Gdy usłyszał że zostanie mianowany na „rycerza” wraz z ziemią, tak czysto po plebejsku zaczął dłubać w uszach aby je przeczyścić bo zdawało mu się , że się chyba przesłyszał…
Po wyciągnięciu nie małej ilości woskowiny, która kulturalnie i w skryciu wytarł o wewnętrzne fałdy wdzianka, spojrzał na towarzyszy i dostrzegł na ich twarzach podobne zdziwienie którego i sam doświadczał, musieli więc ulec zbiorowej halucynacji – albo co bardziej prawdopodobne, rzeczywiście Lord Eryck chciał mianować wszystkich rycerzami.
Tupik miał wrażenie że świat zaczyna wirować , szybko jednak doszedł do siebie, wszak było z jednej strony oczywiste, że zasługiwali na wspomnianą nagrodę – dzielnie ryzykując życiem by bronić lorda – mogli go wszak zostawić i brać nogi za pas… co prawda byłoby to krótkowzroczne działanie i mało opłacalne, ale nikt też nie musiał znać prawdziwych powodów dla których pod Wusterburgiem zajęli się lordem. Inna sprawa która nie mniej otrzeźwiła niziołka było domniemanie iż Lord blefuje , rzuca obietnice bez pokrycia licząc / wierząc, że całe ich szemrane towarzystwo wkrótce i tak zginie , być może za czas jakiś wynajdzie powód by jednak od pasowania odstąpić , albo też zwyczajnie wraz z pasowaniem i nadaniem lenna kryje się drugie dno całej sprawy która nie jest im jeszcze znana. Może zwyczajnie nikt inny nie chciałby zostać Panem na zamku w Starych Sadach ? Kto wie co tam jeszcze się dzieje … z całą pewnością trzeba będzie to zbadać a lektura na drogę dotycząca Starych Sadów zdawała się być najodpowiedniejszą. W końcu nawet gdyby to wszystko było czystym mamieniem głupców by wycisnąć z nich ostatnią krople krwi , to szansa choćby niewielka na prawdziwy, niepodważalny tytuł, oficjalne podniesienie stanu przy świadkach i ceremonii stanowiło po stokroć więcej niż papiery i pierścień którymi obecnie Tupik dysponował. Gra warta była świeczki tak czy siak.
Kolejną rzeczą jaką musiał się wywiedzieć było samo Serrig – w tym matrona która nim rządziła oraz szare eminencje. W zasadzie była to rzecz nawet istotniejsza od Starego Sadu – ten był bowiem wciąż gruszką na wierzbie, odległą obietnicą , gołębiem który fruwa wokół dachu, Serrig zaś było wróblem od którego mocnego trzymania w garści zależało dalsze być lub nie być … o starym zamku z sadem już nie wspominając. Tupikowi średnio przypadł do gustu pomysł wjazdu do paszczy lwa , zwłaszcza z dziedzicem – z jednej strony już sama jego obecność chroniła z drugiej nie miał wątpliwości , że chronić trzeba było i jego i od losów dziedzica z całą pewnością zależeć będzie los jego eskorty.
Lady Henrietta i jej ludzie… - o ile Teoffen i ważniejsze persony na zamku znał już całkiem dobrze – a przynajmniej wywiedział się ile mógł i jak mógł ( a więc sporo ) o tyle Serrige nie zajmował się niemal wcale, z prostego powodu – dotychczas nie miało ono większego znaczenia ani dla przeżycia ani dla umoszczenia się w nowym gniazdku. Tym razem jednak musiał na poważnie przysiąść do lektury jak i plotek. Niemniej wszystko w kolejności, nie chciał z roztargnienia pojechać w samych galotach na obcy zamek, toż to byłaby potwarz dla niedoszłego rycerza , Pana na włościach , lorda magnata Starego Sadu i okolic… Tak… Trzeba się było jeszcze trochę postarać na długiej drodze do korony.
Bractwo Mściwego Serca Jedynego – czyż byli to ci sami którzy przejeżdżali przez Teoffen? O których wspominał karczmarz – tego też musiał się dowiedzieć, jeżeli byli to ci sami – z niby mieczem niby krzyżem , to czemuż szli w ta i nazad ? Nehren przecie na północ… Po chwili w której ostro wytężał swa pamięć by wydobyć wszystko to co mówił karczmarz przypomniał sobie że owi rycerze, knechci mówili coś o „jedynym” – zwyczajnie nie mógł być to zbieg okoliczności i jakaś inna grupa fanatyków od innego jedynego. To musieli być oni i zmierzali do Lorda Manfreda – to akurat całkiem dobrze zapamiętał. Imiona, nazwiska, tytuły, role oraz słabe punkty które mogły stanowić punkt zaczepienia. To było czasem istotniejsze niż liczba regimentów. Cóż z tego że wojska w tysiące jeśli ich władca wykrwawia się właśnie w łożu z poderżniętym gardłem i spogląda na odchodzącą dziwkę do której miał słabość…
Próbując zebrać do kupy całość informacji wychodziło na to że rycerze „Jedyni” przyszli z zachodu, przełęczą przez góry jak tylko stopniały śniegi , zaliczyli wizytę w zamku – stąd włodarz Lord Eryck musiał dowiedzieć się o ich dalszych zamiarach a więc wizycie w Serrig. Tyle, że już wówczas mieli udać się do Neheren – czemuż więc od razu tam nie ruszyli ? Czy wizyta w Serrig była im podsunięta przez kogoś z zamkowych? Lord przecie jeszcze wtedy nieprzytomnem był… a może udawał skubaniec przez ostatni czas? Byłoby to całkiem wygodne, udawać na wpoły martwego i przyglądać się wszystkiemu i wszystkim. Tak dużo pytań a tak mało odpowiedzi…
Przypomniała mu się tez wizyta u baronowej Katariny von Heisenberg – o ile dobrze pamiętał mapę – a spoglądał na nią przed wyjazdem , to baronowa była idealna kandydatką do nawiązania paktu zwłaszcza że Serrige mieli pomiędzy sobą… Idealne do podziału... Czy to było celem Detlefa? Czyżby młodzik miał więcej ikry i zamysłów strategicznych a cała ta zabawa w rycerzyka była tylko czystą pozą? Tupik brał to pod uwagę.
Tupik wiedział, że zabranie dokładnej mapy okolic będzie priorytetem orszaku jaki z cienia miał reprezentować. Archiwum było zresztą pierwszym miejscem do którego skierował swe kroki po opuszczeniu Lorda
- Theo pójdziesz ze mną do biblioteki ? Trzeba nam zebrać więcej informacji o Serrige o Lady Hanriettcie, znaleźć mapy, może jakieś wzmianki o tym Bractwie czyli o krzyżowcach , to znaczy miecznikach … no takich co to mają taki biały ni to krzyż ni to miecz na piersi… bo pewnikiem to oni byli tu już miesiąc temu i jestem niemal pewien że to ci sami. Jeszcze o pozostałych sąsiadach przydałoby się więcej dowiedzieć, ale nie wiem czy nam starczy czasu w drodze by to wszystko przebadać zwłaszcza że już masz lekturę – mrugnął porozumiewawczo. - Tak czy inaczej we dwójkę szybciej wszystko znajdziemy a czytać będziem najwyżej w drodze, na postojach.
Zamierzał też w dyskretności podpytać medyka … maga … czy kim tam teraz Phillipus nie był o naszyjnik który znalazł. Runy na zębiskach nie dawały mu spokoju – czy aby nie były magiczne ? A jeśli tak to jakiego rodzaju magia w nich drzemała ? Żałował że sam nie zna się na magii , ale szkolenie w tym zakresie musiał odłożyć na później – ot gdy już na ten przykład zdobędzie korone, może wówczas będzie miał więcej czasu na swoje potrzeby…
Przy czym z jakichś nieznanych sobie bliżej powodów z samym naszyjnikiem rozstawać się nie zamierzał nawet gdyby Theo oświadczył mu że to niemagiczne badziewie jest. W drodze do archiwum już w myślach robił przegląd rzeczy koniecznych do zabrania i chcąc nie chcąc uzbrojenie oraz zapas wykwintnego żarcia jako pierwszy nasuwał się na myśl.