Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2022, 23:18   #81
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Szermierzy to my z nich nie zrobimy za szybko - Semen delikatnie ujął poziom wyszkolenia rekrutów - Trzeba im dać topory, tu nie trzeba finezji. Szybciej się nauczą.

*
Pokuśtykali zobaczyć co to za harmider.
- Mus na przepytać ich, ilu, jak uzbrojeni i kto to był.
 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 06-04-2022, 14:09   #82
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Teoffen:

- Na Sigmara zaklinam i o spokój i pokój między ludem imperium upraszam.
Trzech reprezentantów ma zostać co na zamku wieści zda. Reszta odjeść, burd nie wszczynać. Spójrzcie w symbol święty i idźcie Młotodzierżcę błagać o grzechów waszych odpuszczenie jak i łaskę prosić. Ludzie dobrej woli. Za Sigmara! Za imperium! Za panicza Detlafa!
- krzyknął Schlejer wodząc wzrokiem po tłumie. Widział wzburzone twarze, które jakby zapadały się w sobie a tłum przestał napierać na strażników zamku, cofając się z czapkami w dłoniach. Tylko białki, jak to białki, nie były tak łatwe do spacyfikowania.

- Ta? Modlić się?! Chałupy nam spłonęły! - chuda baba w ubłoconej kiecy i kwiecistej chuście na głowie uniosła pryszczatą gębę spoglądając na we wzburzeniu na Dextera a kilka innych jej zawtórowało. Gdzieś z tyłu rozległ się płacz dziatek z trudem uspakajanych przez rodzicieli.

- Gdzie my teraz mamy iść?!

- Nam pany od panicza na zamek uciekać kazali!! Dobytek cały cośmy dźwignąć mogli ze sobą mamy - wsparła ją druga starsza i równie ubłocona co ta pierwsza. Trzecia, która chciała się wyrwać do przodu dostała w pysk od stojącego obok chłopa; pewnie męża; i zwaliła się w błoto. Kilku innym też dostało się chyba po kuksańcu, bo w tłumie słychać było jęki babskie i męskie, stłumione głosy. Przekleństwa.

- Raz jeszcze mówię i mówię to po raz ostatni. Starszy z wioski i dwóch co widzieli wszystko i przedstawią Paniczowi Detlefowi swą suplikę. - Dexter uzmysłowił sobie, że wieśniacy pewnie nie zrozumieją słowa „suplika” więc zaraz się poprawił - Prośbę znaczy się. Jegoście ludzie, więc pewnie da wam opiekę a krzywdy wynagrodzi, ale wpierw rozeznać się musi i wysłuchać w spokoju a nie w jazgocie tego co się stało!! Starszy i dwóch co łeb mają na karku pójdą za mną a Panicz przyjmie ich, kiedy czas po temu znajdzie. Reszta niechaj we wiosce i podgrodzi na razie szuka schronienia. Ale wpierw do kaplicy udajcie się wszyscy Sigmarowi podziękować za ocalenie i prosicie o ukaranie sprawiedliwe winnych tego co się stało. I o łaskę zadośćuczynienia, bo wasze straty i krzywdy wołają o pomstę do nieba i Sigmara Wszechmocnego błagać trzeba coby tak właśnie się stało. Tylko w opiekuńczych ramionach Młotodzierżcy znajdziecie ukojenie i obietnicę sprawiedliwej pomsty! - Dexter sam był zaskoczony z jaką łatwością dostosował swe słowa do prostego ludu. Widać, nie wypadł z obiegu i wciąż potrafił panować nad tłumem, bo spośród chłopów wyłoniła się trójka, która z czapkami w ręku posunęła się w stronę strażników przechodząc przez otwartą bramę. Reszta marudząc i mrucząc pod nosem cofnęła się i ruszyła na pogodzie, w kierunku samotnie sterczącej na małym wzniesieniu kaplicy Sigmara Młotodzierżcy. Dexter nie chciał być w miejscu wyrwanego ze snu Alofsa Dithmeiera, lokalnego kapłana, ale póki co nie był to jego problem. Zadowolony z siebie schował dzierżony w wyciągniętej ręce symboliczny młot, po czym zeskoczył z beczki. Pierwotny plan, by zwiać z zamku do miasteczka, teraz wydał mu się nieco przereklamowany, bo wiedział że prędzej czy później chłopstwo znów go opadnie i w nim teraz szukać będzie pomocy a na użeranie się z wściekłymi babami nie miał żadnej ochoty. Ucieczka przed jedną starą babą w łapska wielu była by zamianą przysłowiowej siekierki na kijek. Dostrzegł stojącego z boku srogiego kislevitę, który przyglądał się jego przemowie z boku i teraz nagrodził go bezgłośnymi brawami. Ruszył ku niemu w chwili, kiedy ten wołał właśnie jednego ze strażników.

- Który tu starszy?! Nu won, wołaj swołocz a migiem!! - Semen nie miał zamiaru puścić głupoty płazem. Po kiego licha otwierali bramy zamku, które nocą wszak zawsze zawarte były i być powinny. Byle chmyzy przecież mogły się przebrać za wieśniaków i po rozwarciu bramy mogły wedrzeć się pod tym przebraniem na dziedziniec. To zaś skończyłoby się najprawdopodobniej rzezią. Gdyby ktoś miał wrogie zamiary wobec Teoffen a od wczoraj Semen nie miał wątpliwości, że tak było.

- Czego wołacie panie kozak?! - Dziesiętnik nie był gołowąsem, Semen znał go z kilku spotkań na placu ćwiczebnym, ale też nie grzeszył pomyślunkiem. Dexter wyczuł jakąś zawiść w głosie dowódcy zamkowej straży, kiedy ten zwracał się do Semena.

- Po kiego licha bramę żeś rozwarł jak dziwka nogi? Po co brama?! Po to by nocą zawarta była głupku! Rozewrzeć ją można tylko jak Panicz tak rozkaże, bo przy nim władza a rozkaz był jasny przecież „Bramy trzymać zawarte”!! Czego w tym rozkazie nie rozumiesz głupku? - Semen podszedł do dziesiętnika, który teraz czerwieniał na twarzy wkurwiony niemożliwie za połajankę na oczach jego podwładnych i Dexter pewien był, że gdyby tej lekcji udzielił mu ktoś inny, pewnikiem już by leżał na dziedzińcu w otoczeniu kopiących go strażników. Ale to był Semen a jego pozycja na zamku była niepodważalna. Nie po tym co uczynił pod Wusterburgiem, na trakcie ratując Lorda i później pokazując na ćwiczebnym placu. Albo i wczoraj, bo plotki o tym co się zdarzyło w lesie już obiegły pewnikiem zamek. A gdyby i nawet nie obiegły, to surowe oblicze kozaka i jego ciemny od krwi wrogów przyodziewek mówiły same za siebie.

- Ja żem, ja żem, ja… - słowa zamarły na ustach dowódcy a wściekle czerwona twarz nie pozostawiała złudzeń co do buzujących w nim emocji. Emocji, które swoją drogą potrafił jednak opanować.

- No wiem, usłyszałeś płacz dziatek i bab i żeś się ulitował. To dobrze, tak trza, wiadomo, że serce ściska. Ale pamiętaj, nigdy więcej! Bramy trzymaj zawarte. Poniał?! - Semen dodał pochwałę, bo widział sam, że dziesiętnik zaraz eksploduje. Słowa kozaka widać wywarły oczekiwany skutek bo ten ostygł nieco a jego dłoń przestała nerwowo błąkać się wokół rękojeści miecza. Miast więc wybuchu pokiwał głową a Semen poklepał go po ramieniu, chcąc zatrzeć wrażenie wywołane surową reprymendą. - Dawaj tych kmiotów. Poprowadzimy ich z paniczem Schlejerem na zamek i wypytamy po drodze. - Semen skinął na chłopów by poszli za nimi. Dostrzegł również, że dziesiętnik dodał im dwóch strażników do pomocy. Podziękował mu zatem skinieniem głowy i ruszyli z Dexterem do zamku. Wysłuchując po drodze opowieści kmiotków z Rozdroża. A ta była… dziwna.


***

Teoffen, Philippus:

Philippus długo nie mógł zasnąć. Kotłowały mu się w głowa słowa, które zdało mu się, że słyszał, kiedy badał Lorda Erycka, wracającego powoli do zdrowia. Słowa i spojrzenie. Pełne zrozumienia, cierpienia i lęku. Lęku tak wielkiego, że medyk z trudem rozwarł zaciśnięte mu na nadgarstku, wychudzone palce chorego. Chorego, który przecie szybko wracał do zdrowia i który chyba tylko z własnej woli wciąż leżał na łożu boleści. Wystraszone spojrzenia Lady Matildy, która wszak była żywo zainteresowana powrotem do zdrowia swego męża. I służby, która zdawała się lękać powracającego do zdrowia Lorda, o którym przecież wszyscy na dworze mówili w samych superlatywach. Medyk siedząc nad zastawionym księgą i rozłożonym, śpiącym terierem stołem, zastanawiał się czy prawdziwie usłyszał szept badanego “Gdy przyjdzie pora zabij mnie. Błagam!”. Co też miał on na myśli? Czyżby też… też nawiedzały go krwawe wizje i sny, którymi oni, uciekinierzy spod Wusterburga, dzielili się od czasu do czasu. Czyżby i na niego spływała krwawa mgła, która tak odmieniała Semena? Czyżby słyszał te same co i on… głosy?

“Te mana ora o te whenua” powtarzał bezgłośnie wykonując skomplikowane gesty dłonią z trudem układając palce w wymyślne wzory. Czuł płynącą pomiędzy nimi energię, ale czuł też, że nie chce na głos wypowiadać słów inkantacji. Wolał skupić się na terierze i jego wyraźnie widocznej, osnutej krwawymi pasmami ranie. A gdyby tak dopleść trochę zieleni? Miał wrażenie, że próbuje zmieniać efekty zamiast przyczyny. Może zatem trzeba dodać słowa? “Vitae” i “Perfusus”, które same się pchały medykowi na usta. A dłoń trzeba by dać tak, by tylko minimalną ilość…

-Dare Vitae Perfusus… - wyszeptał tak cicho, że niemal sam nie słyszał swego głosu.

Poczuł jak pasma, tym razem przeplatane z zielenią, same ułożyły się w wymyślnym tańcu skupiając swą esencję na widocznych ranach na uchu teriera. Ranach, które na oczach oniemiałego z wrażenia Philippusa zaczęły się zasklepiać, scalać a pochwili wręcz bliźnić i pokrywać sierścią. Medyk oniemiały spoglądał na śpiącego psa nie mogąc do końca zrozumieć tego co się stało. Jednak znów poczuł osłabienie, jak w dolinie gdy stanął twarzą w twarz z druidem, a z nosa pociekła mu krew, która kapała na jego kolana. Przez chwilę spoglądał na nią z roztargnieniem, aż wreszcie gdy pociemniało mu w oczach i czuł nadchodzące omdlenie nie kłopotał się nawet dobrnięciem do łoża. Zwyczajnie zsunął się z krzesła na drewnianą podłogę. I to było ostatnie co zapamiętał…


***

Serrig
“Pod śniętą Rybką:”


Oberża nie pękała w szwach, ale też między bogiem a prawdą trudno było w niej znaleźć miejsce siedzące. Szczęściem Rust wespół z Lotharem, którzy zresztą szybko znaleźli wspólny język, sprawnie opróżnili jeden z alkierzy z jakichś mieszczan żegnając ich życzliwymi kopami i spijając zamówiony przez tychże dzban cieńkusza w podzięce. Leo parsknął śmiechem na ten widok, nie on jeden zresztą, bo zawtórowała mu grupa obserwujących zajście krasnoludów, którzy umijali sobie picie zawodami w siłowaniu. Rust aż pożałował odbitej podróżą dupy Gregera. Gdyby ten teraz był w karczmie z pewnością dołączyłby do zabawy, a tak zostały im dziewczęta i upicie się na umór. Nie, żeby którykolwiek z nich miał cokolwiek przeciw temu, ale zawsze to byłaby jakaś odmiana. W kącie jakiś czarnowłosy czaruś, którego Leo w myślach nazwał “Szpicbródka”, ogrywał kilku lokalnych cwaniaków w biskupa. Jedną z najgłupszych i najbardziej prymitywnych gier jakie znał świat. Ot, wygrywał ten co zebrał rycerza, giermka i tuza, obojętnie jakiej maści, a przy tym nie miał damy. Prymitywna zabawa dla wozaków, ale sądząc po leżącej na stole kasie, stawki były co się zowie! Rust chciał się przez chwilę przyjrzeć grze, ale Leo przytrzymał go i posadził samemu wstając od stołu i ruszając do jakiegoś swojego znajomka. Rust wiedział, że odmieniec ma dość krytego żartami utyskiwania Lothara na to, że Leo go porzucił a teraz wysoko mierzy. Nie dało się ukryć, że takiej gadki Rust też miał po korek, ale na szczęście towarzyszyły im dziewki a nie ma lepszego sposobu poprawę humoru niż dobre winko i dziewki. Cieńkusz może nie był najlepszym z trunków, ale “BruBru” niczego odmówić nie można było więc i w alkierzu zrobiło się jakby weselej.

-Mówię wam, trzymajcie się od dworu z dala, bo tam łacno można palce we drzwi wrazić! - Lothar przerwał na chwilę zabawę piersiami Bru i zwrócił się do Rusta, który zdążył już zamówić lepszy trunek u służebnej, która szparko zjawiła się w alkierzu.

-Co masz na myśli? - opcji było tak wiele, że Rustowi nie chciało się kombinować. Uważał zresztą, że czasem trzeba prostą drogą zmierzać do celu. Odebrał dzban wina i cztery świeże kubki i w podzięce klepnął dziewkę w tyłek, na co zresztą wyraźnie czekała wypinając zgrabny kuperek. Lothar zaśmiał się serdecznie widząc jak Bru fuknęła. - Weź nie pajacuj. Widzę że masz łeb na karku. Tu na dworze ostatnio dużo ludzi się kręci. A to kupcy, co to z naszą Lady interesa jakieś mieć by chcieli, a to cechowi o przywileje za straż jaką wystawili, a to wysłannicy sąsiednich lordów. Nawet ci zakonnicy, o których pytałeś. Mówię cały czas Fretce byśmy się zwijali. Co to nam źle u nas? W koło lasy, góry. Spokój. Jest gdzie zapolować a i nie tylko na dzikiego zwierza! Lothar mrugnął do Rusta porozumiewawczo i zanurkował w dekolt rozsznurowanej sukni Bru. Chwilę bawił się piersiami a Rust napił się z kubka i zacmokał zadowolony. Trunek był o niebo lepszy od tego, którym wcześniej raczyli się mieszczanie. Widać karczmarz miał oko do klientów i byle czego nie dawał. Jakaś dziewka, całkiem całkiem wdzięczna, tańczyła na stole w rytm skocznej melodii wygrywanej na fujarkach przez kilku podchmielonych wozaków czy innych dokerów. Zabawa na całego.

Leo tymczasem podszedł do bawiącego młodszą klientelę swymi sztuczkami RumBuraka. Przywitał go skinieniem głowy a ten przerwał na chwilę sztuczki i zostawiając młodzież podszedł do odmieńca mówiąc - Mam coś dla ciebie! Spisałem ci kilka słów, byś sobie nad nimi podumał w samotni i poćwiczył. Najlepiej gdzieś przy ogniu! Tylko wiesz, ostrożnie! . Leo skinął głową doskonale rozumiejąc o czym ten mówi. RumBurak znany był z umiejętności wykraczających ludzkie pojmowanie świata rzeczywistego oraz poglądów, za które można byłoby go posłać na stos. Albo choć na długie godziny modlitwy do Opactwa Słusznego Gniewu. Do tej części sigmaryckiego opactwa gdzie w samotnych celach głosiciele swych nowoczesnych idei mieli czas na kontemplację, duchową odnowę i poprawę światopoglądu. Gdyby opactwo nie zostało spalone. Leo przytrzymał rękę czarownika gdy ten dawał mu wąski rulon zwiniętego pergaminu ukradkowo rozglądając się na boki. Był w tym tak wprawny, że najpewniej każdy mógł ujrzeć jego sekretne manewry.

- Ha! Biskup! - ryknął jeden z graczy uradowanym głosem wywalając karty na stół. Towarzyszący mu współgracze zacmokali ze smutkiem, ktoś zaklął szpetnie a “Szpicbródka” pokręcił ze smutkiem głową. Zręcznie też wysupłał zza pazuchy kolejną trójkoronówkę i rzucił ją od niechcenia na stół mówiąc - Rozdawaj! Wchodzę i podbijam!- Leo zwrócił uwagę, że wszyscy przy stole zamruczeli widząc zakład stawiany w ciemno. Był niemal pewien, że kanciarz ich wnet oszuka, ale miał swoje sprawy na głowie a chciał je załatwić szybko. RumBurak.

- Widzimy się jutro? Dam ci znać, co mi się z tego udało zdziałać! - powiedział do czarownika, który poświęcał całą swoją uwagę Malvie tańczącej do skocznego rytmu granego na fujarkach. Było na czym zawiesić oko i Leo obiecywał sobie, że kiedyś sprawdzi jaki z tej pasieki wychodzi miodek. Wiedział też, że i Lothar by takim nie pogardził. Dobra zabawa w trójkę zawsze lepsza, niż we dwoje. W dowolnej konfiguracji. - Nie wiem czy mnie jutro złapiesz bo idę na mury. Wiesz, popatrzeć jak ci rycerze co to mają na północ ciągnąć się prezentują. Ludzie mówią, że wielkim obozem kilka staj od miasta już stoją a jutro będą dalej maszerować, bo im jaśnie wielmożna wstępu do miasta zabroniła. Mądra kobitka, nie ma co! Przecie oni ponoć z granicznych przychodzą, to wiesz jakie to muszą być wygłodniałe dzikusy. Tylko nasze panny jakby posmutniały nieco. Ale myślę, że rychło im przejdzie. Posłuchaj, bo muszę do uczniów wracać, stań przy ogniu i powiedz formułę. Na początku może przy świecy. I ćwicz. Zobaczysz, jaka heca! - RumBurak był podekscytowany i łypał teraz na Leonidasa swym kaprawym ślepiem. Leo wiedział, że stary przechrzta nie powie mu nic więcej, bo lubił wystawiać go na próbę. Leo schował zwój w kieszeni i poklepał w podzięce czarownika po ramieniu. Ten uśmiechnął się, uścisnął mu dłoń i wrócił do swoich adwersarzy. Leo przez chwilę jeszcze patrzył jak z marszu wchodzi w dyskusję i pokręciwszy głową ruszył do alkierza, gdzie zostawił chłopaków. Po drodze usłyszał jeszcze faerię krzyków i przekleństw wskazującą na to, że czarnowłosy, ulizany “Szpicbródka” odkuł się w biskupa.

