Wchodziła wówczas w rolę instruktora dla takich świeżynek. Jednak gdy okazywało się, że ktoś coś potrafi to walczyła na całego. Tak było z Urlichem von Drecherem i Erickiem von Ackermanem jacy dali się poznać podczas spotkania w salonie dworku niedługo po przyjeździe. Każdy z nich okazał się być świetnym szermierzem chociaż mieli całkiem inną osobowość. Ulrich był spokojny i rycerski, pełen galanterii i dobrych manier a Eric miał żywiołową naturę i bezpośredni sposób bycia. Obaj prezentowali podobny poziom co ich gospodyni w sztuce wywijania orężem więc ich pojedynki było naprawdę przyjemnie oglądać. A wyniki oscylowały zwykle koło remisu.

- Będzie miała cały przód w siniakach od tego dźgania. - Rose szepnęła na ucho Pirorze obserwując z zainteresowaniem te walki. Zwłaszcza te w jakich uczestniczyła gospodyni. Ale jak Froi wciąż było mało tych walk i szukała wyzwania to kapitan postanowiła się zgłosić.

- Może sama spróbujesz a nie tylko patrzysz jak inni dostają bęcki? - Pirora odchyliła się do Rose podpuszczając panią kapitan. - Myślę że mogłabyś naszej gospodyni postawić wyzwanie na poziomie. Estalijka wzruszyła ramionami i zrobiła minę w stylu “czemu nie?”.

- To może ja spróbuję. - ciemnowłosa uniosła nieśmiało dłoń zgłaszając się do tych walk z łagodnym uśmiechem na twarzy.

- Ty? Dobrze. To ozwij się. - powiedziała Froya nieco zaskoczona tą kandydaturą. Jakby zapomniała o obecności tajemniczej kapitan którą pewnie mało kto do dzisiaj znał w tym towarzystwie. Ale postanowiła dopełnić rycerskiego ceremoniału bo tak zaczynały się wszystkie poważniejsze pojedynki. I trochę trudno było zrozumieć co podkusiło panią kapitan. Czy poczuła się sprowokowana przez czekającą na nią blondynkę z ćwiczebnym rapierem w dłoni czy chciała się pokazać w pełnej krasie. Na pewno nikt, łącznie z gospodynią, nie spodziewał się tego co nastąpiło.

- Ja? Ja jestem Rose de la Vega! Kapitan “Morskiej Tygrysicy”! Najszybszego statku przemytniczego od Erengardu po Startossę! Postrach siedmiu mórz i zachodnich wybrzeży wielkiego oceanu! Księżniczka piratów i hrabina Statossy! Milady w Tobago i szefowa gildii w Margericie! Ta za którą władze siedmiu miast wyznaczyły 5 000 dublonów za żywą czy martwą! A ty kim jesteś? - Rose walnęła taką bezczelną przemowę, że nikt się tego kompletnie nie spodziewał. Wykrzyczała im w twarz coś tak egzotycznego i jakby z innego świata, że było kompletnie nie na miejscu. I pewnie dlatego na zebraniu między dworkiem a stodołą, gdzie na zdeptanym śniegu urządzono to miejsce do pojedynków zapanowała cisza jak makiem zasiał. To elitarne towarzystwo jakie się tu zebrało kompletnie nie wiedziało co teraz powinni zrobić czy powiedzieć. Nawet dumna panna van Hansen stała jak zamurowana. Ale to właśnie ona pierwsza otrząsnęła się z zaskoczenia.

- Jestem Froya van Hansen. Jak moje imię nic ci nie mówi to i tak nie ma znaczenia. Stawaj! - prawie warknęła swoją odpowiedź i machnął ćwiczebnym rapierem w stronę przeciwniczki. To jakby odczarowało scenę bo zaczęły się okrzyki i oklaski. Pojedynek zapowiadał się bardzo emocjonująco. I faktycznie taki był.

- Idę ci kibicować z Kamilą. - Pirora uśmiechnęła się i udała się do dziedziczki van Zee.

Obie przeciwniczki były za pan brat z bronią więc reprezentowały wyrównany poziom. Walka od początku do końca była bardzo zacięta. Żadna nie chciała ustąpić i co chwila albo rapier przeciwniczki lądował w zdeptanym śniegu albo trafiał w tors. Oba te elementy były punktowane i obie strony szły łeb w łeb. Było już 4 do 5 dla blondynki i kolejny punkt miał przeważyć szalę. Ale zdobyła go czarnowłosa więc wyszedł remis. Bo walczono do dziesięciu trafień.

- I co Kamilo, mam nadzieje że pani Kapitan jest dokładnie taka jaką sobie wyobrażałaś. - Pirora postąpiła do koleżanek z grzańcem w dłoni.

- Ona jest cudowna! Niesamowita! Jak postać z jakiś legend! Te co Nije tak ładnie opowiada. Tylko ona jest prawdziwa. Taka piękna i odważna! Zachwycająca! Jej! Żeby tylko Froya jej nie zrobiła krzywdy! - ciemnoskóra artystka wylała z siebie potok pełen namiętności. Widać było, że głęboko przeżywa ten pojedynek w którym ma jedną i wyraźną faworytkę jakiej kibicuje całym sercem. I na pewno nie była to tutejsza piękność. Mówiła tak szybko i wydawała się być rozkojarzona między obserwacją zaciętego pojedynku obu wojowniczek a rozmową z Pirorą.

- Myslę że nie potrzebnie się martwisz pami kapitan nie wydaje się kims kto łatwo ulega uszkodzenia od walki . - Pirora pocieszyła Kamile ale zamilkła wracając do obserwowania pojedynku nie chcąc koleżance psuć tego widowiska.

- Oj, żeby tylko jej się nic nie stało… Znaczy Froyi też oczywiście… - Kamila pokiwała swoją czarną głową na jakiej ładnie kontrastowała czapka ze srebrnego futra. Bez dwóch zdań kibicowała za de la Vegę ale jakby w ostatniej chwili zmitygowała się, że i nie chciałaby aby i blond szlachcianka odniosła jakąś krzywdę.

- No to chyba mamy remis. - odparła zdyszana Rose już całkiem pogodnym tonem. Upiła ze swojego kielicha i rycerskim obyczajem podała przeciwniczce drugi kielich. Froya go przyjęła, pokiwała głową i widać było, że nadal coś zaprząta jej głowę.

- No to możemy spróbować się jeszcze konno. Jeśli się odważyszy oczywiście. - rzuciła spokojnie patrząc nieco kpiącym tonem na Estalijkę. A nawet jakby ktoś nie znał za bardzo panny van Hansen to po dzisiejszych gonitwach z lisem było wiadomo, że jest świetnym jeźdźcem.

- Proszę cię bardzo moja droga. - de la Vega przyjęła i to wyzwanie. I po chwili przyprowadzono dwa osiodłane rumaki i obie panny wsiadły na swojego. Po czym wzniwiono starcie. Ale już nie było tak wyrównane. Bo chociaż jako piesi szermierze obie miały mocno wyrównany poziom to w siodle widać było dominację tutejszej panny. Rose wyraźnie jej ustępowała sprawnością sterowania koniem. Co odbiło się na wyniku bo tym razem Froya zdobyła zdecydowaną przewagę. I na jej twarzy wreszcie wyrósł uśmiech. Chociaż przeciwniczka wzbudziła w niej na tyle szacunku i zainteresowania, że okazywała jej nadspodziewanie wielki szacunek, wręcz atencję.

- Obawiam się moja droga, że tym razem ja wygrałam. - oznajmiła uśmiechnięta panna van Hansen do swojej przeciwniczki. Obie już były nieźle zdyszane po tak intensywnych zmaganiach.

- To prawda, nie da się ukryć. W siodle jesteś o pani niepokonana, nikt ci nie dorówna. - Rose skłoniła się przed zwycięską przeciwniczką oddając honor jej sprawności. - Jednakże ośmielę się zauważyć, że nie miałabyś ze mną szans na pokładzie statku. - dorzuciła niby słodkim głosem i uśmiech na twarzy blondynki zgasł. Zacisnęła wargi w wąską, zawzętą linię jakby Rose tym krótkim wkrętem odebrała jej zwycięstwo. Albo zarzuciła jakieś oszustwo.

- Bardzo dobrze. Więc spróbujmy się też na pokładzie. - powiedziała zawziętym tonem. Po czym wezwała służbę i kazała im rąbać lód wokł pomostu. Nad jeziorem rozległy się odgłosy młotów i haków i dość szybko pomost pływał leniwie na czarnych wodach jeziora. Przynajmniej tego wyrąbanego kawałka. Wyglądało to spokojnie. Ale wystarczyło, że ktoś tam wszedł i pomost gibał się pod jego ciężarem. Nie mówiąc już jak weszły dwie osoby. I jeszcze zaczęły na siebie nawzajem nacierać to cofać się jednocześnie próbując uchować się w pionie i trafić przeciwniczkę w tors.

Tym razem sytuacja odwróciła się. I było widać, że to Froya jest w poważnych tarapatach. Żeglarskie doświadczenie pani kapitan przeważyło szalę i trafiała ją raz po raz biorąc srogi rewanż za porażkę podczas konnego pojedynku. Tym razem to panna van Hansen musiała uznać się za pokonaną. Ale i tak publiczność była zachwycona tymi pokazami i nagrodziła obie zawodniczki gorącymi brawami i aplauzem.

- To co? Remis? - zapytała wesoło rozgorączkowana Rose wyciągając swoją prawicę w stronę blondynki.

- Remis. Zaiste wielka z ciebie wojowniczka pani kapitan. - Froya też się uśmiechnęła i wyciągnęła swoją. Po czym obie się uściskały jak rycerze gratulujący sobie wspaniałej walki i oddając hołd swoim umiejętnościom.

Trudno było powiedzieć kto pierwszy zaczął klaskać i wiwatować obu kobietą gratulując im tak udanego pokazu szermierczego.
- Wydaje mi się, że de la Vega właśnie zaimponowala Froyi. - Blondynka zwróciła się do Kamili i reszty dziewcząt.

- Na to wygląda. - powiedziała Petra która też wydawała się tym wszystkim podekscytowana i zaskoczona. Trochę wyglądało, że pozostali też. Ta chłodna i wyniosła panna van Hansen gdzieś znikła i chociaż trudno powiedzieć aby któraś z pań pokonała tą drugą to zachowywała się wobec estalijskiej kapitan wręcz serdecznie. A ta rewanżowała jej się tym samym.

- Dawno nie widziałam Froyi tak podekscytowanej. - Sana zgodziła się z tym wnioskiem i też nie mogła się nadziwić odmianie w zachowaniu “Perły Północnego Wybrzeża” jak czasem nazywano Froyę.

- Zaraz… Ale gdzie one idą? - Kamila wydawała się sądzić to samo ale nagle zorientowała się, że jak obie zawodniczki tak oddalają się od nich w stronę dworku to właściwie już wchodziły po schodach i tam jeszcze stanęły pewnie gdy jedna chciała przepuścić drugą jako pierwszą. Co ewidentnie świadczyło, że traktują się po partnersku i z szacunkiem.

- Coś słyszałam, że na kąpiel. Pewnie nieźle się zgrzały przy takim skakaniu jedna na drugą. - rzekła Sana bez większego zastanowienia. A Kamila spojrzała na nią tak ostro i gwałtownie jakby palnęła coś niestosownego.

- Na kąpiel?! Razem? Froya i Rose? Ale dlaczego?! - nagle ciemnoskóra córka kapitana porty wybuchnęła tak nagle, że koleżanki nie wiedziały w pierwszej chwili co powiedzieć. Bo niewinna uwaga panny Moabit sprawiła, że egzotyczna piękność miała minę jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem.

- No wiesz… Pewnie chcą się odświeżyć… - powiedziała niezdarnie Petra próbując jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Bo trochę wyglądało jakby Kamila zachowywała się jak odtrącona kochanka. A jak chodziło o inne kobiety i to ich znajomą koleżankę to robiło się to dość niezręczne.

- No i przypominam ci, że dzielimy razem pokój więc to naturalnie że idą razem do tego samego miejsca. Choć ciepła kąpiel po takim wysiłku nie jest złym pomysłem, może i nie spędziłam teraz tyle rund z nasza gospodynią to jednak ta druga godnitwa była rownie wykańczjąca. - Chodźcie do środka przynajmniej się rozgrzejemy i odświeżymy przed obiadem. - Pirora nie spodziewała się takiej ostrej reakcji ale jako jedna z pierwszych obróciła sytuacje Kamili na działanie. Zastanawiała się też czy ciemnoskóra miałaby w sobie tyle zacięcia by wydrapać gospodyni oczy.

- No właśnie, jeszcze śpicie z nimi w jednym pokoju. To chyba lepiej aby były czyste i pachnące niż takie brudne i spocone prawda? - Petra szybko poparła słowa Pirory i też chciała pomóc ciemnoskórej przyjaciółce jakoś się wykaraskać z tego emocjonalnego dołka w jaki wpadła. Wzięła ją delikatnie za ramię i nakierowała w stronę głównego wejścia do dworku gdzie przed chwilą zniknęły obie rywalki.

- No tak, tak… To prawda… Tak będzie lepiej… - mamrotała przygnębiona panna van Zee ale dała się im zaprowadzić do środka. Tyle, że w drzwiach natknęły się na jakąś służkę na jaką panny z dobrych domów nie zwróciły większej uwagi. Ale Pirora rozpoznała Benonę. Rudowłosa służka dygnęła grzecznie jak to służbie wypadało gdy stawały przed majestatem. Jednak oczka promieniały jej jakoś tak wesoło i figlarnie zapowiadając, że ma coś ciekawego do powiedzenia. Odezwała się jednak grzecznie w ogóle nie zdradzając się, że coś nieoficjalnego może ją łączyć z jedną ze szlachcianek.

- Przepraszam, że przeszkadzam. Ale właśnie panienek szukam. Mam wiadomość od mojej pani kapitan i panienki Froyi. Dla panienki van Zee i van Dyke. - powiedziała uprzejmie i lekko czekając na reakcję szlachcianek.

- Od Rose?! No mówże dziewczyno! - Kamila oprzytomniała momentalni i ponagliła służkę do natychmiastowej odpowiedzi.

- Dobrze proszę panienki. A więc moja kapitan i panienka Froya ślą bardzo uprzejme i pokorne zapytanie czy panienka Kamila i Pirora by nie raczyły do nich dołączyć. Bo ja sama nie daję im rady służyć a jestem sama. Reszta służby pracuje przy koniach albo obiedzie. - wyjaśniła grzecznie Beno i w roli herolda jej mości sprawdzała się wyśmienicie.

- Oczywiście że byśmy chciały! Prowadź! Pirora idziesz? - Kamila zareagowała jakby kota pytać czy ma ochotę na świeżą rybę. Wydawało się, że byłaby gotowa biec gdzie trzeba aby tylko dostać się tam jak najprędzej.

- Jestem zaraz za tobą, - Pirora powiedziała zostając w trochę w tyle i odwracając się do reszty. - bawcie się dobrze spotkamy się na obiedzie. Później wam opowiem co się działo. - Uśmiechnęła się do Sany i Petry przepraszająco czego nawet Kamila nie raczyła zrobić. Zazdrość była czymś co Pirora lubiła ogladać, a dokladniej do czego pchała ludzi.

- Oj koniecznie! - zawołała za nią Petra i chyba razem z Saną nawet jak widziały trójkę odchodzących koleżanek to chyba trudno im było uwierzyć w to co widzą i słyszą. Zaś Beno sprawnie zaprowadziła ich jakimiś korytarzami i salami gdzieś na tyły domu gdzie było więcej służby i cieplej od pracującej kuchni ale odgłosy zabawy jakby ścichły. Służka zastukała w drzwi.

- To ja pani kapitan! Wróciłam z panienkami o jakie pani posłała! - zawołała przez drzwi nieco głośniej aby dało się ją zrozumieć.

- To nie stójcie tam tak same! Chodźcie do nas! - ze środka doszedł ich znajomy, wesoły głos estalijskiej oficer. Jaki zapowiadał wesoły nastrój i chęć do zabawy. Beno więc otworzyła drzwi, weszła do środka po czym odsunęła się aby obie szlachcianki mogły wejsć.

- Ah… To bierzecie kąpiel… Razem? - Kamila co przed chwilą szła i czekała jak na rozpalonych węglach teraz stanęła ledwo przeszły przez próg a Beno zamknęła i zakluczyła drzwi aby nikt im nie przeszkadzał. W balii bowiem siedziały sobie wygodnie i Froya i Rose. Woda i piana zasłaniały część ich dekoltu ale nie całkiem. Tak jak wcześniej mówiła kapitan widać było na skórze czerwone ślady po uderzeniach ćwiczebnej broni które jutro i potem przerodzą się w pełnoprawne siniaki. Ale na razie żadna z rywalek nie wydawała się tym przejmować. Siedziały sobie w balii obok siebie jak dwie królowe władające wspólnie królestwem. Każda miała kielich w garści i rozleniwione spojrzenie.

- Tak. Bierzemy kąpiel. Razem. - Froya widząc minę Kamili chyba nie mogła sobie odmówić odrobiny uszczypliwości. Popatrzła prosto w jej oczy jakby wręcz chciała ją sprowokować do jakiejś akcji.

- No właśnie! Ale mamy do dyspozycji tylko moją Beno. A to troszkę za mało dla nas obu. Dziewczyna jest kochana ale się nie rozerwie. A nie możemy dojść do porozumienia z Froyą której z nas powinna usługiwać pierwsza. Więc pomyślałyśmy o was. Że może do nas dołączycie i pomożecie nam rozwiązać ten wielki problem. - Rose wyjaśniła bardzo ciepło i wesoło. Jakby chodziło o poradę w co się ubrać na jutrzejszy festyn albo jakie podać przekąski. A nie jakieś lubieżne zabawy czwórki najbardziej pożądanych kobiet na tym kuligu a pewnie i w mieście.

- Tylko no wiecie. Obowiązuje odpowiedni strój. A nie tak na łapu capu. - Froya wskazała leniwie na Beno, ta pokiwała głową, uśmiechnęła się i bez wahania ściągnęła z siebie koszulę. Okazało się, że nic pod nią nie ma więc Pirora ujrzała znajome piersi swojej modelki uwiecznione na obrazie syreny.

- Oczywiście! Bardzo chętnie! - Kamila bezwstydnie przytaknęła i bez zastanowienia zaczęła się rozbierać. Może i nie mogła by wygrać tutaj z Jane z wczorajszego wieczora ale tylko dlatego, że nowa służka Pirory miała na sobie wczoraj niewątliwie mniej ubrań niż bogata arystoratka na oficjalnej imprezie.

- No tak, mycie plecków i tym podobne, teraz czuje się jak w domu z starszymi siostrami tez lubiły mi komenderować. - Powiedziała blondynka zaczynając ściągać z siebie kamizelkę. koszulę, długie buty, damskie kalesony i odkładając je z daleka od wanny. By w końcu podejść do bali z resztą kobiet i łapiąc myjkę wyciągnęła dłoń do Froyi van Hansen.
- Czy mogę zadbać o twoją dłoń madame? - Zapytała trochę teatralniej niż miała w zamiarze ale wyglądało to jakby Pirora była otwarta na takie zabawy z resztą panien.

Mimo wszystko najmniej z łaziebnych miała na sobie Benona. Więc ona najszybciej pozbyła się swoich ubrań. Ale zajęła dyskretną pozycję przy ścianie nie chcąc wtrącać się w zabawy szlachcianek póki nie będzie wezwana. Kamila skończyła się rozbierać troszkę po Pirorze i z wiernością w oczach doskoczyła do balii patrząc na swoją osobistą divę.

- O proszę. Zobacz Rose jaka dobrze wychowana łaziebna mi się trafiła. - Froya zaśmiała się z zadowoleniem obserwując to widowisko. I chętnie w nim uczestnicząc. Podjęła rolę zainicjowaną przez Pirorę i łaskawie podała jej wolną dłoń przekładając puchar do drugiej. I z ciekawością wodziła wzrokiem po nagiej sylwetce panny van Dyke z jednej strony oraz drugiej pary po swojej drugiej stronie.

- No faktycznie. Ale muszę ci powiedzieć kochana, że na Pirorze można polegać. Nie zawiodłam się na niej ani razu. - de la Vega podjęła pogawędkę jakby dwie szlachcianki rozmawiały o jakichś trywialnych sprawach. Sama zaś powtórzyłą zabawę z ustami i palcami jakie wczoraj wieczorem ćwiczyła z Jane. Tylko teraz zamiast ust niewolnicy Pirory miała usta Kamili. Ta wręcz nie mogła już dłużej opanować swojej żądzy i zaczęła całować dłoń kapitan bez oporów.

- Pomóż dziewczynie. Widzisz, że się męczy. Chociaż przyznam Kamilo, że nie znałam cię od tej strony. - Froya sama dawała się obsługiwać Pirorze zaś chyba naprawdę była zdumiona zachowaniem swojej rówieśniczki względem estalijskiej kapitan.

- Oj bo Rose jest taka cudowna… I wspaniała… I cudowna… - mamrotała Kamila pomiędzy pocałunkami. Zaś Rose faktycznie się nad nią zlitowała, wezwała ją gestem i pocałowały się namiętnym pocałunkiem. Froya chwilę z fascynacją obserwowała to widowisko ale po chwili podobnie wezwała do siebie usta swojej łaziebnej.

Blondynka jak na zawołanie przywołała wspomnienia najbardziej odważnych i bezbożnych aktów jakie popełniła w imieniu swojego patrona, co wywołało szybsze bicie serca i rumieniec na jej bladej cerze i ramionach. A niech gospodyni myśli, że trochę onieśmiela młodą Averlandkę. Do tego czasu delikatnie wodziła myjka po dłoni i ramieniu Froyi. A kiedy ta dała znak niewinnie nieśmiało jej usta złączyły się z ustami wojowniczki. kultyska pomyslala że van Hannssen będzie czerpałą najwieksza uciechę z bycia ‘zdobywcą’ wiec najlepiej będzie kusić ale nie przejmować inicjatywy bez jasnego rozkazu.

---

Pirora nie myliła się za bardzo w ocenie charakteru gospodyni. Tak samo jak na polu walki tak i w alkowie lubiła dominować. Chociaż w tym drugim miejscu okazało się, że lubi jak się jej usługuje. A jak to robią takie piękne i sławne panny jak dzisiaj jej się trafiły do kąpieli to tylko dodawało smaczku tym zabawom. Chociaż to ona właśnie jeszcze na początku tych grzesznych zabaw napomniała partnerki aby nie mitrężyć czasu bo czeka na nie jeszcze druga połowa dnia. I wieczór.

- I noc. Nie zapominaj o nocy moja droga. No teraz może nie możemy się wyszumieć na całego ale na noc mam wobec was mnóstwo, nieprzyzwoitcyh planów. - Rose wydawała się być jedyną osobą na tym kuligu jaką Froya zaczęła traktować po partnersku. I była skłonna pójść jej na rękę bardziej niż komukolwiek.

- Obraziłabym się gdyby było inaczej. - odparła całując estalijskie usta. Ale potem wszystko się wymieszało. Presja czasu dodawała gwałtowności tej wodnej zabawie. Okazało się, że każda z partnerek jest wulkanem energii i namiętności. I chyba żadnej nie uśmiechało się kończyć przedwcześnie tych zabaw. Na osłodę jednak miały obietnicę wspólnie spędzonej nocy. W końcu trzeba było zacząć wychodzić z tej gościnnej bali van Hansenów. A gdy jeszcze naga Benona pomagała się Pirorze wycierać ręcznikiem była okazja spojrzeć jeszcze raz na pozostałą trójkę.

Pirora na tyle ile miała czasu postanowiła pokazać się van Hanssen z jak najlepszej strony. Choć też nie chciała odkrywać wszystkich kart. Postanowiła sprawić gospodyni przyjemność dokładnie myjąc jej intymne miejsca i odpowiadając na jej rozkazy. Zastanawiała się czy Froya lubi patrzeć, czy lubi mieć kochanków i inscenizować nimi jakieś swoje fantazje by dołączyć na sam koniec kiedy się napatrzy.

Froya i Kamila z jednej strony wydawały się kontrastowo różne a z drugiej ta odmienność pasowała do siebie. Przynajmniej w takiej gwałtownej miłości. Froya okazała się smukłą, alabastrową pięknością o nie aż tak dużych piersiach. Chociaż kształtnych. Pod skórą dało się wyczuć mięśnie. Takie jak u ludzi nawykłych do wysiłku fizycznego. U szlachetnie urodzonych to zwykle cechowało wojowników ale u kobiet zdarzało się dość rzadko. Chociaż z Rose było podobnie. A sama panna van Hansen lubiła jak Pirora czy potem Kamila jej usługiwały i obsługiwały. A okazała się być zdecydowaną kochanką która potrafiła zdominować partnerkę.

Kamila na odwrót. Okazała się ciemnoskórą, słodyczą. Miękka i delikatna. Czuła i namiętna. I miała te wszystkie krągłości i jędrności jakie zwykle ceniono u kobiet. Nawet jako modelka do aktu sprawdziłaby się idealnie.

Rose kolorystycznie i wymiarowo prezentowała się pośrodku nich obu. O czarnych włosach jak u Kamili ale o oliwkowej skórze bardziej przypominającą tą jaką miała Pirora czy Froya. Bawiła się świetnie. Widać było, że żarliwe uczucie jakie żywiła do niej córka kapitana portu w pełni jej odpowiada i daje mnóstwo satysfacji. Tak samo jak partnerskie traktowanie przez Froyę jaka uchodziła dotąd za niezdobytą górę lodową. A okazała się być bardzo gorącą kochanką.

Wszystkie trzy gracje, jeszcze nagie i ociekające wodą wyszły wesoło z balii i dołączyły do etapu wycierania się ręcznikami.

- A coś wam przygotować na noc? Macie jakieś życzenia? - zapytała Froya tak jakby się pytałą koleżanek co chcą na nadchodzące przyjęcie urodzinowe.

- Och to mamy jeszcze dostawać dodatkowe prezenty? - Blondynka zapytała półżartem, wyciągając w stronę wojowniczki ręcznik oferując pomoc w wytarciu się jak to na łaziebną przystało.

- Jeśli nasza noc będzie przypominałą kąpiel to pewnie karafki wina i nocna przekąska byłaby dobrym pomysłem. - blondynka zasugerowała wycierając ciało Froyi.

- Ależ panno van Dake. Proszę mnie nie obrażać. Jesteś w gościnie u van Hansenów. W moim osobistym apartamencie. W moim łóżku. Takie coś jak przekąski i barek to rzecz oczywista. - gospodyni niby fuknęła obrażonym tonem za taką zniewagę ale w żartobliwym tonie. Wydawała się być nią w gruncie rzeczy rozbawiona. Sama zaś dała się wycierać swojemu gościowi. I gestem nakazała, że dół też. Ten którym podczas kąpieli jej osobista łaziebna tak zdolnie się zajmowała. I to jak Pirora przed nią klęczała w tej uległej pozycji też chyba bardzo jej się podobało.

- Oczywiście tak tylko się droczę,..- Blondynka uśmiechnęła się do siebie wykonując jak najlepsza pracę. Nadal nie zauważalnie ‘poznając’ ciało van Hanssen pod ta przykrywka wycierania.

- A Beno by wam przeszkadzała? Bo jak tak to trudno, dam jej wolną noc niech też dziewczyna coś ma z życia. - Rose wskazała na swoją nagą służkę jaka pomagała z tymi ręcznikami i wycieraniem.

- Mnie na pewno nie. Mnie tam nikt by nie przeszkadzał. - Kamila zajmowała przed Rose podobną rolę i pozycję jak Pirora przed ich wspólną gospodynią i z miejsca zapewniła o swojej dobrej woli i chęci współpracy.

- Myślałam o Madelein. Ale ona jest z mężem. Trzeba by wymyślić jakiś pretekst aby mogła z nami zostać. Nie wiem czy to by przeszło. - przyznała van Hansen oddając swoją propozycję pod rozwagę pozostałych.

- Ja aż tak dobrze nie znam tutejszego towarzystwa by składać takie życzenia. Być może jakieś takie “życzenie’ spotkam na wieczornym balu. - Blondynka wyraziła otwarcie na towarzystwo dodatkowe w pokoju ale też nieznajomość towarzystwa była tutaj problemem.

- Ja też was dopiero poznaję. Ale przyznaję, że bardzo mi się podoba to poznawanie. Może zacznę tu czejściej zimować i przypływać jak tu macie takie barwne towarzystwo i ciekawe atrakcje. - Rose roześmiała się i opiekuńczo położyła dłoń na głowie panny van Zee. Ona i gospodyni też się roześmiały a Kamila z miejsca rzuciła się zapraszać Estalijkę aby przypływała i odwiedzała ich jak najczęściej i jak najdłużej. Były już jednak suche więc można było się z powrotem ubrać. Wyglądało na to, że najlepsze rozeznanie mają dwie miejscowe panny.

- Porozmawiam z Madeleine. Jak się uda to się uda. Jak nie to jesteśmy umówione we cztery. Ale jak mówi Pirora. Jakby się spotkała jakaś chętna i gładka okazja to szkoda zostawiać ją za drzwiami prawda? - co do decyzyjności znów można było liczyć na pannę van Hansen. Bo Kamila przyznała, że niezbyt ma takie doświadczenia. Kiedyś tylko całowała się z Saną ale tylko dlatego aby jej pokazać jak to jest bo panna spoza miasta nigdy wcześniej się z nikim nie całowała.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2022, 18:27   #539
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; popołudnie; kulig
Pirora i Joachim

<obiad w dworku; odpoczynek; przerwa przed wieczornym kuligiem>


Pirora podczas obiadu zasiadła wraz z reszta towarzystwa, trochę nowym trochę starym, dzięki kąpieli mogła się rozgrzać ale zostala w swoim stroju do jazdy konnej zwłaszcza że później planowano jeszcze wyścigi sani dookoła jeziora.

Na jej talerzu znalazła się jedna z pieczonych na ogniu perliczek i słodkiego sosu z jagód, apetyt jej dopisywał jak i humor. Wspólna kąpiel napełniła ją przednim humorem.


Joachim również usiadł niedaleko Pirory i jej znajomych.
- Dużo dzisiaj wrażeń mieliśmy, a to jeszcze nie koniec - uśmiechnął się.
- Gratuluje zwycięstw w pojedynku, Lady Rose i Lady Froyo, wasze starcia nie ustępowały pojedynkom rycerskim które widziałem w Altdorfie - czarodziej pogratulował obu wojowniczkom.

- Dziękujemy Joachimie, jesteś dla nas za szczodry w tych komplementach. - blondwłosa gospodyni oczywiście siedziała w centralnym miejscu stołów ułożoną w kanciastą podkowę. Jedli w salonie, w tym samym gdzie po przyjeździe toczyły się ożywione rozmowy, zawierano nowe znajomości i spotykało się dobrych znajomych. W międzyczasie gdy większość gości bawiła na zewnątrz służba ustawiła stoły w tą podkowę więc teraz jak podano obiad i dania główne to wszyscy mieli gdzie usiąść. Hierarchia miejsc była ustalona wedle protokołu chociaż nie odczuwało się go w tak luźnej atmosferze. W samym sercu siedziała oczywiście Froya bo jako gospodyni to było dla niej odpowiednie miejsce. Obok niej Kamila bo powszchnie uważano tak je obie jak i ich rody za równorzędne sobie. Więc umieszczenie zaproszonej córki z takiego rodu byłoby mocno niestosowne. A skoro była i Kamila to i Sana bo niejako stanowiły całość. Panna Moabit sama w sobie zapewne nie zasługiwałaby na tak zaszczytne miejsce no ale niejako spływał na nią splendor rodu van Zee jakiego była gościem. Z drugiej strony Froyi była jednak pewna towarzysa niespodzianka. Przynajmniej gdyby tak to ustawiono jeszcze choćby dzisiejszego poranka. Ale po tej serii pojedynków miejsce Rose de la Vegi u boku gospodyni chyba nikogo nie dziwiło. I znów niejako podobnie jak z Saną to i Pirorze przypadło miejsce u jej boku skoro pani kapitan przedstawiała ją jako swoją partnerkę. Joachim zaś jako gość samych van Hansenów niejako dostał miejsce w ich pobliżu. Bo bez tych znajomości to zapewne podobnie jak Sana i Pirora nie zasłużyłby na tak zaszczytne miejsce.

- Tak, słyszałam, że coś ma być wokół jeziora. Jakaś gonitwa czy kulig. - Rose zagaiła gospodyni o podobne pytanie jakie zadał magister. Ta potwierdziła, że to prawda. Po obiedzie kto chciał mógł się zapakować na sanie lub konia i będzie radosna sanna z pochodniami i dzwonkami dookoła jeziora.

- Myślę, że po takiej wyśmienitej uczcie nabierzemy sił i będziemy mogli się dobrze bawić pomimo mrozu. Jeśli gwiazdy będą widoczne mogę nawet poszukać w nich wskazówek - Joachim próbował sobie przypomnieć czy kiedykolwiek jadł takie smakołyki jak dzisiaj. Zaś co do obserwacji nieba na wszelki wypadek wziął ze sobą lunetę.
- Są przewidziane jeszcze jakieś konkursy?

- Tak podobno ma być jeszcze wyścig saniami wokół jeziora połączony z kuligiem, być może kto ma podobne dworki w okolicy być może udostępni swoje progi i będzie można je odwiedzić. - Pirora odpowiedziała Rose na jej pytanie, nadziewając na widelec jedna z pieczonych marchewek.

- Tak, to prawda. My mamy niedaleko domek i jeśli ktoś by miał ochotę na grzańca przy kominku albo by zmarzł czy tak z ciekawości to zapraszamy serdecznie. Nocleg też się znajdzie. - Thomas von Richter odezwał się w imieniu swoim i czarnowłosej małżonki wspierając gospodyni tym, że mogli nieco rozładować tłok tu na miejscu. A poza tym okazali się być całkiem gościnni dla gości z których większość pewnie była ich wspólnymi znajomymi.

- Brzmi całkiem zachęcająco. - odparła estalijska kapitan na to wszystko. - Ja obawiam się, że nie jestem zbyt dobrym jeźdźcem co niestety dzisiaj mi Froya boleśnie uświadomiła. Bardzo jej dziękuję za tą lekcję to był wspaniały pojedynek, dawno tak mnie nikt nie spocił z rękojeścią w dłoni. - kapitan oddała honory gospodyni i słowem i uprzejmym skinieniem głowy. - Dlatego będę leniwa i dam się wieźć w saniach jak już. - uśmiechnęła się do towarzystwa po swoich obu stronach.

- Tak, będzie kulig dookoła jeziora. Z tego co słyszałam to Pirora jeśli nie zmieniła zdania ma ochotę powozić jednymi z sań. A nagroda jest obawiam się symboliczna. Skrzynka bretońskiej brendy na rozgrzanie zmarzniętych członków. - Froya odwdzięczyła się Rose sympatycznym uśmiechem ale też zabrała głos jako organizator tej imprezy.

- Owszem i chcę tylko zaznaczyć że powożę lepiej niż jeżdżę więc jest duża szansa że tym razem nie skończe w zaspie. - malarka postanowiła pokazać że ma ‘dystans’ do swojej osoby i nie wstydzi się swoich potknięć i porażek. - Także jeśli ktoś jest na tyle odważny by dołączyć do moich sanek zapraszam.

- Z przyjemnością droga Piroro. Zresztą ja może nie skończyłem w zaspie, ale za to nie zdobyłem w przeciwieństwie do ciebie skórki - odparł czarodziej.

- I dziękuje też za zaproszenie Panie von Richter. Chętnie zobaczyłbym wasz domek myśliwski - Joachim skinął głową szlachcicowi.

- To ja chętnie zobaczę jak sterujesz tym statkiem na płozach. Mam do ciebie pełne zaufanie moja droga. - Rose zachowała się niczym rasowy, szarmancki amant i ucałowała dłoń swojej ukochanej okazując jej swoje poparcie i zaufanie.

- To ja też bym chciała jeśli znajdzie się miejsce! - od razu zawołała Kamila zgłaszając i swoją kandydaturę na pasażerkę Pirory. No i zaraz jej zawtórowała Sana też mając ochotę się dołączyć do tak elitarnego towarzystwa.

- No cóż, jeśli chodzi o nas to zapraszamy serdecznie. Wystarczy zjechać z głównej drogi ale to będzie widać. Każdy tu wie który to nasz domek. - Thomas przyjął uprzejmie zgłoszenie Joachima na tą wizytę w ich domu i dał znać, że gdyby ktoś jeszcze miał ochotę to też jest mile widziany.
 
Obca jest offline  
Stary 08-04-2022, 18:31   #540
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; zmierzch; kulig
<wieczorny kulig wokół jeziora, pochodnie, dzwonki, ognisko, ewentualne wizyty w innych rezydencjach>

Zgodnie z obietnicą na Pirorę czekały zaprzężone w konie sanie. Averlandka wsiadła na nie i najpierw zrobiła małe próbne kółko jak jej się układa współpraca z nieznajomymi końmi i jak skręcają sanie. Gdy wszystko było sprawdzone mogła poczekać na swoich pasażerów.

Sanie były pierwsza klasa. No ale w końcu należały do van Hansenów. I to nie jakieś służbowe dla służby i pracy. Tylko takie galantne jakimi jeździli sami van Hansenowie. Dwa konie w jakie były zaprzężone też wyglądały na silne i dobrze odżywione. Może nawet jedne z tych co w środku dnia Pirora widziała z Saną podczas wizyty w stajni. Ale teraz nie bardzo mogła je rozpoznać czy to te. Były jednak wyszkolone i prowadzić je to była sama przyjemność. Panna van Dake nie miała żadnych trudności gdy zrobiła próbną rundkę wokół dziedzińca dworku i zajechała przed główne wejście gdzie zbierało się mieszane towarzystwo jakie miało się zapakować do tych czy innych sań. Bo i już zbliżała się wieczorna pora na tej planowany kulig więc i goście powoli opuszczali dworek aby wziąć w nim udział.

- Pierwszy raz tu jesteś to pozwól, że ci będę towarzyszyć. Pokażę ci drogę. Bo większość z pozostałych to jest tu co zimę. - panna van Hansen ubrała się w spodnie jakby znów miała toczyć jakiś pojedynek albo jeździć konno. Zwłaszcza, że była w bryczesach do konnej jazdy. A na górze miała ciemny i ładny, krótki kożuszek jaki dawał mocny kontrast z jasnymi spodniami. Zaproponowała grzecznie swoje towarzystwo na koźle aby być pilotem prowadzącej pojazd Pirorze. Zaś na schodach już się pokazała i Rose, i Kamila z Saną i von Richter którzy w końcu postanowili zrezygnować z jazdy własnymi saniami i dołączyć do tych które miała prowadzić panna z Averlandu.

- Nie mam nic przeciwko, pewnie dobrym pomysłem było bym wybrała się parę razy na jakieś wycieczki krajoznawcze co by się rozeznać w okolicy. Przy okazji mogłabym by odświeżyć swoje umiejętności strzeleckie. - Pirora nie miała nic przeciwko pomocy gospodyni.Poczekaly az wszyscy co mieli razem z nimi jechać wsiedli i ruszyli.

- Czyli jak rozumiem miejsce się dla mnie znajdzie? - Czarodziej dołączył do zgromadzonych, patrząc z ciekawością na sanie Pirory. Zastanawiał się czy jest lepsza w prowadzeniu niż w jeździe konnej.

Miejsce się znalazło. Froya usiadła na koźle obok szlachcianki z dalekiego południa Imperium. Zaś ich mieszane towarzystwo rozsiadło się na ławkach sań za ich plecami. Blondwłosa gospodyni pełniła rolę przewodniczki kierując gdzie ta wieczorna sanna miała się zacząć. A po drodze dołączały do nich inne sanie. Wieczorny, zaśnieżony las zaczął migać od świateł pochodni przemykających pomiędzy drzewami i dzwonić dzwonkami zaczepionymi do uprzęży koni i sań. Zabawa była przednia. Ekscytacja udzieliła się chyba wszystkim. Krew buzowała żywo w żyłach a wiatr uderzał w twarz gdy się jechało w pełnym pędzie drogą w leśnym, mrocznym tunelu. Wśród innych rozpędzonych sań. Towarzyszyły im radosne śmiechy i okrzyki chociaż rozmawiać się dało tylko wewnątrz własnej obsady a i tak trzeba było krzyczeć aby się usłyszeć.

Koniec końców okazało się, że Pirora może nie wygrała tej dość symbolicznej nagrody jaką była skrzynka bretońskiej brendy. Ale wieczorna sanna była zabawą samą w sobie i wszyscy wydawali się ją traktować właśnie tak, jako wieczorną przejażdżkę w towarzystwie jakim się lubi a ten wyścig tylko dodawał nutki smaku do tej potrawy. Zresztą kawaler Pfeifer jaki wygrał ten wyścig i tak właściwie rozdał butelki swojej nagrody każdemu woźnicy jaki dotarł do mety jaką była jakaś polana przy zamarzniętym jeziorze. Rose ze zdziwieniem odkryła, że to nawet może być ta brendy jaką przywiozła do portu pod koniec jesieni. W miarę jak kolejne sanie dojeżdżały na polanę robiło się zbiegowisko wesołe i gwarne podobne do tego jakie rano było na Placu Targowym jeszcze w mieście. Tylko teraz było bez wścibskich spojrzeń gawiedzi więc było dużo swobodniej. Mieli jeszcze poczekać na ostatnie dojeżdżające sanie ale już teraz część z tych co byli na polanie albo zaczynała kierować się ku dworkowi van Hansenów albo innych rezydencji położonych nad jeziorem.
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172