Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2022, 19:16   #534
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację

Wellentag; południe; kulig


W południe przyszedł czas na rozrywki na świeżym powietrzu. Kto chciał to mógł zostać w dworku albo zająć się swoimi sprawami na zagrodzie. Postać czy posiedzieć na molo czy raczej pływającej platformie przyczepionej do brzegu. Wokół było przymocowanych kilka łodzi. Takich w sam raz aby zabrać ukochaną na romantyczną przejażdżkę po malowniczym jeziorze. Ale raczej nie w zimie bo teraz wodę skuwał lód. Na tyle gruby, że jak ktoś chciał mógł nawet jeździć na łyżwach i parę osób tego właśnie próbowało. Jednak najwięcej emocji budziła obiecana przez gospodynię gonitwa za lisem. Kto chciał startować to mógł dosiąść wierzchowca i spróbować swoich sił. Ponieważ chętnych było więcej niż koni to po dżentelmeńsku uzgodniono kto będzie brał udział w której gonitwie. Ścigających też nie wypadało aby było zbyt wielu aby i jeździec będący lisem też miał jakieś szanse. Ale przewidywano parę gonitw więc była spora szansa się załapać na którąś.

W pierwszej gonitwie rolę lisa przypadła gospodyni tego kuligu czyli pannie van Hansen. Uważano to za zaszczytną funkcję bo trzeba było być świetnym jeźdżcem aby umknąć pozostałym a i trochę traktowano to jak polowanie. Więc pierwsza gonitwa była uważana za najbardziej prestiżową a i wszyscy byli zgodni, że symboliczny pierwszy strzał wypada oddać albo gospodarzowi albo jego najznamienitszemu gościowi. W tym wypadku oznaczało to rolę lisa więc Froya pod każdym względem pasowała tu doskonale.

Do tej roli zmieniła spódnicę na spodnie co uwypukliło jej zgrabne kształty skryte do tej pory pod obszerną suknią. Sama zaś prezentowała się w siodle dumnie i naturalnie. Na sobie miała płaszcz do którego było luźno przyczepionych kilka lisich skórek. Rolą łowców było podjechać na tyle blisko aby zerwać którąś skórkę co oznaczało złapanie lisa. Zaś rolą lisa było umknąć się obławie. Ponieważ pojedynczemu kawalerzyście, nawet najlepszemu z najlepszym koniem na dłuższą metę trudno było umykać wielu innym jeźdźcom to był limit czasowy. Jeśli do wybicia dzwonu lis posiadał chociaż jedną skórkę oznaczało to, że przetrwał obławę i był zwycięzcą tej gonitwy. Zaś każdy z łowców któremu udało się zdobyć chociaż jedną lisią skórkę też miał się czym chwalić bo uznawano to za trudną sztukę. Froya miała wśród towarzyszy opinię świetnego jeźdźca a i jej koń robił dobre wrażenie bo wyglądał na wielkiego i silnego. Wyścig więc zapowiadał się bardzo interesująco.

Pirora specjalnie na tą okazję również włożyła bardziej wygodne do jazdy ubranie czyli spodnie i marynarkę jaka ostatnio dała Oksanie do uszycia. Kerstin i Benona wykazały się wielką zręcznością w szybkim przebieraniu szlachcianki z jednego ubioru w kolejny. Oczywiście na to wszystko, malarka jeszcze założyła grupy płaszcz czekając na druga turę tych gonitw w pierwszej gdzie lisem była Froya było tak dużo chętnych że malarka nawet nie liczyła że będzie jej dane nawet dostać odpowiedniego konia. Toteż postanowiła poczekać na rozwiązanie pierwszej gonitwy i dopiero wystartować w drugiej. Choć wiedziała że szanse na zdobycie futerka są liche to postanowiła i tak wystartować.

Jeszcze w pokoju gospodyni gdzie ta też przyszła się przebrać na trochę zdziwione spojrzenie gospodyni, malarka odpowiedziała uśmiechem.

- Nasza ostatnia rozmowa trochę mnie zainspirowała do wykorzystania tej okazji by spróbować swoich sił w zabawach które przyspieszają serca bicie w piersi. - powiedziała kończąc zapinając spodnie i przyjmując pomoc Kerstin w sznurowaniu jej wysokich butów. - Choć przyznam że większe szanse miałabym powożąc dorożkę niż gonitwę za lisem.

- O tak, spodnie są o wiele praktyczniejsze do konnej jazdy niż spódnice. Kompletnie nie rozumiem co w tym niestosownego. Czyli zamierzasz wystartować? No cóż, to udanej zabawy i szczęścia czy życzę. Jakbyś czegoś potrzebowała daj mi znać. - drugiej blondynce też jakaś służka pomagała się ubrać. A przy okazji pierwszy raz Pirora miała okazję zobaczyć co dziedziczka van Hansenów ma pod spódnicą. Całkiem ładną kibić i długie, sprężyste nogi w alabastrowym wydaniu. Przykrywane właśnie naciąganymi bryczesami do konnej jazdy.

- Pewnie wystartuje w drugiej turze słyszałam, że jest tyle chętnych do pogoni za tobą że pewnie trudno będzie się doprosić wierzchowca. No ale to nic dla takiego laika jak jak każda pogoń będzie wydarzeniem. - blondynka nie brzmiała jakby jej przeszkadzało nie uczestniczenie w głównej gonitwie.

- Jakby chodziło o każdą inną gonitwę to bym powiedziała, że jesteś moim gościem więc załatwię ci tego konia. - powiedziała blondynka wciągając swój i tak szczupły brzuch aby razem ze służą zapiąć guziki przy bryczesach. Mocowały się tak chwilę nim wreszcie im się udało.

- Ale jak nie jesteś zawodowym jeźdźcem to faktycznie lepiej odpuść. Nie bedę nikogo oszczędzać. Zamierzam wygrać. Będzie na ostro. - popatrzyła na drugą blondynkę jakby oceniała jej możliwości w tej gonitwie.

- Jednak zapewniam cię, że szepnę o tobie słówko. I w drugiej gonitwie wierzchowiec się dla ciebie znajdzie. Jeśli nie to daj mi znać. - powiedziała uśmiechając się do niej jakby nie chciała wyjść na zbyt obcesową. Po czym usiadła na krawędzi łóżka i teraz zaczął się etap wsuwania wysokich butów do konnej jazdy.

- Doceniam twoją pomoc być może do następnej pogoni przy kolejnym balu czy kuligu uda mi się na tyle ćwiczyć by mieć szanse z tobą jako lisem. - Malarka nie traciła optymizmu i byla naprawdę poruszona nad pomoc jaką zapeniła jej gospodyni.

- A jeździłaś już konno? - zapytała gospodyni jakiej wspólnie ze służącą udało się wcisnąć na tą zgrabną nogę pierwszy but. Zerknęła więc na drugą blondynkę. - Tak na poważnie. A nie na jakimś kucyku od święta. - doprecyzowała o co jej chodzi.

- Owszem jeździłam, ale nie ojciec upierał się że dama to tylko na damskim siodle i bez skakania przez przeszkody. Masz wspaniałych rodziców, że nie narzucali ci takich zachowań. - Pirora uśmiechnęła się do gospodyni. - Choć przyznam że w powożeniu mam więcej doświadczenia.

- Jak to nie narzucali? - Froya parsknęła tak jakby ta uwaga faktycznie wydała jej się bardzo zabawna. Więc pewnie i ją rodzice chcieli wychować i urobić na porządną pannę z dobrym nazwiskiem i dobrego domu. A nie na rycerza. Znów zmagała się z drugim butem ale z pomocą swojej służki udało jej się go w końcu wciągnąć. Wstała więc i na próbę podskoczyła w miejscu, zrobiła parę przysiadów aby wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Wreszcie uznała, że chyba wszystko jest w porządku bo podziękowała służce i ta skinęła głową jej, potem gościom a w końcu bez słowa wyszła.

- No to powożenie saniami też będzie. Dookoła jeziora. Jest tylko jedna droga to nie da się zgubić nawet jak ktoś jedzie pierwszy raz. No i inni też będą jechać. Dzwonki, pochodnie i tak dalej. Z daleka będzie widać. Jak chcesz to mogę ci załatwić jakieś sanie do powożenia. - zaoferowała się gospodyni proponując swoją pomoc i w tej sprawie.

- Jesteś zbyt łaskawa dla mnie,.. proszę nie przestawaj. - Pirora zaśmiała się ale wyraziła swoja wdzięczność. - No i powodzenia w wyścigu, wiem ze pewnie nie wiele go potrzebujesz przy twoich umiejętnościach ale będę ci kibicować podczas pierwszego wyścigu.

- Bardzo ci dziękuję łaskawa pani. - Froya skłoniła się elegancko jakby była kawalerem co oddaje cześć pięknej damie i nawet się uśmiechnęła całkiem szczerze. Wydawała się mieć dobry humor a nawet zdradzała ekscytację czekającym ją wyzwaniem. Podeszła do szafy i wyjęła z niej zdobny kubrak z wielkim herbem van Hansenów czyli złotym słońcem. Zaczęła go ubierać na siebie i trochę jej to zajmowało z zapinaniem sprzączek które ślicznie wyglądały na całości ale były dość męczące przy zapinaniu każdej z nich. *



[na zewnatrz]

Druga gonitwa zapowiadała się na lżejszy wyczyn, jeszcze wybierano nowego lisa ale blondynka podeszła już wybrać sobie wierzchowca. Poprosiła jednego z koniuszych o dobranie jej spokojnego konia z tych dostępnych od panny von Hansen.
Podprowadzili jej niskiego siwkowego wałacha który najwyraźniej już wypoczął po poprzedniej gonitwie. Niska blondynka musiała poprosić o małą pomoc w skoczeniu na konia.

Dopiero potem podjechałą do już gotowych jeźdźców. Zatrzymala się przy jednym tworzących już grupę. Mężczyzna nie wyglądał na szlachcica, a jeśli nim był to musiał być jednym z tych ekscentrycznym samotników mieszkających w jakimś domku myśliwskim poza miastem. Choć bardziej przypominał jej myśliwego.
- Herr nieznajomy jak myśli, kto będzie lisem w drugiej turze? - blondynka zwróciła się do siedzącego na koniu męzczyzny. *

- Zapewne nie nasza gospodyni. I dobrze. Trudno by było ją złapać. - powiedział mężczyzna z cierpliwym, oszczędnym uśmiechem. Przyjrzał się dokładniej rozmówczyni jakby chciał sprawdzić z kim rozmawia.

- To ty jesteś tą koleżanką tej nowej pani kapitan? - zapytał trochę niepewnie jakby mimo wszystko był świadkiem porannej sceny z zamieszaniem jakie wywołała niespodziewana zamiana pokoi. No i jak się spało w osobistej sypialni Froyi van Hansen do tego jeszcze w towarzystwie Kamili van Zee co się wydawało nie do pomyślenia więc trudno było to przegapić.

- Jestem Kay. I jak się towarzystwo nie pospieszy to ja będę lisem. - powiedział na to co wcześniej pytała. Wzrokiem zaś objął grupkę młodych ludzi. Część już była w siodle część jeszcze nie. Wyglądało jakby zbierali się właśnie na tą gonitwę. Ale na pewno nie tak sprawnie jak zawodowa kawaleria na capstrzyk.

- Och jestem koleażką już dobrej gromatki tutejszych szlachcianek… przynajmniej nadal ze mną rozmawiają więc wydaje mi się że dobrze rokuje. - Blondynka zaśmiała się cicho. - Niemniej nie da się ukryć że znamy się chyba z panią kapitan lepiej niż z kimkolwiek tutaj więc naturalne, że trochę trzymamy się razem. Jestem Pirora. - malarka wyjasniła i przedstawiła się wyciągając dłoń do uścisku ręki. - Byłeś już lisem na tych wyścigach?

- Tak. Zdarzało mi się. Ale dzisiaj jeszcze nie. Dopiero jak nikogo chętnego nie ma to mnie biorą. - odparł Kay potrząsając dłonią kobiety jakby była mężczyzną zamiast ją ucałować jak wypadałoby to kawalerowi wobec szlachcianki.

- To chyba nowa jesteś co? Bo nie pamiętam abyś była na takich zabawach poprzednio. - zagaił podobne pytanie jaki dzisiaj Pirora słyszała już kóryś raz z rzędu. Ale jak się było nową osobą w towarzystwie jakie się zna dość dobrze to było całkiem naturalne.

