Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2022, 11:29   #47
Elenorsar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Po paru chwilach celowania, John ustrzelił z colta jednego z atakujących indian, który spadł z pędzącego konia…

Elizabeth załatwiła dwóch, również z rewolweru. Jeden spadł z rumaka, drugi zgiął się wpół, i zwolnił, zostając gdzieś z tyłu.

Po drugiej stronie wagonu, Melody z zaciętą miną otworzyła tak na pół metra drzwi, po czym przyklęknęła na jednym kolanie. Uniosła Winchester i bam-klik-klak, bam-klik-klak, bam-klik-klak, bam-klik-klak! Strzał i przeładowanie Winchestera, i tak w kółko. Spadający z konia trup. I następny. Kolejny indianin oberwał, po chwili został dobity, również zleciał.

Dixon była uradowana, że mimo kaca jej oko oraz ręka nie cierpią na zakłócenia koordynacji ruchowej z powodu kaca, jakby to powiedział stojący obok niej lekarz, i ustrzeliła dwóch, chociaż jeden dalej trzymał się siodła. Odciągnęła kurek w Colcie, z którego strzelała.
- Dwóch - Wyszeptała sama do siebie i wycelowała broń w kolejnego Indiańca jadącego w ich stronę przy pociągu.
- Biorę tych z prawej! - Krzyknęła do Johna i wystrzeliła kolejne dwa pociski ze swojej broni w dwóch różnych osób, dobrze celując. I trafiła jednego w łeb! Zleeeeciał pięknie z konia. Elizabeth przymierzyła się do drugiego strzału, i… rewolwer zrobił jedynie "klik". Co jest kurde? Felerny nabój?? Elizabeth szybko przerzuciła oba Colty między dłońmi, odciągnęła kurek w drugim i znów wycelowała.

- Ok - odparł John, po czym strzelił do kolejnego jeźdźca, najbliższego z tych, których miał po lewej stronie. Trafił czerwonoskórego w ramię, ten zawył, zwolnił na swoim rumaku… był wyeliminowany z dalszych wydarzeń.

Melody strzeliła znowu trzy razy, piekielnie szybko przeładowując Winchestera. Kolejny trup, następny zraniony, a potem pudło…

Indianie goniący za pociągiem, od czasu do czasu strzelali z rewolwerów, ze strzelb, oraz z łuków. Większość pocisków trafiała w wagon, wiele leciało w powietrze… ale jedna kula trafiła. A właściwie to drasnęła Elisabeth po ramieniu, przelatując równocześnie blisko twarzy Johna. Dixon syknęła, schowała się za drzwiami, oparła o nie plecami, jednocześnie kładąc zaciętego Colta na podłodze i łapiąc się wolną ręką za draśnięcie, z którego zaczęła sączyć się minimalnie krew.

Do Melody też strzelano… ale bardzo niecelnie. Najbliższa strzała wbiła się w drzwi wagonu dobre półtora metra od dziewczyny.

Przetrzebieni indianie goniący za pociągiem, zdecydowanie zaczynali sobie odpuszczać, zwalniając tempo, i powoli zostając w tyle…

John już miał strzelić, by do końca zniechęcić napastników, lecz w ostatniej chwili zrezygnował. A nuż by nie trafił, a naboje na drzewach nie rosły.

- No chyba obroniliśmy pociąg - powiedział, nie do końca poważnym tonem. Spojrzał na ramię dziewczyny. - Boli? - spytał. Raczej pro forma.

Ognista znowu byłaby gotowa stanąć w drzwiach i strzelać do zasranych Indiańców, jednak słowa Johna o obronie spowodowały, że została na miejscu.
- Nic mi nie będzie - Spojrzała na czerwone ślady na oderwanej dłoni - Piecze i szczypie, nic więcej. Co tam się dzieje? - Przekręciła się i wychyliła nieco głowę za drzwi.
- Na pewno wszystko ok? - Spytała Melody, spoglądając na Elizabeth ze zmartwioną miną. Sama Dixon zaś, wpatrywała się w tyły pociągu… zauważając jakiegoś indiańca na dachu jednego z wagonów pasażerskich!
- Są na dachu! - Wykrzyknęła Ognista i wiedząc, że go nie ustrzeli z tej pozycji, schowała się i spojrzała na sufit wagonu - Tam - Wskazała palcem na klapę znajdującą się na górze.
- Tylko jak tam wejdziemy? - Zapytała rozglądając się wkoło.
- Gdzie ty chcesz włazić?? - Powiedziała Melody - Jesteś ranna!
- Nie bądź śmieszna, ledwo mnie trafił - Parsknęła Elizabeth - Zróbcie jakieś wejście, ja muszę przeładować cylinder - Podniosła swojego Colta z podłogi razem z paczką amunicji w celu usunięcia niewypału i załadowaniu świeżych naboi.
- Postawimy dwie-trzy skrzynie, jedna na drugiej, a wtedy da się dosięgnąć do tej klapy - powiedział John, zabierając się za stojącą w miarę blisko skrzynię, by przesunąć ją i ustawić pod klapą.
- A może ty pójdziesz? - Melody spytała Johna, pomagając ustawiać skrzynki.
- Panie mają pierwszeństwo - zażartował zagadnięty. - Elizabeth z pewnością strzela lepiej, niż ja, ale poza tym masz rację. To nie jest robota dla kobiety.

Dixon podniosła lekko głowę i uśmiechnęła się szyderczo.
- No pewnie, bo robota dla kobiety to gotowanie, sprzątanie i zmiana pieluszek?
- Spytała ironicznie - Ale śmiało, idź skoro uważasz, że wykonasz zadanie lepiej, przecież jesteś MĘŻCZYZNĄ - Kończąc lądować bębenek załadowała go do rewolweru, a niewypał wrzuciła do pudełka z amunicją, aby sprawdzić, czy uda się później coś z niego odzyskać, czy to już zwyczajny śmieć. Usiadła po turecku na podłodze opierając się plecami o skrzynię i patrzyła. Melody z kolei zerknęła jeszcze raz przez jedne i drugie drzwi wagonu, czy na pewno indianie sobie odpuścili…
- Jakby nie było, to Melody zasugerowała, żebym ja poszedł, a nie ty - odparł spokojnie John, w najmniejszym stopniu nie przejmując się słowami Elizabeth. - Więc ją spytaj, dlaczego uznała, że się lepiej niż ty nadaję do tej roboty.
Uzupełnił naboje w bębenku, schował rewolwer, a potem zaczął wchodzić na piramidę skrzynek.

Dixon prychnęła niezauważalnie. Bardziej do siebie niż, niż do Johna. A jedyne co pomyślała, że John jak to mężczyzna, zamiast wziąć sprawę na klatę, to chowa się za kiecką panny.
- Dajcie se po szlagu, albo buziaka - Powiedziała Melody i krótko się zaśmiała, wracając do piramidy skrzynek, i dla bezpieczeństwa je nieco przytrzymywała, gdy John wchodził. Wszystko się niebezpiecznie telepało…

Elizabeth patrzała na Johna, który ledwo trzymał się na pośpiesznie ustawionych skrzyniach i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Później jej wzrok powędrował na ranę, czując jak ja piecze i mina jej zrzedła.
- Widziałaś? - Wskazała na czerwoną plamę na ramieniu - Rozpieprzył mi rękaw… Przecież to się nie spierze, taka ładna koszula… - Powiedziała z żalem w głosie.
- Dobrze, że tobie się nic większego nie stało - Powiedziała Melody, spoglądając w stronę Elizabeth - To by trzeba trochę przemyć, i założyć jakiś bandaż?
- No ale koszula - Narzekała dalej Ognista - A co do rany to mamy doktorka, skoro z bólem głowy sobie poradził to i z tym, he?
- Masz pretekst, żeby teraz spać bez - Wypaliła nagle Melody, i się głośno roześmiała. A John informował je właśnie o jakiś odwiedzinach indiańca… na dachu??

Elizabeth popatrzyła jak John wspina się ze skrzyń na dach i znika na nim. Dziewczyna wstała i podeszła do chwiejącej się konstrukcji.
- Trzymaj te skrzynie, żeby tak nie latały, wchodzę do niego.
- Ranna, bosa, i w koszuli nocnej?? - Melody spojrzała krzywo na Elizabeth - Ty trzymaj, ja wejdę!

Elizabeth jedynie westchnęła. Jakoś nie miała ochoty się kłócić, bo ból głowy znów się nasilił, więc ostentacyjnie pokazała jak łapie za skrzynie. Jednak po dosłownie sekundzie uśmiechnęła się szczerze do Melody.
- Uważaj tam na siebie młoda - Powiedziała puszczając do niej oczko - Mamy jeszcze butelkę wina do wypicia - I zachichotała.
- A ty się ubieraj - Uśmiechnęła się Melody, wspinając się po skrzynkach… a wtedy na dachu padły dwa strzały, a po paru chwilach odezwał się do nich John, zaglądając do wnętrza wagonu.
 
Elenorsar jest offline