6 lipca 2050, Szwajcaria, supermarket Anna
Położyła do bagażnika "drobne" i "niezbędne zakupy" do bagażnika po czym wsiadła do samochodu. Wszyscy
Najstarszy z czwórki chyba rówieśnik Pawła uśmiechną się i rzucił po niemiecku z silnym akcentem w którym Anna rozpoznała akcent charakterystyczny dla okolic Berlina. Był ubrany w glany, jeansy i czarną koszulkę, był łysy. -Ha Polacy. Jakżeby inaczej, kto inny może jeździć takim rzęchem? Mówiłem wam co moi przodkowie robili z takimi w obozach?
Drugi z czwórki młodszy od pierwszego był ubrany normalnie, jeansy, adidasy i zielona koszulka. Włosy miał ostrzyżone na 12 mm. Miał akcent charakterystyczny dla tego regionu. -Tak Hans. Mówisz to ilekroć zobaczymy Polaka. Chodźmy.
Pozostała dwójka wyglądała jak klony pierwszego: łysi i identycznie ubrani. Stali cicho i patrzyli dziwnie na Was. Hans popatrzył na was. -Nie zostaniem tu. Może zrobią coś głupiego. Zresztą co innego mogliby zrobić?
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |