Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2022, 18:31   #540
Obca
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Wellentag; zmierzch; kulig
<wieczorny kulig wokół jeziora, pochodnie, dzwonki, ognisko, ewentualne wizyty w innych rezydencjach>

Zgodnie z obietnicą na Pirorę czekały zaprzężone w konie sanie. Averlandka wsiadła na nie i najpierw zrobiła małe próbne kółko jak jej się układa współpraca z nieznajomymi końmi i jak skręcają sanie. Gdy wszystko było sprawdzone mogła poczekać na swoich pasażerów.

Sanie były pierwsza klasa. No ale w końcu należały do van Hansenów. I to nie jakieś służbowe dla służby i pracy. Tylko takie galantne jakimi jeździli sami van Hansenowie. Dwa konie w jakie były zaprzężone też wyglądały na silne i dobrze odżywione. Może nawet jedne z tych co w środku dnia Pirora widziała z Saną podczas wizyty w stajni. Ale teraz nie bardzo mogła je rozpoznać czy to te. Były jednak wyszkolone i prowadzić je to była sama przyjemność. Panna van Dake nie miała żadnych trudności gdy zrobiła próbną rundkę wokół dziedzińca dworku i zajechała przed główne wejście gdzie zbierało się mieszane towarzystwo jakie miało się zapakować do tych czy innych sań. Bo i już zbliżała się wieczorna pora na tej planowany kulig więc i goście powoli opuszczali dworek aby wziąć w nim udział.

- Pierwszy raz tu jesteś to pozwól, że ci będę towarzyszyć. Pokażę ci drogę. Bo większość z pozostałych to jest tu co zimę. - panna van Hansen ubrała się w spodnie jakby znów miała toczyć jakiś pojedynek albo jeździć konno. Zwłaszcza, że była w bryczesach do konnej jazdy. A na górze miała ciemny i ładny, krótki kożuszek jaki dawał mocny kontrast z jasnymi spodniami. Zaproponowała grzecznie swoje towarzystwo na koźle aby być pilotem prowadzącej pojazd Pirorze. Zaś na schodach już się pokazała i Rose, i Kamila z Saną i von Richter którzy w końcu postanowili zrezygnować z jazdy własnymi saniami i dołączyć do tych które miała prowadzić panna z Averlandu.

- Nie mam nic przeciwko, pewnie dobrym pomysłem było bym wybrała się parę razy na jakieś wycieczki krajoznawcze co by się rozeznać w okolicy. Przy okazji mogłabym by odświeżyć swoje umiejętności strzeleckie. - Pirora nie miała nic przeciwko pomocy gospodyni.Poczekaly az wszyscy co mieli razem z nimi jechać wsiedli i ruszyli.

- Czyli jak rozumiem miejsce się dla mnie znajdzie? - Czarodziej dołączył do zgromadzonych, patrząc z ciekawością na sanie Pirory. Zastanawiał się czy jest lepsza w prowadzeniu niż w jeździe konnej.

Miejsce się znalazło. Froya usiadła na koźle obok szlachcianki z dalekiego południa Imperium. Zaś ich mieszane towarzystwo rozsiadło się na ławkach sań za ich plecami. Blondwłosa gospodyni pełniła rolę przewodniczki kierując gdzie ta wieczorna sanna miała się zacząć. A po drodze dołączały do nich inne sanie. Wieczorny, zaśnieżony las zaczął migać od świateł pochodni przemykających pomiędzy drzewami i dzwonić dzwonkami zaczepionymi do uprzęży koni i sań. Zabawa była przednia. Ekscytacja udzieliła się chyba wszystkim. Krew buzowała żywo w żyłach a wiatr uderzał w twarz gdy się jechało w pełnym pędzie drogą w leśnym, mrocznym tunelu. Wśród innych rozpędzonych sań. Towarzyszyły im radosne śmiechy i okrzyki chociaż rozmawiać się dało tylko wewnątrz własnej obsady a i tak trzeba było krzyczeć aby się usłyszeć.

Koniec końców okazało się, że Pirora może nie wygrała tej dość symbolicznej nagrody jaką była skrzynka bretońskiej brendy. Ale wieczorna sanna była zabawą samą w sobie i wszyscy wydawali się ją traktować właśnie tak, jako wieczorną przejażdżkę w towarzystwie jakim się lubi a ten wyścig tylko dodawał nutki smaku do tej potrawy. Zresztą kawaler Pfeifer jaki wygrał ten wyścig i tak właściwie rozdał butelki swojej nagrody każdemu woźnicy jaki dotarł do mety jaką była jakaś polana przy zamarzniętym jeziorze. Rose ze zdziwieniem odkryła, że to nawet może być ta brendy jaką przywiozła do portu pod koniec jesieni. W miarę jak kolejne sanie dojeżdżały na polanę robiło się zbiegowisko wesołe i gwarne podobne do tego jakie rano było na Placu Targowym jeszcze w mieście. Tylko teraz było bez wścibskich spojrzeń gawiedzi więc było dużo swobodniej. Mieli jeszcze poczekać na ostatnie dojeżdżające sanie ale już teraz część z tych co byli na polanie albo zaczynała kierować się ku dworkowi van Hansenów albo innych rezydencji położonych nad jeziorem.
 
Obca jest offline