Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-04-2022, 08:09   #77
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Odmowa obu kobiet nieco zasmuciła Alderna. Starał się trzymać fason, jednak widać było, że jest zawiedziony.
- No cóż, może kiedy indziej w takim razie - powiedział, uśmiechając się lekko. Spojrzał na paladynkę. - Mimo wszystko cieszę się, że chociaż jutro będziesz nam towarzyszyć, droga Verno.

Na słowa Cade'a odchrząknął.
- Tak, dziękuję za radę, ale myślę, że sobie poradzę. I nie, nie musisz się kłopotać, drogi niziołku, myślę, że znajdę jakąś damę, która będzie chciała zobaczyć w moim towarzystwie to przedstawienie. W każdym razie... - klasnął i zatarł dłonie. - Dzisiaj do północy macie u Ameiko otwarty rachunek do dziesięciu złotych monet, więc raczcie się czym chcecie. Jutro spotykamy się na śniadaniu w tym samym miejscu. A teraz wybaczcie, sprawy nie cierpiące zwłoki wzywają.

Ukłonił się przed bardką i paladynką, pożegnał skinieniem głowy z męską częścią drużyny i wyszedł z karczmy. Podejrzewaliście, że te "sprawy nie cierpiące zwłoki" miały związek ze znalezieniem odpowiedniej towarzyszki na wieczorną sztukę. Wy natomiast korzystaliście ze szczodrości Alderna, zamawiając co lepszy napitek i próbując wyszukanych potraw z wyższej półki cenowej "Smoka".

Do końca dnia nic szczególnego się nie działo, więc w końcu rozeszliście się, każde w swoją stronę.


25 (Dzień Dobrobytu) Rova, 4707 Absalomskiej Rachuby.

O poranku większość z was zebrała się w "Rdzawym Smoku", by towarzyszyć Aldernowi Foxglove w polowaniu na dziki. Mężczyzna pojawił się na śniadaniu odziany odpowiednio do sytuacji - wyszukany strój szlachecki zastąpiła skórznia i proste, choć wykonane z dobrego materiału ciemne spodnie oraz płaszcz z kapturem. Tym razem zamiast rapiera miał przy sobie długi miecz i kuszę z kołczanem pełnym bełtów.
- To będzie dobry dzień, przyjaciele, mówię wam - powiedział, widząc was i zwrócił się do Verny. - Dla mnie już jest, gdy widzę twoje wspaniałe lico, droga panienko Scarnetti. - I ucałował jej dłoń, patrząc głęboko w oczy.

Zjedli i wyruszyli do położonego nieopodal lasu Tickwood. W tym samym czasie Mharcis odbębniał nudną jak flaki z olejem służbę a Sherwynn, która nie zdecydowała się wybrać za miasto z resztą drużyny, zajmowała się swoimi sprawami. W miasteczku panowała normalna, spokojna atmosfera, jakby ataku sprzed dwóch dni w ogóle nie było. Sklepy pracowały, ludzie przechadzali się uliczkami i skupieni byli na własnych sprawach. Ot, zwykły wczesnojesienny dzień, jakimi Sandpoint zwykle żyło. Nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, więc ani Mharcis, ani reszta "Bohaterów Sandpoint" nie była tym razem potrzebna.

Wracając do pozostałej części drużyny i Alderna, to polowanie na dziki okazało się kompletnym niewypałem. Gdy znaleźli się w lesie, szlachcic nie wiedział nawet, gdzie prowadzić, by cokolwiek upolować i chyba się nawet na tym specjalnie nie znał. Nieco więcej na ten temat wiedzieli już Verna z Argaenem, ale i tak żadnego dzika nie udało się spotkać, nie mówiąc o upolowaniu czegokolwiek innego. Głodni, poirytowani i zawiedzeni wrócili do “Rdzawego Smoka” przed drugim dzwonem.
- Przepraszam, że tak wyszło. Myśliwy ze mnie żaden, ale to już wiecie. - Pokajał się Aldern przed pójściem do swojego pokoju. - Chciałem, żebyśmy spędzili trochę czasu razem i się poznali, ale chyba wybrałem na to zły sposób. Następnym razem zastanowię się nad czymś innym. Jutro wracam do Magnimaru, więc jeśli będziecie w mieście, nie krępujcie się mnie odwiedzić. Każdy tam zna nasz ród, więc z łatwością znajdziecie posiadłość Foxglove.

Pożegnał się szybko z mężczyznami, jak zwykle dłuższą chwilę poświęcając Vernie.
- Gdyby nie wzywały mnie obowiązki w Magnimarze, powalczyłbym o twoje względy, Verno - powiedział to tak poważnym tonem, że aasimarka poczuła się dziwnie. - Mam nadzieję, że prędzej, niż później będzie nam dane znów się spotkać. Będę o tobie myślał. - Ucałował jej dłoń i poszedł na piętro.

Pełnym składem spotkaliście się w gospodzie Ameiko na kolacji, a Sherwynn miała niezły ubaw z opowieści na temat nieudanego polowania. Posiedzieliście, popiliście i zjedliście, a potem - jak każdego wieczora ostatnio - rozstaliście.


26 (Dzień Przysięgi) Rova, 4707 Absalomskiej Rachuby.

Następnego dnia, Mharcis zebrał całą drużynę z samego rana, tłumacząc, że robi to na polecenie szeryfa Hemlocka i całą szóstką mają udać się do ratusza, gdzie Shoanti miał mieć dla nich nowe informacje, które mogły was zainteresować. Spotkanie odbywało się w ładnie urządzonym, wygodnym pokoju na drugim piętrze ratusza, gdzie oprócz szeryfa przebywała burmistrz Deverin i wysoka, elfia kobieta, której nie znaliście. W ćwiekowanej skórzni, z sejmitarem przy pasie i długim łukiem oraz kołczanem strzał na plecach wyglądała na wojowniczkę, lub tropicielkę. Nienaturalnie niebieskimi oczami, z surowym wyrazem twarzy, przyglądała się każdemu z was.


- Dziękuję wam bardzo za wasz wkład w pokonanie goblinów podczas ataku na miasto i że cały czas jesteście częścią tej sprawy. - Zaczęła burmistrz, odwracając waszą uwagę od blond elfki. - Cieszę się, że Sandpoint ma tak odważnych obywateli, którzy zrobią wszystko, co trzeba, by je ratować.

- Poznajcie się - rzucił szeryf, gdy Kendra skończyła. - To Shalelu Andosana, jedna z najlepszych tropicielek i wojowniczek, jakie miałem okazję poznać. Shalelu, to Verna, Sherwynn, Argaen, Mharcis, Vall i Cade. Bohaterowie Sandpoint. Shalelu od lat jest drzazgą pod paznokciem lokalnych plemion goblinów i niewielu w regionie wie o nich więcej, niż ona. Z tego, co nam powiedziała, Sandpoint nie było jedynym miejscem w regionie, które miało ostatnio problemy z zielonymi. Krótko mówiąc, nastąpił wzrost najazdów tych małych pokrak wzdłuż Zaginionego Wybrzeża, szczególnie w dolinie między Nettlewood a Mosswood. Zaledwie dzień temu grupa goblinów spaliła do ziemi gospodarstwo na południu od lasu Mosswood. Shalelu była na szczęście w pobliżu i chociaż farmy nie udało się ocalić, uratowała rodzinę i przepędziła gobliny.

Hemlock spojrzał na nią.
- Powiedz im to, co mi powiedziałaś.

Elfka skinęła mu głową.
- Belor opowiedział mi, że dobrze się spisaliście dwa dni temu. Dobrze. - Zaczęła. Głos miała kobiecy, z nutką zadziorności. - Sama poświęciłam ostatnie kilka lat życia, by gobliny nie sprawiały zbyt wielu problemów w okolicach i samym Sandpoint. Chociaż wiele z nich wybiłam, to są bardzo płodne i mnożą się, jak króliki. W regionie jest pięć głównych plemion goblinów, mniej lub bardziej zaangażowanych w waśnie między sobą. Jak jednak udało mi się ustalić, każde z tych plemion brało udział w napadzie na Sandpoint. A skoro pięć plemion, które na co dzień skacze sobie do gardeł współpracowało ze sobą, to oznacza, że mają do ugrania coś więcej. No i zjednoczenie pięciu plemion, nawet tymczasowo, wymaga kogoś, kogo te paskudy będą się bać i słuchać. A to nie jest dobry prognostyk ani dla Sandpoint, ani dla regionu.

- Dlatego. - Wtrącił Hemlock. - Jutro z rana zabieram kilku strażników na południe, do Magnimaru i jadę, aby zająć się zabezpieczeniem dodatkowych sił do stacjonowania w Sandpoint przez kolejnych kilka tygodni, przynajmniej do czasu, gdy będzie można określić stopień zagrożenia ze strony goblinów. Podczas gdy ja będę poza miastem, Shalelu powęszy w okolicznych lasach i innych miejscach, w których mieszkają gobliny, aby sprawdzić, czy da radę dowiedzieć się czegoś więcej o tym, co się dzieje. Chciałbym, abyście wy zostali przez ten czas w Sandpoint i mieli oko na wszystko, co może być podejrzane. Macie jakieś pytania? Odnośnie goblinów, sytuacji? Czegokolwiek? - Szeryf oparł się plecami o ścianę, patrząc po was wyczekująco.
 
Umbree jest offline