Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2022, 12:12   #169
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Paladyn i Druid pozostawili za sobą resztę towarzyszy, po czym udali się gościńcem w kierunku "Rozciągniętego Lasu", goniąc nikczemników, którzy ośmielili się dokonać takiego niestosownego czynu…

Chwilowo to było jednak jedynie podążanie za ich śladami. Nigdzie bowiem nie było ani nikogo widać, ani słychać. Za to się już ściemniało, a i koń Endymiona zaczynał już dosyć głośno sapać.

- Daj spokój, dasz radę… - odezwał się ork nieprzyjemnie do konia i położył dłoń na jego karku, nie siląc się na żadną inkantację, a błogosławieństwo przepłynęło przez ciało wierzchowca przeganiając wszelkie zmęczenie. Po czym wbił wzrok w drogę i ślady… zajmując myśli i zachowując resztki zdrowia psychicznego wyobrażając sobie mord którego zmierzał się dopuścić…

- Jeśli potrzeba, poniosę ciebie, a ty użycz mi błogosławieństwa - rzekł Druid.

Bharrig przeczuwał, że pościg może przedłużyć się znacznie. Miał także wyjątkowo złe przeczucia co do tego, co może czekać na samym jego końcu. Kto bowiem mógł zadać sobie trud, rozgrzebać kurhan i zabrać ze sobą zwłoki gryfa? Niewątpliwie, na samym końcu - imaginował - spotkają magów albo innych mistrzów rzemiosła, którzy na częściach ciała gryfa mogliby skorzystać. Tak czy inaczej, szykowała się trudna walka.

~

Dwie godziny później(czyli około 21), dwaj towarzysze zauważyli w końcu coś przed sobą na gościńcu. Wolno jadący, czterokołowy wóz, i dwóch konnych przy nim. Zarówno na wozie, jak i konni, mieli latarnie, którymi oświetlali sobie drogę w ciemności…

Druid szepnął do orczego towarzysza:
- Ja wlecę przed wóz i przestraszę konie, ty zaś uderzaj od tyłu. Przyprowadźmy ich do sprawiedliwości!
- Sprawdź… - zaczął paladyn bardzo powoli i mrocznie, powstrzymując na razie kotłującą się w nim agresję, która tylko czekała by znaleźć ujście - Czy to nasz cel. Jeśli tak… to biada im.
- Kiedy zawołam, przyjedź - rzekł jeszcze krasnolud pod postacią żywiołaka powietrza.

Bharrig-żywiołak uniósł się w górę. On sam nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, poza dźwiękiem wirującego wichru. Zamierzał sprawdzić w istocie, czy byli to złodzieje ciała gryfa. Po tym, kiedy uleciał w górę, pomknął naprzód, próbując wyłapać w ciemnościach jak najwięcej szczegółów.

Dwóch facetów na koniach, młoda babka na wozie… cała trójka miała dziwne gęby, jak ulał pasujące do nikczemników, wóz zaś miał na pace "coś" dosyć dużego, przykrytego płachtami.

Bharrig nie czekał: podleciał cichcem do wozu i spróbował zerwać płachtę. Bądź co bądź, szukali winowajców, ale z drugiej strony, nie chciał się wypuszczać na ludzi, którzy mogli sie okazać niewinni. Musiał być pewny… i po chwili był. Pod płachtą leżało ciało Gryfa, i pojedyncze kawałki humanoidów, zapewne resztki rodziny Amzy.

Bharrig-żywiołak powietrza, nie był jednak tak całkiem cichy, ukradkowy, czy tam i niezauważalny… być może przez podmuch wiatru, którym po części sam był, albo po prostu przez jakieś przeczucie, lub zmysły babki na wozie, został w końcu zauważony.
- Jasna cholera!! Co to jest!! - Wydarła się powożąca pojazdem, spoglądając w tył, na owego, 6-metrowego żywiołaka, po czym smagnęła batem konia pociągowego.

- Aaaaaa!! - Wrzasnęli obaj faceci na koniach, po czym… wystrzelili na nich do przodu, kompletnie olewając własną towarzyszkę wraz z wozem, zostawiając na pastwę losu.