- Pij Leo, bo jest za co! Bru obiecała przedstawić nas fraucymerowi na zamku! - Lothar rozwalony na ławie bez skrępowania zabawiał się piersiami służącej a Rust mościł na kolanach jedną ze służebnych. Po krótkich włosach Leo poznał Kathrinę. Pochwalił w myślach wybór, bo choć Kat miała ostre rysy i nawyki żbika, w łóżku potrafiła człowieka rozpalić do białości.

Leo przysiadł. Po drugim kubku opuściło go zmęczenie i nabrał ochoty do zabawy. A dzięki skrupulatności karczmarza można było nie tylko zjeść, ale i suto zakropić. Z tego też względu ich mała zabawa trwała długo. Na tyle długo, by zdążyli wdać się w mordobicie z dokerami, którzy aż nazbyt śmiało zaczęli poczynać sobie z lokalną czarnowłosą pięknością, ujrzeć czmychającego RumBuraka kiedy w drzwiach pojawiło się kilku podgolonych mnichów z sękatymi pałami nie tylko do podpory, wesprzeć karczmarza w oswajaniu zbyt zapalczywych graczy, którym już do nożowej rozprawy nie było zbyt daleko i zwycięsko skorzystać z wdzięczności Malvy, Kat, BruBru i Gieni, która po wypitym winie okazała się posiadaczką co prawda szczerb, ale i całkiem sprawnego języczka. Kiedy podchmieleni, wspierając się razem wracali do zamku, o niczym więcej nie myśleli jak o łożu. Wygodnym łożu. Albo jakimkolwiek innym. Byle dało się na nim złożyć ciążącą głowę…


***

Teoffen:


Poranek zastał ich w łożach i pewnie pozwoliliby im się gościć w nich dłużej, gdyby nie pilne wezwanie od Lorda, które przekazała im służba. Ogarnęli się więc w miarę sprawnie w biegu zajadając śniadanie i w pośpiechu wdziewając przyodziewek. Pytana o przyczynę pośpiechu służba rozkładała ręce i dopiero gdy stanęli u progu wielkiej komnaty, w której zwykle Panicz Detlef i Lady Matilda dokonywali posłuchań, uzmysłowili sobie jedno. Wezwanie płynęło od ”Lorda”! Philippus zastanawiał się, czy aby nie przesadził z dekoktem, ale nie było już czasu na zbyt długie rozważania. Straż otworzyła wielkie wrota wpuszczając ich do środka.

Pierwszą rzeczą, która rzuciła im się w oczy, było to, że pod ścianą komnaty stoi sześciu uzbrojonych zbrojnych prężących się w swoich łuskowych pancerzach, z mieczami u boku i włóczniami błyszczącymi grotami. Drugą był rozparty na swoim troni Lord Eryck, pan na Theoffen. Wychudły długotrwałą chorobą, pobladły, ale nie pozbawiony surowości oblicza. Odziany w czarny wams i takież spodnie i tylko wysokie czerwone buty było jakimkolwiek kolorowym dodatkiem w jego ubiorze. Stojąca po jego prawicy Lady Matilda trzymała dłoń na ramieniu męża. Wystrojona, dostojna, uśmiechała się kącikami ust, co nie zdarzało jej się ostatnio zbyt często. Syn lorda, Detlef, stał przy oknie odziany w półpancerz a jego młode oblicze targane było wyraźnie sprzecznymi uczuciami. Widać panowanie w Teoffen weszło mu w krew i myśl, że znów powrócić ma do roli dziedzica nie do końca mu odpowiadało. Ale wszystko to były sprawy wielkich, oni wezwani przed lordowskie oblicze byli nikim. Postąpili więc do przodu i głębokim ukłonem przywitali Lorda Erycka, pana na Teoffen.

-Wzywałeś nas panie.- odezwał się w imieniu wszystkich Philippus. Z Semenem i Tupikiem u boku czuł się bezpiecznie. Na ile w tych okolicznościach można się czuć bezpiecznie. Wiadomo, łaska pańska na pstrym koniu jedzie. Jednak obecność Dextera i Lanwina żywotnie wskazywała na to, że całą piątkę wezwano ze względu na ich rolę w niedawnej “delegacji”. Cóż, wszystko przecież już powiedzieli i nie bardzo było co dodawać. No, ale rolą pana jest kazać a innych słuchać.

- Wezwałem was. W pierwszej kolejności by podziękować waszej trójce. Z ocalenie życia i powrót do zdrowia. - Lord Eryck miał mocny i niski głos. Choroba, która trawiła go od dłuższego czasu widocznie w końcu ustąpiła. Choć Philippus nie nazwał by go jeszcze “ozdrowieńcem”. ”Ciekawe czy lord pamiętał swą wczorajszą prośbę?” pomyślał. -Wasze zasługi nie zostały zapomniane. Chcę, byście przyjęli moją służbę w której już poniekąd jesteście. Wiem, jakich bohaterskich czynów dokonaliście pod Wusterburgiem. Wiem też, że własnym życiem ryzykowaliście by przewieźć mnie do zamku. Wiem o dniach pełnej poświęcenia służby oraz opieki, dzięki której mogę dziś do was mówić. To dzięki wam radość wróci do Teoffen. Tupik zastanawiał się, czy ci, których “Łupacz” obłupił ze skóry też będą radzi, ale swe przemyślenia zachował dla siebie. - Teoffen jest wam wdzięczne. Aby zaś nie tylko słowami wyrazić Wam swą wdzięczność, chcę by było wiadomym, iż planuję powołać Was do rycerskiego stanu, którego wszyscy jesteście godni, i nadać Wam ziemię, zamek w Starych Sadach, byście swą służbę na zawsze związali z moim rodem. Trzeba było przyznać, że udało mu się ich zaskoczyć. Tupik rozdziawił gębę zastanawiając się, czy aby wspomnieć o swoim szlachectwie, Philippus w myślach zastanawiał się jak miałoby to wyglądać a Semen myślał nad konsekwencjami przyjęcia do rycerskiego stanu. I każdy w pamięci miał Stare Sady, włości graniczące z ziemiami na których dziś ponoć panoszyli się rewolucjoniści. - Wymaga to jednak czasu a tego nie mamy wiele, bo wiecie, że nad Teoffen zawisły czarne chmury i wojna oparła się o nasze granice. Jest mi wiadomym, że braliście udział w delegacji. Mój syn liczył, że da się pokojowo rozstrzygnąć odwieczny spór pomiędzy Teoffen i Serig. Pomimo tego, że nie podzielam jego… naiwności płynącej z młodego wieku… tym razem podzielam jego zdanie. Gdy wichrzyciele stanęli u naszych granic i próbują skraść serca maluczkich nie czas na sąsiedzkie spory. Byliście w delegacji, znają waszą piątkę. Chcę, byście wyruszyli do Serrig i przedstawili swoje obserwacje Lady Henrietttcie lub jej ludziom. Chcę byście przy okazji dokładnie rozeznali czy Serrig gotowe jest do wojny. Ale nade wszystko mieli oko na zbrojny hufiec rycerzy Bractwa Mściwego Serca Jedynego, którego zastępy goszczą teraz w Serrig a wkrótce przechodzić będą przez Teoffen w drodze do Nerhen. Tam bowiem wolą mego pana, Barona Manfreda, planują osiąść. Doszły nas również słuchy o napadzie na wysłanników Bractwa i kradzieży ich wierzchowców do której doszło w Rozdrożach. Chcę byście zadbali, by ich przemarsz odbył się bez zbędnego zamieszania. Abyście zaś godnie reprezentowali Teoffen w tym dziele, otrzymacie dwudziestu zbrojnych orszaku, godny przyodziewek i konie. Chcę, by wszystkim wiadomym było, że Teoffen nie ma nic wspólnego z tym pożałowania godnym incydentem. Jak również, że w pełni potępia ten czyn i z całą surowością ścigać będzie jego sprawców. Karą za kradzież jest odjęcie prawej ręki, ale za zuchwałą napaść na osoby szaleckiego stanu tu, w Teoffen, za moich czasów stosujemy karę kwalifikowaną. Jeśli dowiecie się kim były owe kanalie żądam byście ich przywieźli do Teoffen. Już my ich tu ugościmy. Mój syn będzie wam towarzyszył. - ostatnie zdanie Lorda Erycka wypowiedziane zostało po chwili wahania. I jak widać nie uzgodnione z paniczem Detlefem, bo i on uniósł zaskoczony głowę. Jak widać z powrotem Lorda rządy Teoffen zaczęły wyglądać bardziej autorytarnie. Nie było jednak powodu, dla którego mieliby narzekać, więc odprawieni podziękowawszy ukłonem za “zaszczyty” wyszli z komnaty by przygotować się do odjazdu. Podniesiony głos Panicza Detlefa usłyszeli dopiero zza zamykających się drzwi komnaty.


***

Serrig:

Poranek nadszedł boleśnie. Zapite łby Rusta i Hansa powoli dochodziły do siebie. Greger z jękiem, bo wieczorny masaż był już tylko wspomnieniem. Tylko Waldemar żwawo się ocknął i aż pałał do dalszego zanurzenia się w księgach, ale był chlubnym wyjątkiem. Trochę pomogło im śniadanie wniesione przez służbę. I wino, które w kilku dzbanach, dodano do pachnącej jajecznicy, tacy serów, chrupiącego chleba i pęt kiełbasy. Tylko Leonidas, który dołączył do nich przy śniadaniu, orzeźwiony kąpielą którą zafundowała mu Maria, zdawał się nie odczuwać skutków wieczornego pijaństwa. Mieli jednak sporo sobie wzajemnie do powiedzenia, więc wspólne śniadanie pomysłem było przednim. I pewnie spędziliby nad nim więcej czasu, gdyby nie wezwanie od Lady Henrietty. Pilne.

Dwóch służących w oficjalnych liberiach czekało na zewnątrz i poprowadziło ich, gdy tylko się oporządzili. To ich nieco zaskoczyło, bo dotychczasowe spotkania z panią Serrig nie były nigdy aż tak oficjalne. Widok pysznej kratownicy na krochmalonych koszulach dwóch prowadzących ich ludzi był bardziej zaskakujący, niż czwórka strażników przydanych im dla powagi. Poczuli lekkie uczucie niepokoju. Zwłaszcza Leo zaskoczony był taką pompą, spodziewając się raczej dyskretnego zaproszenia od Corrado. Widno wydarzyło się coś, co zburzyło te plany. Doprowadzeni do wejścia do halli, gdzie prowadzono zwykle oficjalne spotkania z Radą z jeszcze większym zdumieniem ujrzeli czteroosobową straż pełniącą swą służbę z pełnymi honorami. Nawet halabardy, które dzierżyli, lśniły w jasnym świetle poranka, które słonecznymi promieniami wdzierało się przez strzeliste oszklone okna. Prowadzący sługa podszedł do dębowych wrót i zastukał oficjalnie. Gwar rozmowy dochodzący zza drzwi umilkł na chwilę i padło krótkie “Wejść!”

Sługa uchylił jedno skrzydło wrót gnąc się w dwornym ukłonie. Trudno było orzec, czy majordomus kłania się dostojnikom zgromadzonym w hali czy prowadzonym przez niego “delegatom”. Nie zastanawiając się nad tym długo weszli. Od progu uderzyła ich napięta twarz siedzącej na rzeźbionym tronie Lady, której oczy rzucały gromy. Nie miała co prawda pod ręką buławy, ale marna to była pociecha, bo salę zdobiły stojące ozdobne rycerskie zbroje o rękawicach zaciśniętych na solidnych mieczach. Niektóre z nich miały szczerby na ostrzach, co mogło wskazywać na ich nie do końca wystawowy charakter. Corrado był tu również, siedział u boku tronu na rzeźbionym krześle z wyraźnie pobladłym obliczem. Jednak to nie oni skupili na sobie spojrzenia wkraczających do hali “delegatów”. Na przeciwko bowiem tronu, w miejscu przewidzianym dla “petentów”, stały również zdobione krzesła, na których spoczywało dwóch gości. Rust pierwszy dostrzegł łysola w bieli, którego rozłożysty biały płaszcz łączył się fałdami z drugim, karmazynowym. Nie musieli się nawet odwracać, by Rust wiedział z kim ma do czynienia. Po plecach przebiegł mu dreszcz.

- O filku mofa!- Zaseplenił nieznajomy, z którym mieli już okazję się poznać na tylnym dziedzińcu spalonej karczmy na Rozdrożu. Waldemar czuł rosnące napięcie, aurę w hali można by było ciąć nożem. De Cappelli poczerwieniał a Henrietta z sykiem wypuściła powietrze. Sepleniący zaś wstał i dodał z satysfakcją godną lepszej sprawy.- Oto potpalacze i koniokrady o których muffiłem Lady!

Wypraszam sobie mości Hrabio ten ton! To moi ludzie i to o czym mówicie panie nie można nazwać inaczej niż nieporozumieniem! - Jedno co można było powiedzieć o Henriettcie w tej chwili to to, że za swoimi ludźmi stała murem. Jednak Rust i Waldemar, doskonale zdający sobie sprawę z powagi sytuacji i oskarżeń, zastanawiali się w tej chwili na ile wysoki jest ten murek. I na ile sprawną spoiną łączony.

- Nieporozumieniem? Nieporozumieniem?! - łysol dźwignął się z krzesła stając w całej swej krasie. Zwalisty jak Greger, odziany był zakurzoną jakę i równie zakurzony napierśnik, żywy dowód na to, że droga z Rozdroża nie była usiana różami. - Znamy prawo Imperium, nasi juryści biegli są w tej materii, ale i pokorny sługa Boży, jakim jestem, wie że karą za koniokradztwo jest tu śmierć! O podpaleniu oberży nie wspomnę. To bandycki napad i jako taki winien być karany Pani. - łysol mówił donośnie i choć ręka sepleniącego zdążyła ściągnąć go z powrotem na krzesło to jednak zdążył obrzucić “dyplomatów” nienawistnym spojrzeniem. Gdy siadł, w ciszy panującej w komnacie dał się słyszeć spokojny, dostojny i doniosły głos hrabiego. - I takiej kary, imieniem Bractfa Mścifego Serca Jedynego, się od ciebie Pani, dla tych ludzi, domagamy!

Lady Henrietta wściekłym wzrokiem zmierzyła siedzących dwóch rycerzy, którzy najwidoczniej nic sobie nie robili z jej gniewu. Pewnikiem ich pewność siebie wynikała z tego, że gdzieś tam pod Serrig stał hufiec ich rycerstwa. A może nie? Może zwyczajnie byli tak pewni swego, bo w życiu nie spotkali kogoś, kto skutecznie by im się oparł? Tyle, że były to akademickie rozważania. Dla meritum sprawy nie miały w tej chwili żadnego znaczenia. Pani na Serrig zacisnęła dłoń aż pobielały jej knykcie. De Capelli uciekał wzrokiem, jakby nie chciał w tej chwili mieć z “delegatami” wiele wspólnego. Choć i on był blady. Pomocy z jego strony w tej chwili nie sposób się było spodziewać. Lady popatrzyła na nich, po czym spokojnie, wyraźnie walcząc z sobą, się odezwała. -Raz jeszcze panie hrabio pozwolę sobie przypomnieć, że jesteście panie w moim zamku. Wiem też jakie prawa obowiązują w Imperium. To jednak moi ludzie i przy mnie jest prawo karania ich za przewiny. Gdy przewinią. To, co wydarzyło się w Rozdrożu było nieporozumieniem. Rozumiecie to słowo? Nieporozumieniem! Zresztą, niechaj sami winowajcy wam to wytłumaczą. Ja jedynie mogę was panie przeprosić, iż staliście się poszkodowani tym incydentem. I zobowiązać się do naprawienia wszelkich szkód, jakie ponieśliście panie w wyniku działań moich ludzi. - Lady Henrietta skłoniła się hrabiemu po czym skinęła na nich, jakby zapraszając ich by sami wystąpili w swojej obronie. Rust, Waldemar i Leonidas wpatrywali się w karmazynowy płaszcz, na którym pysznił się czarny kształt haftowanego krzyża. Hipnotycznie…


***

5k100


p
a&b
.

 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-04-2022, 00:53   #83
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Szlachetną przyjemnością było odsapnąć sobie wreszcie, czy może nawet zasapać się – zależało jak się wieczór ułoży – ale tak czy owak, zmienić nieco tempo. Zluzować i wsiąknąć w fotel, albo przeciwnie, nachapać się adrenaliną i wrażeniami, ale tym razem celowymi, wybranymi jak u kelnera. Rust potrzebował jednego i drugiego, bo od dobrych paru tygodni ślizgał się po cienkiej tafli, dalej i dalej od brzegu. Pierwszy raz od dawna móc żyć chwilą, zamiast dać się jej tłamsić było pożądaną odmianą.

De Groat pił i obficie zakąszał, rozzuchwalony tańcował i przyszło mu nawet zejść na śpiewy, odpowiadając serdecznością na serdeczność. Poświńtuszył nieco z Kathriną, przerżnął w karty parę ładnych złociszy, pofolgował sobie w płomiennej dyskusji z Rumburakiem, rozpętał małą awanturę, aby potem ją ukoić i pogodzić wszystkich stawianymi od serca kolejkami.

Mimo przysłowia, przyjemne rzadko splatało się z pożytecznym, ale tym razem Rust wiedział swoje. Żale i bóle Lothara, przegląd tematów Rumburaka i przegląd reakcji jego adeptów na same tematy, bez goryczy przegrane czy oddane pieniądze w hazardzie, kolejkach czy napiwkach stanowiły inwestycję. W zabawie szło najlepiej rozeznać się, co w trawie piszczy. I tylko…

* * *


- I żeby tylko ten łeb tak nie napierdalał… – Rust stęknął wpatrując się w odbicie na tafli wody i zaraz odgonił sobowtóra, pakując łeb do miski. – Żeby tak łeb nie napierdalał to, powiem ci Greger, byłoby klasa. Zabawa fest.

- Wierzę – Drab spojrzał na chlapiącego się kompana spode łba. – Jak wróciłeś nad ranem, budziłeś mnie, żebyśmy kasztany piekli. Łaziłeś, kurwa, po całym pokoju szukać żarcia, po ścianach cię nosiło… W końcu żeś zaczął jakiś biszkopt wpierdalać… Nie wiem – kurwa - jak, ale okruchami cały pokój zajebałeś. Po wszystkich łóżkach, nawet w szafie leży…

- Nie powiesz, że się nie podzieliłem – De Groat wytarł się i zaczął grzebykiem układać mokre włosy. – Zresztą, żale jak z klubu seniora. Brzmisz jak swój stary.

Bedhof wstał z wyra – może poruszony złośliwością, może faktycznie wymęczony już zaleganiem jak kłoda, ale nadejście gości odebrało mu moment na replikę. Czas na zbiórkę i wspólne śniadanie pozwalały na rewanż, ale teraz, z perspektywy sali zamkowej, spod wzroku arystokratów i rycerzy, poranne sztyletowanie słowami wydało się tak małe i odległe.

* * *


Teraz słowa przybrano w stal. I zwieszono nad delegatami Serrig, od słów warunkując wyrok na nich.

Rust w czasie całej audiencji występował pod herbem powagi i szacunku. Nie dopuszczał do twarzy większych emocji, ale widocznie kiwał głową na wdzięczną zgodę za słowami protektorki i lekko oponował kiwnięciami na słowa rycerzy, ale bez niegrzecznej negacji, czy – nie daj Boże – wchodzenia im w słowo. Po skończonej przemowie Lady, skłonił się lekko i wyszedł przed szereg towarzyszy.

- Szanowni Panowie – zaczął do rycerzy adekwatnym mixem szacunku i godności własnej. – Wasze konie czekają na was gotowe i oporządzone w stajniach. Rozumiem, że towarzyszyła Wam co do tego wątpliwość zanim tu przybyliście, ale teraz, gdy przyjęto Was na zamku i słyszycie te słowa tu, w tym gronie, przed tym audytorium, byłoby pewnie dla Was równie śmiesznym, co niewłaściwym, poddawać je w wątpliwość. Padają w końcu w obliczu władzy reprezentującej tę ziemię i za jej pośrednictwem, samo Imperium.

Wąsaty przekręcił głową z ramienia na ramię, zakręcając do tego wąsem. Widać pomagało mu to w myśleniu, ale w myśleniu i mówieniu wyprzedzał go jednak łysol.

- Uprowadzenie wierzchowców i gotowość, by oddać je dopiero pod koniecznością nie zmienia kwalifikacji czynu. – Ten niebędący jurystą, a tylko sługą bożym, naprawdę lubił mieć wymówkę za urąbaniem komuś głowy. – Intencja jest decydującym czynnikiem oceny występku.

- Przy pełnej zgodzie z tymi słowami, pozwolę sobie zapytać, a zapytam obu panów, bo obaj tam byliście. – Rust spojrzał to na jednego, to na drugiego. – Czy mając wątpliwość, co do tego, czy konie odzyskacie, mieliście też wątpliwość, co do tego, czy konie są Wam odbierane w drodze kradzieży, a bez żadnego uzasadnienia?

De Groat popatrzył po nich i zanim którykolwiek zareagował, pokiwał głową, jakby zgadzał się z ich repliką.

- Właśnie tak. Jak wszyscy pamiętamy, mówił pan po jasnym wskazaniu, że konie są rekwirowane w najwyższej potrzebie i że będą Wam zwrócone, że „nic wam do naszych sporów i wróżd”, przyjmując, że jesteście wyłączeni ponad prawo tych ziem. – Rust zobaczył, że łysy zbiera się, by wejść mu w słowo i przerwał na chwilę. Kiwnięciem jakby to zaprosił go do odpowiedzi, ale zanim ten zdążył się odezwać, szybko zaczął mówić dalej. – To zrozumiałe, że ciężko o zaufanie, gdy taka rekwizycja dzieje się nagle, ale po wszystkim wciąż przedstawiać to w taki sposób, jakby człowiekiem wciąż powodował żywioł gwałtownej chwili, sugerowałoby już złą wolę. Czy nie byliście, Panowie, świadkami ewakuacji wioski, którą w trosce o ludność zarządzono?

- Fioski, któhą podpalono – rzucił złowrogo wąsaty.

- W trosce o chłopów z wioski, mimo naszych ran i naglącej konieczności powiadomienia protektorów tych ziem o czyhających na krainę zagrożeniach, poinstruowaliśmy ich najpierw o konieczności ewakuacji i zorganizowaliśmy jej zręby. Nie sposób tego podważyć, a jeśli wspieraliście uciekinierów, sami wiecie o tym najlepiej. Widzieliście wszak… – Rust odstąpił na krok w prawo, odsłaniając postać Waldemara. – Że jeden z nas, kierując wozem – jeszcze raz wspomnę, pomimo naszych zobowiązań – wyruszył z ewakuowanymi, oferując pomoc i przewóz?

Obaj rycerze surowo zmarszczyli brwi, najpierw jakby wzdymając się w oburzeniu, a potem skupiając na postaci Waldemara. Trochę niby kojarząc, a trochę nie, skonfundowani.

- N-n-no… – Wąsacz podrapał się po brodzie. – Nie wiem... Może i jechał z nimi...

- Istotnie tak przecież było, prawda? Ostrzegliśmy i zorganizowaliśmy ludność dla jej bezpieczeństwa wobec ataków i pożarów w Neuwaldzie, informując Was, Panowie, że w świetle tych zdarzeń troska o bezpieczeństwo wymaga rekwizycji koni, które będą zwrócone – Rust potakiwał wąsatemu, jakby ten rzeczywiście zgodził się z czymkolwiek. Wyglądało, jakby niektórzy wokół faktycznie nabrali wrażenia, że się zgodził i teraz tylko brakuje pieczątki na wspólnym sprawozdaniu. – Do tego jeden z nas doglądał jeszcze transportu ludności, dopóki nie będą bezpieczni. To, że w obliczu tego zaatakowano nas wtedy fizycznie i teraz atakuje się zarzutem oszustwa i kradzieży… Jest najlepszym dowodem potwierdzenia słów Jaśnie Wielmożnej Lady Henrietty von Serrig, że doszło tu do nieporozumienia.

Rust szybko przeleciał wzrokiem od rycerzy do Lady, współdzieląc między wszystkich grzeczne skinienie głowy. Czuł pot spływający po karku, ale trzymał minę w oczekiwaniu na ripostę braciszków.

Rzuty: 66, 78, 38, 2, 27.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 07-04-2022 o 01:01.
Panicz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-04-2022, 17:49   #84
 
Anonim's Avatar
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
Ciężki poranek zamienił się w salę sądową rodem z najgorszych koszmarów. Wróg pojawił się niespodziewanie i gościł sobie ciepło u ich... właściwie Hans nie do końca wiedział kim była dla niego Lady Henrietta (przynajmniej zapamiętał jej imię). Informacje uzyskane przez niego poprzedniej nocy zdawały się natychmiast potwierdzić już o poranku. Ten krótki okres, w którym coś one znaczyły teraz znalazły się w szerokiej i głębokiej szufladzie pod nazwą "historia". Historia jakich wielu. Wracając jednak do Lady Henrietty to miał na nią kompletnie wyjebane. Jeśli teraz umrze z rozkazu jakiejś pizdy to trudno - gówna się zdarzają, a on jak co dzień był gotów umrzeć. Nie pamiętał już kiedy nie miał koszmarów tak prawdziwych jak ich zapomnienie o poranku. Nigdy nie pamiętał szczegółów, choć w głębi serca znał je bardzo dobrze. Wszystko co robił wynikało z ryzykowania swoim życiem.

Wracając do tej dziwacznej sali sądowej to prokurator był najwyraźniej w dobrej komitywie z sędzią, a kaci już tylko czekali na rozkaz. W roli przedstawiciela procesowego występował Rust zaczepiając swoje poprzednie ściemy o nowe i łącząc je wszystkie w splot leciutkiej manipulacji rzeczywistości. Hans mógł otworzyć ryj i zepsuć wrażenie stworzone przez pełnomocnika i nawet przez moment kontemplował to, ale w końcu zdecydował racjonalnie. Być może część jego postępków wynikała z jego nieustannego romansu z dwoma dziwkami (niebezpieczeństwem i szaleństwem), ale w kluczowych sytuacjach pozostawał wierny racjonalności. Wersja Rusta wchodziła w sąd niczym dobrze oskrobana kłoda w dupę jakiegoś frajera.

Jakby ktoś pytał to podpalenie było przypadkiem. A jakby ktoś z ekipy go podpierdolił to natychmiast powie, że działał z nimi w zmowie. Sukcesy i porażki powinny zawsze być dzielone po równo po ekipie. Innych kart przetargowych nie miał (ciężko to było nawet nazwać kartą, bardziej to było podobne do skurwionej wersji odpowiedzialności zbiorowej). Cóż Hans był gotów ryzykować życie. Inni taką gotową również powinni przejawiać.

Słuchając przemowy Rusta w sumie Hans nie miał nic do dodania. Jakiekolwiek dodatkowe słowa, czy gesty mogły spierdolić w sumie dobre wrażenie jakie wywołał Rust. Stojąc tam Hans przyjął neutralną postawę. Zanurzył się w swoich myślach, a te były gęste niczym bagno.

I tak nagle znalazł się myślami w wiosce Kreutzhoffen na dalekim południu Wissenlandu. Nie znali go tam jeszcze, bo mieścinę odwiedził raptem dwa razy i nie uczynił nic za co ścigaliby go w tamtych rejonach. Być może warto było jeszcze raz tam się udać. Cała ta zawierucha między Serrig, a Taoffen wydawała się jedynie przyczynkiem do znacznie większej afery. Gdzieś w tle tliło się zagrożenie dla samego Imperium, ale Hans nie poukładał sobie jeszcze tego wszystkiego w głowie. Podejrzenia były niczym nieuzasadnionym przeczuciem wywołanym pojawieniem się nowej sekty akurat w ważnym momencie historii miejscowego handlu. Miał raptem kilka elementów i mgliste podejrzenia wyglądu następnych kilku elementów na układance składające się z setek jeśli nie okrągłego tysiąca różnych większych i mniejszych wydarzeń, osób i rzeczy.

Oczywiście Hans Gruber niczego nie bał się, a i nie był na tyle głupi jak zazwyczaj odgrywał (no dobra, czasami to nie było odgrywanie tylko prawdziwe przejawy jego głupoty - nikt nie był doskonały).

Bractwo Mściwego Serca Jedynego - wypadało zapamiętać tą nazwę, bo z tego elementu wydawała się wychodzić sieć powiązać do dalszych, w większości jeszcze nieznanych, elementów. Wydawało się, że ci sekciarze nawet jeżeli mieli coś wspólnego z kultem Sigmara to był to jedynie fortel - ci ludzie nie byli zwolennikami Imperium. Oczywiście nie mogli być też przyczyną zbliżającej się katastrofy. Byli jedynie kolejną krostą na chorym ciele Imperium, które zarówno z wewnątrz jak i zewnątrz, powoli, ale w sposób zauważalny umierało. Spiski i waśni pomniejszych feudalnych władców (które przecież Hans swego czasu, no i aktualnie, widział na własne oczy) prowadziły do cierpienia biedaków, wewnętrznej nienawiści między rodami, a co za tym idzie postępującego zmniejszania się poziomu lojalności wobec centralnej, imperialnej władzy. Jak już Hans sobie myślał: wrogów wewnętrznych i zewnętrznych wcale nie brakowało. Największym pytanie jednak było, czy uczestniczyć w akcji ratowania umierającego Imperium, czy dołączyć do olbrzymiego grona żłopiących krew z ran Imperium i nie przejmujących się jutrem dla bliźnich.

Hans Gruber nie był idealistą, ale również nie był samobójcą. Upadek Imperium byłoby samobójstwem całej kultury. W rozdrobnieniu każdy region rozpadłby się na kolejne kawałki. W końcu takie wiochy jak Serrig i Teoffen stałyby się centrami miniaturowych państewek nie mających żadnych szans z zewnętrznymi wrogami Imperium. Co innego jakby te dwie miejscowości (i inni sąsiedzi) zawarły sojusz... ten jednak już istniał i był podstawą funkcjonowania Imperium. Tylko mało kto o to dbał i dochodziło do krwawych rozpraw między sąsiadami, w których ginęła zarówno szlachta jak i (ilościowo więcej) biedota. To w końcu prowadziło do osobistych tragedii tysięcy obywateli Imperium - każdy z nich miał jakiegoś krewnego, który zginął w niepotrzebnych sporach między pomniejszymi lordami.

W przypadku zaistnienia takich możliwości (to znaczy przeżycia tego swoistego sądu) Hans postanowił dowiedzieć się więcej o Serrig i jego mieszkańcach. Przede wszystkim poznać ich bolączki i opinie o ojczyźnie i sąsiadach. Wymagało to starań i dyskrecji. Nikogo przecież nie zamierzał pytać wprost (chyba że tego dana osoba wymagałaby). A jakby musiał opuścić Serrig to uda się do Kreutzhoffen dowiedzieć się więcej o handlu poza granicę Imperium. W końcu za każdymi problemami stały pieniądze, a w tych rejonach Wissenlandu nic nie było tak dochodowe jak handel międzynarodowy. Z ekipą pożegna się przyjaźnie - prawdopodobnie jeszcze ich spotka.

Dzięki za grę i jeśli będzie taka możliwość do zobaczenia w grze później (najlepiej nadal Hansem Gruberem, ale to od was zależy MG).
 
Anonim jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-04-2022, 22:33   #85
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Długa historia bitew, najazdów, waśni i pojedynków została z Waldemarem przez całą noc. Tak jak obiecywał Atticusowi pojawił się w bibliotece tuż po porannym posiłku, który był tak poranny, że nawet kuchenne jeszcze chrapały.
Ksiegi skrywały wiele prawd, ale i niedopowiedzeń. Czytane, ujawniały truzimy, ale i rozświetlały niejasności. Halabrdnik Lady Henrietty zastał cyrulika biegającego po czytelni między tomami rozłożonymi na stołach. Atticus musowo był potem zły na Waldemara, że czytelnię zostawił w tak bestialskim dla woluminów nieładzie.

* * *

Wywołany przez Rusta Waldemar pokornie spoglądał w podłogę. Fryzurę miał w ładzie, podobnie strój. Odezwał się, łapiąc moment ciszy zaległej po rewelacjach DeGroat'a i protestach braci zakonnych.
- Pani, byłem w tłumie mieszkańców Teoffen, którym pomagałem opuścić pożar. Podczas pobytu tych rycerzy w karczmie podłożono ogień. Człowiek w piśmie nieobyty zapewne uznałby to za jednostkowy przypadek, że do pożaru dochodzi właśnie na drodze serrigańskich delegatów uchodzących z obławy. W przeciwieństwie, do DeGroat'a twierdzę, że to nie przypadek. Pani, wszyscy zgromadzeni, mnie nisko urodzonemu, nie staje kultury ni honoru. Przemówią za mnie słowa dziennika Magnusa Reutera.

Coś łupnęło głucho na sali. Atticus zemdlał, widząc wyprowadzoną z czytelni księgę w dłoniach cyrulika. Ten ostatni zaczął odczyt.

Cytat:
(...) Na dni kilka przed odejściem Lorda Adreasa, na zamek przybyły orszak Bractwa Mściwego Serca Jedynego do wystąpienia przeciw Lordowi von Teoffen nakłaniali, sojusz proponując. Argumenta snuli o czarnoksiętwie, jakemu ród sąsiedzki miał się oddawać.

(...)

Przysięgi jednak nie dochowali, co okazało stupięćdziesięciu zbrojnych pod sztandarem Bractwa w bitwie na Złotej Łące po stronie teoffeńskiej występując, częściowo poległych z rąk wojska Serrig, częściowo zbiegłych tchórzliwie a nie ściagnanych z uwagi na stan duchowny. Hańbą okryci, po jaskiniach w górach wysokich kryli się, a i w góralskich wioskach owce kryli brutalnością chcąc widocznie nadrobić doznane ujmy na honorze (...)
Corrada wyraźnie się spłoszył, czego nikt po doradcy się nie spodziewał. Jej wysokość zareagowała zaś niepowściągliwie.
- Wszyscy wyjść - rzekła, dla podkreślenia powagi sytuacji miotając bastardem z najbliższego stojaka w pobliską zbroję.
Brzdęk rozniósł się po korytarzach na drugi koniec zamku.

- Wyjść! Bracia zakonnicy mają zakaz opuszczania tej sali. Ktokolwiek wyjdzie na dziedziniec lub błonia, nim wydam decyzję, przypłaci to obiema stopami na szafocie.

Ostatnie, co można było powiedzieć o rozgniewanej reuterównej, to, że nie budziła miru wśród dojrzałych mężczyzn. Jej stanowczość musiała przejść do legendy już wkrótce.