- Bo ta kapitan to jakaś mocno nietutejsza. Tak wygląda. No i coś tak słyszałem jak gadali. No chyba zaczynają kończyć ten początek. - mężczyzna pozwolił sobie na oszczędne wspomnienie tego co pewnie dzisiaj usłyszał na temat blondynki i jej koleżanki. A na koniec wskazał wzrokiem na grupkę w większości młodzieńców ale były i panny, jacy w większości już byli w siodle a pierwsi nawet ruszali w ich stronę.

- Niedawno przyjechałam do Nordlandu więc tak można powiedzieć że jestem nowa. Czy mam rozumieć że ja z kolei rozmawiam właśnie ze starym wyjadaczem tych zawodów? A pani kapitan jest Estalijką więc owszem wygląda mało imperialnie. - Blondynka poprawiła się w siodle czując pierwszą tremę przed rozpoczeciem wyścigu.

Joachim stwierdził, że skoro już tutaj jest to może powinien wziąć udział w którejś z gier. Tym bardziej, że nawet damy uczestniczył w tych konnych gonitwach - te męskie stroje które założyły Froya i Pirora całkiem ładnie zresztą podkreślały ich kształty.

Ponieważ potrafił utrzymać się w siodle (choć nie był wybitnym jeźdźcem) zgłosił się do drugiej pogoni na lisa jako jeden ze ścigających.

- Aha. Z Estalii? No to chyba dość daleko. A ty panienko? Skąd jesteś jeśli można zapytać? - Kay widząc, że mają jeszcze chwilę czasu nim reszta do nich podjedzie zagaił jeszcze do swojej rozmówczyni o nią samą.

- A ze mnie żaden weteran. Wterani to są po wojsku. Ot, czasem jestem tu opiekunem i przewodnikiem po lesie. Jeszcze się gdzieś jakaś białogłowa zawieruszy i trzeba jej szukać. Nawet nie uwierzysz jak często to się zdarza. Zwłaszcza tym młodym. Te młode dziewoje kompletnie tracą orientację w lesie. - mężczyzna właściwie się nie uśmiechnął. Nie ustami. I głos dalej miał spokojny, wręcz monotonny. Ale jakoś tak spojrzał przy tym gubieniu się białogłów po lesie, że zabrzmiało jak zaproszenie. Ale już dojechali do nich pozostali. I Pirora nawet rozpoznała kilka twarzy. Joachim dojechał na jakimś koniu. A także młode nażeczeńśtwo. Oni też byli wdani ze sobą w “ożywioną dyskusję”.

- Cóż postaram się nie przysporzyć problemu z tym szukaniem ale nigdy nie wiadomo, nie dość że nowa jestem, lasu nie znam to jeszcze nie dokońca dobrze jeżdżę. Lepiej mieć na mnie oko. - Jej głos również nie zadrżał kiedy druga część wypowiedzi przyjęła zaproszenie Kaya to ‘gubienia się w lesie’ i rychło w czas bo właśnie podjechali jej znajomi i dalsze rozmowy i aluzje musiały być wstrzymane.

- Ależ kochanie, no bądź rozsądna. To może być niebezpieczne. - Oleg strofował i napominał swoją zazwyczaj chłodną i rzeczową narzeczoną.

- Daj spokój. Jak ty możesz sobie siedzieć i pić z kolegami to ja mogę sobie zrobić przejażdżkę po lesie. Z koleżankami. O zobacz, Pirora też jedzie. - Annemette wydawała się być “troszkę wzburzona” i brzmiało to jak końcówka jakiejś dłuższej dyskusji. A jak zauważyła blondynkę w siodle to chętnie się wsparła jej widokiem i autorytetem. Podjechałą bezpośrednio do niej. Ale od razu widać było, że nie jeździ tak płynnie jak Froya czy ci co brali udział w pierwszej gonitwie.

- Aha Piroro moja droga. Ten klub dla kobiet. Tylko dla kobiet. Z najładniejszymi służkami jakie można mieć w mieście. Koniecznie. Ale to koniecznie musimy otworzyć i to jak najszybciej. - powiedziała zdecydowanym tonem jakby ten niewinny żart sprzed paru tygodni nagle zrobił się bardzo poważną sprawą. Oleg poczerwieniał i przewrócił oczami. Wydawało się, że najchętniej by się zmył albo chociaż zmienił temat.

- Proszę się nie obawiać. Będziemy się ganiać po łatwym terenie. To tylko taka zabawa. Dla przyjemności. Wystarczy nie spaść z siodła. - Kay chyba też nie chciał eskalować kłótni bo chętnie wybawił narzeczonego zmieniając temat na bardziej rzeczowy.

- Najpierw teatr ale nie wiem czy ci się chwaliłam, że kupuje tą kamienice, mój prawnik kończy formalności i zaczynam remont będzie nowe miejsce do spędzania czasu w naszym własnym gronie z tymi służkami i rozbijania drogiego alkoholu po ścianach… przynajmniej póki ich nie odmaluje. - Pirora odpowiedziala pół poważnie, ale mrugnęła porozumiewawczo do Annemette, że van Dake ma jej plecy w tym droczeniu swojego narzeczonego.

- Wyborny pomysł! Piękne służki i rozbijany o ściany alkohol! Podoba mi się! Brzmi świetnie, koniecznie musimy to zrobić i to jak najszybciej. Gdybyś kochanie potrzebowała czegokolwiek, ale to czegokolwiek do tego remontu albo jakiejś pomocy to obowiązkowo, ale to obowiązkowo masz mi o tym powiedzieć. A teatr to swoją drogą. W teatrze właściwie też mogłyby być jakieś piękne służki i alkohol prawda? - Pirora tak do końca nie była pewna czy Annemette dojrzała jej aluzję czy też była tak wzburzona, że nie zwróciła na to uwagi. Ale trochę wyglądała jak kobieta która chce dopiec swojemu mężczyźnie z jakiegoś konkretnego powodu. I była gotowa na wiele pod tym względem. Oleg chyba postanowił nie pogarszać sprawy bo tylko czerwieniał coraz bardziej w milczeniu. Reszta młodzieńców i panien chociaż temat chyba ich mocno zaciekawił a jedna z dam nawet zapytała cicho o jaki klub tylko dla kobiet i jaką kamienicę chodzi to jednak chyba woleli postawić na ostrożność i się nie mieszać.

- Dobrze moi państwo. To chyba czas zacząć tą gonitwę. Czy mamy wybranego lisa? - Kay postanowił przejąć rolę przewodnika w tym młodzieżowym stadzie i wrócić do sprawy dla jakiej się tu zebrali.

- Ja! - Annemette prawie krzyknęła ostro i buńczucznie. Tak zdecydowanie, że nikt nie protestował.

- No dobrze, to proszę założyć ten płaszcz. A potem pojedziemy tam dalej, pokażę ci skąd zaczniesz. Resztę proszę aby tu poczekała. - Kay odpiął ze swojego siodła znajomy płaszcz z przyczepionymi skórkami lisów zaś młoda matematyczka wzięła go nieco z roztargnieniem i zaczęła go na siebie nakładać.

- Powodzenia Annemette, nie daj się złapać za szybko. - Pirora uznałą, że jej szanse właśnie wzrosły na zdobycie przynajmniej jednej skórki przyczepionej do płaszcza. Mimo to postanowiła być wspierająca koleżanką.

- Odważna młoda dama - skomentował Joachim, przyglądając się odjeżdżającej Annemette. Miejscowe szlachcianki wydawały się lubić rozrywki, które w Altdorfie raczej uprawiali mężczyźni.

- Zastanawiam się czy wypada tak ścigać pannę - spytał się stojących obok uczestników poł-żartem.

- Nie ściga się panny tylko lisa. I trzeba złapać te skórki i zerwać z tego płaszcza. - odezwał się któryś z młodzieńców. Chyba nie będąc pewny czy nowy kolega zna zasady jakie panowały w tej grze. Na pożegnanie zaś Annemette jeszcze na w pół poważnie nareśliła w powietrzu kształt jakim zwykle określało się zgrabne kobiety aby dać znać jakie mają być te służki w przybytku dla kobiet. Ale potem już wdzieli plecy jej i przewodnika. Kay odprowadził ją na skraj lasu i coś tłumaczył i pokazywał jej po okolicy. Chwilę to trwało nim tam dojechali.
 
Obca jest offline