Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2022, 17:29   #45
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
John obudził się średnio wyspany, a zbudziło go nie słońce, daremnie usiłujące się przedrzeć przez brudne szybki niewielkich okienek, a potrzeba naturalna, którą zdołał załatwić nie budząc smacznie śpiących dziewcząt. Elizabeth leżała na wznak, głośno pochrapując. Była przykryta kocem, ale leżała w szerokim rozkroku, strasząc bardzo mocno ubrudzonymi stopami… Melody leżała obok, na boczku tuż przy niej, i chyba nawet obejmowała ją w pasie, cichutko mrucząc.
John uśmiechnął się lekko, przez moment zastanawiając się, czy nie przespał czegoś ciekawego, a potem ruszył w stronę rogu wagonu...

Gdy wrócił na miejsce nie bardzo wiedział,, czy się jeszcze położyć, czy też może coś przegryźć. Półmrok i zachowanie współpasażerek sugerowały to pierwsze, żołądek podpowiadał, by sięgnąć po zapasy… obudził się na nowo, gdy Melody się poruszyła. Dziewczyna po chwili poczłapała w skarpetkach w kąt wagonu, rozpięła spodnie i kucnęła…
John dyplomatycznie przymknął oczy, udając, że nic nie widzi, co w półmroku było niemal faktem. Z drugiej strony... nie dało się ukryć, że Melody bez spodni była jeszcze bardziej interesująca, niż całkowicie ubrana.

W końcu przemyła rączki i buzię, a potem grzebała w ich licznych pakunkach i tobołkach… wyciągając najwyraźniej sporo rzeczy na śniadanie. Wreszcie również i rozpaliła "kozę".
- Może pomóc? - spytał John, siadają na swoim posłaniu. - I dzień dobry. Wyspana?
- Uhhh… dzień dobry - Spojrzała na niego, odrobinkę bledsza niż zwykle, i wysiliła się na uśmieszek - Nie… trochę za dużo wina - Powiedziała.
- Chcesz coś na ból głowy? -spytał. Co prawda lekarstwa na kaca, przynajmniej skutecznego, nikt nie wynalazł, ale można było złagodzić niektóre jego objawy. - I nie sugeruję klin klinem - dodał, na co ją aż "trzepło".
- Tak, poproszę, jeśli można… - Melody postawiła na palniku "kozy" dzbanek z kawą.
John wyciągnął ze swej lekarskiej torby buteleczkę pełną tabletek. Podał jedną z nich dziewczynie.
- Popij wodą - powiedział. - Pięć minut i będzie lepiej - zapewnił. Melody zrobiła więc jak powiedział, bez żadnych protestów, pytań, czy ogólnych "ale". No i zajęła się przygotowywaniem śniadania…
John również sięgnął do swych zapasów i dołożył chleb kukurydziany, kawałek szynki i pęto kiełbasy.
- Trochę cukru do kawy - spytał - czy pijesz gorzką?
- Cukier, tak - Melody kiwnęła głową, kładąc patelnię na palenisko, po czym… machnęła gdzieś tam nogą, a właściwie stopą, w dziurawej skarpetce, świecąc dużym palcem, pokazując w ten sposób Johnowi, gdzie ów cukier?
Cukier był w plecaku Johna… użył jednak wskazanego. W metalowym pudełku, w kawałkach, które za kostki mogły być uznane tylko ze sporą dozą wyobraźni. Po paru sekundach John postawił pudełko obok kozy, wśród pozostałych zapasów.

- Pokroisz pomidory? - powiedziała Melody - Tak na cztery razy… tylko je najpierw opłucz wodą…
- Ze skórki też obrać? - spytał. - Niektórzy tak robią - dodał, sięgając po nóż.
- Emmm… pffff… - Wzruszyła ramionkami Melody - Jak tam chcesz - Uśmiechnęła się.
Zgodnie z tymi słowami John opłukał pomidory, pokroił, a jednego z nich obrał ze skórki, co nie było robotą ani łatwą, ani przyjemną. Do pozostałej roboty się nie mieszał, bo gdzie zbyt wiele kucharek...

Na posłaniu Elizabeth zaczęła się powoli wiercić od ruchu w wagonie. Podniosła głowę, która jej mocno pękała, w ustach miała sucho. Uniosła się na łokciach i z ledwo otwartymi oczami spojrzała na Melody i Johna. Zbyt wiele nie zauważyła, widziała ich jak rozmazane plamy.

- Zrobię jajecznicę z bekonem - Powiedziała do Johna Melody - To postawi nas na nogi po tym winie… też dostaniesz, nie będę taka żyła.
- Będę wdzięczny - uśmiechnął się lekko - ze nie pozwolisz współtowarzyszowi podróży umrzeć z głodu.
Zaczął kroić chleb.

