Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2022, 00:53   #83
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Szlachetną przyjemnością było odsapnąć sobie wreszcie, czy może nawet zasapać się – zależało jak się wieczór ułoży – ale tak czy owak, zmienić nieco tempo. Zluzować i wsiąknąć w fotel, albo przeciwnie, nachapać się adrenaliną i wrażeniami, ale tym razem celowymi, wybranymi jak u kelnera. Rust potrzebował jednego i drugiego, bo od dobrych paru tygodni ślizgał się po cienkiej tafli, dalej i dalej od brzegu. Pierwszy raz od dawna móc żyć chwilą, zamiast dać się jej tłamsić było pożądaną odmianą.

De Groat pił i obficie zakąszał, rozzuchwalony tańcował i przyszło mu nawet zejść na śpiewy, odpowiadając serdecznością na serdeczność. Poświńtuszył nieco z Kathriną, przerżnął w karty parę ładnych złociszy, pofolgował sobie w płomiennej dyskusji z Rumburakiem, rozpętał małą awanturę, aby potem ją ukoić i pogodzić wszystkich stawianymi od serca kolejkami.

Mimo przysłowia, przyjemne rzadko splatało się z pożytecznym, ale tym razem Rust wiedział swoje. Żale i bóle Lothara, przegląd tematów Rumburaka i przegląd reakcji jego adeptów na same tematy, bez goryczy przegrane czy oddane pieniądze w hazardzie, kolejkach czy napiwkach stanowiły inwestycję. W zabawie szło najlepiej rozeznać się, co w trawie piszczy. I tylko…

* * *


- I żeby tylko ten łeb tak nie napierdalał… – Rust stęknął wpatrując się w odbicie na tafli wody i zaraz odgonił sobowtóra, pakując łeb do miski. – Żeby tak łeb nie napierdalał to, powiem ci Greger, byłoby klasa. Zabawa fest.

- Wierzę – Drab spojrzał na chlapiącego się kompana spode łba. – Jak wróciłeś nad ranem, budziłeś mnie, żebyśmy kasztany piekli. Łaziłeś, kurwa, po całym pokoju szukać żarcia, po ścianach cię nosiło… W końcu żeś zaczął jakiś biszkopt wpierdalać… Nie wiem – kurwa - jak, ale okruchami cały pokój zajebałeś. Po wszystkich łóżkach, nawet w szafie leży…

- Nie powiesz, że się nie podzieliłem – De Groat wytarł się i zaczął grzebykiem układać mokre włosy. – Zresztą, żale jak z klubu seniora. Brzmisz jak swój stary.

Bedhof wstał z wyra – może poruszony złośliwością, może faktycznie wymęczony już zaleganiem jak kłoda, ale nadejście gości odebrało mu moment na replikę. Czas na zbiórkę i wspólne śniadanie pozwalały na rewanż, ale teraz, z perspektywy sali zamkowej, spod wzroku arystokratów i rycerzy, poranne sztyletowanie słowami wydało się tak małe i odległe.

* * *


Teraz słowa przybrano w stal. I zwieszono nad delegatami Serrig, od słów warunkując wyrok na nich.

Rust w czasie całej audiencji występował pod herbem powagi i szacunku. Nie dopuszczał do twarzy większych emocji, ale widocznie kiwał głową na wdzięczną zgodę za słowami protektorki i lekko oponował kiwnięciami na słowa rycerzy, ale bez niegrzecznej negacji, czy – nie daj Boże – wchodzenia im w słowo. Po skończonej przemowie Lady, skłonił się lekko i wyszedł przed szereg towarzyszy.

- Szanowni Panowie – zaczął do rycerzy adekwatnym mixem szacunku i godności własnej. – Wasze konie czekają na was gotowe i oporządzone w stajniach. Rozumiem, że towarzyszyła Wam co do tego wątpliwość zanim tu przybyliście, ale teraz, gdy przyjęto Was na zamku i słyszycie te słowa tu, w tym gronie, przed tym audytorium, byłoby pewnie dla Was równie śmiesznym, co niewłaściwym, poddawać je w wątpliwość. Padają w końcu w obliczu władzy reprezentującej tę ziemię i za jej pośrednictwem, samo Imperium.

Wąsaty przekręcił głową z ramienia na ramię, zakręcając do tego wąsem. Widać pomagało mu to w myśleniu, ale w myśleniu i mówieniu wyprzedzał go jednak łysol.

- Uprowadzenie wierzchowców i gotowość, by oddać je dopiero pod koniecznością nie zmienia kwalifikacji czynu. – Ten niebędący jurystą, a tylko sługą bożym, naprawdę lubił mieć wymówkę za urąbaniem komuś głowy. – Intencja jest decydującym czynnikiem oceny występku.

- Przy pełnej zgodzie z tymi słowami, pozwolę sobie zapytać, a zapytam obu panów, bo obaj tam byliście. – Rust spojrzał to na jednego, to na drugiego. – Czy mając wątpliwość, co do tego, czy konie odzyskacie, mieliście też wątpliwość, co do tego, czy konie są Wam odbierane w drodze kradzieży, a bez żadnego uzasadnienia?

De Groat popatrzył po nich i zanim którykolwiek zareagował, pokiwał głową, jakby zgadzał się z ich repliką.

- Właśnie tak. Jak wszyscy pamiętamy, mówił pan po jasnym wskazaniu, że konie są rekwirowane w najwyższej potrzebie i że będą Wam zwrócone, że „nic wam do naszych sporów i wróżd”, przyjmując, że jesteście wyłączeni ponad prawo tych ziem. – Rust zobaczył, że łysy zbiera się, by wejść mu w słowo i przerwał na chwilę. Kiwnięciem jakby to zaprosił go do odpowiedzi, ale zanim ten zdążył się odezwać, szybko zaczął mówić dalej. – To zrozumiałe, że ciężko o zaufanie, gdy taka rekwizycja dzieje się nagle, ale po wszystkim wciąż przedstawiać to w taki sposób, jakby człowiekiem wciąż powodował żywioł gwałtownej chwili, sugerowałoby już złą wolę. Czy nie byliście, Panowie, świadkami ewakuacji wioski, którą w trosce o ludność zarządzono?

- Fioski, któhą podpalono – rzucił złowrogo wąsaty.

- W trosce o chłopów z wioski, mimo naszych ran i naglącej konieczności powiadomienia protektorów tych ziem o czyhających na krainę zagrożeniach, poinstruowaliśmy ich najpierw o konieczności ewakuacji i zorganizowaliśmy jej zręby. Nie sposób tego podważyć, a jeśli wspieraliście uciekinierów, sami wiecie o tym najlepiej. Widzieliście wszak… – Rust odstąpił na krok w prawo, odsłaniając postać Waldemara. – Że jeden z nas, kierując wozem – jeszcze raz wspomnę, pomimo naszych zobowiązań – wyruszył z ewakuowanymi, oferując pomoc i przewóz?

Obaj rycerze surowo zmarszczyli brwi, najpierw jakby wzdymając się w oburzeniu, a potem skupiając na postaci Waldemara. Trochę niby kojarząc, a trochę nie, skonfundowani.

- N-n-no… – Wąsacz podrapał się po brodzie. – Nie wiem... Może i jechał z nimi...

- Istotnie tak przecież było, prawda? Ostrzegliśmy i zorganizowaliśmy ludność dla jej bezpieczeństwa wobec ataków i pożarów w Neuwaldzie, informując Was, Panowie, że w świetle tych zdarzeń troska o bezpieczeństwo wymaga rekwizycji koni, które będą zwrócone – Rust potakiwał wąsatemu, jakby ten rzeczywiście zgodził się z czymkolwiek. Wyglądało, jakby niektórzy wokół faktycznie nabrali wrażenia, że się zgodził i teraz tylko brakuje pieczątki na wspólnym sprawozdaniu. – Do tego jeden z nas doglądał jeszcze transportu ludności, dopóki nie będą bezpieczni. To, że w obliczu tego zaatakowano nas wtedy fizycznie i teraz atakuje się zarzutem oszustwa i kradzieży… Jest najlepszym dowodem potwierdzenia słów Jaśnie Wielmożnej Lady Henrietty von Serrig, że doszło tu do nieporozumienia.

Rust szybko przeleciał wzrokiem od rycerzy do Lady, współdzieląc między wszystkich grzeczne skinienie głowy. Czuł pot spływający po karku, ale trzymał minę w oczekiwaniu na ripostę braciszków.

Rzuty: 66, 78, 38, 2, 27.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 07-04-2022 o 01:01.
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem