Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2022, 12:46   #48
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
John zaklął pod nosem. Zachwiał się, gdy skrzynki pod jego nogami się zatrzęsły, ale nie zleciał. Na szczęście.
Na szczęście klapa była na wyciągnięcie ręki. Chwycił za uchwyt i sprawdził, czy klapę da się podnieść.
Odsunął zasuwę i uchylił klapę, mając widok na tyły pociągu… jeden z indiańców biegł w kierunku Johna, ale był jeszcze oddalony o 2 wagony. Kolejny, znikał właśnie między wagonami pasażerskimi w dół. A konstrukcja na której "Doc" stał, chybotała się w cholerę…
- Jeden chce nas odwiedzić - powiedział, spoglądając w dół, na dziewczyny. A potem spróbował wydostać się na dach, by znaleźć się tam, zanim piramida skrzynkowa się rozsypie. I po chwili się udało, John był na dachu pociągu… a skrzynki się nie rozsypały. Pociąg zaś nadal szybko jechał, był spory pęd wiatru, i doktor o mało nie stracił kapelusza. Na samym dachu wagonu było zaś zdecydowanie niebezpiecznie, i to nie tylko z powodu nadciągającego już z bojowym wrzaskiem indiańca z tomahawkiem w łapie, który był już na wagonie towarowym numer dwa.
- Przeklęte baby... - rzucił w przestrzeń John, po czym wyciągnął colta. Nie bawił się w strzelanie z biodra. Nie miał zbyt wiele czasu, ale wycelował i pociągnął za spust. A w pogotowiu miał już derringera.

Kula trafiła podbiegającego czerwonoskórego w bebechy, ale… jakby to na nim nie zrobiło wrażenia. Z rykiem rzucił tomahawkiem w "Doca". Ten próbował jakoś się choć minimalnie poruszyć, wykonać unik, co było podwójnie utrudnione, na dachu pędzącego pociągu.
Pieprzona, indiańska broń wbiła się w lewe udo Johna, a sam pieprzony czerwony wyciągał właśnie nóż, będąc już o trzy kroki od "Doca"... który ponownie strzelił do niego z colta. I tym razem trafił już przeciwnika w tors, a ten z urwanym wrzaskiem poleciał w bok, i w końcu spadł z dachu pociągu.
- Niech cię diabli... - powiedział John, siadając na dachu wagonu. Schował colta, kwestię uzupełnienia nabojów odkładając na później. A potem obrócił się i spojrzał wgłąb wagonu.
- Gość sobie poszedł - powiedział… widząc wspinającą się po skrzynkach do niego Melody. - Ale przyda mi się moja torba - dodał. - Możesz mi ją podać?
- Jaką torbę? - Powiedziała Melody.
- Tę czarną, z literami MD - odparł.
- Nie ruszaj się, ja ją podam - Powiedziała Dixon do Melody i poszła do rzeczy Johna i po chwili rzeczywiście znalazła torbę z literami MD.

- Łap! - Nieco krzyknęła podając torbę do góry - Załatwiłeś wszystkich?
- Nas chciał odwiedzić tylko jeden - odparł John. - Drugi poszedł w gości do pasażerów. Ale sądzę, że go przyjmą bardzo gorąco - dodał, odbierając torbę.
- A ten mój, zanim poszedł, zostawił coś na pamiątkę - dorzucił kolejną informację.
Wyciągnął przeklęty toporek, który na szczęście nie wbił się tak głęboko, jak mógł. A potem zaczął prowizorycznie opatrywać ranę.
- Wchodź na górę! - Krzyknęła na Melody - Jedna z nas musi tam pójść, a druga przypilnuje Johna na dachu. Nie jestem pewna czy tam siebie z nim poradzą, a jak sukinsyn w trakcie jazdy rozłączy sprzęg, to na pewno lokomotywa się zatrzyma, a wtedy dogonią nas tamci.

Melody wdrapała się w końcu całkiem na górę, po czym znalazła obok Johna. Przez chwilę patrzyła, jak ten opatruje sobie nogę, a potem spojrzała na tyły pociągu.
- Jest ich tam kilku? Już weszli do wagonów? - Przeniosła wzrok na mężczyznę - To idziemy? Czy nie dasz rady?
- Jednego widziałem. Pewnie zszedł z dachu po drabince. albo zeskoczył. Dam - podniósł się. - Ale nie chciałem do końca zapaskudzić spodni.
Toporek zrzucił na dół uważając, by nie trafić Elizabeth, która właśnie próbowała wejść na szczyt dachu po skrzyniach, zrobiła jeden krok, drugi… i trzeci się już nie udał. Jedna ze skrzyń osunęła się w bok, Elizabeth straciła równowagę i zaczęła spadać razem ze skrzynią, jednak w ostatniej chwili przesunęła ciężar ciała na drugą stronę i udało jej się złapać skrzyni, która stała wyżej. Zarzuciła nogę i udało jej się wspiąć na górę. Bez problemów przyszło jej wspięcie się na sam dach, robiąc szybkie podciągnięcie.

Gdy znalazła się na górze spojrzała na zakrwawione banderze Johna na jego nodze.
- Nie żartuj, jesteś ranny. Przecież mogę pójść - Spojrzała w tył wagonu, widok przysłaniały jej włosy, które pęd wiatru pchał na jej twarz - Do którego weszli?
- To tylko draśnięcie - odparł. - A tam mogą być ranni. Naprawdę chcesz tam iść półgoła? - zmienił temat. - Mi to się podoba, ale wiesz...
- Był tylko jeden i zniknął między tamtymi wagonami. - Wskazał miejsce, dając równocześnie dziewczynie czas na przemyślenie paru spraw.
- Wiesz, że są ważniejsze sprawy niż kawałek dupy i cycka na wierzchu? - Powiedziała Ognista nad wyraz spokojnie jak na nią - Ale jak uważasz, że dasz rady to idź. Ja poczekam, będę obserwować, czy nie nabiegają kolejni.
- Wiem, że są, ale uwierz mi, że nie jesteś tam potrzebna na... tychmiast - dokończył uznając, że słowo 'gwałt' raczej by nie pasowało, szczególnie w obliczu nader zachęcającego stroju dziewczyny. - Załatwimy z Melody co trzeba i wrócimy - zapewnił.
 
Kerm jest offline