Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2022, 13:23   #537
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Ta cała gonitwa wymknęła się chyba spod kontroli. No albo się zgubiła. Chociaż nie do końca. Widziała gdzie pomknął jej siwek. A nawet jak jej zniknął z oczu to zostawił wyraźne ślady w dziewiczym śniegu. Zresztą widziała chyba skraj lasu to tak głęboko w nim być nie mogła. Słyszała nawet wytłumione okrzyki radosnej pogoni jaka nadal trwała. To tam pewnie była jej grupa lub ktoś inny z dworku. Nie mogła być aż tak daleko. Więc szła samotnie przez ten las wabiona jego skrajem jak ćma do światła. Nie szła tak zbyt długo gdy ujrzała, że w las wjechał jakiś jeździec. Jechał wzdłuż śladów pozostawionych przez jej siwka no i w końcu on ją też dostrzegł. Kay pospieszył wierzchowca i już bez trudności dojechał do zgubionej uczestniczki gonitwy.

- Nic ci nie jest? - zapytał gdy podjechał na tyle blisko aby mogli swobodnie rozmawiać. Spojrzał po jej sylwetce jakby szukał jakichś rozdarć albo innych śladów obrażeń.

- Moja duma została w jednej z zasp po upadku, trochę mi zimno i zgubiłam konia, mam nadzieje, że umie sam wrócić do stajni. Poza tym fantastycznie powiedzmy że udało mi się to polowanie. - Dziewczyna podeszła do jeźdźca i uniosła swoją zdobytą skórkę w triumfie z uśmiechem dziecka jakie osiągnęło teraz coś wspaniałego. Jednak nie trwało to długo szybko schowała jednak futerko pod pazuchę i wyciągnęła dłoń w stronę łowczego oczekując że pomoże jej dosiąść konia i ją podwiezie.
- To co teraz Kay szukamy mojego siwka czy skarzesz mnie na pośmiewisko że go zgubiłam? - Zapytała kokieteryjnie.

- Twój siwek wrócił do nas. Dlatego wiedziałem, że cię brakuje. A jeszcze Annemette mówiła, że wpadłyście na siebie w lesie. Dobrze, że nic ci nie jest. - wyjaśnił jej co się działo w grupie jego podopiecznych gdy ona straciła ich z oczu. Wyciągnął swoją dłoń i pomógł jej wspiąć się na konia. Po czym odwrócił go i bez pośpiechu ruszli w drogę powrotną.

- Trochę szkoda, że się nie zgubiłaś nieco dalej. Tam mogłabyś trafić na taką szopę. Jest ogrzana bo używają jej psiarze, strażnicy no i ci co tu dzisiaj się kręcą. Mogłabyś tam się ogrzać czekając aż ktoś cię znajdzie. - pokazał gdzieś w bok ale chociaż i Pirora tam spojrzała to widziała tylko zaśnieżony las. Taki sam przez jaki jechali coraz bardziej zbliżając się do jego krawędzi.

- Może to moja laickość w znajomości terenu albo wina zimy i że przez ten śnieg wsyzstkie ścieżki wyglądają tak samo, …- blonynka oparła się plecami o tors mężczyzny który był szeroki i wygodny, odchyliła w jego stronę głowę by z nim utrzymywac przynajmniej lekki kontak wzrokowy - …no ale nie widze stąd gdzieby była by niby ta szopa. Może potrzeba by mi byla wycieczka krajoznawcza.

- No ale jakbym cię znalazł to i z resztą. Nie bardzo by było warunków na prywatność. No. Chyba, że. Znalazłbym cię teraz całą i zdrową tylko trochę zaśnieżoną. Więc wszyscy by odetchnęli z ulgą. No ale musielibyśmy wrócić bo zgubiłaś tam coś bardzo ważnego. Ot, choćby tą skórkę. Wtedy ja jako twój opiekun no ekspert od lasu mógłbym z tobą wrócić i pomóc szukać. A mój kompan zaprowadziłby resztę gawiedzi z powrotem do dworku z wieściami, że jesteś pod opieką profesjonalisty. - właściwie to nie brzmiało to jak flirt. Raczej jakby jeździec który był w końcu doświadczonym w sprawach lasu mężczyzną, tłumaczył jakiś plan komuś kto pierwszy raz się zgubił w tym lesie no i co powinni teraz zrobić. I tłumaczył to spokojnym, prawie monotonnym tonem jak jakiś nauczyciel młodej uczennicy. Tylko, że plan jaki jej przedstawiał bezczelnie dążył do tego by zostali sami w tej szopie o jakiej mówił i nikt im chociaż przez jakiś czas nie przeszkadzał.

- Mhmm, cóż gdybym wiedziała o takiej możliwości pewnie nie chwaliłabym ci się tą lisią kitą jak tylko mnie znalazłeś. Miałabym mniejsze wyrzuty sumienia, że musisz dla mnie kłamać i udawać, że wcale nie mam jej przy sobie. Tylko jeszcze nie jestem pewna czy warto… - blondyka przykrzywiła się w siodle by być odwroconą jak najbardziej do Kaya, jedna z jej dłoni powędrowała do jego szyi by przyciagnąć do siebie jego twarz. Oczywiscie by się upewnić czy przynajmniej potrafi całować by warto było z nim się ‘gubić’ w lesie.

- Ah taka z ciebie chytra lisica? Patrzcie, patrzcie, taka młódka a już jaka stara lisica. Aż dziwne, że ruda nie jesteś. - Kay uśmiechnął się słysząc jej słowa i czując jej manewry aby zbliżyć się do jego twarzy. Upewniwszy się, że mają podobne potrzeby, zachcianki i punkt widzenia podroczył się z nią wodząc zimnymi palcami po jej brodzie i wargach. Nim się nachylił ku niej i pocałował ją bez większych ceregieli. Było to dość niewygodne dla nich obojga, zwłaszcza dla niej. Ale w tym krótkim pocałunku wyczuć się dało męską żądzę i zdecydowanie aby dopiąć celu. Musieli jednak szybko skończyć bo skraj lasu się zbliżał i już było widać sylwetki na koniach z ich grupy. Chociaż jeszcze bez detali.

- No dobrze powiedzmy że mogę dla ciebie trochę pokłamać. - dziewczyna uśmiechnęła się po pocałunku i odwróciła się znowu do przodu by udawać dobrze wychowana uratowana pannę. Na miejscu zapewniła znajomych że z nią wszystko w porządku bo spadając wpadła w miękką zaspę śnieżną i nic poza jej dumą nie zostały zranione. Ale wyraziła żal że kierując się po śladach jej konia w którymś momencie zgubiła swoją zdobycz jaką zerwała z płaszcza i że nie może udowodnić, że jej się udało.

Kay jak tylko dziewczyna na nowo przeszła na swojego siwka zrobił tak jak według przedstawionego jej wcześniej planu. Oboje udali się z powrotem do lasu ale zamiast trasą do miejsca jej upadku Kay porowadził ich do tej szopki w lesie. Była pokryta śniegiem i pewnie nawet w inne pory roku bardzo słabo widoczna i chyba tylko ci co znali drogę mogli do niej trafić nie przez przypadek.

- Dużo znasz takich miejsc w tych okolicznych lasach? - Zapytała będąc pewną że nie jest pierwsza ani ostatnia szlachcianką przekraczającą progi takich chatkm z tym mężczyzna w celach szerzenia zgorszenia i zachowywania się jak zwierzęta podczas wiosennych rui.

- A co? Masz ochotę na wycieczkę krajoznawczą? - zapytał ubawiony pytaniem. Jechali niezbyt długo aż dojechali. Wtedy dał znak aby zsiąść z koni, przywiązał je i wszedł do środka. Wewnątrz panował półmrok. I ciepło. Kay podszedł do pieca i otworzył lufcik. Wsadził patyczek od którego odpalił stojącą na stole lampę. Zrobiło się jaśniej. To wyglądało jak chata drwali. Piec do grzania i gotowania, prosty stół ze dwa krzesła. No i łóżko. Takie, zwykłe, proste, chłopskie łóżko bez zdobień, zwykła skrzynia z wrzuconym weń materacem i pościelą na wierzchu. Ale było porządnie zasłane i nie wyglądało na używane.

- Może nie dzisiaj bo byłoby to nieuprzejme z mojej strony w stosunku do gospodyni i moich koleżanek. Powiedziała rozglądając się. Zaczła zdejmować swój płaszcz i powiesiła go koło pieca. - Choć nie pogardziłabym mieć kogoś kto by mnie zabierał na takie wycieczki kiedy to najdzie mnie taka fanaberia.

- Rozgość się. Może nie musimy się spieszyć. Ale nie mamy całego dnia. Jak nie będziemy wracać zbyt długo wyślą kogoś po nas. Chyba wiesz, że nie przyszliśmy tu na pogaduchy. Ja idę zająć się końmi. - rzucił tym spokojnym a jednak pewnym siebie tonem po czym wskazał na stół i piec. Było tam coś do picia i coś w garkach. Ale on sam złapał jakieś derki i wyszedł na zewnątrz okryć nimi konie.

- Och tak? A ja myślałam że będzie to długi wykład na temat wyższości lasów północny nad południowymi. - Pirora powiedziała udając rozczarowanie. Klapła na jednym z krzeseł i dorzucila jedno drewienko do pieca, i zaczęła rozplątywac sznurówki w swoich długich butach. skończyła z jednym kiedy łowczy wrócił z dworu.

Ten parsknął z rozbawienia na uwagę o naukowej dyskusji leśnej ale wtedy wyszedł. Teraz zaś wrócił. Podszedł do pieca, otworzył jakiś gar i nalał czerpakiem do dwóch kubków czegoś parującego.

- Wypij na rozgrzewkę. Barszcz myśliwski. - podał jej kubek z parującą zawartością a drugi zatrzymał dla siebie. Uniósł go w niemym, barszczowym toaście i wypił ze swojego. Popatrzył na nią z góry jakby chciał jej się przyjżeć z bliska i na spokojnie. Po czym odstawił kubek na stół i zaczął rozpinać swój kaftan.

- Działaj, działaj. Mam nadzieję, że nie będziemy tracić czasu na odgrywanie oburzonej cnotki. - powiedział zachęcając ją ruchem brody aby też zaczęła się rozbierać. On w tym czasie zdążył zdjąć z siebie ten ciężki, zimowy kaftan.

- Och! No nie wiem, nie wiem teraz to aż się prosisz by poodgrywac ten scenariusz… - Pirora powiedziała drocząc się z łowczym ściągając drugi but i odstawiają go w okolice pieca. Kolejna poszła kamizelka i koszula. Została w lekkiej bieliźnie okrywającej jej tors w warstwę delikatnych koronek. Ciepłe getry i spodnie również dołączyły na krześle koło źródła ciepła usiadła na stole patrząc na łowczego i jego postępy popijając barszcz.

- Trochę się boje tego łóżka, nie ma nic gorszego jak wsunięcie się w taką pogodę w zimną pościel, pierwsze pół godziny jest najgorsze.

- Zapewniam cię, że jak już na nim wylądujesz to będziesz miała co innego na głowie. - zaśmiał się chrapliwie też już w sporej mierze rozebrany. Zostały mu jeszcze kalesony i koszula. Ale już i tak było widać, że nie jest to jakiś cherlak. Może nie był tak wielki i umięśniony jak Egon czy Silny ale też nie z takich drobniaków jak Sebastian albo Vasilij.

Zatrzymał się na chwilę jakby sycił wzrok już prawie nagą kobietą i pokiwał z zadowoleniem głową. Musiało mu się podobać to co mu odkryła zdejmując swoje ubranie. Podszedł do niej, złapał ją za wątłe ramiona i nachylił się do kolejnego pocałunku. Teraz mieli do tego idealne warunki. Nie licząc chłodnej podłogi pod stopami. Ale na górze było w sam raz. Kay całował zdecydowanie i chciwie się wpił w kobiece usta. Po chwili zdjął dłonie z ramion kobiety i zaczął nimi badać resztę jej ciała.

Te parę długich chwil musiało i było bardzo intensywne, i mimo że dziewczyna chciała dać się popisać łowczemu to sama też postanowiła pokazać na co ją stać. Zaskoczyła tym w miły sposób swojego partnera, prawdopodobnie te inne ‘zgubione panny’ były znudzone nudnym mężem, narzeczonym czy celibatem i zdawały się całkowicie na jakieś silne ramiona niższej kasty. A teraz trafiła się jurna chętna młoda blond-lisica która jeszcze wie o zabawach cielesnych więcej niż niejedna kurtyzana.
Dysząc jeszcze ciężko jak dwa konie po biegu w cwale wymienili parę pocałunków i szlachcianka w końcu zeszła z łowcy i poszła ubierać się.

- To co z tą wycieczką krajoznawczą? Zdaje się że mam pewne zaległości w jeździe konnej nad którymi bym mogła popracować. - Powiedziała zakladajc na nowo swoja bieliznę.

- Doprawdy? Mało ci? - Kay wciąż jeszcze miał zaczerwienione policzki z wysiłku i miał rozgrzane nagie ciało po tych karesach. Ale wstał już z łóżka i też zaczął nakładać na siebie kalesony, spodnie i resztę. Musiała na nim zrobić pozytywne wrażenie tą swoją aktywnością i inicjatywą bo mile go to zaskoczyło. Teraz jak się oboje ubierali trzepnął ją w jeszcze nagi tyłek i zaśmiał się przy tym rubasznie.

- A bywasz gdzieś tu w okolicy? Bo coś pierwszy raz cię tu widzę. - zapytał jakby chciał się zorientować w możliwościach ewentualnego kolejnego spotkania. Jak go miała okazję obejrzeć sobie z bliska to już nie był takim młodzieniaszkiem. Może był i ze dwa razy starszy od niej albo jakoś podobnie. Zapewne wiekowo znacznie przewyższał średnią obecnych gości van Hansenów. Okazał się zdecydowanym kochankiem co nie chciał tracić czasu na dyrdymały skoro oboje wiedzieli po co tu przyjechali. I energii mu nie brakowało ale ta bezwstydna śmiałość jaką prezentowała sobą młoda i nowa kochanka mimo wszystko trochę go zaskoczyła.

- Jeszcze nie, dopiero z dwa miesiące jestem w Nordlandzie, wiec nie mam nawet swoich czterech kątów. Przynajmniej nie mam kluczy jeszcze. Ale pewnie będzie dobrze poznawać tutejsze okolice. A ty ograniczasz się tylko do tego lasku i tej chatki czy czasem zajeżdżasz do miasta? - blondynka zapytała starając się wyczuć do jakich okoliczności można by Kaya wciągnać.

- Tak, czasem tam zajeżdżam. Jak mam coś do załatwienia. - powiedział schylając się aby ubrać a potem zapiąć spodnie. Podszedł do ciepłego swetra i też go zaczął zakładać. - To mówisz mieszkasz w mieście. - rzucił zakładając go i jakby myślał nad tymi sprzyjającymi okolicznościami. - Bywam w “Kniei”. Sprawdzić co słychać albo za jakąś robotą. Możesz tam pytać o mnie albo zostawić mi wiadomość. Zachodzę tam w Festag po mszy. - doprecyzował gdzie by mogła złapać jakiś kontakt z nim.

- Ach no tak tawerna dla łowców. Ja chwilowo mieszkam “Pod żaglami”. Choć, tak jak będę miała czas to się przypomnę o te wycieczki krajoznawcze. Choć jak uważasz, że jesteś dobrym myśliwym to może mogę od ciebie kupić jakiś skórki. - Malarka powiedziała zaczynając sznurować drugi but. - Achhh noz zaczynam kwestionować mój dobór obuwia na takie schadzki.

- No tak, wy macie więcej do ubierania i rozbierania. Zwłaszcza takie jak ty. Bo takie zwykłe dziwki to dużo prościej. - pokiwał głową i sam kończył się już ubierać ale obserwował jak blondynka mocuje się z tymi wszystkimi sprzączkami, guzikami i węzełkami jakie miała na sobie. Chociaż nie sprawiał wrażenia, że był gotów ruszyć jej z odsieczą w tej sprawie.

- Właściwie “Knieja” to bardziej sklep niż tawerna. Można tam sprzedać skórki i kupić coś do lasu. Teraz jest zima. Dobry sezon na skórki. Letnie to są wyleniałe w porównaniu do zimowych. Najlepiej na skórki poluje się zimą. Wtedy są najlepsze. Polowania też organizuję. Nawet dla młodych dam. Wtedy jedziemy w las i no nie uwierzysz pewnie ale zwykle to cały dzień zajmuje. Ale nie słyszałem aby któraś się skarżyła. Gorzej jak mają mężów, narzeczonych albo rodziców. I przyzwoitki. Wtedy trzeba kombinować. - mówił tym swoim spokojnym tonem chociaż to co mówił brzmiało jakby myśliwy nie mógł się nie pochwalić swoimi zdobyczami i dokonaniami. Bo to tak jakby jego lista kochanek z towarzystwa była całkiem długa i bynajmniej Pirora nie była jego pierwszą w tej materii.

- Moją przyzwoitkę byś polubił też lubęe się gubić po lasach…- Pirora uśmiechnęła się do niego. - To powiedzmy ze jestem zainteresowana skórami bezpośrednio od dostawcy, zające, lisy, norki, łasice…mogą być i wilki. Co tam znajdziesz i złapiesz to przynieś. I tak chętnie na lekcje palowania też bym się wybrała ale ja wolę polować łukiem na ptactwo… oczywiście jak nie będziesz zajęty kryciem się przed jakimś mężem, ojcem czy narzeczonym.

- W lesie mnie nie znajdą. Słychać ich na kilometr. - prychnął pewnym siebie głosem ocierającym się o jawną pogardę co do owych wściekłych mężów, kochanków i im podobnych. Przynajmniej gdyby chcieli go szukać na jego terenie czyli w dziczy.

- A przyzwoitka no wybacz ale chyba źle mnie oceniasz. Stare, grube, wredne baby kompletnie mnie nie interesują. Lepiej wymyśl jak jej się pozbyć najlepiej jeszcze w mieście. Tylko taka stara wiedźma by nam przeszkadzała. - machnął też reką na kogoś jeszcze w ich schadzkach w lesie. Chociaż nie wydawał się zdziwiony, że jakaś “ciotka” by miała stać na straży moralności i przyzwoitości młodej szlachcianki.

- Polowanie na ptaki? To kaczki są dobre. Weźmiemy jeszcze jakieś psy i można jechać i strzelać. A nad jeziorem albo rzeką, a w zimie na bagnach to są jakieś chatki. Można tam się ogrzać i rozetrzeć zmarznięte członki. No ale jak zabierzesz jakaś starą babę no to nic z tego nie będzie. - skrzywił się znowu na myśl, że jakaś przyzwoitka miałaby psuć im cały wypad do lasu który już teraz zapowiadał się tak interesująco gdy obie strony wiedziały na co naprawdę jadą polować.

Teraz to malarka prychnęła śmiechem i nie przestała się chichotać póki nie znaleźli się na dworze na koniach. Kay trochę zdziwiony jej reakcją jednak nie komentował.
- Jak będziesz miał jakieś skóry przyjdź do “Pod żaglami” to sobie zobaczysz te stare brzydkie wiedźmy… - i znowu wybuchła śmiechem. Wrócili do szybko i szlachcianka mogła pochwalić się części swoich znajomych zdobyczną skórką.
 
Obca jest offline