Bharrig nie dbał w tym momencie o doprowadzenie drabów na szubienicę - sprawę ogarnie się potem. Najważniejsze było ciało gryfa, po które skwapliwie sięgnął swoimi wielkimi, wirującymi i utkanymi z wiatru łapskami.

- Hieny cmentarne, porywacze zwłok! - zagrzmiał Bharrig. - Jak śmiecie zakłócać spoczynek umarłym!

Druid zamierzał najpierw zabezpieczyć ciało gryfa, które wszak było najważniejsze. Kiedy tylko zdoła je unieść, zamierzał przylecieć z nim do Endymiona.
Czas na łowy na tych, co bezczeszczą zwłoki, przyjdzie później.

Bharrig uniósł gryfa z jadącego wozu, zatrzymał się i ostatecznie ułożył jego ciało na ziemi. Upewnił się, że Endymion jest w stanie go obronić.

Zaraz potem ruszył z powrotem w stronę wozu i kobiety, zamierzając ją złapać.

Endymion wyobrażał sobie tę chwilę na wiele różnych sposobów w ciągu ostatnich kilku godzin. Głównie były to różne sposoby cięcia niegodziwców o demonicznych wyrazach twarzy na plasterki. Raz szybko i efektownie, innym razem powoli i boleśnie. Ale teraz… teraz nie potrafił. Agamemnon wyglądał okropnie. Gdzieś tam z tyłu głowy wiedział, że tak to będzie… spuchnięty. Odbarwiony. Pióra i futro wypadało z niego garściami odsłaniając stare blizny. Z dzioba i rozciętego gardła wypływała krwawa piana. I ten zapach… i muchy. Teraz, kiedy klęczał przed swoim przyjacielem nie potrafił pozbyć się odrazy do jego stanu.

W tym czasie Bharrig-żywiołak powietrza, poleciał za uciekinierką na wozie… i ładnych parę chwil zajęło mu jej dogonienie. Babka pędziła bowiem ile się dało, nie zważając na mrok na gościńcu, jedynie słabo rozświetlany latarnią szaleńczo kołyszącą się na wozie.

Przemieniony Druid w końcu do niej dotarł, i próbował złapać swoją dużą łapą, ale za pierwszym razem się nie udało… a kobita to aż się na niego łopatą wśród tej szaleńczej ucieczki zamachnęła.
- Potwór!! - Wrzeszczała.


A nie była to byle łopata, jeden jej brzeg był porządnie zaostrzony, co w sumie czyniło z narzędzia coś jakby glewię?

Dwaj jej towarzysze już uciekli daleko w mrok, i nie było po nich(przynajmniej chwilowo) śladu… a Bharrig-żywiołak w końcu ją złapał, unosząc z wozu, który również pojechał hen daleko, ciągnięty wciąż przez szaleńczo biegnącego konia.

- Aaaaaaaaaa!! - Wydzierała się pochwycona przez "potwora" kobieta.

- Ty! - krzyknął Bharrig, nie kryjąc oburzenia i gniewu w głosie. - Jak śmiesz zakłócać spokój zmarłymi! Jak śmiesz zbezcześcić zwłoki stworzenia, którego nawet nie znasz!

Wielki żywiołak zatrząsł kobietą i w międzyczasie uniósł się w powietrze. Samotna latarnia zatknięta na wozie oddalała się w zastraszającym pędzie, kiedy żywiołak-Druid i trzymana przez niego kobieta lecieli coraz dalej i dalej. Po pierwszym zaś zaskoczeniu, i chwili milczenia… kobieta również się wydarła:
- Trup w mogile bez znaku! Bez niczego, pośrodku niczego! Skąd mieliśmy wiedzieć, że czyjś?!
- Co zamierzaliście z nim zrobić? - zagrzmiał Bharrig, który zmienił chwyt w taki sposób, że kobieta zawisła na jednej własnej ręce. Zanim odpowiedziała, spojrzała w dół, i jakby warknęła niezadowolona…
- Oddajemy takiemu jednemu, on dobrze płaci za różne trupy - Powiedziała w końcu.
- Na co mu te trupy i gdzie jest? - dopytywał Bharrig. Kobieta jednak milczała.
- Czy tak nisko cenisz swoje życie? - rzekł ciągle oburzony zbezczeszczeniem zwłok gryfa Bharrig.

Poluźnił swój uścisk nieco, oczekując reakcji kobiety. Na chwilę się wystraszyła, ale zaraz się znowu opanowała.
- Jak nie ty teraz, to on mnie zabije później, co za różnica? - Powiedziała z kwaśną miną.
- Powiedz mi, co to za jeden, gdzie jest i na co są te trupy, a ujdziesz z życiem. Ja i moi towarzysze pomścimy to, co nasze. Po co ktoś wykopuje trupy? - zapytał Bharrig, nie potrafiąc wyobrazić sobie niczego dobrego, co mogłoby wyniknąć z kopania zwłok, szczególnie zaś zwłok gryfa.
- I tak ci nie wierzę… - Mruknęła kobieta - …nazywa się Raven, jest zawsze ubrany na czarno. Ma wieżę pod Scornubel, na północy. Nie wiem co z nimi robi, my mu je przywozimy, on płaci, i je zabiera…
- Świetnie - rzekł Bharrig. - Tak się składa, że wybieramy się do Scornubel. Zaprowadzisz nas do jego wieży.

Bharrig uważał, że znacznie lepsze będzie wyeliminować źródło niż ledwie ubijać przyczyny, stąd - kobieta, czy tego chciała czy nie - szła z nimi do Scornubel.

Bharrig-żywiołak zleciał z wysokości prosto do Endymiona, który zdawał się być zajęty swoim martwym towarzyszem. Pokrótce streścił orkowi rewelacje, o których opowiedziała mu wcześniej kobieta - porywaniu trupów i mężczyźnie imieniem Raven na północ od Scornubel. Potem odezwał się w te słowa do Paladyna:

- Trzeba związać tę poćpiegę i zabrać Agamemnona w bezpieczne miejsce. Czas już odczynić bezsensowną śmierć twojego towarzysza. Ja poniosę Agamemnona, ty zaś bacz na hienę cmentarną. Wróćmy do naszych towarzyszy i zacznijmy, co potrzeba.

- Związać to se możesz swoje jaja, jak jakieś masz. Nigdzie z wami nie idę, pieprz się - Burknęła do Bharriga kobieta.

Endymion słuchał nieco bezwiednie i biernie rozmowy i protestów. Znaczenie słów dochodziło do niego z opóźnieniem. Trochę jakby emocjonalnie był obok tej sytuacji, a nie w niej.
- Grabież grobów jest poważnym przestępstwem w tych okolicach. Jak we wszystkich innych prawdziwie cywilizowanych. W Baldurs Gate grozi za to kilka miesięcy lochu lub ciężkich robót. Zapatrzanie nekromanty w ciała czyni sytuację tylko gorszą - powiedział tonem beznamiętnym i jakby oderwanym od kontekstu - Nikt cię już nie pyta o zdanie. Idziesz z nami, albo będziesz za nami ciągnięta. Popatrz na to w ten sposób… kiedy będziemy zajęci nekromantą może uda ci się wymknąć.

Damska hiena cmentarna obrzuciła Endymiona ponurym spojrzeniem…
- Ale nie dam się związać - Burknęła - Nie i chuj. A kim wy w ogóle do cholery jesteście?
- Kimś, kto nie lubi, jak wykopuje się zwłoki jego towarzyszy - rzekł Bharrig-żywiołak oschle.

Druid przekazał Paladynowi kobietę, a sam zajął się gryfem.
- Ruszajmy - rzekł Bharrig do swojego druha. - Czeka nas wiele pracy.

- Jeżeli spróbujesz uciec nie będziemy już tacy uprzejmi - ostrzegł Endymion wstając z kolan - a nie prześcigniesz wiatru - wskazał gestem głowy żywiołaka, po czym spojrzał za wozem który zdążył już odjechać - Bharrig. Przyprowadzisz wóz? - zapytał towarzysza.
- Wóz i konia - Bharrig kiwnął wielkim łbem. I odleciał po nie bez dalszego komentarza.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline