Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2022, 04:05   #88
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Leśniak z Władczynią Koni zniknęli w ciemnym lesie zostawiajac bractwo przy zagaszonym ogniu. Jedyne co mieli to kierunek, który oboje zgodnie obrali jako właściwy. Idąc przez las poruszali się powoli idąc obok siebie. Na tyle daleko, aby nie być większym celem. Na tyle blisko, aby w ciemnościach nie stracić swych czarnych konturów z oczu. Obojgu nie brakowało odwagi a wspólnej przygodzie coraz szybciej i głębiej zawiązującej się między nimi więzi dodawał przyprawy dreszcz emocji niebezpiecznego przedsięwzięcia. O tropieniu czegokolwiek w takich warunkach nie było mowy. Las był wyjątkowo gęsty. Przez iglaste liściaste sklepienie nie przedostawało się wiele światła gwiazd, które mrugały z rzadka ukazując się jak podglądające oka przyłożone do dziury po sęku w ciasno osadzonym sztachetami ścianie płotu. Szli ostrożnie stawiając kroki, które tłumił mech i tylko z cicha pomrukujące igliwie czasami karciło, zwłaszcza Glèowyn, w myślach, że być może dunlandczyk Rogacz miał rację.

Co pewien czas przystawali nasłuchując. Las nocą tętnił życiem. A to leśny gryzoń przeskoczył z gałęzi na gałąź. Zaśpiewał cudnie słowik, którego koncert skończył się nagle jakby niedokończony. Zahuczała sowa. Zwinnoręki widział jeża bez pośpiechu posilającego się owadami z powalonego pnia. Gdy tylko odkrył obecność człowieka uciekł tak szybko, że został tylko oddalający się dźwięk szeleszczącego na ściółce runa.

Para przepatrywaczy przemieszczała się w głąb kniei w możliwie jak najbardziej prostej linii. Zgubić się w lesie Zwinnorękiemu byłoby trudno, lecz rozdzielony z Glèowyn, nie ręczył czy dziewczyna po kluczeniu, oby na pewno znalazły drogę powrotną do ich obozu, zwłaszcza przed świtaniem.
Najpierw usłyszeli rechot żab, później cichy szmer ślizgającego się po kamykach strumyka. Poszycie zgęstniało, gdyż wiele starych drzew w tej części lasu leżało zwalonych tworząc formę zasieków, które należało obchodzić dookoła, spodem lub prześlizgując się po omszałych pniach na brzuchu. Rozgwieżdżone niebo przeglądało się błyszcząc w wartkim nurcie wodnej ścieżki. W oddali dostrzegli ledwie widoczny blask, który dawało dobrze ukryte w zakręcie rozlewiska ognisko. Leśny gąszcz uniemożliwiał obserwację, lecz do ich uszu doleciały odgłosy ludzkiej obecności w obozowisku. Śmiech był zaraźliwy co najmniej kilku gardłom tej nocy.
Glèowyn, świadoma swych braków podczas skradania, już miała coś zaproponować towarzyszowi, lecz tamten przyłożył palec do ust i w kilku gestach dał jej do zrozumienia, aby została w tym miejscu. Sam bezszelestnie z błyskiem w oku oddalił się łukiem w stronę leśnego koczowiska.
Leśny Człowiek zdawał sobie sprawę, że podejmował ogromne ryzyko jednak nieświadomy jak to zwykle w danej chwili bywa ogromu swej nierozwagi. Polować na drapieżniki w ich lęgowisku było niebezpieczniej dla myśliwego, który w każdej chwili mógł stać się zwierzyną.

Zwinnorękiemu zajęło dużo czasu mozolne czołganie się między paprociami. Kiedy w końcu był na tyle blisko, by rozpoznać postacie, kilka drzew dalej dostrzegł opartego plecami o pień wartownika. Ani myślał przemieszczać się bliżej. Oddychał powoli uświadamiając sobie, że powrót do Glèowyn może okazać się jeszcze trudniejszy.

W biwakowisku doliczył się kolejnych sześciu postaci. Kobiety i mężczyźni w zwierzęcych skórach i futrach. Długie, gęste bujne czarne włosy, harde twarze i obcy język zdradził natychmiast pobratymców Rogacza. W oddziale wyróżniała się para wysokich dowódców. Podobieństwo między kobietą i mężczyzną od razu przywoływało skojarzenia, że hersztami porywaczy byli bliźniacy. Na posłaniu z mchu siedziała skrępowana niewiasta. Na głowę zarzucony wór nie pozostawiał wątpliwości, że to Esfeld.

Czas mijał, a Zwinnoręki czekał na odpowiedni moment aby wrócić do Glèowyn.




Pełna niespokojnej nadziei, zobaczyła Rodericka, gdy wyrósł nieopodal spod powalonego pniaka jak duch spod ziemi.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 11-04-2022 o 04:22.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem