Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2022, 18:13   #123
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
ANASTASIA BIANCO

Szykując się do pogrzebu Ann starała się podsłuchać rodziców, a w szczególności ojca. Rodzice nie rozmawiali o niczym konkretnym. Matka z jednej strony pocieszała ojca, z drugiej jednak robiła mu wymówki za wczorajsze pijaństwo. Nie poruszyli żadnych interesujących córkę tematów - morderstw, ani tych dawnych, ani obecnych, czy czegoś związanego z kopertą, jaką otrzymał David.

Ojciec jednak zdecydował się zadzwonić. Zamknął się w tym celu w gabinecie, ale Anastasia zdołała częściowo podsłuchać jego rozmowę.

- Halo?
- …
- Z kim rozmawiam.
- …
- Jak to, nieważne! Nie zwykłem …
- ….
- O czym pan mówi, do mnie mówi? - ojciec był poirytowany, bo tylko wtedy stosował taką dziwną składnię.
- …
- To pomyłka! Jakieś brednie jakieś!
- ….
- Nie muszę tego wysłuchiwać i proszę mnie nie straszyć…
- …
- Straszy pan…
- …
- Aaaaa, rozumiem, to ostrzeżenie. Powiem panu coś, panu coś! W dupę sobie pan te ostrzeżenie wsadź. To wszystko domysły wysłane z palca. Nawet nie ma pan odwagi, aby powiedzieć, kim pan jest….
- …
- Wie pan co, ta rozmowa nie zmierza do niczego…
- …
- Nie! Niech mi pan nie przerywa! Topan mnie niech posłucha, posłucha! Za takie insynuacje można założyć sprawę. Żegnam!

Trzask odkładanej energicznie słuchawki obwieścił podsłuchującej dziewczynie, że ojciec zakończył rozmowę. Potem przez chwilę nie wychodził ze swojego gabinetu, a Annastasia poczuła zapach papierosa. Wiedziała, że jej tatko nie pali, chyba że jest w ogromnym stresie. Naprawde ogromnym.

Usłyszała kroki matki i odsunęła się do kuchni udając, że kończy dopijać jakieś picie.

- David. Musimy się zbierać, jeżeli nie chcemy spóźnić się na pogrzeb. Czy ty palisz?
- Nie. Nie palę - drzwi otworzyły się i ojciec opuścił gabinet wręczając kluczyki do auta matce. - Lepiej ty poprowadź, bo ja jeszcze nie najlepiej się czuję.

Przez chwile jej rodzice pospierali się jeszcze o ten wczorajszy wybryk i dzisiejsze wychodzenie ojca bez śniadania, ale w końcu cała rodzina znalazła się w samochodzie i powoli, z wycieraczkami pracującymi na maksa, zagłuszani odgłosami ulewy uderzającej o dach, ruszyli w stronę cmentarza.


MARK FITZGERALD, DARYLL SINGELTON

Lało, jak z cebra, gdy Daryll zahaczył o pusty, jak się okazało, pensjonat. Zniknął zarówno John Gunn jak i jego samochód. Pensjonat był pusty i cichy, więc Daryll szybko ogarnął co najważniejsze, a także przebrał się w bardziej wyjściowy strój i wziął mały bagaż z podręcznymi pierdołami, gdyby okazało się, że musiałby nocować dzisiaj poza domem.

Obaj byli mocno zmęczeni, gdy około siódmej podjeżdżali do rezydencji Fitzgeraldów. Daryll widział kilka razy willę burmistrza z ulicy, zza linii drzew, ale wchodził do niej po raz pierwszy. Zadbany podjazd, nowoczesne wykończenia, estetyczne i dobrze oświetlone przestrzenie.

W kuchni czekała na nich matka Marka. Dla Darylla okazała się troskliwą i zdecydowaną kobietą. Szybko zrobiła obu wymęczonym chłopakom ciepłe picie i jedzenie. Gdy tak siedzieli w cieple, obserwując deszcz lejący na zewnątrz dopiero poczuli, jak bardzo są obaj zmęczeni. Pani Fitzgerald też to zobaczyła.

- Słuchaj Mark. Idźcie spać. Niech twój przyjaciel też złapie kilka godzin snu. Przygotuję mu posłanie w gościnnym. Obudzę was około dziewiątej. To prawie dwie godziny snu. Da wam nieco wytchnienia, skoro tak bardzo upieracie się, by iść na pogrzeb koleżanki.

Mama Marka doskonale wiedziała kim jest Daryll i co obecnie dzieje się z jego rodziną. I oferowała mu opiekę. A im naprawdę bardzo mocno przydałby się sen, więc posłuchali rady kobiety. Zasnęli, mimo niespokojnych myśli, niemal od razu.

I niemal od razu nadszedł moment pobudki.

Kiedy szykowali się do wyjścia, matka spojrzała na Marka z dziwną powagą w oczach.

- Muszę ci coś powiedzieć, skarbie - widać było, że nie bardzo wie, jak zebrać słowa. - Dzwoniła moja znajoma ze szpitala. Wczoraj w nocy zmarła Jessica Hale. Ponoć zatruła się jakimiś narkotykami czy coś. Boże! Narkotyki w Twin Oaks! Znajoma mówi, że to ten synalek przedsiębiorcy pogrzebowego, ten cały Spineli, jej coś sprzedał. Mam nadzieję, że wy chłopcy, trzymacie się z daleka i od tego chłopaka i od narkotyków, co?

Dla Darylla to był wstrząs, podobnie zresztą jak dla Marka. Dodatkowo młody sportowiec wiedział, że jego matka musiała coś wziąć, jakieś uspokajacze czy inne pigułki, bo jej słowa były dziwnie artykułowane.

Nim zdążyli odpowiedzieć, na podjeździe pojawiły się światła jakiegoś samochodu.

- Jest twój ojciec - ucieszyła się pani Fitzgerald. - Chodźcie. Ruszajmy na pogrzeb.

Chwilę później, nadal zszokowani informacją o śmierci Jessici jechali już pachnącym świeżą, skórzaną tapicerką nowym wozem burmistrza. Daryll w najśmielszym śnie nie sądził, że będzie jechał obok jednego z najbardziej popularnych chłopaków w szkole - Marka Fitzgeralda, autem w którym małomówny i zamyślony burmistrz będzie robił za kierowcę.

Deszcz nadal lał tak, jakby niebo chciało utopić Twin Oaks.


BART SPINELI, BRYAN CHASE

Wóz patrolowy spod zakładu pogrzebowego gdzieś zniknął. To pozwoliło Bartowi i Bryanowi wdrożyć plan Spineliego. Przebrany jak stróż do kościoła młody sportowiec wyglądał jak nastolatek chcący dorobić sobie kilka dolców ciężką pracą.

Najtrudniej było przekonać ojca Barta Spineliego do niespodziewanych wydatków. Kiedy ubrany jak grabarz Bryan stanął przed właścicielem zakładu pogrzebowego ten przez dłuższą chwilę przyglądał mu się swoim przenikliwym, statecznym spojrzeniem, bez cienia uśmiechu.

- Jesteś synem Franka Chase'a? - zapytał w końcu, po przedłużającej się chwili milczenia.
- Uhm. - odpowiedział Bryan.
- Dobra. W sumie to dobry pomysł, synu, żeby na dzisiejszą ceremonię wziąć pomocnika. Brawo za pomyślunek. A ty, Bryan, wyglądasz na rozsądnego i silnego chłopaka. Mój syn ma nosa do ludzi. Skoro uważa, że możesz nam pomóc, to możesz nam pomóc. Za kwadrans na dole.

Poszło sprawnie i szybko, ale Bart wiedział, że jego ojczulek już taki jest. Sztywny, konkretny ale ze współczującym i ciepłym sercem, dobrze skrywanym pod przykrywką "przedsiębiorcy pogrzebowego".

Kwadrans później, przy obfitych opadach deszczu zaczęli się schodzić żałobnicy, a po krótkiej ceremonii pożegnalnej, Bart i Bryan zamknęli trumny i przenieśli do karawanów. Razem z ciałami pojechali w kondukcie pogrzebowym na niedaleki cmentarz. Dosłownie pół mili dalej, drogą wspinającą się łagodnym łukiem na jedno z wzniesień, pomiędzy którymi rozciągało się Twin Oaks.

Deszcz lał jakby Bóg chciał zesłać na miasteczko potop. Albo opłakiwał Mary Mc'Bridge.

NA POGRZEBIE

Deszcz nie zniechęcił ludzi do przyjścia tłumnie na pogrzeb Mary i jej ojca. Niewielki cmentarz pod miastem nie mógł pomieścić wszystkich żałobników i ciekawskich, ale nie o to chodziło, aby mieć miejsce tuż obok wykopanych i zalewanych deszczem grobów, pod rozciągniętym baldachimem, ale żeby pokazać lokalnej społeczności, że jest się z nią podczas tej straty. Albo, żeby nagrać reportaż.

Bryan i Bart, dzięki pełnionej funkcji, byli blisko miejsca, gdzie wykopano groby. Mogli też przyjrzeć się dobrze żałobnikom. Sami również, a szczególnie Bryan, przyciągali ukradkowe, zaciekawione spojrzenia miastowych. Stali spokojnie, oczekując na moment, kiedy pan Spineli da znać, że można powoli opuszczać liny. Pomagali im dwaj pracownicy zakładu na takie okazje.

Mark stał z rodziną - ojcem i matką, którzy udawali zatroskanych. Szczególnie burmistrz umiejętnie, w sposób subtelny i nienachalny - zdradzający wytrawnego polityka, dzielił się swoimi emocjami z mieszkańcami Twin Oaks, zapewniając, że policja niedługo złapie sprawcę tak okrutnego czynu. Wykorzystał również fakt, że przyjechał z nimi Daryll Singelton. Pani Fitzgerald otoczyła młodego Singeltona swoją opiekuńczością, a burmistrz sygnalizował fakty tak, że zaopiekował się nieszczęśliwe dotkniętym przez los chłopakiem, podczas gdy jego rodzina przebywała w szpitalu. Mark wiedział, że to typowe zagrywki jego ojczulka - z każdej sytuacji zrobić sposobność.

Daryll nie bardzo wiedział, gdzie się ustawić. Niby przyjechał z Fitzgeraldami, ale przecież nie był jednym z rodziny. Mama Marka jednak szybko dokonała "aneksji" chłopaka i zmuszony był stać obok nich podczas całej uroczystości.

Anastasia Bianco z rodzicami znalazła miejsce dość blisko miejsca pochówku. Widać było, że jej tatko ma pewne koneksje w miasteczku i sporo przyjaciół. Z miejsca, w którym stała, widziała Barta Spineliego, który pełnił rolę jednego z grabarzy oraz Darylla, który stał - o dziwo - blisko burmistrza i jego rodziny.

Ceremonia przebiegała sprawnie, ze względu na niesprzyjającą pogodę. Nie odbiegała od wielu innych pogrzebów. Było kilka mów pożegnalnych, między innymi jedna wygłoszona przez burmistrza, który zapewniał, że policja już ma "solidne tropy" i że ataki na mieszkańców i turystów zakończą się niedługo.

- Nie powinienem zdradzać szczegółów śledztwa - powiedział burmistrz Fitzgerald na tyle głośno, że słyszał go chyba każdy w tłumie żałobników - ale powiem, jako świadomy obywatel, że mamy już niemal stuprocentową pewność i to kwestia godzin, jak sprawca zostanie zatrzymany.

Potem, po kilku kolejnych przemowach - dyrektora szkoły, szefa tartaku w którym pracował ojciec Mary, miejscowego pastora oraz przedstawicielki lokalnej społeczności zaprzyjaźnionej z rodziną, przy rozdzierającym płaczu mamy zamordowanej Mary Mac'Bridge, której nawet nie zdołała zgłuszyć muzyka smyczkowa grana przez lokalną skrzypaczkę na pogrzebach, trumny Mary i jej ojca spoczęły w wykopanych, wypełnionych wodą dołach. A w ślad za nimi żałobnicy zaczęli wrzucać kwiaty, kartki pamiątkowe a nawet pluszaki.

Przez całą ceremonię kilka osób bardzo uważnie przyglądało się zgromadzonym ludziom.

Mark i Daryll bez trudu ujrzeli dwóch ze swoich podejrzanych - Davida Macruma, który - jak zawsze - trzymał się na uboczu oraz Jacka Fallsa, który stał w towarzystwie małej grupki policjantów oddelegowanych do wzięcia udziału w pogrzebie. Nie widzieli jednak Gunna.

Bart i Bryan nie dostrzegli wśród ludzi na pogrzebie szeryfa. Ale Bart wypatrzył Anastasię stojącą pod wielkim parasolem z rodzicami.

Anastasia też ich widziała. Mieli trudne zadanie, gdy musieli zsunąć trumny na linach w dół.

Skrzypaczka zaczęła grać pożegnalne tony, pastor podziękował licznie zgromadzonym za przybycie i ludzie zaczęli rozchodzić się do domów. Mc'Bridgowie byli tak ubodzy, że nie było czegoś takiego jak stypa.

- Tim i Derek - ojciec Spineliego podszedł do syna i Bryana kładąc dłoń na ramieniu tego pierwszego - zajmą się zakopaniem trumien. Wy zbierajcie się do nas do domu. Twoja matka czeka tam na was z ciepłym jedzeniem i piciem. Tak, Bryan, ty też jedź z Bartem. Zasłużyliście.

Ludzie rozchodzili się do swoich spraw. Do Fitzgeraldów podszedł Falls. Już chciał coś powiedzieć, gdy radio przy jego boku zabrzęczało.

- Falls.
- Mamy samochód w jeziorze na czternastce. Udało nam się go wyciągnąć. Nie uwierzysz, co znaleźliśmy w bagażniku.
- Zaczekaj. Zaraz jestem na miejscu. Hale już wie?
- Tak. Szef też będzie zaraz na miejscu. Przesłuchiwał tego turystę w sprawie jego dziewczyny.
- A propos, wiesz już, kiedy będą tutaj ci nurkowie?

Odpowiedzieli już nie słyszeli, bo Falls oddalił się w stronę reszty policjantów.

Padało, ale młodzi ludzie mieli teraz czas aby się spotkać, wymienić informacjami. Bo coś im mówiło, że niedługo w Twin Oaks zdarzy się coś, przy czym to, co wydarzyło się do tej pory będzie jedynie dziecinną igraszką.
 
Armiel jest offline