9 sierpnia 2050, elektrownia węglowa pod Blairsville
Hector wyskoczył z kabiny ciężarówki i przeciągnął się z trzaskiem kości. Wcześniejsza akcja oczyszczania drogi skutecznie wypłoszyła z jego głowy resztki senności i rozgrzała mięśnie, toteż Nowojorczyk z wigorem zaczął badać swe otoczenie.
I im dłużej się wokół rozglądał, tym większe czuł rozczarowanie. Przedwojenna elektrownia była w stanie dużo gorszym niż zakładał. Dziki las rósł wszędzie wokół, od dawna kolonizując gruzowisko, które w opinii Garcii musiało paść ofiarą jakiegoś bombardowania.
Kawałki żwiru zgrzytały pod podeszwami butów montera, kiedy ten podszedł do uchylonej drucianej bramy i obejrzał ją krytycznym okiem.
-
Zawsze możemy ją podkopać i odciągnąć na bok - zaproponował kopiąc na próbę czubkiem buta krawędź bramy -
Chyba, że macie na pace nożyce do metalu.
Nie czekając na odpowiedź kompanów Hector poprawił parciany pasek wiszącego na ramieniu karabinu i wślizgnął się w wolną przestrzeń uchylonej bramy.
Przyjmując zlecenie rycerza Petersena Garcia miał wrażenie, że będzie pracował na względnie mało zniszczonym odcinku trakcji, gdzie ktoś już prowadził jakieś eksploracje. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że nawet miejscowi przewodnicy gubili się w kwestii lokalizacji rozjazdów. W połączeniu ze stopniem zniszczenia tego miejsca Hector musiał się zatem pożegnać z nadzieją na łatwy i bogaty w dodatkowe znaleziska szaber.
Nie ulegało wątpliwości, że obu Nowojorczyków czekała ciężka i żmudna robota i monter zaczynał się zastanawiać, w jakim stopniu Leśny i Bill zamierzali im pomóc - jeśli w ogóle.