Elizabeth zmusiła się do tego, aby usiąść i od razu złapała się za głowę.
- Dzień dobry - Powiedziała cicho, ale słyszalnie - Czuje coś smacznego.
- Dobry... - rzucił John, poświęcając Elizabeth krótkie spojrzenie.
Melody w skarpetkach, spodniach, i nieco rozchełstanej koszuli, odstąpiła od "kozy", i zbliżyła się do Dixon. Na mały moment gotowanie przejął John. Gregory była trochę blada, i zapewne skacowana, choć nie tak mocno jak właśnie Elizabeth.
- Wstawaj śpiochu, umyj buzię, i siadaj do śniadania - Powiedziała z uśmiechem dziewczyna, przyklękując przy jeszcze nieco rozespanej Elizabeth.
- Buzię? - Spytała nie do końca wiedząc co do niej mówi, ale po chwili bodźce dotarły do niej prawidłowo - A buzie… Najpierw muszę się napić… Masz może jeszcze trochę tej lemoniady? - Elizabeth spojrzała na nią kocimi oczami.
- Ktoś wszyyyyystko wypił, i to chyba nawet w nocy? - Powiedziała Melody rozglądając się po okolicy, i udając, iż nie chodzi o samą Dixon. W końcu podała jej bukłak z wodą - No chyba, że chcesz kawę?
- Jeśli nie chcesz czegoś mocniejszego, to zostały tylko woda i kawa - wtrącił się John.
- Na razie woda mi starczy. Pomożesz mi wstać? - Zwróciła się do Melody, która klęcząca koło niej. Ta pokiwała głową, wstała, po czym wyciągnęła obie dłonie do Dixon, a ta łapiąc za nie mocno podciągnęła się do góry.
- Jak ty możesz dzisiaj funkcjonować? - Zapytała przymykając oczy, co było spowodowane bólem głowy.

John, zajęty szykowaniem śniadanie, nie mieszał się do wymiany poglądów, a jedynie jej się przysłuchiwał.

- Ja wypiłam jedną flaszkę, a ty dwie? - Uśmiechnęła się lekko Melody i spojrzała na towarzyszącego im mężczyznę - John ma lekarstwa, może coś zaradzi? Mi pomogło…
- Jakie jedną? To co zrobiłaś z tą od Arthura? - Dixon też spojrzała na Johna - Serio masz coś na kaca?
- Na kaca to nie - odparł - chyba że chcesz coś znacznie mocniejszego od kawy. Ale na ból głowy coś się znajdzie. To czym jesteś zainteresowana - whisky czy tabletka?
- Zdecydowanie tabletka - Odparła bez zastanowienia "Ognista", którą aż wstrząsnęło na myśl o alkoholu.
John sięgnął do swych zapasów leków.
- Popij wodą - powiedział podając dziewczynie tabletkę, zamiast wody ognistej.
Dixon przyjęła tabletkę, sięgnęła też po wodę, aby zrobić tak jak polecił John. Po połknięciu spojrzała w stronę kozy.
- Co tam pichcicie? - W tym momencie zorientowała się też, że dopiero co przed chwilą opuszczony koc odsłonił jej ciało, które było ubrane jedynie w koszulę nocną - Przepraszam za mój strój, mam nadzieję, że cię nie gorszę? - Zaśmiała się delikatnie.
- Za chwilę się ubiorę.
- To Melody ma talent - odparł John. - Moim zdaniem to jajecznica i bekon.
- I nie, nie musisz się mną przejmować - dodał.

- To. Jest. Jajecznica - Poprawiła go dziewczyna - I miałeś jej chwilę pilnować…
- Przecież widzisz, że jest dopilnowana - odparł. - Przed momentem sprawdzona. Z pewnością się nie przypala ani nic złego się z nią nie dzieje. Sama zobacz.
- Taaaaa, i już prawie po niej! - Melody doskoczyła do patelni, po czym zaczęła w niej szybko mieszać, psiocząc pod noskiem.
- Przecież nic się nie przypaliło - powiedział John.

Elizabeth w tym czasie wróciła do miejsca noclegowego i zobaczyła jaki bałagan zrobiła ze swoich rzeczy wczoraj w nocy szukając koszuli nocnej i spodni. Przeszła w klęczki i zaczęła szukać czegoś, co mogłaby na siebie teraz włożyć.

Zdaniem Johna koszuli nocnej Elizabeth brakowało nieco do ideału, ale mimo tego nieźle podkreślała wypięte kształty dziewczyny. No a właścicielka chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, że owa koszula nie jest tak nieprzezroczysta, jak by można sądzić na pierwszy rzut oka. Ale wystarczyło uważniej się przyjrzeć, by dostrzec parę szczegółów, których dobrze wychowane panienki zwykle nie pokazują całemu światu.
 
Kerm jest offline