 

Ostatnio edytowane przez Avitto : 09-04-2022 o 14:24. Powód: uzupełniłem rzuty
Avitto jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-04-2022, 09:10   #86
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy usłyszał że zostanie mianowany na „rycerza” wraz z ziemią, tak czysto po plebejsku zaczął dłubać w uszach aby je przeczyścić bo zdawało mu się , że się chyba przesłyszał…

Po wyciągnięciu nie małej ilości woskowiny, która kulturalnie i w skryciu wytarł o wewnętrzne fałdy wdzianka, spojrzał na towarzyszy i dostrzegł na ich twarzach podobne zdziwienie którego i sam doświadczał, musieli więc ulec zbiorowej halucynacji – albo co bardziej prawdopodobne, rzeczywiście Lord Eryck chciał mianować wszystkich rycerzami.

Tupik miał wrażenie że świat zaczyna wirować , szybko jednak doszedł do siebie, wszak było z jednej strony oczywiste, że zasługiwali na wspomnianą nagrodę – dzielnie ryzykując życiem by bronić lorda – mogli go wszak zostawić i brać nogi za pas… co prawda byłoby to krótkowzroczne działanie i mało opłacalne, ale nikt też nie musiał znać prawdziwych powodów dla których pod Wusterburgiem zajęli się lordem. Inna sprawa która nie mniej otrzeźwiła niziołka było domniemanie iż Lord blefuje , rzuca obietnice bez pokrycia licząc / wierząc, że całe ich szemrane towarzystwo wkrótce i tak zginie , być może za czas jakiś wynajdzie powód by jednak od pasowania odstąpić , albo też zwyczajnie wraz z pasowaniem i nadaniem lenna kryje się drugie dno całej sprawy która nie jest im jeszcze znana. Może zwyczajnie nikt inny nie chciałby zostać Panem na zamku w Starych Sadach ? Kto wie co tam jeszcze się dzieje … z całą pewnością trzeba będzie to zbadać a lektura na drogę dotycząca Starych Sadów zdawała się być najodpowiedniejszą. W końcu nawet gdyby to wszystko było czystym mamieniem głupców by wycisnąć z nich ostatnią krople krwi , to szansa choćby niewielka na prawdziwy, niepodważalny tytuł, oficjalne podniesienie stanu przy świadkach i ceremonii stanowiło po stokroć więcej niż papiery i pierścień którymi obecnie Tupik dysponował. Gra warta była świeczki tak czy siak.

Kolejną rzeczą jaką musiał się wywiedzieć było samo Serrig – w tym matrona która nim rządziła oraz szare eminencje. W zasadzie była to rzecz nawet istotniejsza od Starego Sadu – ten był bowiem wciąż gruszką na wierzbie, odległą obietnicą , gołębiem który fruwa wokół dachu, Serrig zaś było wróblem od którego mocnego trzymania w garści zależało dalsze być lub nie być … o starym zamku z sadem już nie wspominając. Tupikowi średnio przypadł do gustu pomysł wjazdu do paszczy lwa , zwłaszcza z dziedzicem – z jednej strony już sama jego obecność chroniła z drugiej nie miał wątpliwości , że chronić trzeba było i jego i od losów dziedzica z całą pewnością zależeć będzie los jego eskorty.

Lady Henrietta i jej ludzie… - o ile Teoffen i ważniejsze persony na zamku znał już całkiem dobrze – a przynajmniej wywiedział się ile mógł i jak mógł ( a więc sporo ) o tyle Serrige nie zajmował się niemal wcale, z prostego powodu – dotychczas nie miało ono większego znaczenia ani dla przeżycia ani dla umoszczenia się w nowym gniazdku. Tym razem jednak musiał na poważnie przysiąść do lektury jak i plotek. Niemniej wszystko w kolejności, nie chciał z roztargnienia pojechać w samych galotach na obcy zamek, toż to byłaby potwarz dla niedoszłego rycerza , Pana na włościach , lorda magnata Starego Sadu i okolic… Tak… Trzeba się było jeszcze trochę postarać na długiej drodze do korony.

Bractwo Mściwego Serca Jedynego – czyż byli to ci sami którzy przejeżdżali przez Teoffen? O których wspominał karczmarz – tego też musiał się dowiedzieć, jeżeli byli to ci sami – z niby mieczem niby krzyżem , to czemuż szli w ta i nazad ? Nehren przecie na północ… Po chwili w której ostro wytężał swa pamięć by wydobyć wszystko to co mówił karczmarz przypomniał sobie że owi rycerze, knechci mówili coś o „jedynym” – zwyczajnie nie mógł być to zbieg okoliczności i jakaś inna grupa fanatyków od innego jedynego. To musieli być oni i zmierzali do Lorda Manfreda – to akurat całkiem dobrze zapamiętał. Imiona, nazwiska, tytuły, role oraz słabe punkty które mogły stanowić punkt zaczepienia. To było czasem istotniejsze niż liczba regimentów. Cóż z tego że wojska w tysiące jeśli ich władca wykrwawia się właśnie w łożu z poderżniętym gardłem i spogląda na odchodzącą dziwkę do której miał słabość…

Próbując zebrać do kupy całość informacji wychodziło na to że rycerze „Jedyni” przyszli z zachodu, przełęczą przez góry jak tylko stopniały śniegi , zaliczyli wizytę w zamku – stąd włodarz Lord Eryck musiał dowiedzieć się o ich dalszych zamiarach a więc wizycie w Serrig. Tyle, że już wówczas mieli udać się do Neheren – czemuż więc od razu tam nie ruszyli ? Czy wizyta w Serrig była im podsunięta przez kogoś z zamkowych? Lord przecie jeszcze wtedy nieprzytomnem był… a może udawał skubaniec przez ostatni czas? Byłoby to całkiem wygodne, udawać na wpoły martwego i przyglądać się wszystkiemu i wszystkim. Tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi…

Przypomniała mu się tez wizyta u baronowej Katariny von Heisenberg – o ile dobrze pamiętał mapę – a spoglądał na nią przed wyjazdem , to baronowa była idealna kandydatką do nawiązania paktu zwłaszcza że Serrige mieli pomiędzy sobą… Idealne do podziału... Czy to było celem Detlefa? Czyżby młodzik miał więcej ikry i zamysłów strategicznych a cała ta zabawa w rycerzyka była tylko czystą pozą? Tupik brał to pod uwagę.

Tupik wiedział, że zabranie dokładnej mapy okolic będzie priorytetem orszaku jaki z cienia miał reprezentować. Archiwum było zresztą pierwszym miejscem do którego skierował swe kroki po opuszczeniu Lorda

- Theo pójdziesz ze mną do biblioteki ? Trzeba nam zebrać więcej informacji o Serrige o Lady Hanriettcie, znaleźć mapy, może jakieś wzmianki o tym Bractwie czyli o krzyżowcach , to znaczy miecznikach … no takich co to mają taki biały ni to krzyż ni to miecz na piersi… bo pewnikiem to oni byli tu już miesiąc temu i jestem niemal pewien że to ci sami. Jeszcze o pozostałych sąsiadach przydałoby się więcej dowiedzieć, ale nie wiem czy nam starczy czasu w drodze by to wszystko przebadać zwłaszcza że już masz lekturę – mrugnął porozumiewawczo. - Tak czy inaczej we dwójkę szybciej wszystko znajdziemy a czytać będziem najwyżej w drodze, na postojach.

Zamierzał też w dyskretności podpytać medyka … maga … czy kim tam teraz Phillipus nie był o naszyjnik który znalazł. Runy na zębiskach nie dawały mu spokoju – czy aby nie były magiczne ? A jeśli tak to jakiego rodzaju magia w nich drzemała ? Żałował że sam nie zna się na magii , ale szkolenie w tym zakresie musiał odłożyć na później – ot gdy już na ten przykład zdobędzie korone, może wówczas będzie miał więcej czasu na swoje potrzeby…
Przy czym z jakichś nieznanych sobie bliżej powodów z samym naszyjnikiem rozstawać się nie zamierzał nawet gdyby Theo oświadczył mu że to niemagiczne badziewie jest. W drodze do archiwum już w myślach robił przegląd rzeczy koniecznych do zabrania i chcąc nie chcąc uzbrojenie oraz zapas wykwintnego żarcia jako pierwszy nasuwał się na myśl.


K100: 84, 24, 86, 58, 11

 
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-04-2022, 21:49   #87
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Pani w Aureoli Gniewu

Bezczelnie blady jak zawsze, a nie z powodu kaca, czy piekących ran, Fretka wślizgnął się za stół z miejsca przypominając co pikantniejsze zdarzenia minionego wieczoru, nie żeby tego potrzebował, ale czerpał szczególną przyjemność z zawodu na twarzach kompanów, którzy nie dołączyli do zabawy.

- Ależ ona miała kusą sukienkę na tym stole, jak jej było: Malva
- To nie była sukienka tylko pas na noże, a prosiłeś ją, żeby spróbowała ci przyciąć nimi warkocz rzucając z dwudziestu stóp. - podjął De Groat

Czerpał coś więcej niż przyjemność, odczuwał i uzurpował ich nieprzeżyte emocje. Pasł się tym. Jeden Waldemar opierał się czarowi, dość miał pewnie uczony do wspominania. Ta godna postawa obudziła w mieszańcu na nowo szlachetny podziw dla starszego mężczyzny.

Chwilę później kroczył dziarsko korytarzem szczęśliwy spotkaniem z Panią Henriettą, wszystko mu było jedno czy w towarzystwie większym, czy mniejszym, może na tym etapie znajomości lepiej większym, uznał. Zdawał sobie Leo sprawę ze swych niedociągnięć w etykiecie, ale wierzył, że serce odnajdzie drogę do ognia. Stajenny nierozważnie zakochiwał się w Lady uwiedziony skradzionymi emocjami.

Przed komnatą na drzwiach wykwitły znaki ognia, podobne do tych na ukradkowo przekazanym pergaminie. Oczy Fretki zabłysły szafirem. Zdawało, że żywioł upodobał sobie mieszańca, albo uległ dawnej już miłości i otwierał przed nim swoją intymność.

Obecność zakonników, tylko na chwilę odwróciła jego uwagę od uroku Pani. Chłonął każdy jej ruch, grymas, łowił tembr głosu, kołysał się w ostrych pewnych słowach. Leonidas był wytrawnym kochankiem i obyczajnym koniuchem, wiedział, że nie można głupawo patrzeć w przedmiot flirtu, bo jeszcze nie pożądania, na to należało sobie zasłużyć. Najlepiej podbojami miłosnymi tuż pod jej nosem, lub brawurowymi czynami.

Wodził wobec tego ostrym czujnym i odważnym wzrokiem od esencji kobiecej energii ku mdłym roszczeniowym rycerzom i dalej na napięte twarze towarzyszy. Był wdzięczny wędrowcom spod znaku krzyżomiecza, postanowił zapytać ich o to przy najbliższej spokojniej chwili, by rozwiać wątpliwości co oznacza ich symbol, tak więc Leo był im niejako wdzięczny za rozsierdzenie Lady Henrioetty, bo taką kochał ją najbardziej. Uprzejmie wysłuchał gładkich słów Rusta, które łacno miał poprzeć. Nie mógł się tylko zdecydować, czy skomplementować rycerzy za świetne wierzchowce, czy siebie, za to, że te właśnie wybrał, zresztą już mieszało mu się, może to konie wybrały jego. Był już gotowy wyskoczyć z tą rewelacją, przyrównując ich pęciny do łydek Lady Henrietty, kiedy uprzedził go Brök.

Fretka stanął przy nim jak przerośnięte dziecko patrząc jakie wrażenie czynią słowa mądrego mężczyzny. Kobieta-podnieta na chwilę odpuściła sercu Leonidasa szukającemu skrawków ojca. Chociaż niewiele zrozumiał z słów seniora to reakcja na nie zrobiła na mieszańcu wrażenie, a szczególnie emocje, jakie uczyniły one na damie. W obliczu tak uczonych rozmów, postanowił się chwilowo wstrzymać od wypowiedzi i pozwolić wybrzmieć burzy, kąpiąc się w jej grzmotach.

Znów spijał nektar emocji.

Cytat:
Jak będzie później możliwość, to Leo wyjaśni. Bo może nie od razu po słowach Waldemara. Wyczeka trochę chwili. Umieszczenie tego w miejscu czasu pozostawiam Mistrzom.

- To ja wybrałem te konie, bo były najlepsze, a należało jak najszybciej przynieść wieści do Serring. Nie wiedzieliśmy, kim są owi panwie, wobec czego nie wdając się w walkę ominęliśmy przeszkodę. Niecodzienne sytuacje wymagają niestandardowych rozwiązań, czasem ważymy na szali więcej niż wierzchowca. Na naszej było dobro Serring. Zrobiłbym to jeszcze raz bez wahania, bez względu na konsekwencje. - pewność słów, była pewnością serca i hardością spojrzenia
Chyba wszystko w tekście. Fragment w ramce jest zależny od rozwoju sytuacji, raczej po tym co stanie się po słowach Waldemara, ale Mistrzowie mogą przyjąć, że Leo wyskoczy jak Filip z Konopi

Chcąc nie chcąc, taką ma naturę, Fretka spija eteryczne emocje, sam się nakręca, leci na Energii konia wiatru. Gra emocjami. Niemniej potrafi być powściągliwy i opanowany.

38/26/33/57/94
 

Ostatnio edytowane przez Nanatar : 08-04-2022 o 21:54.
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-04-2022, 23:00   #88
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Na starość rycerzem? To się jaśnie panu we łbie poprzewracało. Do tego jeszcze w nagrodę podejrzane włości. Jak nic w piwnicy siedzi upiór, w studni utopce, a o północy nawiedza go duch kochanki imperatora. Że o nietopyrzach na strychu nie wspominając.

Potem ruszył wybrać ludzi na wycieczkę. Pewnych ludzi, co to nie spieprzą na widok dobytego ostrza. I takich co słuchać będą jego. Rzecz jasna wiedział, że jego wybór z cała pewnością nie będzie taki jakby chciał, więc planował wybrać też paru przydupasów i dupowałzów. Dzięki temu jaśnie pan, będzie miał swoich szpicli, a Semen będzie miał kogo na ryzykowne zwiady posyłać.


k100: 65, 80 11, 32, 30

 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-04-2022, 10:42   #89
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
- Łoolaa Bo... Sigmar. Co tu się stanęło- Pan na Teoffen jest nad wyraz szczodry ziemie daje i rycerskie tytuły i w delegacje wysyła i zapewnia, że odpowiednio ich na podróż wyposaży i...i do Serrig karze jechać. Przecież te wściekłe psy co tam są na służbie z miejsca ich zatłuką. Z drugiej strony wszystko jest lepsze od tego upiora co w tym zamku straszy.
Panu podziękował i do podróży począł się szykować. Dobrał sobie w zbrojowni trochę brakującego mu od pewnych zdarzeń opancerzenia w postaci nogawic jak i doczepić rękawy do kolczugi. Kazał odświeżyć służbie swe najlepsze szaty jakie zamierzał zabrać do Serrig jak i poprosił o zaopatrzenie wyprawy w odpowiednią ilość gołębi do słania wieści.

Rzuty: 74,68,45,84,39
.
 

Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 10-04-2022 o 18:49. Powód: rzuty
Lynx Lynx jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-04-2022, 18:22   #90
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
- Z przyjemnością wybiorę się z Wami do biblioteki, panie von Goldenzungen - uśmiechnął się medyk - Teraz, z ziemią i zamkiem nikt nie zaprzeczy Waszemu szlachectwu. Co do reszty z nas... Władca wydaje wyrok, a interpretuje go jego zarządca. Jak ma do wyboru rzeźnika, kozaka-rębajłę i niziołka, wiadomo kogo wybierze do wpisania w rejestr.
Przy dalszych pytaniach Tupika uśmiech stał się bardziej wymuszony.
- Ja się znam na ranach, nie runach - zażartował, przesadnie akcentując pierwszą samogłoskę - Księgi różne czasem wyłącznie z ciekawości przeglądam, czasem można w nich znaleźć receptury leków - powiedział prawdę. Tyle, że nie całą. Naszyjnikowi przyjrzał się i tak. Na runach się znie znał, ale kolor przyciąganych wiatrów coś mu może powie. Wiedzą podzieli się z niziołkiem. Ale na którymś postoju, przy "odcedzaniu kartofelków" w krzakach, a nie na zamku. Nigdy nie wiadomo kto słucha.

Zanim wyruszył obejrzał też zdobyte zioła. Niektóre znał. Innych nie. Gdy w bibliotece poprosił o herbarz dostał dzieło heraldyczne w postaci zbioru herbów szlacheckich, ich opisów i rodowodów herbownych. Westchnął i wyjaśnił, że chodziło mu o herbarz w sensie herbarium...

A potem zaczął się pakować. Torba medyka musi zawierać same najpotrzebniejsze rzeczy. A więc tak: narzędzia cyrulika (oprócz skalpeli, pił itp także grzebień, przybory do golenia, mydła, perfumy i kosmetyki) oraz narzędzia medyka (w tym także małe lusterko, płytki czaszkowe, szklane fiolki, mikstury lecznicze, napary kojące, Gesundheit i zestawy odtrutek (po 5)).
Alkohole: spirytus (do stosowania zewnętrznie), wino (do stosowania wewnętrznie), gorzałka (do stosowania zewnętrznie i wewnętrznie, wedle potrzeb).
Zioła, wiadomo.
Imbryk i cukier, hubka i krzesiwo oraz dwadzieścia zapałek na postoje.
Skórzana manierka na drogę.
W worku trochę pierdół i przydasiów: gwizdek, kreda zwykła i
kolorowa, metr sznurka, klej, szydło.
Trochę prowiantu osobistego.
I pałatka by nie zamokło w razie deszczu.
Do tego oczywiście dobre ubranie na zmianę (czarne) i rękawiczki.
Kilka książek (“Czerwone z czerwonym, żółte z żółtym, białe z białym” - podręcznik chirurgii z rycinami, Zbiór traktatów i przepisów alchemicznych, własnoręcznie uzupełniany przez… w każdym razie będzie uzupełniany,
dwie księgi z czym innym na okładce, a czym innym w środku), przybory do pisania i tuba na papiery z kilkoma czystymi arkuszami.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin
hen_cerbin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172