Znajomość z Aldernem miała (prócz minusów, które można było zlekceważyć) i pewne plusy. Argaen zwykle na brak gotówki się nie uskarżał, ale możliwość przejedzenia i przepicia u Ameiko dziesięciu sztuk złota nieczęsto mu się zdarzała.
- Zdrowie hojnego fundatora! - powiedział, z odrobiną ironii w głosie, unosząc puchar z winem. Takim z bardzo wysokiej półki.
Ale wszystko, co dobre, prędzej czy później musiało się skończyć. Polowanie nie zaczynało się w południe, trzeba było wstać skoro świt, więc Argaen pożegnał towarzystwo by udać się na spoczynek.
* * *
No i okazało się, że lepiej by zrobił, gdyby spędził ranek w łóżku. Aldern może i nieźle wyglądał w swym myśliwym stroju, ale to było wszystko. Albo Foxglove nie nadawał się na myśliwego, albo dziki zmówiły się przeciwko niemu i pochowały tak, że nie można było ich znaleźć.
Cóż... Aldern nie miał powodzenia ani u kobiet, ani u dzików...
* * *
Noc Argaen spędził w całkiem innym (i bardzo miłym) towarzystwie, a rankiem, zdecydowanie zbyt wcześnie, dowiedział się o spotkaniu w ratuszu.
"Ta by z pewnością pokazała Aldernowi, gdzie dziki się kryją", pomyślał Argaen, przyglądając się elfiej tropicielce, która z pewnością znała się nie tylko na goblinach.
Wieści, przyniesione przez Shalelu nie należały do najlepszych, jako że zjednoczone plemiona mogły narobić więcej klopotów, niż wszystkie działające osobno.
- Nie znam się na goblinach - powiedział - ale moim zdaniem znalazł się ktoś, kto je zjednoczył siłą, zastraszył w taki czy inny sposób. Może i stoją za tym jakieś obietnice, ale stawiałbym na kogoś, kogo się boją.