Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2022, 11:48   #536
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Wellentag; południe; kulig
Pirora i Joachim



Nie trwało to długo i ciemnowłosy jeździec w końcu wrócił końskim truchtem do reszty. Zatrzymał się i sprawdził czy kogoś nie brakuje.

- Dobrze, zasady są proste. Tam jest sędzia. Trzyma klepsydrę i dzwon. Jak uderzy piasek zacznie się sypać. Jak skończy znów uderzy w dzwon i to będzie koniec polowania. To pół pacierza. Jeśli do tego czasu Annemette będzie miała na sobie chociaż jedną skórkę to wygrywa. Jeśli nie wygrywacie wy. A wśród was najlepszym będzie ten kto będzie miał najwięcej skórek. Jest ich pięć. - Kay w krótkich, wyraźnych zdaniach wyjaśnij na czym ma polegać zabawa. Wskazał też na jakiegoś człowieka stojącego nad brzegiem zamarzniętego jeziora. Trzymał on w ręku dzwonek a na pniu stała mała klepsydra. Na koniec Kay zapytał czy są jakieś pytania.

Pirora czekałą na dzwon a kiedy ten zabrzmiał spięła konia i ruszyła przez śnieg w stronę lasu lepsi jeźdźcy wyprzedzili ją dosyć szybko ale ona sama być może mogła liczyć na nagrodę pocieszenia. Choć nie musiała bo Annemette napatoczyła jej się totalnie przypadkiem a Abelarda bardziej fartem niż umiejętnościami dosięgła jednej skórki.

Oczywiście radość i przypływ euforii sprawiły, że ona wylądowała w zaspie śniegu a jej koń pokłusował dalej bez niej. Było to słodko gorzkie doświadczenie. Dużo sprzecznych uczuć wykwitło w niej duma z nagrody, wstyd z utraty konia, ulga że sobie nie złamała karku i na koniec nadzieja że idzie w dobrą stronę.

Joachim na początku próbował zapoznać się z koniem, jako mało doświadczony w tego typu pogoniach nie chciał skompromitować się upadkiem z konia. Stwierdził, że spróbuje upolować skórkę jak uciekająca trochę już się zmęczy.

Pirora poszła na żywioł z tym łapaniem skórek zaczepionych do płaszcza Annemette a Joachim starał się działać planowo. Ale dość szybko okazało się, że trudno zapanować nad tym galopującym chaosem. Rytm i szlak wyznaczał lis czyli uciekająca panna von Mathiasen. A ona kluczyła tak aby uniknąć jeźdżców z pogoni. I tak to się plątało między sobą aż konna zgraja zawędrowała o skraj zaśnieżonego lasu chociaż wedle planu mieli się ganiać po dość ładnej i płaskiej równinie wzdłuż brzegów jeziora. Koniec końców prawie przez przypadek Pirora prawie wpadła na uciekającą koleżankę która była nie mniej zaskoczona od niej samej. Śmiała się na całego chociaż broniła się przed zerwaniem jej skórki. Ostatecznie Pirorze się udało jedną dostać. Joachim zaś który czatował na okazję był blisko na tyle aby kontrolować sytuację ale nie na tyle aby próbować przebić się przez tych dwóch, trzech, czterech myśliwych którzy przez większość gonitwy otaczali albo byli tuż za lisicą. Może jakby potrwało to dłużej to taka strategia przyniosłaby efekt ale zanim Joachim zdecydował się skrócić dystans do zbiega to zabrzmiał gong obwieszczający koniec polowania. Zdyszani uczestnicy uspokajali siebie i buchające parą wierzchowce. Próbowali na gorąco śmiać się i opowiadać sobie te najważniejsze dla nich mmenty tej gonitwy. No i składali sobie gratulację jeśli komuś udało się dostać jakąś lisią skórkę.

- Gratuluje, ja przynajmniej nie spadłem z konia. Jak na pierwszy raz chyba nie tak źle - Joachim odezwał się do zwycięzców zabawy, próbując się zaorientować czy kojarzy któregoś z nich oprócz Pirory.

- A dziękuję. - odparł młodzieniec który zdobył jedną ze skórek. Miał świetny humor i wyjął zza pazuchy srebrną, ozdobną piersiówkę którą wyciągnął ku pozostałym. Joachim nie kojarzył go podobnie jak większość uczestników. Wydawało mu się, że w ciągu dzisiejszego dnia tu czy tam widział tą czy inną twarz gdzieś w dworku lub wokół niego ale za mało aby być pewnym z kim ma do czynienia. Jedynie ta młoda para co tuż przed wyścigiem trochę darła ze sobą koty była mu znana. Wcześniej Pirora mu ich przedstawiła. Annemette co teraz była lisem we właśnie zakończonej gonitwie i jej narzeczony Oleg. I jeszcze Wolfganga który był jakimś kolegą Thomasa von Richtera z jakim rano jechali w saniach z miasta na dworek. Był synem jakiegoś właściciela staktów i uczył się na nawigatora. I Karolin co była jakąś koleżaną Froyi. Podeszła do niej na początku wizyty w dworku aby zapytać o pokój no i że Joachim też to gospodyni ich sobie przedstawiła. W gonitwie w większości brali udział młodzieńcy z dobrych domów ale było też kilka panien choć te były w zdecydowanej mniejszości. Podjechał do nich Kay i poprosił aby się zebrali w jednym miejscu bo chciał sprawdzić czy wszyscy są więc bez pośpiechu towarzystwo zaczęło się grupować w jego pobliżu.

- Słyszałem, że studiuje Pan szlachetną sztukę nawigacji? - Joachim spytał się Wolfganga.
- Mi też gwiazdy i ich urok nie są obce.

- Tak, gwiazdy, prądy morskie, linie brzegową, południki, zwrotniki takie tam nudne rzeczy, głównie sama algebra, nic podniecającego. - Wolfgang podał piersiówkę innemu koledze skoro nie wzbudziła ona zainteresowania magistra. Tamten chętnie ją przyjął, krzyknął tast za polowanie i Froyę co była gospodynią ich wszystkich dzisiaj. No a młody kandydat na nawigatora zaśmiał się i wydawał się być w świetnym humorze bo mówił dość lekceważąco o swojej nauce jaką studiował. Jakby uważał, że to zbyt nudne aby opowiadać o tym postronnym. Zrobiło się pewne zamieszanie gdy z lasu wyjechał siwek bez jeźdźca.

- To Pirory! Ona na nim jechała! Coś musiało się stać. Prawie wpadłyśmy na siebie w lesie. - Annemette wydawała się przejęta i poruszona. Pozostali także. Ale Kay uspokoił towarzystwo.

- Zostańcie tutaj. Ja pojadę sprawdzić co się stało. Nie rozłaźcie się aby i was nie trzeba było szukać. Na pewno nic jej nie jest. - powiedział do całej grupy po czym odwrócił konia i pojechał po luzaka.

- Myślicie że sobie sam poradzi? - zastanawiał się Joachim.
- A może spróbuje jednak tej piersiówki.

Właściciel w tym zamieszaniu trochę zapomniał już o tej piersiówce bo zdążył ją schować. Ale skoro czarnowłosy mężczyzna polecił im czekać a sam wrócił po blond zgubę to zostało im czekać. Chyba nikt nie czuł się zbyt pewnie aby się przeciwstawić ich opiekunowi albo na tyle aby szukać kogoś po lesie bez ryzyka, że się samemu zbłądzi. Więc czekali. A jak czekali to Wolfgang znów wyjął swoją ozdobną piersiówkę i podał brunetowi.

- Kay ją chyba znajdzie. On się zna na łażeniu po lesie. No i niedawno na nią wpadłam to nie może być zbyt daleko. - powiedziała ciemnowłosa nażeczona Olega gryząc się chyba najbardziej z całej grupy, że Pirora im znikła z widoku i pewnie spadła z konia czy co skoro wrócił pusty siwek ale bez niej.

- Chyba tak. Lepiej poczekać. A to ty jesteś Joachim tak? I magister od magii? A to chyba trudna ta magia co? Tyle się słyszy teraz o tych wiedźmach, czarownikach, kultystach. Podobno jedna z tych co uciekła z lochów w tamtym tygodniu to też jakaś wiedźma i odmieniec. Szkoda, że jej tam od razu nie spalili to byłby z nią już spokój. - Wolfgang westchnął i coś widocznie kojarzył o rozmówcy z porannego przedstawiania się jeszcze w saniach na Placu Targowym w mieście.

- No nie powiem żeby moja sztuka była łatwą rzeczą, studiuje ją od prawie dziesięciu lat i jeszcze mi daleko do mistrzostwa.
- Ale tak, słyszałem oczywiście o tej ucieczce z lochów, niestety prawdopodobnie maczali w tym palce plugawi słudzy Chaosu. Mam nadzieję że będę mógł coś pomóc - uczestniczyłem w poszukiwaniach poza miastem organizowanych przez lady Froyę. Badam też sprawę syreny polującej na marynarzy - możliwe że te dwie sprawy są powiązane. - Joachim postanowił że warto się reprezentować jako czarodziej który coś robi by pomóc w mieście i nie jest bezczynny.

- Od dziesięciu lat? - brwi Wolfganga uniosły się do góry ze zdziwienia gdy to usłyszał. Obrzucił rozmówcę jeszcze raz spojrzeniem bo wyglądał dość młodo. - No to ile teraz masz? - zapytał zaintrygowany tym nietypowym stwierdzeniem.

- No ale tak, Froya jest całkiem atywna w tych poszukiwaniach. Ale z tą syreną to chyba bujdy nie? Żeglarze i rybacy zawsze opowiadają jakieś bajki i niestworzone historie. - zapytał o syreni motyw do jakiego sam chyba niezbyt przywiązywał wagę traktując go jako jedną z miejskich plotek.

Przerwał im powrót Kaya z blond zgubą. Okazało się, że pannie van Dyke nic nie jest i tylko wpadła w zaspę. Ale zgubiła swoje trofeum więc chciała po nie wrócić. Kay więc obiecał z nią pojechać aby znów się nie zgubiła a sam poprosił resztę grupy aby pojechali z jego towarzyszem do dworku. Gonitwa i tak była skończona i mieli zwycięzców.

Młody czarodziej wyraził ulgę, że z Pirotą jest wszystko w porządku.
W międzyczasie wyjaśnił Wolfgangowi i pozostałym którzy chcieli słuchać, że rozpoczał studia w Altdorfie w wieku 14 lat, więc około 10 lat temu. A co do syreny, wspomniał o swoich odkryciach wskazujących, że jednak jest w tym jakieś ziarno prawdy i sprawę warto dalej badać.
- Przybyłem do tego miasta właśnie po to żeby badać tego rodzaju nadzwyczajne problemy - podsumował.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 07-04-2022 o 11:55.
Lord Melkor jest offline